Pracuję w cukierni. Piekielnych sytuacji jest tu sporo (do moich ulubionych należy święte oburzenie klientów, że nie potrafię im czytać w myślach i nie wiem, które ciastko akurat chcą), ale chciałabym się podzielić na świeżo historią z dzisiejszego poranka.
Chwila po otwarciu, jeszcze pusto, ja [J] z koleżanką (powiedzmy Anią [A]) na sklepie. Wchodzi klientka [K] - kobieta ok. 60-tki, z miną mówiącą "ja tu jestem panem i władcą, cieszcie się, że w ogóle zaszczyciłam was swoją obecnością"
[K]: Przyszłam odebrać tort.
[A}: Poproszę o pani nazwisko.
[K, z westchnieniem oburzenia, że nie raczymy nie wiedzieć, kim ona jest]: Piekielna.
Znajduję tort, przynoszę, otwieram pudełko i pokazuję klientce.
[J]: Czy wszystko się zgadza, miał być tylko obłożony czekoladą, bez dodatków...
[K]: Bo ja nienawidzę ozdóbek! (co mnie to obchodzi, pytam tylko, czy wszystko się zgadza)
[A]: Za tort należy się tyle i tyle, polecam również naszą kawę na wynos...
[K]: Ja chcę stąd jak najszybciej wyjść! Nic nie obchodzą mnie wasze propozycje! Mam to gdzieś!
No cóż, pani najwyraźniej wstała lewą nogą. Przypomnę, że poza nią nie było nikogo w sklepie, została natychmiast obsłużona, tort też był od razu znaleziony, nie czekała ani jednej niepotrzebnej chwili, sama też wybrała taką godzinę odbioru. Niektórzy chyba po prostu czują potrzebę podkreślenia, jacy są wyjątkowi i jak ciężko im z tym, ze muszą żyć na tym niewdzięcznym świecie, wśród plebsu.
gastronomia
Jak sie cos konkretnego dokladnie zamowilo i odbiera, r to naturalnie nie interesuja jakiekolwiek POLECENIA, czy ZAPROSZENIA, bedace tylko nachalna proba wcisniecia czegos niechcianego. Jesli klient jeszcze cos dodatkowego zechce nabyc, to powie sam, bez glupiego wciskania niechcianego towaru! Tudziez mozna uprzejmiej myslec i mowic o kupujacych, bedac sprzedawca.
Odpowiedz@bloodcarver: @ZaglobaOnufry: Po pierwsze,Wy tak na serio? Bo pękam ze śmiechu! Czy Wam się wydaje,że jakikolwiek sprzedawca robi to dla osobistej rozrywki?;) Nie.Tak mu każe pracodawca i tyle.Uwierzcie mi,że nikt nie ma ochoty poświęcać klientowi więcej czasu nic jest to konieczne do sfinalizowania transakcji.I nie jest to miłe,kiedy wiesz,że musisz to robić,a ktoś się na Tobie chamsko wyżywa,jakby nie wiedział jak handel działa.Ciężko powiedzieć "Nie,dziękuję",prawda?;) To samo tyczy się klientów,którzy przychodzą opowiedzieć historię swego życia. A po drugie,jasne,powiedzmy,jest pięć tortów i sprzedawca ma cytować nazwiska innych klientów po kolei? Pewnie, usadówmy się na fotelach jak w filmie WALL-E i tylko ruszajmy palcem do guzika.To nic,że babka przyszła w swojej sprawie,odebrać swoje zamówienie - odpowiadanie na skierowane do niej pytania to obraza i uwłacza jej czci ;) Wszyscy powinni wokół niej skakać i jeszcze po rękach całować,że przyszła,a orkiestra z utworem pochwalnym odprowadzi ją do wyjścia... Tylu dorosłych na tej stronie,a co komentarz - to jak dzieci,co wyszły z jaskini.
