Mam dla Was dość przygnębiającą, a zarazem piekielną historię o tym, jak rodzice sprawiają, że ich własne dziecko zaczęło ich nienawidzić.
Zacznę od tego, że tak długo jak byłem dzieckiem, nie żyło mi się w domu rodzinnym źle, choć zawsze byłem traktowany jak piąte koło u wozu. Jestem najmłodszym dzieckiem z całego licznego rodzeństwa, nota bene młodszym średnio o 12 lat. Ale według rodziny jestem tym najmniej udanym dzieciakiem. Dla zobrazowania Wam jak to wyglądało, w opinii osób trzecich byłem relatywnie(nie sposób żyjąc w takim towarzystwie wyjść bez szwanku) normalnym człowiekiem w domu Januszów i Grażyn. W sumie byłem zwykłym patałachem. A oto jak stałem się persona non grata w moim domu. Podobno z mojej winy.
Akt I - Zaręczyny.
Tak. Choć brzmi to dziwnie, pierwszym etapem całego procesu było właśnie to. Chodziło głównie o to, że moja rodzina nie wyraziła na to zgody, ponieważ mi NIE WOLNO się zaręczyć, póki moje rodzeństwo tego nie zrobi. Kiedy ten front ofensywy na mnie upadł, piekielna rodzinka stwierdziła, że chcę odebrać całą uwagę mojej siostrze, która zaręczyła się miesiąc po mnie, wobec czego mam natychmiast zerwać zaręczyny. Cóż, ten postulat też umarł z krzykiem na ustach. Zostały więc wytoczone kolejne działa: zniszczą mi ślub i wesele. Z kolei ten argument nadział się na własny miecz. Z ukochaną nie mieliśmy zamiaru brać ani ślubu kościelnego (tylko cywilny), ani robić wesela. Skończyło się na tym, że oni na pogańskim ślub, na którym wódki jak cywilizowani się nie napiją [Sic!], zamiaru przyjść nie mają. Były wytaczane coraz to głupsze argumenty, jak za drogi pierścionek zaręczynowy, ale one są niewarte uwagi.
Akt II - Kierowca - mechanik.
Jako, że jestem jedyną osobą w piekielnej rodzince która skończyła studia, a precyzując WAT, wyżej wymienieni stwierdzili, że nie muszą oddawać aut do mechanika, ponieważ od tego jestem ja. Piekielność się zaczęła, kiedy wzniosłem sztandar buntu. Stałem się "niewdzięcznym gnojem". Oczywiście moje siostry mają samochody, jednak są strasznymi ignorantkami jeśli chodzi o ich użytkowanie i eksploatację. Wypadki z ich winy były średnio raz na 1 - 2 miesiące. Nigdy nie doceniały poczynionych przeze mnie napraw, szybko doprowadzając do tych samych awarii, i uważały, że moim świętym obowiązkiem jest je naprawiać. Oczywiście za darmo. I aby nie było wątpliwości - koszty części miałem pokrywać ja. Dlaczego w tytule jest kierowca? Mianowicie dlatego, że jazda i w ogóle motoryzacja od wczesnego dzieciństwa jest moją pasją. A mając w domu 4 samochody, nigdy nie było mi dane ich prowadzić, ponieważ "taki idiota jak ja nigdy nie powinien dostać prawa jazdy i na pewno zaraz spowoduje wypadek". Nadmienię, że prawo jazdy zrobiłem tak szybko tylko dlatego, że jeden stary Golf miał być mi udostępniony. A od kiedy mam prawko, nie miałem ani jednego wypadku pożyczając auto mojego wówczas przyszłego teścia.
Akt III - Auto służbowe
To będzie krótko. Od razu po studiach (ach te znajomości i nepotyzm ^^) dostałem lukratywną pracę, w której między innymi przydzielono mi auto służbowe. Od razu padły 3 kwestie: 1) Jakim prawem mam auto służbowe przed moim rodzeństwem. Mam je natychmiast oddać. 2) Pieniądze które przeciętny człowiek wydaje na miesięczne utrzymanie prywatnego auta (podliczyli mnie na 2200PLN/miesiąc) mam oddać im. (Śmiech na sali) 3) Skoro jeżdżę za darmo, mam je teraz wszędzie wozić. W tym moje liczne rodzeństwo do miejsc zatrudnienia. Na nic z tych rzeczy się nie zgodziłem, odebrałem resztę prywatnych ruchomości z "rodzinnego" domu, i z życzeniami rychłej i bolesnej śmierci, oraz złamanym żebrem z powodu rzutu w plecy tłuczkiem do mięsa odjechałem w kierunku zachodzącego słońca.
piekielna_rodzina
Nie wiem czy ta historia jest prawdziwa ale jeśli tak to nigdy nie pojmę jak można tak traktować własne dzieci...
