Z niewiadomych przyczyn przypomniała mi się dziś dawna historia - z czasów, gdy moja latorośl uczęszczała do wstępnej placówki edukacyjnej czyli przedszkola.
Przedszkole najzwyczajniejsze, państwowe. Jedną z wychowawczyń była pani, nazwijmy ją roboczo: pani Ania. W ciągu 3 lat uczęszczania synka do ww placówki wiele razy słyszałam od innych pracowników, że p. Ania to osoba konfliktowa, nielubiana, z którą nikt nie chce pracować (panie były dwie na grupę). W ciągu tych trzech lat jako druga nauczycielka w grupie synka pracowały w sumie 4 panie, więc pewnie coś w tym było. Szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to, póki moje dziecko było szczęśliwe i lubiło wszystkie "panie" łącznie z panią Anią.
Tło historii właściwej: przedszkole czynne było od 7:30 do 17:30. W praktyce jednak pustoszało w godzinach 15-16. Nie wiem, jak inni rodzice sobie radzili, może pracowali krócej, na zmiany, może nie pracowali, może dzieci odbierali dziadkowie/starsze rodzeństwo itp. Nie wiem. Ja pracowałam w godzinach 9-17 i nie miałam żadnych szans na wcześniejsze odbieranie synka. Wówczas poruszałam się po mieście komunikacją miejską i - choć w linii prostej nie było daleko od mojego miejsca pracy - konieczność przesiadki i odległość przedszkola od przystanku sprawiała, że wpadałam tam zdyszana i z językiem wywieszonym do brody około 17:25 / 28. Zaznaczę, że nigdy się nie spóźniłam. Szanuję czyjąś pracę i rozumiem, że nikt nie ma obowiązku ani tym bardziej ochoty tłuczenia darmowych nadgodzin z uwagi na moją skromna osobę. Zazwyczaj zastawałam synka w szatni, już ze zmienionymi bucikami i kurteczką w łapinie i panią dyżurującą, stojącą w boksie startowym, co również jest całkowicie zrozumiałe. 17:30 to 17:30 do tej godziny pracują i obie strony powinny to uszanować.
Pewnego dnia - 3 rok przedszkola, synek lat 5 - zastałam swojego malucha we łzach. Byłam zdumiona, bo na ogół świetnie znosił pobyt, lubił panie, dzieci i przedszkole ogólnie. Przytuliłam, pytam, co się stało. I co słyszę? "Pani Ania powiedziała, że jakbyś mnie kochała, to byś mnie wcześniej odbierała buuuuuuuuu". Zgorzałam. Ja, osoba serca gołębiego, pełna szacunku dla świata i ludzi, o łagodnym charakterze, zrobiłam awanturę taką, jakiej nigdy przedtem nie zrobiłam i mam nadzieję, że już nie zrobię.
Pani Ania niezręcznie jąkała, że dziecko ją źle zrozumiało, że ona tylko chciała powiedzieć, że kochający rodzice robią wszystko, żeby spędzać z dzieckiem jak najwięcej czasu (czyli mniej więcej to samo, co powiedziała małemu tylko innych słów użyła). Na moje ostre uwagi, że dziecko potrzebuje też jeść, ubrać się, korzystać prądu, wody, gazu, mieć dach nad głową i jednak ktoś musi na to zarobić, że nie pracuję 16 godzin na dobę, a jedynie normalny 8-godzinny etat, żeby po prostu żyć, bo bez pieniędzy się nie da, że nie wydłużam godzin pracy przedszkola, zawsze zdążam (w ostatniej chwili to w ostatniej, ale zdążam) nie znalazła argumentu.
Uprzedzam - nie złożyłam skargi. Żal mi jej było. Wywrzeszczałam powyższe i zdawało mi się, że dociera. Jaka była to była, ale dzieci ją lubiły i to było najważniejsze. Skupiłam się wtedy na tłumaczeniu sytuacji synkowi, czemu jest tak, jak jest i przekonaniu, że mamusia go kocha nad życie pomimo, że nie odbiera go wcześniej bo...
Uwielbiam jak ktoś używa słów, których znaczenia nie zna. Zgorzałaś? Mógł w tobie "zagorzeć gniew" co najwyżej, bo "zgorzeć" oznacza spalenie się.
Odpowiedz@Iras: Tak, masz rację . Zgorzał we mnie gniew. Jednak nie wpływa to na zrozumienie właściwej historii, nieprawdaż?
