Kontynuacja piekielności związanych z mieszkaniem w bloku z historii #77566
Tym razem będzie niesmacznie, więc nie polecam do jedzenia.
Myślicie, że psie kupy są dużym problemem blokowisk? Owszem są. Ale to co ja mam pod oknem...
W bloku, w którym mieszkam, mieszkają też mentalne wsiury. By nie było, możesz być nawet z Tegucigalpy, nie obchodzi mnie to skąd jesteś, tak długo, dopóki nie wyrzucasz jedzenia ZA OKNO. Pomijając kwestie marnotrawstwa i głodu w Afryce... ja nie wiem, może żyje w jakiejś nieświadomości, ale czy istnieją jakieś regiony w Polsce, gdzie się zaśmieca własne podwórko?
Niedojedzone kanapki, nieświeże ryby, rozgotowane kartofle, zepsute, zapleśniałe jedzenie - czego byś nie chciał na pewno znajdziesz. Siedząc w pokoju z balkonem nie raz miałam okazję zobaczyć na własne oczy jak wodospad z zupy/sosu/innej substancji płynnej, rozbryzguje się częściowo o ziemię, częściowo o barierkę mojego balkonu. Mało tego, nie tylko jedzenie ląduje pod moim oknem i balkonem. Zużyte żyletki, szczoteczki do zębów, opakowania po masłach i margarynach, foliowe torebki to też nie rzadkość.
Gdy przychodzi lato, nie da się otworzyć okna. Mieszanka psich kup + gnijące jedzenie tworzy taki smród, którego nie idzie wytrzymać. Za przeproszeniem TAK J*BIE. Gnijące jedzenie przyciąga wszelkie muchy i inne paskudztwa z całego miasta, które potem się magicznie materializują w moim pokoju. Nikogo nie obchodzi, że do tego jedzenia lecą też cholerne srajptaszki, które kaszkiecą potem parapety tak, że nawet cilitbeng nie daje rady. Najbardziej w tym wszystkim szkoda mi chyba psów, bo właściciele mają w dupie to, że pędzą jak szalone do wyrzuconego jedzenia, a po przetrawieniu zostawiają siarczystą sraczkę na trawniku ( błędne koło ).
Jednak apogeum mojego wk*rwienia nastąpiło w zeszłe święta wielkanocne, gdy przy myciu okna odkryłam rozgotowany makaron na swoim parapecie. Ciekawe co mają dla mnie w tym roku...
c.d.n
uroki mieszkania w bloku
Owszem, na wsi ludzie tak robią, że resztki żywności, obierki itp. wyrzucają na podwórko, gdzie w 15 sekund zjadają to kury, gęsi i kaczki. Tylko zazwyczaj nie rzucają za okno gdzie popadnie, tylko gromadzą to wszystko do wiaderka, później wychodzą z nim na podwórko i tam już ptaki tylko czekają na wyżerkę :) Znam ten ból, u mnie na osiedlu też się takie rzeczy działy, bo ludzie rzucali "dla ptaków" - tylko nie wpadli na to, że gołąb i wróbel to nie to samo co kaczka i kura i obierków nie zje, bo ma żarcie w 5 innych miejscach i wybiera to co najbardziej lubi. Teraz już jakoś się ucywilizowali na szczęście, bo nigdy nie zapomnę jak ktoś wyrzucił resztki po obieraniu ryby, poleżały kilka dni i pies się w tym wytarzał :D
Odpowiedz@Shineoff: Na wsi rozumiem zastosowanie gdyż to praktyczne i pożyteczne. Ale w mieście, gdzie na osiedlach jest zakaz dokarmiania gołębi i innych ptaków... O matko, no tak, zapomniałam o tym, że przecież psy jeszcze mogą się w tym wytarzać.
Odpowiedz@Shineoff: O kondolencje i wyrazy współczucia (z powodu psa)! I jak z nim potem weszłaś do domu? Na posesji (z wyjątkiem zimy)w takich sytuacjach wiadomo, bliskie spotkanie III stopnia z wężem ogrodowym sobaka zaliczyć musi, a w bloku?
