Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pracuję w miejscu, w którym wiedzę zdobywa się w sposób interaktywny. Bywa,…

Pracuję w miejscu, w którym wiedzę zdobywa się w sposób interaktywny. Bywa, że ludzie nieodpowiednio korzystają z eksponatów i naszym obowiązkiem jest reagować (obrywa nam się za "nieupilnowanie" eksponatu).

Dziś sala była pełna dzieci (ok. 40 dzieci, 7 dorosłych; jedna wycieczka i kilku indywidualnych gości). Głośno, dzieciaki krzyczą, biegają, dobrze się bawią. Troje dzieci aż za dobrze. Używali jednego z eksponatów w tak nieodpowiedni sposób, że jego trzaski słychać było mimo gigantycznego hałasu. To zwróciło moją uwagę i przykuło mój wzrok. Obok dzieci (5-6 lat) stoi pani z rozanieloną miną i patrzy na "zabawę" chłopców (moim zdaniem widziała, że dzieciaki raczej "napieprzają" sprzętem niż się nim bawią). Idę i z daleka wołam: "Halo, chłopaki, nie tak mocno!". Nic. "Halo, chłopaki, nie trzaskajcie!". Nic. Stoję już za plecami chłopców (przodem stanąć się nie dało, przed nimi eksponat, obok ta pani) i powtarzam: "Chłopaki, ostrożnie, nie tak mocno". Nic. Żadnej reakcji ani ze strony dzieci (nawet się nie odwróciły), ani tej pani. Więc ostrożnie próbuję włożyć rękę między jednego chłopca a eksponat. Dotknęłam dziecko w ramię.
I nagle pani, jak się okazuje mama, niczym lwica rzuca się między mnie a dziecko z rykiem: "Proszę go nie dotykać, to mój syn! On jest chory! Co pani robi?!"> Babka przestraszyła mnie, chłopca chyba jeszcze bardziej i dalej krzyczy:
- Dlaczego dotyka pani dziecko?
- Ponieważ nie reagowało na uwagi słowne.
- Bo pani krzyczała.
- Na sali mamy 40 biegających dzieci, więc uniosłam głos, by mnie usłyszeli zanim podejdę i przestali trzaskać, bo się może popsuć.
- Kto to widział, żeby sprzęt był ważniejszy niż chore dziecko! - Pani zaczyna chlipać.
- Proszę się uspokoić, nie widziałam, że pani dziecko jest niepełnosprawne (nadal nie widzę, normalny +/- sześciolatek)
Pani z histerią:
- Ono jest NORMALNE, a pani powinna tu pomagać.
- Robię to, gdy tylko widzę, że ktoś potrzebuje pomocy, albo gdy o nią prosi. W tym przypadku widziałam nieumiejętne użytkowanie sprzętu, więc podeszłam. Dzieci nie reagowały, więc pozwoliłam sobie zagrodzić dziecku dostęp do eksponatu.
- Mój syn nie reagował, bo jest chory - pani niemal piszczy. - A jakby był głuchy, to co?
- Gdyby dziecko było głuche i stało tyłem do mnie, to jak sobie pani wyobraża, że miałabym zwrócić jego uwagę inaczej niż dotykiem? - tu się pani zafrasowała i zrozumiała, że wpadła we własne sidła.

Od współpracowników dowiedziałam się, że na innej sali chłopiec rzucał drobnymi elementami innego eksponatu. Zwrócono mu uwagę, by tego nie robił, bo to nie służy do rzucania. Matka: "On jest chory! Nie widzi pani, że on tego nie wie?". No nie wie, dlatego rzuca, a koleżanka tłumaczy dlaczego nie wolno i tyle.

Okazało się później, że chłopiec podobno jest autystyczny. Jednak moim zdaniem matka takim zachowaniem robi mu gigantyczną krzywdę. Zamiast zachować się jak zazwyczaj rodzice robią (mówią w takich sytuacjach do dziecka, np. pani mówi, że tak nie wolno tu robić, bo się popsuje), to pani histeryzuje, że ktoś zwrócił uwagę jej dziecku, które nie ma na czole wypalone MAM AUTYZM. Matka drze się na ludzi, a dzieciak stoi obok w przekonaniu, że popełnił Bóg wie jaki straszny czyn, choć tak naprawdę nic się nie stało. I kobitka nakręca się w przekonaniu krzywdy własnej i jej syna.

