Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pamiętacie może moją historię o koleżance, która uważała, że krzywdzę synka pozwalając…

Pamiętacie może moją historię o koleżance, która uważała, że krzywdzę synka pozwalając mu na kontakt z
"kundlem"? Dla chcących się zapoznać odsyłam http://piekielni.pl/77228
Koleżanka kilka dni temu znów się odezwała, tym razem jednak przeszła samą siebie. Przepraszam za przydługi wstęp, jednak jest on konieczny dla lepszego zobrazowania sytuacji.

Mój syn zachorował. Gorączka, brak apetytu, osłabienie, później wymioty i biegunka. Leki bez recepty nie pomogły - trzeba do lekarza, z dzieckiem się nie eksperymentuje. Lekarka miła, zrobiła badania na CRP, po otrzymaniu wyniku skierowanie do szpitala. Tam - komplet badań, antybiotyk, na następny dzień do domu z odpowiednimi zaleceniami. Młody złapał bakterię, która ma w sumie tylko 4 źródła zakażenia:

1) nieprzegotowana i skażona woda,
2) źle przetworzony i nadpsuty drób,
3) stare fekalia psa,
4) wszelakiego rodzaju rzeczy w strefach publicznych, np wózki sklepowe.
Pierwsze 3 opcje wykluczyłam wspólnie z lekarką, młodego już nie wkładam do wózka sklepowego na czas zakupów, mamy nauczkę.

Akcja właściwa.
Młody śpi, ja sprzątam z jedną słuchawką w uchu i słucham muzyki. Sielankę przerywa mi dzwoniąca na videorozmowę "kumpela". Czego się dowiedziałam z rozmowy?

- ona mnie ostrzegała, że przez kundla będą same problemy,
- choroba wzięła się właśnie od psa,
- lekarze się nie znają,
- mam jej w tej chwili pokazać małego, bo ona się boi, że z nim śpi kundel,
- kiedyś jeszcze będę jej wdzięczna za jej rady,
- małego powinni nam zabrać (mi za całokształt a mężowi "bo na to pozwala i przez to mu nie zależy na dziecku")
- jeśli młody nie umrze przez moją nieodpowiedzialność lub nie stanie mu się poważna krzywda, to jako dorosły pięknie mi się odwdzięczy za zaniedbywanie go w dzieciństwie.

Posłuchałam tego wywodu, zaśmiałam się, rozłączyłam i zablokowałam gada.

Dla ciekawych: mamy z "panią dobrą radą" wspólną koleżankę, która dzwoniła do mnie w czasie, gdy byliśmy z małym w szpitalu. "Wspólna koleżanka" potwierdziła przekaz informacji i dostała solidny opieprz. Więcej nic jej nie powiem.

Koleżanki i ich mądrości.

by TakaTamPaskuda
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
-5 15

Ciekawy przykład na to jak to będąc kompletnym idiota można dobrze funkcjonować w życiu. Nie rozumiem tylko po co słuchałaś jej wywodu. Rozłączyłabym się po pierwszych sekundach pokrzykiwania na mnie lub po pierwszym debilizmie wygłoszonym przez "koleżankę" W jakiś sposób jest to okrutne tak pozwalać jej mówić i pogrążać się :D Rozłączenie się byłoby aktem humanitaryzmu

Odpowiedz
avatar TakaTamPaskuda
9 11

@maat_: słuchałam z czystej ciekawości, co tym razem zaraza wymyśli. Jednak mam dla niej odrobinę litości i empatii, więc ją zablokowałam, coby się dziewoja nie nakręcała :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@TakaTamPaskuda: No tak :D Ciekawość to mocny motywator :D Jako matka i psiara serdecznie Cię pozdrawiam!

Odpowiedz
avatar TakaTamPaskuda
4 4

@maat_: babska ciekawość wygrała ;) ja także Cię pozdrawiam! :)

Odpowiedz
avatar rodzynek2
6 10

Jeżeli ktoś uważa, że cokolwiek złego, to wina psa (ewentualnie inne zwierzęcia domowego lub czegokolwiek innego), to nie ma siły ani wystarczająco dużo rozsądnych i popartych np. opinią lekarza argumentów, żeby wyprowadzić ją z błedu. Zakładając, że winnym choroby dziecka jest pies, to znaczyłoby dwie rzeczy. Autorka nie wyprowadza swojego psa na spacer i pies musi załatwiać wszystkie potrzeby w domu, to jeszcze po nim nie sprząta w domu i żyje wśród psich odchodów.