Odpowiedz@pchlapchlepchla16: Oddychając przez usta władowałam go do wanny i wyszorowałam. A mieszkanie wietrzyłam z godzinę :D No innego wyjścia nie było :P
OdpowiedzNie możesz podejrzeć którzy to sąsiedzi? Potem rozwieszać kartki na klatce: "Przypominam sąsiadom spod numerów: xyz że resztki jedzenia nie służą do tego aby wyrzucać je za okno"
Odpowiedz@iks: Taka kartka z pewnością szybko zniknie. Lepiej napisać taki anonim w liczbie mnogiej i zostawić delikwentom w skrzynce lub ewentualnie zastosować metodę "podprogową". Napisać w imieniu mieszkańców bloku a nie własnym. Mimo, że tego nie rozumiem, to jednak niektórzy ludzie bardzo przejmują się zdaniem innym i jeśli dostaną sygnał, że nie są anonimowi a sąsiedzi się z nich podśmiewują to być może coś do mózgu dotrze.
Odpowiedz@iks: Jak podejrzeć? Musiałabym stać na zewnątrz pod blokiem przez długi czas ( na co nie mam czasu ), albo zamontować gdzieś kamerę, co z kolei jest dość drogą opcją. I nie można rozklejać kartek na naszej klatce. A tablicę korkową ( swoją drogą już rozpadającą się ) wszyscy olewają @ZjemTwojeCiastko: Podoba mi się ten pomysł. Choć mogłaby to być równie dobrze ulotka z czymś w rodzaju ,,wyrzucanie jedzenia na trawnik przed osiedlem podlega karze w wys. 500 zł wg paragrafu nr X". Pokombinuje może.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 marca 2017 o 22:01
@ZjemTwojeCiastko: U mnie w klatce sąsiedzi "zapominali" z piesełem wyjść i pieseł lał po schodach. Zacząłem drukować i wieszać w klatce kartki: "Lokatorów spod numeru xy uprasza się o wyprowadzanie psa/gości na teren zielony, oraz o sprzątanie po ich moczu/kale Z wyrazami szacunku sąsiedzi" Co zrywali - wieszałem. Po kilku dniach jak się cały blok z nich śmiał - zaczęli sprzątać.
Odpowiedz@iks: Tu niestety proporcje są odwrotne - cała klatka wieśniaków i jedna pokrzywdzona.
OdpowiedzMieszkam w bloku 11 piętrowym i od lat to jest plaga: wyrzucanie przez okno chleba, kostek, mięsa, resztek z obiadu, a nawet nie resztek, bo widzę jak na trawniku lądują całe wręcz "GARY" makaronów, ziemniaków, zup czy bliżej nieokreślonego czegoś.. Mieszkam akurat wysoko, więc zapach z tych smakołyków do mnie nie dociera, ale sam widok dojścia do bloku, usłanego resztkami jedzenia, nie napawa optymistycznie :/
OdpowiedzZglos to w spoldzielni, u mnie w bloku po listownym zawiadomieniu ze spoldzielni, ze jeslu dalej beda wyrzycane resztki jedzenia to bedzie kara finansowa problem ustapil. Takie listy dostal kazdy mieszkaniec w moim bloku. I peoblem ustapil
Odpowiedz@Jamalia30: Bardzo dobre rozwiązanie. Najlepiej samemu to spółdzielni doradzić, ze mieszkańcy zostaną obciążeni kosztami sprzątania. Albo na początek zmyślić samemu taką pismo i wywiesić na klatce, a dopiero potem iść do spółdzielni, bo spółdzielnia zamiast pisma i pogróżek może od razu wszystkim karę za sprzątanie dowalić
OdpowiedzWarszawa też tak ponoć ma. Nie wiem, bo mam dom, ale ludzie mówili. Nazjeżdżało się ludzi ze wsi. I robią wieś z Warszawy. A najgorzej jak się zmieniają w aktywistów miejskich.