Odpowiedz@Billie_Jean: Wkurzanie klientów na zlecenie i za pieniądze nadal jest wkurzaniem klientów. To, jak się umówiłaś z szefem nie jest klienta sprawą. Szef ci za to płaci? No to płaci. Wyceń się tak, żeby konsekwencje, w postaci słusznego gniewu klienta, były tego warte. Albo idź pracować gdzieś, gdzie nie ma takich durnych oczekiwań.
Odpowiedz@bloodcarver: nikt się z szefem nie UMAWIA na klepanie formułek i wciskanie ch0ojowizny klientom. W umowach widnieje zapis o "obsłudze klienta i innych czynnościach pomocniczych" - o napi3rdalaniu durnych formułek i może-frytkach-do-tego zazwyczaj dowiesz się dopiero na szkoleniu, bądź jeszcze później - podczas faktycznej pracy. I nie wypisuj farmazonów o "słusznym gniewie" albo idź sprawdź ten związek frazeologiczny w słowniku - słuszny gniew to jest wtedy jak koleś ci żonę zabije, a nie jak się ciebie człowiek kulturalnie pyta o produkt dodatkowy, bo musi. Mnie wk_rwia jak każdy debil - od pielęgniarki przez lekarza po anestezjologa - przed operacją mnie pyta o to, co ma napisane w karcie, a mimo to się słusznym gniewem nie unoszę, choc zakładam, że powinien był moją kartę pacjenta przeczytać PRZED podjęciem się operacji. No i co? No i nic - odpowiadam, bo chcę mieć dobrze zrobiony zabieg. Tak i ty odpowiadasz, bo chcesz zostać obsłużony/a. A jak nie chcesz - to wypindalaj ze swoją bucerią i swoim wielkim piniondzem do innego sklepu, wszak wolny rynek. Tylko się nie zdziw jak się okaże, że nie masz gdzie kupować, bo formułki i dosprzedaż są powszechne tak bardzo, że nawet Biedra zaczęła ich wymagać.
Odpowiedz@cassis: Takie uszczęśliwianie na siłę klienta nie jest kulturalne. W tym wypytywaniu lekarza o rzeczy z karty może być sens, bo w karcie może być błąd, więc może i jest upierdliwe, ale uzasadnione.
Odpowiedz@aklorak: ale nadal - to nie obsługa wymyśla czy to jest kulturalne czy nie - obsługa jest rozliczana z tych durnot i musi je klepać, choć nie chce.
Odpowiedz@cassis: W świetle tego, co napisałaś to klient też ma święte prawo odpowiadać pięknym za nadobne - czyli brakiem kultury na brak kultury - w takim przypadku arogancją na nachalność. Sprzedawcy płacą za to, że wypowiada te durne odzywki, ale klientowi nie płacą (ani dodatkowego rabatu nie dają) za ich wysłuchiwanie i tracenie na to czasu, nie wspominając o wzbudzanej tym irytacji (jeśli to słyszysz już ...dziesiąty raz w ciągu np. 2 godzin).
OdpowiedzKurde, pracowałam w dwóch sieciówkach, kinie CC i jednym z Relay'ów (krótko, bo krótko, przykład które wymienię przyczyniły się do długości mojego stażu pracy). I czy chciałam, czy nie chciałam MUSIAŁAM proponować większy zestaw popcornu/nakasówkę/jakieś czasopismo. W CC były najazdy "góry", za coś nie tak (nawet uśmiech za mało szeroki) z*ebkę dostawało menagerstwo, a zaraz potem szary pracownik (odpowiednio większą). W kiosku, jak nie daj Boże, trafił się tajemniczy klient i zamiast dwóch produktów zaproponowało się tylko jeden, lecieli po premii. Zawsze starałam się robić to z uśmiechem, jak klient mówił "nie dziękuję", kończyłam rozmowę. Sama zawsze tak odpowiadam i staram sie nie denerować na kasjerów, bo to naprawdę nie od nich zależy. Standardy obsługi klienta w sieciówkach są w ogóle wzięte z kosmosu.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 marca 2017 o 19:30
@cassis: Jak rozliczana?