Odpowiedz@kosmos90: Bywa, bywa, niektórzy nie czują niczego do własnych dzieci.
OdpowiedzZnałem jedną taką patologiczną rodzinę. Pojęcie odrębności, własności i wolności drugiego człowieka jest im obce. Wszyscy razem kiszą się we wspólnym sosie wykorzystywania, oskarżania, plotkowania itp. Gratulacje, że udało Ci się z tego wyrwać.
OdpowiedzTo jest idealny przyklad ze patologia to nie tylko pijany ojciec ktory bije dzieci i zone...
Odpowiedz@katka1110: Ale wiesz, rzucanie tłuczkiem to podchodzi pod bicie moim zdaniem
OdpowiedzJa Cię doskonale rozumiem. Jeśli ktoś ma wątpliwości, że może to jest podkoloryzowana historia, to niechaj wie, że niestety pewnie nie jest. Jest dokładnie jak u mojego męża - najmłodszy w rodzinie, pasja to samochody (czasem aż do przesady), a rodzice to piekło na Ziemi. To co się z nim wiąże, jakieś jego pomysły czy inicjatywy były zawsze wzgardzane i to co gorsza w mojej obecności. To co on to do d*py, a reszta to świętoszki. Rzygać mi się chciało jak patrzyłam jak w świetnym człowieku, ciepłym, pomocnym i kochanym zabijają poczucie własnej wartości i jakąkolwiek kreatywność. Więc im go zabrałam. Mogłabym osobną historię napisać jak patrzyli na niego z pogardą i politowaniem, (ja też jestem do chrzanu jakby co) jak na obcego, a nie na swojego. Ale nie chcę walić takie smęty, wolę poczytać o psich kupach i piekielnych sąsiadach :)pozdrawiam
Odpowiedz@Rozwin_skrzydla: Ja byłbym skłonny w tę historię nawet uwierzyć, gdyby nie była napisana style trzynastolatka próbującego udawać dorosłego.
Odpowiedz@Rozwin_skrzydla: podobna sytuacja dotknęła moją koleżankę jeszcze za czasów szkolnych, ogólnie miała rok starszego brata i rok młodszą siostrę. Ten starszy brat miał jednego ojca, który ich zostawił, a ona z młodszą siostrą- drugiego. I jakimś dziwnym cudem doszło do sytuacji, gdzie oczkiem w głowie nowego tatusia był brat i młodsza siostra... a koleżanka z jakiegoś powodu została odstawiona na boczny tor. Może nie tyle ją tam tępili, co raczej z niewyjaśnionego powodu byli bardzo chłodni, dawali znać, że ma się sama o siebie zatroszczyć, każdy jej pomysł jest "taki se", wszystko, co potrzebowała było jej zbędne (nawet nowa koszula, bo stara już zaczęła się pruć; uwierz mi- trudno spotkać tak skromną osobę jak ona), jak prosiła o coś rodziców to "pewnie pewnie", a potem "aa zapomniało mi się". Jednocześnie rodzeństwo dostawało wszystko, co chciało- markowe ciuchy za kilka stówek co miesiąc? Pewnie! Komórki? Jasne, najnowsze. Kasa na wypad? Zawsze. Pomoc przy czymś? Oboje rodziców rzuca wszystko i idzie pomagać "swojemu zdolnemu dziecku". Nieraz do mnie przychodziła po pomoc w tej czy innej sprawie, czy chociaż żeby posiedzieć i pogadać, bo jak sama mówiła- "w domu to prędzej się doczekam wygranej w totka niż uwagi". Po prostu zrozumiałbym to, gdyby to ten starszy brak był tak traktowany (bo w końcu od innego ojca i tak dalej), ale tu nie mam bladego pojęcia czemu tak to się skończyło. Teraz już dorosła, pracuje w lokalnej firmie, zarabia przyzwoicie, jak tylko była w stanie, to wynajęła kawalerkę i wyniosła się z domu, co ponoć rodzinka skwitowała hasłem "ale czemu odchodzisz? Tak ci tu źle z nami?" wypowiedzianym pomiędzy okrzykami zachwytu nad nowy autem brata kupionym na jego urodziny przez tatusia. Dalej zero uwagi. O tym dowiedziałem się po jakimś czasie, jak przypadkiem się spotkaliśmy i wyskoczyliśmy na piwo. Coś w niej wtedy pękło i wyżaliła mi się z tego wszystkiego, chyba najbardziej uderzył mnie fragment o tym, że wszyscy sobie o niej przypomnieli, jak się jakimś cudem dowiedzieli ile zarabia i nagle stwierdzili, że skoro tyle zarabia, to mogłaby ich trochę porozpieszczać za te wszystkie lata wychowania, mogłaby im kupić to i tamto, a najlepiej oddać część wypłaty. Mimo że do biednych to oni nie należeli. Patologia w rodzinie to nie zawsze tylko bicie "bo zupa była za słona", chlanie na umór i skrajna nędza. Problem w tym, że jak takie bicie i chlanie idzie szybko udowodnić w przypadku zwrócenia się pomoc do tej czy innej instytucji, tak tu... to jest słaba sprawa, bo jak takie coś udowodnić? Nie jest bita, nie jest głodzona, ubiera się jak przeciętna nastolatka, wszystkie jej potrzeby są zaspokojone, nie skarży się na nic...