Odpowiedz@Katka_43: Przez 16 lat mieszkałam na wsi, nie znam ani jednej osoby, która wyrzucałaby jedzenie przed dom przez okno. Ani jednej osoby. Od 2 lat mieszkam w mieście, wszędzie pełno porozrzucanego chleba, kości. Wniosek jest prosty, to nie ludzie ze wsi robią cały ten bałagan.
Odpowiedz@Katka_43: Cała obecna Warszawa nazjeżdzała się ze wsi i małych miasteczek. Rodowitych Warszawiaków jest znikomy procent. Cała ludnośc Warszawy została wypędzona w czasie wojny i tylko nieliczni wrócili. Obecni wielcy Warszawiacy są maksymalnie Warszawiakami od 70 lat, także nie ma co nosa zadzierać, bo niczym to się nie różni od tych jakże pogardzanych słoików
Odpowiedz@maat_: Tak jak i @Kluska - mieszkałam na wsi. Poza tym - w ramach Rajdów Świętokrzyskich przemierzałam wsie - i nigdzie na wsiach nie śmiecono przy domu. Śmiecenie przez okna to wyłącznie miejski wynalazek "dokonany" przez miejski plebs.
Odpowiedz@KIuska: Wynajęłam mieszkanie dwóm studentom(Dzierżoniów i Bolesławiec) Po ich wyprowadzce dowiedziałam się od sąsiadki że wyrzucali przez okno jak leci wszystkie odpadki kuchenne. Zwracanie uwagi nie pomagało. Szok.Tak więc jak kulą w płot jest stwierdzenie ze ludzie ze wsi tak robią. Teraz sąsiadki mają mój telefon i będzie krótka piłka, nie umiesz współżyć-rozwiązuję umowę
Odpowiedz@katem: Tez tak uważam. Na wsiach nigdy nie widziałam wyrzucania przez okno
Odpowiedz@maat_: Najbardziej swoje warszawskie pochodzenie podkreślają właśnie ci warszawiacy, którzy, jak to mówią "po metrykę cały dzień pociągiem i trzy dni wołami" (w elektronicznym systemie USC już nieaktualne). Przedwojenni mieszkańcy nie wywyższają się!
OdpowiedzMiałem kiedyś przyjemność i zaszczyt mieszkać w centrum Krakowa. W kamienicy po drugiej stronie ulicy, dokładnie naprzeciwko mojego pokoju mieszkał dziad. Dziad codziennie robił sporej wielkości kulę z namoczonego chleba i rzucał ją na chodnik tuż pod swoje okno. Mieszkaliśmy na drugim piętrze, mieszkania w tych kamienicach miały wysokie stropy, więc ta kula chlebowa lądowała na chodniku z dość głośnym pacnięciem i sporym rozrzutem. Oczywiście zlatywały się do tego chleba gołębie, żarły go, a potem w nagrodę obsrywały chodniki, samochody, parapety. Kiedyś dziad przedobrzył - rzucona przez niego chlebowa kula trafiła przechodzącą z dziecięcym wózkiem kobietę. Cały wózek, płaszcz i włosy miała uwalone rozmokniętym i pewnie niezbyt świeżym chlebem. Stała tak bezradnie nie wiedząc za co się najpierw zabrać - za oczyszczanie swojej głowy, płaszcza, czy za uspokajanie płaczącego dziecka (wózek miał postawiony ten daszek, więc dzieciak raczej nie dostał w twarz, ale hałas najwyraźniej go obudził). Co miałem zrobić? Otworzyłem swoje okno i krzyknąłem do tej bidulki: - proszę panią! Drugie piętro, okno z białą anteną satelitarną, siwy, łysiejący facet w okularach. Odkrzyknęła krótkie podziękowanie i jeszcze widziałem jak obczaja to okno. Kiedy dziesięć minut później zszedłem na dół już jej nie było. Mieszkałem tam jeszcze przez kilka tygodni, ale ani razu nie widziałem już dziada rzucającego chlebowe kule. Schował się ze strachu? Poniósł konsekwencje swojej głupoty? Nie wiem. Wiem, że dzisiaj nagrałbym jego wyczyny i zaniósł nagranie na policję. Albo go przyczaił na chodniku i mu nakopał do dupy.
