Jeżdżę często komunikacją miejską. Piekielne sytuacje typu "wredna sapiąca staruszka", zdarzają się bardzo rzadko, ale wczoraj miałam chyba pecha.
Wracałam autobusem z pracy. Wraz ze mną w autobusie kilka przypadkowych, niczym niewyróżniających się osób.
Była też pani z transporterem. Nie przeszkadzała nikomu, zwierzak tak samo. Raz na jakiś czas można było usłyszeć ciche miauknięcie. Transporterem i miauczeniem zainteresowało się dziecko siedzące wraz z mamą na poczwórnych siedzeniach. Dziewczynka zerkała na "skrzynkę" i zapytała mamy, czemu kotek w niej siedzi.
Matka spokojnie zaczęła tłumaczyć dziecku, że kotek musi siedzieć w "skrzynce" żeby nie uciekł. Dziewczynka zapytała się mamy, gdzie kotek jedzie. Jeden z przystanków na trasie autobusu jest koło dość dużej kliniki weterynaryjnej, więc mama założyła, że kot jedzie do weterynarza.
Dziewczynka ciągnęła temat. A po co, a czemu, a co tam będzie robił i tak dalej. Mama zaczęła opowiadać, że kotek może być chory. Opowiedziała też córce, że kotki i inne zwierzęta czują tak samo jak ludzie, też może im się stać krzywda i nie można się z nimi bawić w sposób, który może sprawiać im ból. Ogólnie sytuacja bardzo pozytywna, mama wykorzystała sytuację z kotem, aby wytłumaczyć córce, że zwierzaki nie są zabawkami.
Takie zachowanie powinno się chwalić, prawda? Jeden Babsztyl raczej tak nie myślał.
Babsztyl przysłuchiwał się rozmowie matki z córką z fotela naprzeciwko. Babsztyl wyczekał, aż pani z kotem wysiądzie i zaczęła tyradę w stronię matki.
Babsztyl: Tak, najlepiej o śmierdzących zwierzakach gadać. Szacunku do ludzi nauczyć, a nie pierdoły opowiadać, że zwierzęta boli. Głupia pani jest czy co?
I dalej w ten deseń, że zwierzęta teraz mają więcej praw niż ludzie, najlepiej wszystkich ludzi powybijać i tak dalej.
Mama bardzo spokojnie ale stanowczo powiedziała Babsztylowi, żeby się odczepił. Babsztylowi ze złości posiniały usta i znowu zaczęła gderać.
Matka z córką kompletnie ją olewały, dziewczynka chyba nawet nie wiedziała co się dzieje. Wysiadły na kolejnym przystanku a Babsztyl zaczął szukać wsparcia u kobiety siedzącej obok. Ta jednak była widocznie zniesmaczona zachowaniem Babsztyla i nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem.
Mam nadzieję, że dziewczynka nie zrozumiała o co chodziło tej babie i zapamięta to, co mówiła jej mama.
Mam też nadzieję, że Babsztyl nie posiada żadnych zwierząt.
komunikacja_miejska
Mimo wszystko, szkoda, ze babsztylowi nie wsadzono na pamiatke co najmniej do dupy grabie, zeby przestala niepytana bezczelnie wtracac sie w nie swoje sprawy.
Odpowiedz" taaaak, powybijac... zwlaszcza takich, jak pani... uppps, powiedzialam to glosno?"
OdpowiedzBardzo dużo ludzi uważa, że co żyje, a nie jest człowiekiem, służy do jedzenia. A jeśli żyje i jest niejadalne, to najlepiej zabić, żeby się po świecie nie plątało. Jest to podobno jakoś uzasadnione w Biblii (czytałam, ale nic takiego nie zauważyłam). A najgorsze jest to, że polskie prawo również chyba wychodzi z takiego założenia, bo kary np. za dręczenie zwierząt są po prostu śmieszne. Od razu mówię - nie jestem prawnikiem, nie wiem, jak dokładnie wygląda litera prawa, ale wiem, jakie kary ludzie za coś takiego faktycznie dostają. Bez sensu.
OdpowiedzDzień czy dwa temu zwierzoluby z Łodzi i okolic demonstrowały pod łódzkim sądem pod hasłem "Nie zakopujcie tematu żywcem". Krótko: jedna istota człekokształtna ukatrupiła starą, schorowaną wilczycę, po czym zakopała, nie sprawdzając, czy stworzenie jeszcze żyje. Jakieś miłosierne dusze ją namierzyły, jak próbowała się odkopać i dały znać, gdzie trzeba. Diana żyła jeszcze dwa tygodnie. Gość dostał pół roku bez zawieszenia plus nawiązkę na bezpańskie psy. Teraz grunt, żeby jednostki pokroju babsztyla z historii były świadome nieuchronności kary, może wtedy coś drgnie...
OdpowiedzA że sama gdzieś tutaj wyraziłam się o mojej suce per "swołocz", to dokładnie na takiej samej zasadzie, jak jedna z koleżanek nazywa swoje poczęte "pasożyt" :)
Odpowiedz