Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przeczytałam historię o zarzuceniu dzieci zajęciami dodatkowymi, przeczytałam komentarze i stwierdziłam, że…

Przeczytałam historię o zarzuceniu dzieci zajęciami dodatkowymi, przeczytałam komentarze i stwierdziłam, że przedstawię rezultat takiego programu tresury dzieciaka.

Jest kilka takich kierunków rozwoju życiowego, w których klanowość wciąż żyje. Artyści, rzemieślnicy, zwłaszcza rzemiosła artystycznego, prawnicy, farmaceuci i lekarze, żeby daleko nie szukać. A kto nie jest z klanu, chciałby być, ale mu się nie udało, często usiłuje wcisnąć swoje dzieci. Na upartego.

Na moim roku kierunku lekarskiego spotkałam ludzi, którzy nigdy, przenigdy nie wzięli nawet pod uwagę tego, że mogliby lekarzami nie być, mimo że mają o wiele większe uzdolnienia w innych dziedzinach. Nie potrafią też podać żadnej osobistej motywacji związania się z medycyną - wyłącznie powody rodzinne. Są albo z wielopokoleniowych rodzin lekarskich, albo byli "wychowywani na lekarzy" przez lekarzy-rodziców (albo rodziców-nielekarzy, mniejsza z tym). Chcieli być lekarzami dlatego, że od tak dawna słyszeli, że chcą być lekarzami, że o niczym innym nie mieli odwagi pomyśleć. Po prostu na tę nieszczęsną medycynę ich wypchnięto, bo dziecko musi wyjść na ludzi.

Jeżeli ktoś rzeczywiście ma uzdolnienia w tym kierunku - dobrze. Będzie lekarzem, nie wybitnym, ale dobrym. Gorzej, jeżeli ktoś takich uzdolnień nie ma, a zamiast nich tylko ambicję - cóż, tu się robi niebezpiecznie. W najlepszym przypadku taki ktoś będzie lekarzem bardzo przeciętnym, a jeżeli ma dość pokory, żeby się z tym pogodzić i znać swoje ograniczenia, to ograniczy praktykę do spraw prostych i rutynowych, o niskim ryzyku. W najgorszym razie taki ktoś będzie źle leczyć.

Moja koleżanka z roku po pijaku zawsze puszcza sobie koncerty z filharmonii, bo chciała iść do szkoły muzycznej. Intuicyjnie rozumie muzykę, amatorsko gra na gitarze, naprawdę bardzo ładnie. Kłopot w tym, że o szkole muzycznej nie było mowy, bo jej ojciec jest lekarzem o dość prestiżowej specjalizacji i widzi w jedynaczce swoją spadkobierczynię, a dziewczyna lepiej gra jako amatorka niż operuje jako już prawie dyplomowany lekarz - i sama ma tego świadomość.

Znajomy opowiedział mi kiedyś o dziewczynie, która zrobiła dyplom lekarski pod naciskiem rodziców, a potem wyszła za mąż, skończyła jakieś studia nauczycielskie i pracuje w przedszkolu - bo wiedziała, że nie chce leczyć i nie będzie tego dobrze robić, a kocha pracę z dziećmi. Jeżeli kiedykolwiek ją spotkam, to szczerze pogratuluję odpowiedzialności i odwagi.

by Ursueal
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar didja
28 32

Pogratuluj i ode mnie. A koleżance muzyczce podpowiedz, że taki dr hab. n. med. Jakub Sienkiewicz, praktykujący neurolog, bardzo sprawnie radzi sobie od trzech dekad na scenie muzycznej. Jak koleżanka już zrobi specjalizację, może przecież praktykować tylko w minimalnym wymiarze, by nie stracić uprawnień, a drugiej części czasu realizować swoje marzenia. Czego życzę jej również w moim interesie - jeśli pacjenta ma przyjmować lekarz bez medycznego polotu, to niech chociaż nie będzie do kompletu sfrustrowany, bo to źle wróży jego klienteli.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Nie tylko Sienkiewicz, ale też choćby Mirosław Jędras (Zacier) :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
16 18

Historia na plus. Ja uważam, że trzeba znaleźć "złoty środek". Rodzic powinien zachęcać dziecko do zajęć dodatkowych, a nie zmuszać, pomóc mu odnaleźć to co ono lubi, tak aby robiło to z pasją i przyjemnością.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 6

Końcówka skojarzyła mi się z księżną Dianą. Ona była najpierw przedszkolanką.

