Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Bycie studentem to ciekawe doświadczenie determinujące wiele rozmaitych sytuacji ;) Historia przydarzyła…

Bycie studentem to ciekawe doświadczenie determinujące wiele rozmaitych sytuacji ;)

Historia przydarzyła mi się na samym końcu mojej studenckiej ścieżki, mianowicie w dniu składania pracy magisterskiej do dziekanatu. Jednak to nie dziekanat okazał się piekielny. Wraz z pracą dyplomową i indeksem należało złożyć obiegówkę, czyli świstek potwierdzający, że nie mam żadnych zobowiązań wobec uczelni, jak np. zamknięcie konta bibliotecznego, poprzedzone oddaniem wszystkich książek. Jednak jak się okazało, muszę mieć także poświadczone, że nie zalegam z niczym względem uczelnianych akademików. Co w tym dziwnego? Nigdy nie mieszkałam w akademiku, w odwiedzinach u znajomych z akademików byłam może 3 razy podczas tych 5 lat. Nie pochodzę z miasta, w którym studiowałam, dlatego początkowo wynajmowałam tu mieszkanie, a później przeniosłam się do własnego.

No nic, jak trzeba to trzeba, tuptam do Działu spraw studenckich, żeby załatwić pieczątki, przedstawiam Pani za biurkiem całą sprawę, a ona prosi mnie o dowód osobisty.
[J] - ja, [P] - Pani.

[J] - A dlaczego do tego potrzebny jest dowód?
[P] - Muszę sprawdzić czy na pewno Pani mieszka we Wrocławiu, żeby mieć pewność, że nie korzystała Pani z akademików.

Myślę sobie: "Ha, będzie wesoło". Pomijam fakt, że na dowodzie można mieć adres X, a mieszkać w miejscu Y, lub na upartego rodowity wrocławianin z różnych przyczyn też może mieszkać w akademiku zamiast w domu rodzinnym. A najbardziej oczywiste - sprawdzenie w systemie, czy kiedykolwiek byłam zarejestrowana w którymkolwiek z akademików - okazało się niemożliwe technicznie (???).
No ok, podaję dowód, świadoma, że zaraz się zacznie :)

[P] - Ale co mi tu Pani daje, to nie jest dowód.
[J] - Ależ jest. Podpisany u góry, z nazwą kraju, orzełkiem i zdjęciem...
[P] - Ale tak dowód nie wygląda!
[J] - Wygląda. Od tego roku nowe dowody mają nowy wzór.

Wyjaśnienie: zmieniłam stan cywilny na kilka miesięcy przed obroną, w związku z tym wymieniłam dowód osobisty i załapałam się już na jego nową szatę graficzną. Oprócz grafiki zmieniła się jeszcze jedna rzecz, o niej niżej... ;)

[P] - Nowy wzór? Ależ cudują, no dobrze... Ale zaraz! Tu nie ma adresu!

Na to czekałam;)

[J] - No nie ma. Taki urok nowych dowodów.
[P] - To skąd ja mam wiedzieć, że mieszka Pani we Wrocławiu?
[J] - Może mi Pani uwierzyć, mamy końcówkę roku akademickiego, Pani ma pewnie dużo pracy, mnie też zależy, aby skupić się na egzaminie magisterskim i nie ma żadnych przesłanek wskazujących na to, że mogłabym być coś winna któremuś akademikowi...
[P] - Ale nie mam pewności, czy nie jest Pani winna. A jak nie oddała Pani pościeli?

Ulala, tutaj mnie troszkę zatkało, co jak co, ale jakbym już miała mieszkać w akademiku, to pościel przywiozłabym sobie swoją, podziękowałabym za taką używaną przez wcześniejsze roczniki studentów :)

[J] - Bardzo Panią proszę...
[P] - Ale ja nie wiem, ja nie wiem! Tu nie ma adresu! Czemu mi Pani daje dowód bez adresu?!
[J] - Z tym to już trzeba się do ministerstwa zwrócić, ja sobie dowodu nie drukowałam...

Nie wygrałam tej batalii, Pani kazała mi udać się do każdego akademika mojej uczelni i zdobyć pieczątki potwierdzające, że z niczym tam nie zalegam. Nie wiedziałam nawet, gdzie wszystkie akademiki się znajdują O.o. Chwała za bilet studencki na wszystkie linie komunikacji miejskiej, z nawigacją ogarnęłam jakoś wszystkie miejscówki, została mi ostatnia. Zbieranie pieczątek na szczęście szło sprawnie, na portierni Panie w okienkach od razu je przybijały - rzecz jasna bez sprawdzenia kim jestem i czy faktycznie mogłam coś zabrać i nie oddać z akademika :D

W ostatnim akademiku nie było odpowiedniej Pani w okienku, inna Pani kazała mi poczekać. Czekam... 10 min, 20 min, pół godziny... Zaczęłam się dopytywać, kiedy ta właściwa Pani wróci.
"Za chwilę" uzyskałam w odpowiedzi.
Po 45 minutach "niewłaściwa" Pani w końcu stwierdziła:
"A wie Pani co, Pani da tą obiegówkę, jednak ja ją Pani podbiję" - no klękajcie narody, 45 minut spędziłam robiąc nic.