OdpowiedzO bosze... sprzedawca czy chce czy nie musi proponować różne rzeczy(czasami fajnie jak wiesz ze maja super-hiper-duper herbate z serca Indii) mozesz nie klepac tych śmiesznych formułek i wypasc bardzo zle przy "tajemniczym kliencie" pojada po premii i w końcu strata pracy.
Odpowiedz@krystalweedon: Czy tak trudno zrozumieć że nikt nie ma pretensji do pracowników klepiących formułki, tylko do pracodawców uważających że jak ich pracownicy będą maksymalnie wkurzali klienta, to on będzie wtedy częściej przychodził i więcej kupował.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 marca 2017 o 20:10
nie rozumiesz, że ludzie już reagują alergicznie na próby wciśnięcia "czegoś dodatkowego", zwłaszcza gdy się spiesza i nie ma to nic wspólnego z zamówieniem. Zaparkowała pewnie tam gdzie jest zakaz postoju (nie zatrzymywania się), ma teraz odstawiać tort i pić kawę? Co innego jakby przyszła z psiapsiółą na ciastko, to był;aby zasadna propozycja.
Odpowiedz@PiekielnyDiablik: to dziwne. Gdyby się tak spieszyła, to powiedzenie "nie", albo brak komentarza trwa krócej, niż powiedzenie "Ja chcę stąd jak najszybciej wyjść! Nic nie obchodzą mnie wasze propozycje! Mam to gdzieś!". Rzekłabym, że to wydłużyło jej pobyt w sklepie. Pani po prostu była bucem.
Odpowiedz@tysenna: ale jak w kazdym sklepie probuja ci cos wcisnac ( bo moze poza samoobslugowymi, ale w kazdej Zabce, Lewiatanie, FreshMarkecie, Rossmanie, Naturze, MCDonald, KFC... to sie wsciec mozna zdecydowanie rozumiem Diablika, ja sprzedazy sugerowanej nienawidze wiem, po co pryzszlam i nie potrzebuje wciskania mi x innych rzeczy, gdybym chciala, to bym je wlozyla do koszyka
Odpowiedz@PiekielnyDiablik: Wystarczy odpowiedzieć zwykłe "nie". Naprawdę, szaremu pracownikowi też nie odpowiada to ciągłe "A może produkt X jeszcze/gazetka/frytki do tego?". Ale z jakiegoś powodu ludziki w garniturach uważają to za słuszne.
Odpowiedz@bazienka: można się wściec, bo ktoś wypowiada zdanie, zajmujące 5 sekund, kiedy ja i tak szykuję gotówkę/kartę/pakuję zakupy? Serio? I spieszysz sie bardzo, dlatego na kazde jedno zdanie wypowiadasz kilka kolejnych, które zajmą Ci 5x więcej czasu? Zazdroszczę Wam problemów.
Odpowiedz@tysenna: jesli slyszysz to 10 raz dziennie a na twoje "nie" proponuja ci inny produkt ( w relay czy inpost tak jest, maja byc 3 propozycje), twoje "tylko" ignoruja, to jednak mozna sie wsciec
Odpowiedz@bazienka: ale tutaj nie ma mowy o nachalności, ani o wciskaniu iluś produktów. Mowa o sytuacji, gdy sprzedawca mówi "polecam produkt x", co zajmuje 2 sekundy. I przede wszystkim chodziło o to, że wykłócanie się o tw dwie sekundy,BO NIE MAM CZASU jest głupie.
