Krótka historia pewnego remontu. Do zrobienia wylewka na podłodze i tynk na ścianie. Robotnicy zrobili, zapłatę wzięli i pojechali. Po wyschnięciu posadzka okazała się wyższa przy ścianach i niższa na środku pomieszczenia, a na tynku pojawiły się pęknięcia. Wziąłem się za czytanie forów budowlanych, jak to mądry Polak po szkodzie i bogatszy o nową wiedzę, przeklinałem w myślach moich partaczy.
Pewnego dnia budzi mnie pukanie w okna o 7 rano (mam furtkę i domofon, a dom jest oddalony dobre 40m od ogrodzenia). Wstaję zaspany i wyglądam a tam... panowie partacze! Otwieram drzwi i pytam:
-Co panowie tu robią?
-Będziesz wykańczał?
-Może...
-Bo my myślały, że jak będziesz wykańczał, to byś potrzebował żeby zrobić.
-Nie potrzebuję, sam sobie zrobię.
-Nie?
-Tak, bo tutaj po waszej robocie posadzka wyszła krzywo.
-A bo tu nam brakło...
-Co brakło? (już mi się ciśnienie podnosi) To trzeba było dokupić materiału, a nie brać kasę za partaczenie!
-A to se wyrównasz!
-A tu na ścianie tynk popękał, tu trzeba było siatkę położyć pod tynk.
-A to przecie łatwe to se zrobisz.
-No to właśnie se zrobię! Sam!
Poszli, mrucząc coś pod nosem i tyle ich widziałem.
Dom na przedmieściach.
O następny, który się skusił na robotę bez umowy. Bo będzie "taniej"
Odpowiedzhttps://www.youtube.com/watch?v=xuNlqkriMPI
Odpowiedz