Łącznie zbieranie pieczątek zajęło mi 4 godziny, ledwo zdążyłam przed zamknięciem dziekanatu, ale udało się :)
Jak przez cały tok studiów moja uczelnia nie dała mi powodów do narzekań na sprawy organizacyjne, tak na koniec pożegnała się ze mną piekielnie :)

dział spraw studenckich

by Marta91
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar kertesz_haz
13 15

Tam skąd pochodzę ci, którzy wymienili dowody bardzo narzekają na brak adresu w dowodzie, bowiem jak chcą skorzystać z przysługujących im ulg (miejscowość turystyczna - mieszkańcy mają pewne ulgi) muszą pamiętać o zabraniu czegoś innego co ten adres potwierdzi (np jakiegoś rachunku, albo listu urzędowego) bo niektórzy sprzedający lub kontrolujący nie bardzo ogarniają fakt, że jak organem wydającym dokument jest miejscowość X to osoba posiadająca taki dowód w 90% jest jej mieszkańcem.

Odpowiedz
avatar Madeline
9 11

Brak adresu w dowodzie miał ułatwić, a tylko utrudnia. Ja po przeprowadzce nie zmieniłam dowodu, więc chodzę sobie z wpisanym starym adresem (chciałam wymienić, ale panie w urzędzie zgodnie stwierdziły, że nie muszę, bo adres na wszystkich dowodach stracił ważność z dniem wejścia w życie nowej ustawy). W 99% przypadków po prostu dyktuję nowy adres i problemu nie ma, ale oczywiście spotkałam kiedyś upartą panią, której się nie dało przetłumaczyć i wpisała adres z dowodu. Proszę, tłumaczę, cytuję ustawę... Ona nie wpisze innego i już. Nie chciało mi się z nią kłócić, więc podpisałam (i po prostu następnego dnia poszłam sobie do banku i w 5 minut zmieniłam na aktualny), choć przez chwilę miałam ochotę podrzeć ten papier i sobie pójść. Powstrzymało mnie tylko to, że w ten sposób ukarałabym bardziej siebie niż ją.

Odpowiedz
avatar Marta91
27 27

@NiebieskiWieloryb: Ale zmiana nazwiska, jak miało to miejsce w moim przypadku, już powoduje tę konieczność ;)

Odpowiedz
avatar NiebieskiWieloryb
-1 9

@Marta91: Warto to dodać, bo coraz więcej osób nie zmienia nazwiska po ślubie, więc wcale nie jest to oczywiste. :) We wszystkich branżach gdzie działasz pod własnym nazwiskiem (architekt, lekarz, prawnik) coraz więcej kobiet zostaje przy swoim, żeby za 15 lat się nie okazało że po rozwodzie trzeba zostać ze względów biznesowych przy nazwisku byłego męża. ;)

Odpowiedz
avatar Marta91
8 8

@NiebieskiWieloryb: Ale skoro wymieniłam dowód, to nie zrobiłam tego dlatego, że mi się nudziło, musiałam mieć widać jakiś powód ;) A coraz więcej to ciągle nie wszyscy :)

Odpowiedz
avatar burninfire
-2 2

@NiebieskiWieloryb: To świetny związek jak zakłada się, że może się skończy za 15 lat. Po co brać ślub? Zresztą adresy i telefony pozostają niezmienione.

Odpowiedz
avatar Baobhan_Sith
11 11

A ja chyba bym skargę do rektora napisała na brak wiedzy i organizacji.

Odpowiedz
avatar lukasz800
7 7

@Baobhan_Sith: W sumie to taka skarga u rektora na rektora, bo czyja to wina, że nie ma centralnego systemu, gdzie wszystkie ew. zaległości są widoczne? Te obiegówki z pieczątkami to relikt i już dawno nie powinno ich być. Pracownicy uczelni nie lubią ich nie mniej niż studenci...

Odpowiedz
avatar Dziewczynazmarcepanu
9 9

@lukasz800: W sumie to trochę śmieszne jest. Są systemy, przez które się rejestruje na zajęcia, wpisywane są tam oceny ze wszystkich egzaminów, można składać tam podania, a nie ma czegoś takiego jak sprawy zaległości. Idiotyzm.