OdpowiedzWeźcie jeszcze pod uwagę, że ten trend postępuje. Takie sugerowanie kiedyś było przypadkami jednostkowymi, teraz jest standardem, był jeden produkt, teraz są dwa, więc niedługo być może będzie trzeba słuchać całej oferty sklepu zanim zostaniemy obsłużeni. Jakieś 20 lat temu chyba w TV pojawiły się pierwsze reality show, Big Brother przede wszystkim, pamiętacie jaki szok to wywołało. Potem pojawiały się kolejne i kolejne, granice się przesuwały, pokazywano coraz więcej, coraz bardziej chamsko, coraz bardziej głupio i dziś nikogo nie szokuje Warsaw Show czy paradokumenty o burdel mamach. Na Discovery kiedyś leciały filmy dokumentalne, dziś jakieś pseudodokumentalne tasiemce. Także obawiam się, że ten dziwny twór zwany sprzedażą sugerowaną też będzie ewoluował za cichym przyzwoleniem klientów.
Odpowiedz@tysenna: A ja, jako klient, tylko POLECAM niewtracanie sie nieproszone w nieswoje sprawy i nie przyjmuje POLECEN od sprzedawcow, moge natomiast akceptowac PYTANIE o ewentualne jakies dalsze zyczenia.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: ależ nikt Ci nie każe(nawiasem mówiąc, wiesz, że słowo "polecenie" ma kilka znaczeń?). Nie chcesz kupować polecanych produktów? Nie kupuj. Nie masz czasu? Powiedz "nie", a nie opowiadaj kolejnych kilka minut o tym, jak bardzo nie masz czasu. Denerwują Cię dodatkowe propozycje? Napisz do centrali, albo zagłosuj nogami i nie chodź tam. Serio, macie problemy.
Odpowiedz@Qniczynka: @tysenna: inni już odpowiedzieli, że często jedno nie, nie wystarcza bo litania pytań ma 3 produkty, ofertę specjalną i kartę klubowa. a sprzedawca nie zwraca uwagi na to czy klient jest z tych "spieszących się" albo tych którzy wiedzą czego chcą. Zatem negatywna i głośna odpowiedź jest rzeczą odruchową. Może tez przynieść taki skutek, że zostaniemy zapamiętani, ku swojej uciesze, jako ci którym się nie proponuje. Albo na co najbardziej liczę, ale jest najmniej prawdopodobne, że zbluzgany wielokrotnie sprzedawca, wpłynie na swoich przełożonych w celu zmienieni, głupiej polityki marketingowej.
Odpowiedz@PiekielnyDiablik: tutaj też było wielokrotne, nie? Jeżeli ktoś jest agresywny i bluzga przez trzysekundowe pytanie, to jest chamem i bucrm, nie dorabiajmy do tego ideologii.
Odpowiedz@tysenna: jakoś w wielu sklepach i sprzedawcy/sprzedawczynie w 0.5s wiedzą czy spieszę się na tramwaj, czy mam ochotę pogadać o pogodzie nawet 5min. Zatem nie wciskaj mi kitu, że jak ktoś zachowuje się za kasą jak bezmózgi robot, to adekwatna reakcja się nie należy.
Odpowiedz@PiekielnyDiablik: nie. Jeżeli ktoś ma napad agresji, bo ktoś ośmielił się do niego odezwać, to ma problemy z sobą. Poza tym- tak bardzo się śpieszę, ale zbluzgać kogoś zawsze mam czas...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 marca 2017 o 7:12
@tysenna: Kino. Mężczyzna kupuje bilet. Bileterka: - A może orzeszki Pan kupi? - Nie, dziękuję. - A paluszki? - Nie, dziękuję. - To może chociaż dropsy niech Pan weźmie. Zdenerwowany mężczyzna: - Nie chcę. Juz mówiłem! Zdegustowany odchodzi od kasy. Niepocieszona bileterka wystawia głowę przez okienko i woła: - A mordercą jest szofer, sknerusie!
Odpowiedz@PiekielnyDiablik: a co daje wrzucenie dowcipu do rozmowy? W dodatku starego i nieaktualnego, bo jedzenia nie kupuje się w kasach biletowych. Poza tym cały czas odnosimy się do propozycji w stylu podanym w historii. Nie o takim ze starego dowcipu.