Odpowiedz
avatar Bryanka
21 21

A ja tak z innej strony. Mam nadzieję, że w przyszłości z moim mężem będziemy na tyle mądrzy by nie zniszczyć naszego dziecka tego typu wymaganiami. Mąż jest z rodziny jeździeckiej od pokoleń, w mojej mniej osób jeździ, ale niemal każdy kocha konie. Obydwoje pracujemy w tym biznesie i od pewnego czasu planujemy dziecko. Znajomy zadał nam kiedyś pytanie "A co będzie jak wasze dziecko nie będzie chciało jeździć konno?" Dobre pytanie. Mam nadzieję, że nie zareaguję jak moja koleżanka po fachu, która rozryczała się jak jej 2-latek wpadł w histerię podczas próby wsadzenia na kucyka. Byleby nie zmuszać do niczego.

Odpowiedz
avatar paski
8 10

Znam mnóstwo takich przykładów. Znajomą, która została wypchnięta przez rodzinę na ścisły kierunek, na którym męczyła się okrutnie, za to w wolnym czasie robiła włosy wszystkim koleżankom. Gościa, który od medycyny powinien trzymać się absolutnie z daleka - diagnozował u siebie po kolei wszystkie choroby o których się właśnie nauczył, był przekonany, że cierpi na to i tamto ... O ludziach przyjeżdżających studiować płatną medycynę w Polsce nie wspomnę, no ale rodzice lekarze i gotowi zapłacić są grube pieniądze, aby dziecko w bólach i męczarniach ukończyło medycynę.

Odpowiedz
avatar Mistraali
7 7

@paski: Odnośnie studenta, który widział u siebie choroby... Mój ojciec, lekarz z zawodu, opowiadał mi to kiedyś jako ciekawostkę, że w jakimś stopniu każdy student medycyny przez to przechodzi, co zresztą potwierdziło mi jeszcze paru znajomych lekarzy. Kwestia chłonięcia zbyt wielu informacji o patologiach :)

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
5 5

@paski: Ha! Taką panią fryzjerkę też znałam. Tylko ona akurat nie dała sobie życia układać i się wybiła. Co prawda kosztowało ją to oblanie matury żeby nie iść na wymyślone przez rodziców studia (maturę zdała bez kłopotów później), ale przynajmniej zamiast spełniać marzenia rodziców szybko zrobiła kursy i rozwinęła własny biznes. I robi to co lubi :)

Odpowiedz
avatar InuKimi
8 8

@Mistraali: To się nazywa "syndrom studentów trzeciego roku". :D

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 1

@Mistraali: Potwierdzam, ale z innej branży - weterynarze i zootechnicy przechodzą przez to samo. U swoich zwierzaków widzą wszystkie choroby i wady, o których się akurat uczą. :D

Odpowiedz
avatar Fuu
9 9

@ZaglobaOnufry: A może krytycy mają po prostu dość sfrustrowanych lekarzy, którzy od momentuj wejścia pacjenta do gabinetu szukają sposobu żeby się go jak najszybciej pozbyć? Może ci krytycy właśnie chcieliby więcej lekarzy z pasją i powołaniem, którzy potrafią pracować z pacjentem? Bo takich niestety jak na lekarstwo. Za to każden jeden ma o sobie mniemanie jakby co najmniej lek na raka wynalazł.

Odpowiedz
avatar Bryanka
3 3

@Fuu: Po lekarskim nie trzeba wcale pracować jako lekarz. Mój krewny zajął się pracą naukową, a pacjentów widział jedynie podczas stażu. Chciał skończyć medycynę, ale później wolał właśnie szukać "leku na raka" niż pracować w przychodni.

Odpowiedz
avatar szafa
5 5

Podobnie jest z wybieraniem studiów na zasadzie "bo po tym jest praca". Znajoma kompletnie nie interesująca się informatyką, a mająca bardzo dobre stopnie na swoim mat-ekon w technikum, poszła sobie właśnie na informatykę, bo to rynkowy strzał w dziesiątkę. Co się okazało w praniu, w ogóle tego nie czuła, nie lubiła, nie miała dużego talentu, nie miała ochoty siedziec w domu dokształcając się, grzebiąc w kodach. Koniec końców studia ledwie skończyła, a pracuje w sklepie elektronicznym. A mogła sobie spokojnie pójśc na jakąś rachunkowośc czy inną analitykę ekonomiczną i by może z czasem znalazła pracę zgodnie z talentem.