w pracy

by ~Uzytkownik007
Dodaj nowy komentarz
avatar pfefferminztee
18 18

Ja się zastanawiam, na czym - zdaniem niektórych przynajmniej rodziców dzieci autystycznych - ma polegać "integracja" tych dzieci w społeczeństwie, skoro od autystyków wymaga się zero przystosowania, natomiast od ludzi postronnych pełnej akceptacji wszystkich zachowań. Zdarzyło mi się nie tak dawno natknąć na dzieci autystyczne w spożywczaku przy kasie. Trójka w wieku 7-9 lat, świadome tego, gdzie są; coś tam nawet gadały. Zwróciłam uwagę na drobne dziwactwa (dziecko lizało banknot), ale nic spektakularnego poza tym się nie działo. Tak się natomiast złożyło, że jeden chłopiec ciągle się wpychał a to na mnie, a to przede mnie, jak mnie nie szturchał, to deptał. W końcu pochyliłam się nad nim i spokojnie, klarownie powiedziałam: "Odsuń się proszę, bo mnie depczesz." I wiecie co? On się odsunął. Ale jego mamuśka jak się nie wydrze: Że to ja jakaś DZIWNA jestem, ani grama we mnie litości!!!, co ja się czepiam chorego dziecka!!! Ono ma AUTYZM!!! A gdyby to moje dziecko było chore?! Sytuacja podobna, jak u Uzytkownika007. Dzieciaki nie miały na czołach napisu: AUTYSTYK. To po pierwsze. Po drugie - czemu mam pozwalać, żeby inny "ludź" mnie deptał i popychał? I co - on ma tak do końca życia deptać ludziom po nogach, bo mamusia uważa, że mu wolno? A ludzie mają nie reagować? Nie ogarniam.

Odpowiedz
avatar Zmora
11 11

@pfefferminztee: To nie jest tak, że od autystyków się nie wymaga dostosowania. To niektórzy porąbani ludzie (w tym rodzice autystyków) myślą, że jak dziecko niepełnosprawne, to natychmiast jest ze wszystkiego zwolnione i wszyscy mają ustępować. Jeśli dziecko autystyczne (o ile przypadek nie jest tak ciężki, że ani rusz), ma mieć jakiekolwiek perspektywy na samodzielne życie, to w końcu będzie musiało się dostosować przynajmniej do pewnego stopnia. Dlatego właśnie znacznie częściej spotyka się autystyczne dzieci niż dorosłych. Po prostu te mamusie chorych dzieci mają powaloną potrzebę obwieszczania światu stanu dziecka, żeby świat wiedział, że ma jej dziecku ustąpić. Za to jakoś nie zdarzyło mi się słyszeć, żeby dorosły autystyk smarował kogoś gilem z nosa, a na zwrócenie uwagi sam tylko stwierdził "Ja mam autyzm, więc mogę robić co chcę". Ale może ja za mało świata widziałam jeszcze.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@Zmora: Moja koleżanka ma autystycznego syna. Chłopak normalnie bawi się ze wszystkimi, ale mama cały czas ma na niego oko i jak zacznie odwalać jakiś numer, natychmiast mu przerywa, tłumaczy co zrobił źle i chłopak bawi się dalej. Obserwuję rodzinkę już wiele lat i widzę ogromne postępy, teraz chłopak ma już 12 lat i przez 95% czasu nie można nawet się domyślić że ma jakieś problemy. Mam porównanie, pamiętam co się działo jak miał 5 lat. Brawa dla matki za cierpliwość, widać efekty.

Odpowiedz
avatar vezdohan
4 4

No cóż aż się prosi pojechać klasykiem: ...dzieci można prowadzić jedynie na smyczy i w kagańcu. ... – Niektórzy rodzice protestowali. Teraz też protestują, ale wszechświat to niezbyt przytulne miejsce. Genom, Łukjanienko

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 9

A to wszystko wina tych strasznych szczepionek...

Odpowiedz
avatar Edwin
2 2

@SecuritySoldier: Storm is coming...

Odpowiedz
avatar Xenopus
3 3

@SecuritySoldier: Noo... spisek panie, te złe lekarze co to tylko kasę od wielkich koncernów farmaceutycznych ciągną, tak dzieci trują. A wszystko na zlecenie reptilian aby ludzkość zniewolić.

Odpowiedz
avatar Rokita
3 3

Mam wrażenie że niektórzy rodzice dzieci niepełnosprawnych nie rozumieją, że jeżeli ich dziecko komuś zrobi krzywdę albo coś zniszczy, to oni będą ponosić tego konsekwencje i żadna ilość okrzyków o nietolerancji tego nie zmieni. Kiedyś jakieś dziecko zepchnelo mnie z wysokiego murku na którym siedziałam. Udało mi się tylko potłuc ale nie rozkwasic sobie gęby. Jak wstałam z okrzykiem "Co do..." Pojawiła się matka, która wrzasnęła na mnie "On ma autyzm!". Ani przepraszam, ani czy wszystko w porządku. Jakby jej celem było zamknąć mi tym tekstem paszczę, gdybym chciała się kłòcić. Tyle że gdybym wylądowała gorzej, zlamanemu nosowi byłoby wsio czy on ma autyzm, zespół Downa czy po prostu brak wychowania.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
0 0

Nie wiem, czy trochę nie za ostro i bezwzględnie nie oceniasz.. cóż to są "wadliwe geny"? Czy ja, okaz zdrowia fizycznego i psychicznego oraz ojciec mojego dziecka jw mogliśmy przewidzieć, że urodzi nam się synek autystyczny? Pewnie i mamy jakieś "wadliwe geny" bo niby skąd ten autyzm?.. niemniej jednak wychowuje synka inaczej, niż opisana pani i nie zwalam wszystkiego na jego chorobę, staram się, żeby normalnie funkcjonował w społeczeństwie

Odpowiedz
Udostępnij