Odpowiedz@tysenna: bylas ty kiedys w Multikinie? polecam to w Gdansku przy operze ;)
Odpowiedz@bazienka: wiele razy byłam w Multikinie. Nigdy przy kasach biletowych nie było jedzenia
OdpowiedzBo nie wiecie jak zadowolic klientow. Chciala jak najszybciej wyjsc? Trzeba sie bylo odwrocic i zawolac" Pikuś do nogi! trzeba poszczuc Panią, bo za wolno wychodzi"
OdpowiedzTo wciskanie ludziom rzeczy, których nie zamówili, jest wkurzające. Przy piątej czy dziesiątej takiej "prppozycji" można nie zdzierżyć. Owszem, macie z tego, średnio, większy utarg. Kosztem wkurzania klientów. Taki los,wasz wybór, nie klienta. Zaś co do tego, że pusto, że nikogo nie było - czyli był jeden tort do odbioru na tą godzinę, i jedna klientka w sklepie o tej godzinie... Tak ciężko było zapytać "pani Kowalska?" i mieć to z głowy?
Odpowiedz@bloodcarver: raz jeszcze - to nie jest ich wybór. Poza tym - skąd znów ty masz pewność, że którykolwiek klient z listy nie przyszedł wcześniej po swoje zamówienie? Dziewczyny nie mają obowiązku wiedzieć kto o której godzinie przyjdzie, a co najwyżej na dane godziny z listy mieć gotowy wyrób. Twoje argumenty są inwalidą.
OdpowiedzDla wszystkich osobników pierdzielących o tyjm, jaki to wielki wybór ma kasjer / sprzedawca w temacie standardów obsługi - polecam kawałek czegoś mądrego do poczytaniatutaj, oraz popracować pół roku w sprzedaży celem nabrania ogłady! David Rolfe Graeber "Fenomen gówno wartych prac" W 1930 r. John Maynard Keynes przewidywał, że do końca wieku technologia rozwinie się na tyle, że w krajach takich jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone nie będzie pracowało się więcej niż 15 godzin tygodniowo. Nie ma podstaw, aby uważać, że Keynes się mylił. Biorąc pod uwagę dostępne technologie, opisana sytuacja jest możliwa; nie ma jednak miejsca, wręcz przeciwnie – „usprawnienia” mają służyć temu, żebyśmy pracowali jeszcze dłużej. Aby to osiągnąć, powstająca w ten sposób praca do wykonania powinna być, i faktycznie jest, bez sensu. Ogromne rzesze ludzi, zarówno w Europie, jak i Ameryce Północnej, spędzają całe swoje pracownicze życie wykonując zadania, które, jak sami po cichu przyznają, nie muszą tak naprawdę być wykonane. Moralne i duchowe zniszczenia wywoływane przez taką pracę są większe, niż mogłoby się wydawać i, choć praktycznie nikt o tym głośno nie mówi, zostawiają bliznę na naszym zbiorowym jestestwie. Dlaczego przewidziana przez Keynesa utopia – niecierpliwie wyczekiwana jeszcze w latach 60. – nie stała się rzeczywistością? Powszechnie przyjęta wersja jest taka, że nie wziął on pod uwagę ogromnego wzrostu siły konsumpcjonizmu. Mając możliwość wyboru pomiędzy mniejszą liczbą godzin pracy a większą liczbą przedmiotów i przyjemności, zgodnie wybraliśmy to drugie. To zgrabny moralitet, ale wystarczy chwila zastanowienia aby dojść do wniosku, że zawarty w nim obraz nie może być prawdziwy. Od lat 20. XX w. jesteśmy świadkami niewyczerpanej pomysłowości w tworzeniu nowych gałęzi gospodarki i przypisanych do nich etatów, lecz tylko nieliczne z nich mają cokolwiek wspólnego z produkcją czy dystrybucją sushi, iPhone’ów czy modnych butów. Czym wobec tego są te nowe miejsca pracy? Niedawny raport porównujący zatrudnienie w USA pomiędzy 1910 a 2000 rokiem daje dość jasną odpowiedź na to pytanie (a zarazem na