Odpowiedz@mongol13: Bardzo przykra historia :( nie wiem nadal jak można nie kochać swoje dzieci tak samo.. i nigdy się nie dowiem. Cieszę się, że miała w Tobie wsparcie, to było dla niej czymś bardzo ważnym na pewno. Życzę jej jak najlepiej, a oni, no cóż.. dostali plon swojego 'ciężkiego' wychowania. Tak to już bywa w życiu, że czasem nie wiadomo co robić z tym fantem. Myślę, że ona była pierwszym dzieckiem nowego partnera tej kobiety, a oni chcieli razem poszaleć i w efekcie jej się obrywało za ich brak odpowiedzialności i dojrzałości.
OdpowiedzAz trudno uwierzyc w tak nieslychanie idiotyczna rodzine,ale niewatpliwie i takie (i nawet jeszcze gorsze) bywaja. Dobrze jeszcze, ze autor nie poddal sie i oponowal stanowczo tym kretynskim pomyslom. Tylko conajmniej to pozegnalne "złamane żebro z powodu rzutu w plecy tłuczkiem do mięsa" powinno miec jakies konsekwencje prawne, o ktorych niestety nic nie czytalem w tekscie.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: "i matkę własną której mleko z krwią wysysał do sądu podał! Na ojca własnego, który od ust sobie odjął ostatni kawałek chleba gdy po dwóch dobach z fabryki wrócił, komornika nasłał!". Widocznie Autor chciał się już tylko odciąć i nie mieć z nimi nic wspólnego.
OdpowiedzJest to nie do pojęcia, żeby takie rzeczy się działy. Nie do pojęcia dla tych co nie doświadczyli, lub nie znają kogoś z takiej rodziny. Taka patologia to ciężki temat. Tego nie widać na zewnątrz, lub się ukrywa. Dla przykładu: miałam opinię tzw. przylepy. Gdzieś do 11-12 roku życia, czasie spotkań rodzinnych i ze znajomymi rodziców, pchałam się niemal wszystkim ciociom na kolana, wujków angażowałam w zabawy typu "zrób mi samolot" itd. Wynikało to z braku bliskości od tych najważniejszych, a nie z charakteru, czy nadmiernych potrzeb. Dopiero w wieku 25 lat udało mi się wyprowadzić, bo jednak lata wysłuchiwania, że sobie w życiu nie poradzę, nic nie potrafię, robią swoje. Nie utrzymuje kontaktu z rodzicami, jedynie z częścią rodzeństwa od czasu do czasu. "Od X lat nie mieszkam z rodzicami i od tych X lat czuję że żyję." To zdanie wypowiedział kolega za czasów gimnazjum. Mieszkał wtedy od 8 lat domu w dziecka, zabrano go z patologicznej-alkoholowej rodziny. Wtedy nie wiedziałam, że za 10 lat powiem to samo o sobie. Ile jest takich osób, co się wyrwały? Ile jest takich, co tkwią w toksycznych relacjach, nadal chcąc uzyskać choć trochę rodzicielskiej miłości i akceptacji, bo jeszcze nie pojęli, że z pustego to i Salomon nie naleje. Zdarza się, że rodzice się nawracają, ale to zwykle następuje kiedy rolę się odwracają, bo lata lecą i będzie potrzebny ktoś kto poda szklankę wody. Prawda okrutna, ale uwierzcie, że pokrewieństwo nie daje gwarancji, że się ludzie pokochają. W świecie zwierząt też tak jest i tam matki jawnie odrzucają niektóre potomstwo. Poniekąd jest uczciwsze niż, hodowanie sobie kogoś na kim można np. odreagować stresy, zaspokoić rządzę władzy, czy podbudować ego.