Odpowiedz
avatar TakaTamPaskuda
9 9

@rodzynek2: no w tym rzecz, odchody musiałyby leżeć nieposprzątane tygodniami, a dziecko w jakikolwiek sposób musiałoby ich dotknąć i wziąć ręce do ust. Jednak z takim rozumowaniem jak to koleżanki nie wygram, wszystko to wina psa bo kundel a nie rasowy york czy inny tego typu. Pozostało mi tylko posłuchać tego, co mówi, pośmiać się i nie dyskutować z pustostanem.

Odpowiedz
avatar cija
0 6

@rodzynek2: @TakaTamPaskuda: Kup w mieszkaniu sobie nie wyobrażam, ale psy się tarzają w takich rzeczach. Czasem coś zeżrą, czasem wyliżą, czasem tylko wdepną. A że na wiosnę dużo 'przebiśniegów' dojrzewa... Kretynka kretynką, ale pomartwiłabym się o takie psie sprawy.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 kwietnia 2017 o 13:59

avatar TakaTamPaskuda
2 4

@cija: miałabym wątpliwości, gdyby psisko faktycznie ,,tarzało się" lub chodziło po miejscach, gdzie tego dużo. Tu na szczęście sprzątanie po psie to codzienność, sam pies także utrzymany w czystości. Przyznam, że także o tym wspominałam i w szpitalu, i lekarce przyjmującej w przychodni oraz tej, która do mnie dzwoniła w celu poinstruowania co dalej (wszak to nie było jakieś przeziębienie) i każda z tych osób zaprzeczyła psiej teorii. Ja im wierzę, wszak spotykają się z tym częściej ode mnie. Dziękuję jednak za poradę :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 kwietnia 2017 o 15:07

avatar tick
2 2

Możesz zdradzić, co to za bakteria? Do Salmonelli i Campylobacter nie pasuje (a to jest na mięsie drobiowym). Tak samo Escherichia coli nie za bardzo, bo długo poza organizmem nie przeżyje.

Odpowiedz
avatar TakaTamPaskuda
0 0

@tick: właśnie campylobacter, wystarczyło, że ktoś wziął do ręki kurczaka w sklepie lub miał odchody na dłoniach, dotknął rączki sklepowego wózka a ja zaraz po takiej osobie włożyłam dziecko do wózka - żeby uniknąć zakażenia, musiałabym wyczyścić cały wózek. Mieliśmy po prostu pecha, bolesnego w skutkach. Mam nauczkę.

Odpowiedz
avatar tick
2 2

@TakaTamPaskuda: to najszybciej wózek sklepowy lub poręcze w komunikacji miejskiej. Odchody psie można w takim przypadku faktycznie wykluczyć. PS. z przesadną czystością również nie ma co przesadzać, organizm nie nabierze odporności, a zwiększa się ryzyko alergii (nie znajdując wroga, system odpornościowy "szuka" na siłę zagrożeń)

Odpowiedz
avatar TakaTamPaskuda
4 4

@tick: pozwalam młodemu wychowywać się podobnie jak ja - nie jestem pedantką, nie latam za nim z chusteczką, pozwalam dotykać zwierzaki czy ubrudzić się cukierkiem. Unikam natomiast źródeł chorób, takie wychowanie troche po staremu, jednak z lekkim zwiększeniem bezpieczeństwa :)

Odpowiedz
avatar SaraRajker
10 10

Dobrze, ze nie masz kota. Moj kot cala ciaze nic innego podobno nie robil tylko myslal czy przegryzc dziecku tetnice szyjna czy udowa. A jak wzielam w czasie ciazy drugiego i to czarnego... Niby tacy wszyscy wierzacy katolicy a w takie zabobony i bajki wierza, ze masakra

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
4 4

@SaraRajker: Zapomniałaś o wysysaniu oddechu niemowlęciu :) A czarny to już w ogóle samo zuooooo nie wiem czemu ale wiem, ze tak jest :)

Odpowiedz
avatar TakaTamPaskuda
1 1

@SaraRajker: nie mam kota, ale moja mama posiada 3 koty i wiem, jakie nieraz jest gadanie wśród babek na przystanku nt. kotów i dzieci (posiadam młodsze rodzeństwo) - moja mama do tego mieszka na małej wsi.. :D

Odpowiedz
avatar oggie
2 2

O znam temat. Miałam dwa koty, w trakcie ciąży przygarnęłam kolejne dwa i całą ciążę ze mną spały. Konkretniej to na mnie. Po urodzeniu spały zawsze obok dziecka i go pilnował. Tylko coś kwęknął przez sen i już do mnie biegły i się darły. Ale jak ja mogę- toksoplazmoza, zarazki, zagryzie dziecko! ;)