bliźniacze pytanie dotyczące Wielkiej Brytanii). Wraz z mijającym czasem liczba zatrudnionych w przemyśle, na roli, czy jako służba domowa, gwałtownie malała. W tym samym czasie liczba pracowników na stanowiskach specjalistycznych, menedżerskich, biurowych, sprzedażowych i usługowych wzrosła trzykrotnie, zwiększając swój udział z jednej czwartej do trzech czwartych całkowitego zatrudnienia. Innymi słowy, etaty produkcyjne, dokładnie tak jak przewidywano, zostały w dużym stopniu zastąpione pracą maszyn. Liczba tego rodzaju etatów nie stanowi już tak poważnego procentu w skali świata jak kiedyś, nawet jeśli uwzględnić eksploatowane ponad miarę masy w Indiach i Chinach. Zamiast jednak dopuścić do tego, by czas pracy diametralnie się zmniejszył i uwolnił drzemiący w ludziach potencjał, umożliwiając im realizację własnych projektów, przyjemności, pomysłów i wizji, byliśmy świadkami rozdymania się nie tyle nawet sektora usług, co sektora administracyjnego, włącznie z powstawaniem coraz to nowych dziedzin gospodarki, jak usługi finansowe czy telemarketing, oraz bezprecedensową ekspansją branż takich jak prawo korporacyjne, zarządzanie edukacją, ochroną zdrowia oraz zasobami ludzkimi, public relations. Wspomniane wcześniej liczby nie uwzględniają wszystkich ludzi, których praca polega na zapewnieniu bezpieczeństwa, pomocy administracyjnej bądź technicznej dla wymienionych gałęzi gospodarki, tak samo jak całej masy zawodów pomocniczych (psi fryzjerzy, całonocni dostawcy pizzy), które istnieją tylko dlatego, że wszyscy inni są tak bardzo zajęci jakąś inną pracą. To są właśnie zawody, które proponuję nazywać gówno wartymi. Tak jakby ktoś wymyślał bezsensowne zadania tylko po to, aby każdy z nas miał się czym zająć. I właśnie tu pojawia się zagadka: oto ma miejsce dokładnie taka sytuacja, jaka w kapitalizmie nie powinna się wydarzyć. W niewydolnyc
Odpowiedz@cassis: wystarczyl link a nie smiecenie na portalu moze i to nie jest ich wybor jako proacownikow szef narzuca standardy obslugi ale mnie jako klienta to irytuje wybitnie i naprawde nie mam ochoty do takiego sklepu wracac
OdpowiedzNa próby wciskania dodatkowych rzeczy na razie odpowiadam "dziękuję", ale to już zaczyna być wkurzające, że wszędzie coś oferują. Jeszcze rozumiem jak w piekarni polecają jakieś ciastka czy bułeczki, bo akurat może jeszcze ciepłe, czy jakaś nowość, ale zachęcanie do skorzystania z promocji w (np.) Rossmannie jest po prostu nietaktem. Te promocje są wystawione przy kasach, więc stojąc w kolejce mogę się im dokładnie przyjrzeć, więc takie oferty są po prostu chamskie i napastliwe. Sprzedawcy mają nam wciskać te promocje, bo tak góra ustaliła, klienci mają grzecznie odmawiać lub zbywać milczeniem, bo tak kultura wymaga? Kiedyś jeszcze można było omijać miejsca stosujące takie praktyki, ale obecnie staje się to coraz bardziej powszechnym standardem. Skoro firmy potrzebują pozwolenia na przesyłanie nam ofert handlowych drogą elektroniczną, to czy nie można się poskarżyć na otrzymywanie bez zgody takich ofert drogą bezpośrednią?
Odpowiedz@aklorak: w Rossmannie dobija mnie pytanie:zapakować w reklamówkę? kiedy właśnie kupiłam tylko szminkę. Rozumiem że czasami pracodawca coś sugeruje, ale chyba nie odbiera mózgu paniom sprzedającym, prawda? Reklamówka do szminki lub kredki do oczu?