Odpowiedzpo takim tekście to nawet zgorzeć mogłaś :)
Odpowiedz@Iras: Mogła się w przenośni : spalić ze słości
Odpowiedz@KatzenKratzen: @KatzenKratzen: @KatzenKratzen:
OdpowiedzPamiętam jak podstawówce, jedna mama z komitetu rodzicielskiego nazwała chorym babsztylem ( w sumie słusznie) matkę jednego chłopaka z klasy, bo ten znowu miał nie pojechać na wycieczkę... Takich patologicznych sytuacji z podstawówki, na lini nauczyciele-uczniowie, rodzice-nauczyciele było też całkiem sporo. Jednak prawdziwa patologia to była w czasach mojej siostry, rocznik '84.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: Hmm, może rodziców tego chłopca nie było stać na wycieczki?
Odpowiedz@paski: no właśnie, owa matka wychodziła z założenia że im wszystko należy się za darmo. Patologia o której można tutaj, nie wiem trylogię napisać.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: A czemu ten chłopiec miał nie pojechać na wycieczkę?
Odpowiedz@KatzenKratzen: bo na różne pierdoły, grile, czy inne uje móje pieniądze były a na wycieczki, zeszyty czy materiały na plastykę już nie. Wiecie chłopak był z tego samego osiedla co ja, mniej więcej wiem co tam się odawalało. Ogólnie cała rodzinka była piekielna.
OdpowiedzNo tak, wszystkie dzieci odebrane do 16:00, można by codziennie iść półtorej godziny wcześniej, a tu taka Kocica chce, żeby pracownik siedział do ostatniej minuty swojej pracy ;). Swoją drogą, przypomina mi to rozliczne żale wylewane na Piekielnych przez ekspedientki oburzone, że w sklepie czynnym do 21:00 o 20:50 śmiał wejść klient i zadeptać podłogę.
Odpowiedz@didja: Bo to jest trochę niegrzeczne. Tak samo jak odbieranie dzieci o równej godzinie zamknięcia przedszkola. Jeśli kończę o 17.30 to o 17.30 chcę wyjść z pracy. Jeśli rodzic wpada o 17.29 to nie mam szans wyjść z pracy o wpół. Dlatego na przykład, że muszę pogasić światła, zamknąć drzwi za ostatnim wychodzącym. Czyli z 17.30 robi się 17.35. I niby te 5 minut to niedużo. Ale w moim przypadku te minuty stanowią o tym czy zdążę na autobus. Jeśli nie zdążę to cóż...5 minut zmienia się w półtorej godziny. Także sama też staram się nie wchodzić do sklepu tuż przed zamknięciem. Z szacunku do cudzego czasu. Także siedzenie do ostatniej minuty czasu pracy tak. Ale weź pod uwagę, że praca niektórych nie kończy się wtedy gdy ty z niej wyjdziesz obsłużona.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 maja 2017 o 21:39
@Evergrey: Godziny pracy są po coś określone. Jeżeli ktoś gdzieś pracuje to logiczne jest, że przychodzi przed( bo musi przygotować się do pracy) i wychodzi po( bo musi ogarnąć wszystko po pracy) godzinach pracy. A ja jako klient mam czas zgodny z "wywieszką".
Odpowiedz@Evergrey: Z jednej strony rozumiem... Z drugiej, skoro rodzic ma powiedziane, że może odebrać dzieci do 17:30 (i za to płaci), to dlaczego ma z tego nie korzystać? W ogóle z godzinami otwarcia różnych instytucji i sklepów jest ten sam problem - na drzwiach jest informacja, że otwarte np. do 20. Czyli otwarte dla klientów do 20. Mycie podłogi, gaszenie świateł etc powinno odbywać się w czasie pracy pracownika, ale już po zamknięciu sklepu dla klienta... ale czy u kogokolwiek tak jest?
Odpowiedz@no_serious: No nie do końca jest to logiczne. Tutaj pojawia się kwestia niesprawiedliwego płacenia pracownikom sklepu i wszelkie pretensje powinny być kierowane do cwanych właścicieli sklepów. Bo często jest tak, że pracownicy płacone mają od godziny otwarcia, do godziny zamknięcia. A że przed otwarciem i po zamknięciu pracownik odwala godzinki wolontariatu (których w miesiącu nazbiera się tyle, że wyszłaby z tego niezła sumka), to już nikogo nie interesuje.
Odpowiedznawet w głupim McDonaldsie kasy są czynne do równej godziny, a czasem kilka minut po. A wszelkie sprzątania sali odbywają się przez następną godzinę, za którą też pracownik ma płacone. Więc skoro w fast-foodowym korpo traktuje się klienta zgodnie z tym co się obiecuje, to dlaczego w przedszkolu - miejscu, gdzie pracują ludzie wykwalifikowani do opieki nad drugim, i to małym, człowiekiem - nie da się tego w ludzki sposób zorganizować? Jesteś w pracy, to jesteś w pracy. Nie ma, że autobus, więc chcesz kończyć pięć minut szybciej. Albo się dogadasz wcześniej z pracodawcą, albo nie marudź, że musisz pracować do równej godziny zamknięcia.