Odpowiedz
avatar TD_92
4 6

"Gorzej, jeżeli ktoś takich uzdolnień nie ma, a zamiast nich tylko ambicję - cóż, tu się robi niebezpiecznie. W najlepszym przypadku taki ktoś będzie lekarzem bardzo przeciętnym" To jest jedna z najgłupszych rzeczy którą czytałem na Piekielnych. Top 3 na pewno. A czytałem naprawdę dużo. Sam jestem związany z medycyną, w zasadzie kończę już studia i do pełnoprawnej pracy w zawodzie lekarza zdecydowanie bliżej mi niż dalej i nie wiem jakim cudem można studiować ten kierunek i użyć takiego sformułowania. Ambicja (tak, 'tylko' ambicja), determinacja i ciężka praca są w stanie zrobić z człowieka nie przeciętnego, a WYBITNEGO lekarza. I czym są te rzekome "uzdolnienia"? Bo pierwszy raz słyszę o teorii "uzdolnień" w medycynie a juz tym bardziej o teorii "uzdolnienia > ambicje". Bardzo podoba mi się to wartościowanie i dzielenie przez Ciebie ludzi na wybitnych/dobrych/przeciętnych lekarzy względem pobudek którymi kierowali się idąc na studia. Psychologia byłaby może lepsza:)? Mam znajomego chirurga. Wybitny w swoim fachu. Po co poszedł na studia medyczne? Dla idei? Z powołania? Żeby utrzymać tradycję? Nie. Poszedł dla kasy. I póki człowiek wykonuje swoją pracę wybitnie, rozwija się i jest świetny w tym co robi to może łaskawie przestańmy proroczo wypowiadać się o tym, kto jakim lekarzem zostanie? Bo odwrotnych przykładów z "uzdolnionymi lekarzami z powołaniem" którzy okazali się za mało ambitni i wyszli z nich partacze mam rownież na pęczki. Twoja jurysdykcja nie sięga już w te rejony. Poprawka: "A jeżeli ma dość pokory, żeby się z tym pogodzić i znać swoje ograniczenia, to ograniczy praktykę do spraw prostych i rutynowych, o niskim ryzyku. W najgorszym razie taki ktoś będzie źle leczyć." ...jednak to przebiło poprzedni cytat. Czyli w takim razie ktoś, kto jest "TYLKO" ambitny ma się z "tym" pogodzić i znać swoje ograniczenia? Czyli nie będzie w stanie być świetnym specjalistą? Chyba już nawet nie chce mi się rozwijać dalej myśli. W każdym razie order Ci się należy bo to pierwszy raz żeby wpis tutaj skłonił mnie do zostawienia komentarza.

Odpowiedz
avatar Bryanka
4 4

@TD_92: Zgadzam się z Tobą w tym momencie. Jest nawet takie powiedzenie w branży sportowej- "Jak zostać mistrzem? Trzeba dodać 10% talentu i 90% ciężkiej pracy".

Odpowiedz
avatar TD_92
2 4

@Bryanka: Zgadzam się z ideą nieprzymuszania do konkretnego zawodu ale tutaj nie dość, że sprawa została przedstawiona w systemie zero-jedynkowym ("albo masz "uzdolnienia" które wg mnie stanowią o lekarzu albo nie masz szans w tym fachu") to na dodatek podstawowe i pożądane cechy u lekarza (vel ambicja) zostały zdegradowane. Dobry lekarz to lata pracy, doskonalenia, szkolenia i starania się (zresztą zupełnie tak, jak w każdym innym fachu - nie chcę faworyzować lekarzy w tym momencie) a nie da się opisać tego innym słowem niz "ambicja".

Odpowiedz
avatar ladyarwena
2 2

Lol, to o mnie :-/ Ale ja mam plan, zrobić medycynę, dorobić się wystarczającej ilości hajsów, żeby otworzyć zakład mechaniczny i tuningować auta. Nikogo nie zabiję, łeb mam analityczny, więc wiem co robię. Ale te studia to katorga dla kogoś kto kompletnie nie trawi nauki pamięciowej :-/

Odpowiedz
Udostępnij