OdpowiedzA dopiero co wróciłam z psem z nocnego spaceru wyklinając po raz enty ile wlezie. Warszawa, właściwie sam środek miasta (Muranów dla zorientowanych) - ilekroć nie wybiorę się do nocnego sklepu, natrafiam na stertę ohydnego, na wpół zepsutego, wypieprzonego sądząc po lokalizacji z okna lub balkonu żarcia. Mój pies to mieszanka owczarka belgijskiego i doga niemieckiego, wzięty ze schroniska, gdzie trafił na skraju śmierci głodowej (ważył wtedy ze 25 kg, obecnie waży 40, powinien dobić do 55) i na takie "rarytasy" rzuca się migiem, a mnie pozostaje wyciągać mu to gówno z pyska, żeby znów nie miał sensacji żołądkowych. U nas to wypadek przy pracy raz na tydzień, u Ciebie codzienność, więc nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie Twojego wkur***.
OdpowiedzMoże postraszyc sąsiadów plaga np szczurów albo jakimś zagrożeniem epidemiologicznym. Miałam kiedyś sąsiada który z góry rzucał zużyte chusteczki do nosa, obrzydliwie jest znaleźć taki bonus na parapecie.
Odpowiedz@Kataszka: Właśnie zbieram pomysły :) Skoro nikt z tym nic przez lata nie zrobił, to może mnie się uda wytępić to zachowanie raz a dobrze
OdpowiedzZnajomi mają podwórko między kamienicami. Rośnie tam trawa, trochę drzewek itd. Kiedyś przy ładnej pogodzie wyszłyśmy tam z paroma dziewczynami porobić zdjęcia reklamowe (koleżanka projektuje biżuterię). Dostałyśmy gotowanymi ziemniakami :)
Odpowiedz@AsianGirl: W tym momencie już bym zadzwoniła na policję.
Odpowiedz@AkshK: Niestety, nie byłyśmy w stanie wytypować okna, z którego nas zbombardowano.
OdpowiedzKontynuacja piekielności związanych z mieszkaniem w bloku z historii #77566 Tak byłoby duuuużo wygodniej: Kontynuacja piekielności związanych z mieszkaniem w bloku z historii http://piekielni.pl/77566 Zamiast numeru na górze historii wystarczy skopiować link na górze okna przeglądarki reszta dzieje się "sama"
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 marca 2017 o 9:00
@SirChmiel: Dzięki za radę :)
OdpowiedzW Krakowie to też niestety nagminne. Przy pobliskim przystanku tramwajowym regularnie ktoś wyrzuca papkę- wygląda to jakby było przygotowywane specjalnie dla zwierząt, wiecznie te same, zabarwione na buraczkowo resztki, z premedytacją wywalane w jednym miejscu na trawniku. Nie widziałam żeby jakiś ptak to ruszał, swoją drogą, zresztą te u nas w mieście raczej nie głodują. Na jednym z blokowisk przygodnie spotkana pani, z którą weszłam na temat właśnie resztek i psich kup zdobiących krzaki i trawniki, bez żenady przyznała że sama mieszka na pierwszym piętrze i wyrzuca pod balkon (czyli- sąsiadom z parteru pod okno) resztki "dla kota"- jakieś kostki z kurczaka czy garstkę kaszy... Ja tam kota nie mam i nigdy nie miałam, ale i tak śmiem wątpić czy dzikie koty właśnie tym się żywią. Rozumiem że starsi ludzie mają wpojony szacunek dla każdego okrucha chleba, i zakorzenione że nic się nie marnuje, nie wyrzuca. Sama z nawyku zbieram resztki pieczywa i przekazuję raz na jakiś czas pani od której kupuję jajka. Ale jakieś granice powinny być. Nawet na wsi, jak ktoś słusznie wspomniał, owszem, świnie i kaczki wszystko zjadały, tylko tych zwierząt nikt pod oknem nie trzymał. Ale to mniej więcej to samo "obycie" które sprawia że sąsiad na wspólnej klatce schodowej postawi szafkę z butami, albo na wspólny balkon udekoruje garnkami z zapasami na święta.