Odpowiedz
avatar Grejfrutowa
9 9

Na panie z dziekanatu to mogłaby być osobna zakładka na Piekielnych. Ja przez 5 lat miałam do czynienia z panią, która była ogarnięta, ale niezbyt pomocna, bo jej się najzwyczajniej w świecie nie chciało. Po pokoju poruszała się na krześle na kółkach, nigdy nie widziałam, by z niego wstawała. Czasami kazała studentowi po prostu wyjść, bo ona nie ma czasu i już. Co tam, że były właśnie godziny przyjmowania studentów. Przez kolejne 4 lata miałam panią z gatunku: jak ja bym chętnie pomogła, ale ja nie wiem, muszę: (tu do wyboru:) doczytać, sprawdzić w ustawie, zobaczyć, zapytać koleżankę itp., itd. Kiedyś odparłam: pani to powinna wiedzieć bez sprawdzania. Pani się pokajała słowami: wiem, ale nie nadążam za tymi zmianami w przepisach.

Odpowiedz
avatar Marta91
1 1

@Grejfrutowa: A ja właśnie panie z dziekanatu miałam świetne, jednej nawet na koniec studiów wręczyliśmy symboliczny prezent, bo to naprawdę złota kobieta była :) Pani od batalii o dowód była z działu spraw studenckich, podobne, ale jednak nie dziekanat :) Aczkolwiek dużo się nasłuchałam i naczytałam o przebojach z dziekanatami ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Grejfrutowa: Haha nie nadąża za zmianami w przepisach... :D Bo uwierzę że poświęciła chociaż kwadrans żeby się z czymkolwiek zaznajomić :D

Odpowiedz
avatar imhotep
11 11

Jeszcze jest fajniej, jak w niektórych bibliotekach, żeby dostać zaświadczenie, że nie zalegasz z książkami musisz się najpierw do niej zapisać :P

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
1 1

Uśmiałam się przy słowach "ale ja nie wiem! ja nie wiem!" :)) Po prostu Bareja wiecznie żywy :)Czy ta Pani była w takim wieku, że swoich nawyków nabrała jeszcze w okresie politycznie niesłusznym i słusznie minionym? W sumie zawsze jeszcze mogła Ci powiedzieć "czego? nie widzi, że jem?" wiec nie było tak źle ;)

Odpowiedz
avatar Marta91
0 0

@KatzenKratzen: Dokładnie, pani była w wieku o jakim piszesz :D

Odpowiedz
avatar burninfire
0 0

Jak miałam obiegówkę do oddania i w jednym miejscu nie było osoby, która mogłaby mi ją podpisać (wcześniej w ogóle u nich nie byłam) to oddałam bez tego podpisu. Nie było problemu. Polecam, bo szkoda czasu na to.

Odpowiedz
avatar archeoziele
0 0

Też musiałam mieć pieczątkę że nie zalegam z opłatami za akademik mimo że w nim nigdy nie mieszkałam. Ale u nas pani zajmująca się tym działem miała po prostu bazę z danymi studentów którzy korzystali z akademików. A ponieważ w tej bazie nie figurowałam to nie było problemu.

Odpowiedz
avatar TheCuteLittleDeadGirl
0 0

@archeoziele: U nas na uczelni było podobnie, szło się do "głównej administracji" akademików (biuro w jednym z DSów na kampusie) i tam pani pieczątkowała i podpisywała obiegówkę. Nie trzeba było biegać po wszystkich akademikach i zbierać pieczątek niczym pokemony.

Odpowiedz
avatar LoonaThic
-2 2

Czasem mnie zastanawia brak jakiegokolwiek logicznego podejścia i przedstawianie swoich racji nie bacząc na innych. Powiedz mi - rozumiem, że kobita miała NA SŁOWO Ci uwierzyć, że nie mieszkałaś w akademikach, nie zalegałaś z niczym itd? Serio? Ja wiem, że czasem brak logiki w poczynaniach Pań z Dziekanatu :D, tu nie wygrasz - liczy się to co na papierze. One muszą mieć też swoje dupochrony - ale tego to nie chcesz zapewne wiedzieć... Popracujesz trochę z ludźmi, zobaczysz co odwala druga strona barykady to sama stwierdzisz co jest nie tak. A studenci potrafią takie kwiatki odpierniczać, że głowa mała :D

Odpowiedz
avatar Marta91
0 0

@LoonaThic: Rozumiem, że nie chciała mi uwierzyć na słowo, jednak równie naiwne było założenie, że jak student ma wrocławski adres na dowodzie, to nie zalega z niczym względem akademika. No jak uczelnia rżnie głupa, to czemu ja nie mogę :P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

To w dziekanatu interesie było.. Ja bym napisał skargę do rektora zamiast biegać po akademikach. Swoją drogą takie rzeczy powinny z automatu być widoczne w systemie. Ale cóż, widzę po sobie że Politechnika to wylęgarnia chaosu.

Odpowiedz
avatar Marta91
0 0

@hyhyhy262: Wolałam nie ryzykować tuż przed obroną, nie miałam sił i ochoty na batalię, a po obronie już się z tego śmiałam, jest co wspominać i pisać na Piekielnych :)

Odpowiedz
Udostępnij