Jestem lektorką języka angielskiego.
Im dłużej pracuję z ludźmi, tym bardziej sądzę, że pieniądze im mózg lasują.
Niestety zachorowałam. Ostre zapalenie oskrzeli i brak głosu. Zgodnie z wyrokiem mojej Pani Doktor wróciłam do domku pod kołderkę.
Z racji, że niestety moje gardło odmówiło mi posłuszeństwa napisałam wszystkim kursantom, że zajęć nie ma, bo postanowiłam się rozchorować. 25 SMS-ów o takiej samej treści poszła do uczniów. Większość życzyła zdrowia, ale oczywiście ta piekielna część musiała podnieść mi ciśnienie do 200.
Kursant 1.
Leżę w łóżku i oglądam serial, dzwoni telefon.
Ja - Słucham. (Ledwo dałam rade stworzyć dźwięk)
Kursant - Witam! Ja chciałam sprawdzić czy Pani naprawdę jest chora! Słyszę, że ma Pani małą chrypkę, więc nie widzę potrzeby odwołania zajęć. Zapraszam jutro zgodnie z harmonogramem.
Ja - Bardzo mi przykro, ale nie będzie mnie. Jestem chora, zapalenie oskrzeli i brak głosu, gorączka. Nie dam rady...
K - Eeee tam! Pani się pewnie nie chce! Ja tego tak nie zostawię. Dzwonię do dyrekcji!!!
Za chwilę widzę, że szef dzwoni. Jak mnie usłyszał to od razu zaczął przepraszać, ale musiał sprawdzić o co kursantce chodzi. Pani stwierdziła, ze jestem niepoważna, leniwa i kłamliwa bo z przeziębieniem można pracować. Zrezygnowała z kolejnych godzin. Dzięki Bogu.
Kursant 2.
Cześć uczniów przyjeżdża do mnie do domu. Jest to ich wybór, często spowodowany brakiem warunków u siebie. Szkoła, w której pracuję nie ma lokalu. Kursantów uczymy u nich w domu, w firmach lub u lektora.
Ten Pan jest specyficzny. Kursant VIP. Nazwany tak nie ze względu na status społeczny, ale z powodu jego wielkiego Audi Q7, które zawsze parkuje idealnie pod moim oknem, i w trakcie lekcji często wygląda czy z nim jest wszystko ok, oraz przez jego ego.
Pan mimo sms-a ode mnie o chorobie stwierdził, że nic to, on taki twardziel choroby się nie ulęknie. Przyjechał pod blok i dzwoni domofonem jakby się paliło. Otwieram mu w stroju chorobowym, tj. dresy, t-shirt i zero makijażu.
Kursant - No wie Pani co?! Przecież dziś mamy zajęcia, jak Pani wygląda?! To jakaś kpina!
Ja - Panie Piekielny napisałam, że jestem chora. W moim własnym domu mogę chodzić ubrana tak jak mi wygodnie. Pan natomiast nie ma taktu ani wyczucia. Kto o zdrowych zmysłach przyjeżdża do chorej lektorki na zajęcia?! Słyszy Pan jak mówię?
K - Oj tam, przesadza Pani. Będziemy robić gramatykę i Pani tylko będzie sprawdzać i nic się nie odzywać... (i tu pakuje mi się do mieszkania) tylko niech się Pani umaluje chociaż...
Tu mnie zatkało. Z opresji uratował mnie mąż, który w paru żołnierskich słowach wyprosił jegomościa za drzwi. Odgrażał się telefonem do szefa, zwolnieniem mnie z pracy i wszystkim co najgorsze, bo on ma znajomości.
Siedzę sobie teraz pod kocem, z bólem głowy i katarem, i odpisuję kolejnemu kursantowi, że zwolnienie mam do tego piątku, i lekcja będzie w piątek za tydzień dopiero zgodnie z harmonogramem. Ech...
Uprzedzam pytania, nie mogą dać kogoś na zastępstwo, bo większość lektorów albo chora, albo nie ma fizycznej możliwości przyjęcia zastępstwa.
Zastanawia mnie tylko dlaczego ludziom brakuje empatii? Czy argument "płacę i wymagam" jest wytłumaczeniem w tym przypadku?
Kursantka nr jeden to zwykła kretynka jakich wiele. Natomiast pan z numerem drugim zasługuje na oklep. Konkretny. Taki żeby zostały ślady, a przyznam, że najczęściej przemocy nie uznaję za właściwy środek. Obyś jak najmniej takich przygód miała.
OdpowiedzDebilami się nie przejmuj, nie warto. Zdrowia życzę :)
OdpowiedzZ drugiej strony twoja szkoła powinna jednak zapewnić zastępstwo, a jeśli nie ma takiej możliwości, oddać pieniądze za taką część spotkań, jaka się nie odbędzie. A jeśli w umowie z kursantami jest wpisana przewidziana ilość spotkań w semestrze, to nawet ma taki obowiązek.
Odpowiedz@Issander: a gdzie napisano, za kasa kursantom przepada? Chodzę do dwóch szkół na dwa języki. Jedna, gdzie płatności sa w systemie miesięcznym, odejmuje pieniądze za "przepałe" godziny, druga wydłuża czas trwania kursu.
OdpowiedzKursant wykupuje konkretną ilość spotkań, np 30 godzin raz w tygodniu po 90 minut. Z tym, ze maja w umowie zapis, ze obi moga odwołać max 3 spotkania w trakcie kursu i te godzin musimy potem odrobić, a lektor max 2 godziny, z wyjątkiem choroby. Takze oni wiedzą, ze odwołanie zajęć jest możliwe.
Odpowiedz@lektorkaaa: oni także wiedzą, czyli jest jeszcze ktoś, kto to wie?
Odpowiedz@xpert17: DWOJE kursantów z historii .... oraz wszyscy, którzy podpisali umowę?
OdpowiedzJesli zajęcia zostają odwołane z winy lektora to lektor ma obowiązek odrobic zajęcia w terminie dogodnym dla kursanta. Jesli oni odwoluja to w tez musze te zajęcia odrobić. O wszystkim kazdy kursant wie, bo jest informowany przy podpisywaniu umowy oraz taki zapis ma w umowie. Wiec ta kasa im nie przepada. Chodzi bardziej o to, że my lektorzy nie możemy chorować ale oni mogą. Wiele razy spotykalamwsie z oburzeniem, ze musze odwołać zajęcia, ale gdy oni odwołują tego samego dnia, lub nawet dwie godziny przed zajęciami to jest wszystko dobrze.
Odpowiedz@lektorkaaa: w umowie... masa ludzi tego nie czyta :)
Odpowiedz@xpert17: Chyba mało kto zrozumiał, o co ci chodziło, bo ten błąd się nawet w poważnych czasopismach zaczął pojawiać.
Odpowiedz@lektorkaaa: "Takze oni wiedzą, ze odwołanie zajęć jest możliwe." Tłumaczę używając synonimu: "Również oni wiedzą, ze odwołanie zajęć jest możliwe." I to miał na myśli xpert17.
Odpowiedz