Odpowiedz@Sintra: U nas z tego co wiem, bezpańskie koty na naszym osiedlu mają pod schodami do klatki schodowej miseczki z piciem i jedzeniem. Wiele razy widziałam jak uzupełniają miski by im niczego nie brakowało. Natomiast trawnik po stronie balkonów spełnia ewidentną rolę śmietnika. Wyrzucanie jedzenia na wspólne podwórko, gdzie nie ma zwierząt tak jak na wsi by mogły to zjeść, nie jest ani szacunkiem do jedzenia, ani szacunkiem do ludzi mieszkających czy sprzątających pod blokiem. Ukłon w stronę naszych pań sprzątających, bo gdyby nie one to miałabym już dawno wysypisko śmieci pod oknem.
OdpowiedzJa bym przylukała, kto to robi. Zainwestowała w rekawiczki, zebrała co nieco i oddała, do skrzynki na listy, na wycieraczkę, sosem posmarowała drzwi by móc przykleić kartkę z informacją że coś im wypadło.
Odpowiedz@KurkaRurka: O, to, to. Klamerka na nos, szufelka w garść - breja do plastykowego worka i pod drzwi "właścicieli".
Odpowiedzu mnie w bloku jedna babka tez tak robiła pod naszymi oknami zawsze lądowało i jeszcze do nas sąsiedzi mieli pretensje, ze pod naszymi oknami, że my wyrzucamy. w koncu przestła jak spółdzielnia wywiesiła na klatce info by tego nie robic..
OdpowiedzTiaaa, znam to od strony psów stołujących się w parkach... Sama niejednokrotnie lądowałam ze swoim psiakiem u weterynarza, bo po wciągnięciu bliżej nieokreślonych resztek biegałam z nim przez całą noc na dwór bo biedak się tak pochorował. Wkur@!# mnie to tak samo jak zasrane parki, chodniki, skwerki. Nie wiem jak inne miasta ale Łódź w tej dziedzinie niepodzielnie od lat króluje. Szokuje mnie, że ludzie na mnie się patrzą jak na debila bo sprzątam po psie, zamiast patrzeć się jak na debila na tych, którzy nie sprzątają. Takie mamy "zasrane" społeczeństwo. Ale jak zapytasz to sami patrioci rzecz jasna. Szkoda, że patriotyzmu nie interpretują jako dbanie o przestrzeń publiczną - w końcu przecież wspólną, z której sami też korzystają.
OdpowiedzJa bym zebrał to wszystko co tam pod oknem leży i kładłbym im pod drzwiami w bloku, owszem, waliłoby mocno na klatce, ale może po pewnym czasie by pomogło. Druga opcja to rzucanie zawartością tegoż (w woreczku jakimś) w ich okna (nie wiem które piętro).
OdpowiedzA to nie jest tak, że uciążliwi sąsiedzi mogą zostać eksmitowani? U mnie w bloku wisi taka kartka i nawet jeden sąsiad zaczął wychodzić na fajkę pod blok, zamiast palić na półpiętrze i petować do kwiatków.
Odpowiedzwystarczy zgłaszanie tego do spółdzielni, straży miejskiej i na poliję i skończy się problem. Spółdzielnia wezwie delikwenta do siebie i bedzie upominać aż jak to nie da rady to zagrozi eksmisją za utrudnianie życia sąsiadom i to najczzęściej pomaga
Odpowiedz