Odpowiedz
avatar timka
-4 8

Jak dla mnie to jest fejk. Po pierwsze- leki bez reepty nie pomogły, ale dalej pisze, że na dziecku się nie eksperymentuje- a podanie bez recepty specyfików to nie eksperyment? Przecież nie było to przez lekarza podane a skoro mały zaraził się bakterią to co mu niby podała? Chyba jedynie węgiel na biegunkę bo co innego mógł mieć? Po drugie jak można wykluczyć pierwsze trzy opcje niby? Jaka pewność, że mięso, które się jadło nie było zakażone? Dziecko też nie mogło wózka sklepowego dotknąć ni razu? Stare fekalia psa wykluczyłyście chociaż psa macie. Wody nieprzegotowanej też nie mógł się nigdzie napić- nawet butelkowana nie jest w 100% pewna. Śmiech na sali jak dla mnie..

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 maja 2017 o 7:50

avatar Meliana
8 8

@timka: No a co się podaje dziecku na biegunkę i gorączkę? Paracetamol, węgiel, względnie jakaś smecta i orsalit. Czy pierwszym domysłem jest jakiś stary antybiotyk, który został po niedokończonym leczeniu innego członka rodziny? Bo przecież skoro wyszło, że bakteria, to na pewno antybiotyk - cóż z tego, że wyszło to dopiero po badaniach, a objawy to kanon dolegliwości dziecięcych... A co do wykluczania, to raczej proste - jeśli młody nie pija wody z przydrożnych rowów, nie wylizuje tacek po kurzych udkach z supermarketu i nie zajada się piaskiem z zasyfionej piaskownicy, to pierwsze trzy raczej odpadają. Jak pisze sama autorka, jako najbardziej prawdopodobny wytypowany został wózek sklepowy, więc młodego już w nim nie sadzają. Czytajmy ze zrozumieniem i może nie przesadzajmy z domysłami, co? Swoją drogą, podejście, że nawet butelkowana woda nie jest w 100% pewna, jak dla mnie, podpada już pod paranoję, ew. grubszą fobię...

Odpowiedz
avatar TakaTamPaskuda
5 5

@Meliana: napisałam to w prywatnej wiadomości do @timka , ale napisze to takze i tutaj. ,,1) młody najpierw miał tylko gorączkę, a jako, że jest w wieku, gdy dzieci ząbkują podałam lek na gorączkę, zalecony przy poprzedniej wizycie u lekarza, dostępny bez recepty. Nie pomógł, więc udałam się do lekarza. Nie kombinowałam z kilkoma specyfikami i szamańskimi metodami. 2) młody NIE JADŁ drobiu, sama także go nie jadłam od około 2 tygodni, więc to odpada. 3) pies - jeat czysty, wyprowadzany kilka razy dziennie na dwór, po wejsciu do domu łapy ma myte - właśnie po to, aby było w domu czysto. Taki trochę czyscioszek ze mnie, nic na to nie poradzę, acz pedantką bym siebie nie nazwała - przez to lekarka wykluczyła psa. Sama dodała, że bardzo rzadko dochodzi do zakażenia odzwierzęcego, muszą być niehigieniczne warunki, aby do tego doszło. 4) nie pije nieprzegotowanej wody. Kupuję butelkowaną, ponieważ ta z kranu jest bardzo twarda i ją młodemu gotuję. 5) historia dotyczy piekielnosci znajomej, która całe zło świata zwala na zwierzaka, bo nie jest rasowym yorkiem tylko kundelkiem, a nie tego, jak doszło do zakażenia bakterią czy sposobu leczenia dziecka - to jedynie wątek poboczny. Mam nadzieje, że wszystko dokładnie wyjaśniłam." Dodam jeszcze tylko, że ten antybiotyk, który młody otrzymał był jego pierwszym antybiotykiem. Sama podałam mu tylko syrop z ibuprofenem; jednego dnia popołudniu dostał gorączkę, w nocy zaczęła się niewielka biegunka, nad ranem wymioty (gorączka była na "bezpiecznym" poziomie, dlatego starałam się z nią walczyć) a w południe już szłam do lekarza, bo nie chciał jeść i ogólnie jego stan się pogarszał. Bakteria to campylobacter, tylko część powodów i objawów jest napisana na internecie - szukałam o niej informacji, ale dużo więcej dowiedziałam się od lekarzy, którzy sami mi o niej opowiadali. Trzykrotnie. Za każdym razem inny lekarz. Myślę, że teraz rozwiałam już większość wątpliwości. :)

Odpowiedz
Udostępnij