OdpowiedzMalinowa zmieniła płeć.
OdpowiedzPodziękuj któremuś ze swoich przodków, że odziedziczyłeś normalne geny z takimi rodzicami
OdpowiedzJa również nie utrzymuję bliskich kontaktów z rodzicami po tym, jak zostałem uznany za wyrodnego syna. Zostałem tak uznany, ponieważ zdałem maturę i dostałem się na studia, a mój rok starszy brat, który według rodziców był przeznaczony do studiowania (ja miałem według nich przejąć gospodarkę) maturę oblał. (zdawaliśmy w tym samym roku, bo ja zostałem wysłany do szkoły rok wcześniej - rodzice tak zrobili by mieć nas obu w podstawówce w tej samej klasie). Na studia poszedłem. Udało się dostać akademik, stypendium naukowe i socjalne. Bardzo pomogła też ciotka, która zna mojego ojca i równie dobrze "utrzymuje" z nim kontakt - na całe wakacje między maturą a początkiem studiów załatwiła mi bardzo dobrą jak dla młodego człowieka pracę w Niemczech gdzie mieszka i pozwoliła mieszkać przez ten czas u siebie w domu. Dzięki temu mogłem się sam utrzymać cały pierwszy rok studiów. Jak zacząłem dorabiać korkami dla licealistów, to jak na studenta żyło mi się całkiem komfortowo. I na nowe dżinsy było i na wyjazd do schroniska górskiego. :) A brat studiów nie skończył...
Odpowiedz@NiebieskiWieloryb: Nie znam Cię, ale jestem z Ciebie dumna. Zuch chłopak :)
OdpowiedzSmoka brakuje w tej bajeczce. Oczywiście rodzice od małego Cię nie karmili, nie ubierali i do szkoły nie posłali. Musiałeś pleść sobie koszule z trawy, żywić się stonką i oddawać się woźnemu żeby chodzić do szkoły. Niestety jak się komuś uda coś osiągnąć("SKOŃCZYŁEM NIE BYLE CO. WAT. PATRZ PLEBSIE.) to zapomina o rodzinie i przyjaciołach i się wypina. Wstyd.
OdpowiedzTo ci radzę wymelduj się od nich, bo ci jeszcze wytoczą sprawę o nie płacenie czynszu, czy innych eksploatacji w miejscu zameldowania :P
OdpowiedzZe złamanym żebrem dałeś radę odjechać samochodem?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 kwietnia 2017 o 1:15
@Swidrygajlow: Mój kumpel kiedyś po wypadku podczas pracy pojechał z Łodzi do Warszawy, załatwił parę spraw w kilku firmach i dopiero potem udał się do szpitala gdzie stwierdzono pęknięcie dwóch żeber. Wiedział że poważnie oberwał, ale był w takim szoku, że jakoś dał radę.
Odpowiedz@Swidrygajlow: Pewnie zależy od konkretnego przypadku ale ze złamanymi żebrami mogłem normalnie funkcjonować. Przecież tego się nie daje do gipsu ani nic takiego.
Odpowiedz@mooz: @NiebieskiWieloryb: A no możliwe. Dzięki za wyjaśnienie! :)
OdpowiedzW sumie na podpisanie urzędowego papierka którym można podetrzeć tyłek zwane ślubem cywilnym też bym ze wstydu i z zachowaniem resztki godności nie poszedł.
Odpowiedz@Mati12345: Wstyd to takie komentarze pisać.
Odpowiedz@Mati12345: Ale na zawarcie ślubu w takiej formie, że jakiś typ w czarnej sukience odprawia gusła nad para młodą to byś poszedł bo to jest według Ciebie poważniejsze? :P
Odpowiedz@NiebieskiWieloryb: No tak
OdpowiedzTo chyba normalne w rodzinach gdzie jest tak duża różnica wieku między rodzeństwem. U mnie między mną a średnią siostrą jest 15 lat różnicy. Nawet dziś mając ponad 30 lat jestem przez średnią siostrę traktowana jak niedorozwinięty pięciolatek, którego trzeba upokorzyć, drzeć ryja żeby zrozumiał co się do niego mówi. Ale w chwili kiedy zdałam sobie z tego sprawę mam tą część rodziny głęboko w .... (cztery litery).
Odpowiedz