Odpowiedz@aklorak: Mnie zadziwia, że takie wciskanie jest w ogóle praktykowane. Irytują się klienci, irytują się kasjerki (często muszą robić z siebie idiotki i np. łysemu jak kolano facetowi proponować odżywkę do włosów. Jak nie walną formułki, a kierownik albo tajemniczy klient to zauważy, to kasjerka ma po premii), a kierownictwo i tak naciska. Najwidoczniej tak dużo osób kupuje wciskany produkt (pewnie dla świętego spokoju), że jest to opłacalne.
Odpowiedz@Grejfrutowa: albo- gdy mam ze soba plecak ;) lub plocienna torbe a kupilam np. jakis krem @lady0morphine: dokladnie aczkolwiek wkurzajace to jest niezmiernie tylko z enie ma sie co na kasjerze wyzywac za prace wg standardow
Odpowiedz@Grejfrutowa: Pracodawca w 90% przypadków nie sugeruje. Taki jest standard, którego kasjerki muszą się trzymać. I naprawdę po 8h na kasie człowiek wpada w taką rutynę, że nie zwraca uwagi na to, czy szanowna klientka kupuje tylko szminkę, czy paczkę pampersów, papier toaletowy i zapas kosmetyków na pół roku.
OdpowiedzPolecen ani zaproszen, za ktore ja mam placic, nigdy nie przyjmuje, bo polecenie jest rozkazem, a za zaproszenia nie placi sie. Natomiast prosby i zapytania o ewentualne dalsze zakupy, czy zyczenia - sa uprzejma normalnoscia w handlu, ktora tez powinna byc akceptowana. Polecam wypchac sie i zapraszam na szkolenie z gospodarki rynkowej.
OdpowiedzNic bardziej nie wkurza jak parobek próbujący wcisnąć jakieś niepotrzebne badziewia.
Odpowiedznie no telepatycznie mialyscie zgadnac, kim pani jest i jaki tort zamawiala ;) no co wy, jestescie nieprofesjonalne! a sprzedaz sugerowana jest wkurzajaca, tu pania rozumiem, aczkolwiek az tak gwaltowne reakcje to ja miewam po zaproponowaniu trzeciej i wiecej rzeczy nie przejmujac sie moim NIE, TYLKO ( to, po co pryzszlam)... chociaz chyba nigdy nie powiedzialam, ze mam to dgzies... raczej- czego w slowie NIE nie rozumiesz...
OdpowiedzNA sklepie? Serio? A co, dach wymagał naprawy?
Odpowiedz@Bubu2016: to się nazywa "mowa potoczna". Jak ktoś ci mówi- stoje pod drzwiami/domem/blokiem. To myślisz, że gdzie jest?
Odpowiedz@krystalweedon: Raczej rusycyzm
OdpowiedzJak dla mnie w tej romowie nie było nic złego, a czsami lepiej na pewno sprawdzić zamównie, bo np. ktoś mógł zamienić karteczki z danymi odbiorcy. Sama wiem, że czasami w pracy wymaga się dopytania o kupienie czegos i po prostu mówię nie, bo wiem, że to zazwyczaj nie jest wymysł pracownika.
Odpowiedz"K]: Bo ja nienawidzę ozdóbek! (co mnie to obchodzi, pytam tylko, czy wszystko się zgadza)" (...) [A]: Za tort należy się tyle i tyle, polecam również naszą kawę na wynos... [K]: Ja chcę stąd jak najszybciej wyjść! Nic nie obchodzą mnie wasze propozycje! Mam to gdzieś! No cóż, pani najwyraźniej wstała lewą nogą. Aha, czyli ciebie nie obchodzi to że nie lubi ozdóbek, ale ją ma obchodzić to, że chcesz jej jakaś kawę na wynos wcisnąć? Ech, tacy ludzie jak ty nie powinni pracować z klientem.
Odpowiedz