Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Może dla was nie piekielne, ale mnie doprowadza do białej gorączki. Studiuję…

Może dla was nie piekielne, ale mnie doprowadza do białej gorączki.
Studiuję dziennie, drugi raz na pierwszym roku innego kierunku (przyczyna nieistotna, generalnie wiem o co w studiach chodzi). Oprócz tego zaocznie, w weekendy, zdobywam uprawnienia inspektora BHP. Generalnie daję radę, materiał ogarniam. W czym piekielność? Spieszę z wyjaśnieniami.
Oprócz zajęć, mamy w tym semestrze do zrobienia 160h praktyk, co daje ok. 20 dni roboczych. Bez nich nie można delikwenta dopuścić do egzaminu zawodowego. Sęki są dwa:
1. Gdzie człowieku nie napiszesz, to choćby to była pianka cukrowa, a ze słuchawki sączyły się pienia anielskie, nie odpiszą. Z kilkudziesięciu firm odpisało mniej, niż 5. Z odmową.
2. Na mojej Alma Mater jakoś te nieszczęsne praktyki załatwiłam. Pani magister zajmująca się tą działką pokombinowała, dała papierki do wypełnienia i podpisania, w zasadzie zgoda dziekana pewna, jak coś to pisać albo dzwonić, a od czwartku rano na praktyki (zgodnie z zapisem w umowie, zobowiązującej obie strony. No to skracam długi weekend, tłukę się po nocy przez cały kraj, coby obowiązku dopełnić. Zgodnie z kalendarzem akademickim, uczelnia pracuje normalnie.
Co zastaję? Chiński cyrk, bo nikt nic nie wie. Pani kierownik komórki BHP nic nie wie, w dziekanacie zamknięte i nikt nie odbiera, pani magister nie odbiera ani maili, ani telefonów.
A mogłam odpocząć te kilka dni dłużej...
I tylko mnie cholera ciężka trzaska. Tymi umowami się chyba podcierają. Albo palą w kotłowni.
PS. Może nie wyjaśniłam - poinformowanie komórki o praktykancie leży w gestii uczelni, nie praktykanta.
I naprawdę rozumiem fakt, że nie tylko ja wyjechałam na długi weekend. Ale tak mnie rodzice wychowali, że albo się umawiam i dotrzymuję zobowiązania, albo się nie umawiam. A gęby służą również do komunikacji, np."Niemamnie, proszęprzyjśćwponiedziałek."

studia uczelnia praktyki nauka czas

by DamskieKonto
Dodaj nowy komentarz
avatar KatzenKratzen
1 1

Ja tak nie do końca rozumiem. Te praktyki dotyczyły zdobywanych przez Ciebie weekendowo uprawnień inspektora BHP? I miały być załatwiane przez uczelnię? Czy przez Ciebie indywidualnie? Bo najpierw piszesz, że się dzwoni po firmach, próbuje załatwić a nikt nie odpowiada lub odpowiada odmownie a potem, że załatwia je uczelnia. Uczelnia niby załatwiła, Ty przyjechałaś na praktyki a tu nikt nic nie wie. Dobrze zrozumiałam? Wiesz, dla Ciebie są to zapewne rzeczy oczywiste, ale nie dla każdego. Jak dla mnie to powinnaś nieco uszczegółowić tę historię, żeby zrozumiał ją każdy (a my tu ludzie różnych branż i zawodów, uczniowie, studenci itp)

Odpowiedz
avatar ziobeermann
0 0

Ty musiałaś sobie długi weekend do czwartku skrócić, a przecież mogłaś odpoczywać. A ja o pierwszej w nocy w czwartek musiałem być w fabryce. Nie ma sprawiedliwości.

Odpowiedz
avatar imhotep
0 0

@ziobeermann: Ktoś ci broni rzucić pracę i zacząć weekendowy kurs BHP? :P

Odpowiedz
avatar asmok
0 2

Też tak kiedyś na praktyki pojechałem. Praktyki w szkole zawodowej. Wszyscy wielkie oczy, nikt nic nie wie, nikt o mnie nie słyszał, nie mam przydzielonego opiekuna. No ale umowę miałem. W końcu znalazł się dyrektor. Tak, oczywiście, wszystko załatwione, dostałem nazwisko opiekuna. Okazało się że improwizował. Wchodzę do opiekuna. On wielkie oczy. Pyta co ja tu robię. W praktyki nie chce uwierzyć. Pokazuję mu papiery, tłumaczę. W końcu uwierzył, zasmucił się, bo nic nie miał przygotowane. Myśli, myśli i nagle coś wymyślił. Radość i szczęście na twarzy. Prawie mnie uściskał. Mówi "człowieku, z nieba mi spadłeś. Z żoną jestem pokłócony. Poważna awantura. Obiecałem jej <nie pamiętam co> za pół godziny, a tu ze szkoły wyjść nie mogę. Masz tu dziennik, masz tu konspekty i moje notatki, zacznę lekcję a ty improwizuj, zaraz wrócę". Na nic moje protesty, że miałem być obserwatorem. Zresztą, faceta znałem, szkoda mi go było, to improwizowałem. Chwilę po tym jak wyszedł, ktoś na niego doniósł. Że klasa sama, że chaos, anarchia i demolka. Wpada dyrektor. Jak burza. Zaraz za drzwiami wyhamował, patrzy, przeprasza i po cichutku wtapia się w tło. Dokończyłem co tam robiłem, pytam co się stało. A bo mu powiedzieli że chaos a widzi ze porządek i lekcja w toku. Pyta gdzie nauczyciel. Mówię że jest, ale jakiś taki mizerny był, źle się poczuł i musiał pilnie do wc. Zaraz wróci. Dalej nie wnikał. Na następnej lekcji wpada nauczyciel, z obłędem w oczach. Ktoś mu doniósł, że na niego donieśli i że dyrektor wpadł i widział chaos, anarchię i totalną demolkę. Że już zwolniony będzie, konsekwencje straszne i takie tam. Za drzwiami wyhamował i jak dyrektor - postarał wtopić się w tło. Woła mnie po chwili. "Co zrobiłeś klasie? Czemu jest spokój? Gdzie dyrektor? Zrobiłeś coś nielegalnego? Poniosę konsekwencje?". Mówię, że spokojnie, wszystko załatwione, żadnej przemocy, lekcje się odbyły. Dopilnowałem żeby w zeszytach mieli dowód rzeczowy w postaci notatek, koniecznie z tematem i datą. Tak, wiem że ten komentarz nic nie wnosi. Tak tylko chciałem zauważyć, że radzenie sobie z chaosem i biurokracją, improwizowanie i "poznawanie życia", jest jednym z istotnych, o ile nie najistotniejszym elementem praktyk. Samego meritum można się z książek nauczyć. Cała otoczka, radzenie sobie z otoczeniem w którym się pracuje, to coś czego trzeba doświadczyć.

Odpowiedz
Udostępnij