Odpowiedz@lady0morphine: Wybacz, ale ja płacę za opiekę od do i cała reszta mnie nie interesuje. Nie moja wina, że pracodawca niesprawiedliwie płaci lub inne kwestie. Wymagacie by autorka zwalniała się wcześniej z pracy by odebrać dziecko i żeby Pani przedszkolanka mogła sobie wyjść tak jak jej pasuje? Skoro obowiązują jakieś godziny pracy przedszkola, ja mam prawo odebrać wtedy kiedy jest czynne, nawet jeśli to ostatnia minuta pracy.
Odpowiedz@Aris: Moje przedszkole jest otwarte do siedemnastej. O 16:45 dzieci przechodzą do szatni i zaczynają się ubierać. Panie (zazwyczaj są dwie lub trzy) sprzątają już resztki, bo większość ogarnęły wcześniej. O 16:55 panie z jednym - dwojgiem dzieci przechodzą do wyjścia służbowego, sprzątaczka przeciera hol wejściowy i zamyka główne drzwi. Gaszą wszystkie światła, ubierają się. Razem z ostatnim dzieckiem wychodzi personel. Jedyne co mają do zrobienia, to: zgasić jedno światło, zamknąć drzwi służbowe, zamknąć furtkę. Minuta. Da się?
Odpowiedz@singri: i to jest dobre rozwiazanie. Z kolei w jednym znanym mi przedszkolu dzieci ze wszystkich grup, ktore nie zostaly odebrane do 16 (czyli zwykle niewielka grupka 10 czy 15 osob) przechodza do jednej sali i bawia sie tam pod opieka dwoch pan, ktore maja danego dnia "dyzur". Reszta wychodzi do domu o 16. W ten sposob nie ma tej niesprawiedliwosci, ze jedna pani zawsze wychodzi np. o 15.30 bo z jej grupy odebrane zostaly juz wszystkie dzieci a inna siedzi codziennie do konca z jednym dzieckiem. Mozna to rozwiazac na wiele sposobow, tylko trzeba chciec.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 maja 2017 o 23:13
@Evergrey: to nie jest niegrzeczne. Niegrzeczne jest zostawania po godzinach pracy danego miejsca, ale jeżeli coś jest czynne do 17:30 to jest czynne do 17:30 i koniec tematu. Sorry, ale twój autobus to twój problem.
Odpowiedz@no_serious: Wydawało mi się, że pisałam jasno i zrozumiale, najwidoczniej niewystarczająco. Odniosłam się do powyższego przykładu ze sklepem, bo napisałaś, że ciebie interesuje czas z wywieszki i resztę masz w nosie. No to tłumaczę jaki może być powód pośpiechu bądź zirytowania pracownika. Pokaż gdzie napisałam, by autorka zwalniała się z pracy, bo chyba poniosły cię emocje i nadinterpretujesz.
Odpowiedz@Evergrey: jak pracujesz do 17:30,to o 17:30 dopiero opuszczasz stanowisko pracy, a nie wychodzisz z pracy. Tak samo jak zaczynasz o 8,to o tej godzinie masz być gotowy do pracy, a nie dopiero wchodzić do budynku. Godziny pracy to godziny pracy, a nie przygotowania do i po pracy. Koniec, kropka.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 maja 2017 o 5:28
@krzycz dokladnie. Teoretycznie pracuję od 0:30 do 8:00 (praca pod ziemią). Do pracy przyjeżdżam o 23:30, idę przeczytać raport z poprzednich zmian, idę się przebrać w ciuchy robocze, pobieram potrzebne materiały i idę na zjazd. Czyli juz nie pracuję 7,5 godziny tylko 8,5. Po pracy muszę zdać lampę, aparat ucieczkowy, pójść się umyć i dopiero wychodzę o 8:30 z roboty, czyli jestem do dyspozycji pracodawcy 9 godzin.
Odpowiedz@Evergrey: no z jednej strony tak, ale z drugiej godziny pracy przedszkola są do 17:30, zawsze Panie mogłyby mieć płacone pół godz dłużej. W sklepie, też trzeba zostać, żeby posprzątać czy coś. 17:30 to jest godz dla klientów, a nie pracowników.
Odpowiedz@niuniek: to da się rozwiązać. Tak jak zostało napisane wyżej - wystarczy chcieć. Teoretycznie pracuję 12 godzin, jednak muszę przejąć stanowisko od koleżanki, a później zdać zmianę. Pracodawca płaci za 12 i pół godziny.
Odpowiedz@didja: te rozliczne żale widziałam raz. Rozlicznie występują słuszne pretensje, że klienci wchodzą o 20.50 do sklepu czynnego do 21 ze sprawą, której nie będą w stanie załatwić w 10 minut.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 maja 2017 o 16:50