Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem dziennikarką, tak zwanym wolnym strzelcem. Pracuję głównie w Polsce, ale gdy…

Jestem dziennikarką, tak zwanym wolnym strzelcem. Pracuję głównie w Polsce, ale gdy uciułam trochę grosza, organizuję sobie wypady w miejsca nieco cieplejsze (nie tylko ze względu na temperatury). Tym sposobem trafiłam na przykład do Iraku, m.in. na linię frontu z Państwem Islamskim. Dziś jednak wspomnienie z Turcji.

Było to kilka lat temu, w Syrii nie toczyła się jeszcze regularna wojna, ale tłumiona przez rząd rewolucja zdążyła już wypchnąć do Libanu, Jordanii i Turcji setki tysięcy uchodźców. Udało mi się ustrzelić tanie bilety lotnicze do południowo-wschodniej Turcji, postanowiłam więc i tam trochę popracować. Znalazłam tłumacza - studenta uniwersytetu z przymiotnikiem "amerykański" w nazwie, znajomość języka angielskiego miał zaznaczoną na poziomie excellent.

Co prawda wymieniając wiadomości mailowe z nim zauważyłam, że popełnia błędy gramatyczne, ale wiedziałam z wcześniejszego doświadczenia, że mieszkańcy tego regionu świata zazwyczaj znacznie lepiej mówią niż piszą po angielsku, ponadto mają duży zasób słownictwa.

Tym razem jednak srogo się pomyliłam. Okazało się bowiem, że Ahmed wiadomości do mnie pisał... po przepuszczeniu ich przez Google Translator. Pomijam już jego ciężki akcent i drobne nieporozumienia, gdy na przykład pytał kilkakrotnie "wud ju lajk to kuk?", co zrozumiałam jako zachętę do ugotowania mu czegoś, a co było jedynie pytaniem, czy mam ochotę napić się Coca-Coli :).

Historia właściwa: zorientowawszy się, że Ahmeda angielski na niewiele mi się zda, postanowiłam do obozu dla uchodźców przy granicy z Syrią pojechać sama.

Dzień wcześniej odwiedziliśmy biuro redaktora naczelnego lokalnej gazety, który - jak ledwo wydukał z siebie Ahmed - dopiero co był w obozie dla uchodźców. Nazajutrz przywdziałam mój bliskowschodni kamuflaż i uzbrojona w legitymację dziennikarską, notatnik, aparat oraz dyktafon, znając dwa słowa po turecku ("dziękuję" i "obóz dla uchodźców"), skoro świt ruszyłam w drogę.

Długo by pisać, jak docierałam do granicy, choć to raptem ok. 70 kilometrów. Na miejscu, na widok legitymacji, aparatu i dyktafonu, żołnierze stłoczyli się ciasno z panami po cywilnemu i naradzali przez kilka minut, po czym oddelegowany do rozmowy ze mną facet, powiedział mi jedynie: Kampezi (obóz) forbidden. A następnie wcisnęli mnie siłą do wyjeżdżającej z obozu karetki pogotowia. Ta wysadziła mnie kilka kilometrów dalej w szczerym polu (czy raczej: pustyni), gdzie stała jedynie przydrożna, cholernie biedna budka z kebabem.

Prowadzący ją pan chciał mnie nakarmić i napoić, jakoś na migi udało nam się ustalić, że jestem wegetarianką, więc za posiłek dziękuję, wzięłam jedynie małą Coca-Colę, za którą nie chciał złamanej liry (żeby nie było, że wyzyskałam pana - na odchodne położyłam pod pustą butelką równowartość ok. 40 złotych). Cały czas natomiast stał przy drodze i wyczekiwał, jak się okazało, jakiegokolwiek kierowcy na opustoszałej drodze, który by mnie przetransportował dalej. Gdy w końcu jakiś wóz zamajaczył na horyzoncie, wpakował mnie do środka. Kierowca parę kilometrów dalej dopadł jakiś autobus, przekazał mnie jego kierowcy i tak jak paczka przez kilka godzin wracałam do Ahmeda.

Późnym popołudniem dotarłam do miejscowości, w której mieszkałam, i zrelacjonowałam Ahmedowi moją nieudaną wyprawę, prosząc jednocześnie, by przedzwonił do redaktora naczelnego z pytaniem, czy ma może jakieś informacje, że coś się stało i dlatego nie zostałam wpuszczona do obozu. Myślałam, że może za 2-3 dni się uda. I wtedy Ahmed z pomocą Google Translatora wytłumaczył mi, że dziennikarze nie mają wstępu do obozu - w ogóle.

- Wiedziałeś o tym?
- No tak... Redaktor tak powiedział wczoraj.
- To dlaczego mi tego nie powiedziałeś?!
- Eee... I don't think important.

Smaczek: zapytałam Ahmeda, jak to jest, że studiuje na "amerykańskim" uniwersytecie, a ledwo się umie przedstawić. Na co stwierdził, że wszystkie zajęcia mają teoretycznie prowadzone po angielsku, ale w praktyce wygląda to tak, że przychodzą wykładowcy, zaczynają mówić po angielsku, a że nikt nic nie rozumie, to przechodzą na turecki. Ale najważniejsze, że papier będzie miał!

by hanka_bez_pudla
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
7 11

this is live (takie jest życie), i not tower you (ja ci nie wieże) ;)

Odpowiedz
avatar Iceman1973
6 10

@thebill: sweeten a day (osłodź sobie dzień), eat grandmother cocoa (zjedz babkę kakaową). God bless translator...

Odpowiedz
avatar hanka_bez_pudla
13 13

@thebill: Thank you from the mountain za wszystkie komentarze - powinnam była dodać na zakończenie historii :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 9

No look on persons from under bull...

Odpowiedz
avatar Ara
7 7

@hanka_bez_pudla: Ahmed mogl powiedziec ze it is flying around his dick.

Odpowiedz
avatar myszolow
13 15

Nareszcie jakaś historia ze świeżym polotem tematycznym, nie tylko ciągle sąsiedzi, kurierzy, akcje w autobusach ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

@myszolow: Świeże poloty tematyczne zazwyczaj są dławione komentarzami w stylu "gdzie piekielność?", "trudne sprawy", "załóż bloga" lub "sam jesteś sobie winien". Zostają zatem kurierzy i babcie w autobusach, bo zawsze spotykają się z aprobatą. Ja tam bardzo lubię randkowe historie very i zawsze z chęcią czytam wrzucone przez nią materiały. Vege również super pisze, moim zdaniem. Świetne były też historie mru i werbeny.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 lutego 2017 o 14:04

avatar Agatorek
1 3

@Candela: "Zostają zatem kurierzy i babcie w autobusach, bo zawsze spotykają się z aprobatą." Historyjki o kurierach i babkach w autobusach powinny być odgórnie zakazane ;). Ile razy można czytać to samo (bo zmieniają się szczegóły, ale istota pozostaje bezzmienna: albo kurier zostawia awizo lub paczkę u sąsiada, albo babka w autobusie ma "swoje" miejsce)?

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
7 9

Tureckie kazanie, to typowe zajecie Turka, na ktorym lubi siedziec, to po co ma jeszcze rozumiec cokolwiek i to po angielsku. Wazne dla niego, ze popiera i wybiera swojego Führera - Erdogana, a reszta Europy (do ktorej mu jeszcze bardzo daleko) zwisa mu - inshallah. Atatürk w grobie by sie poprzewracal, gdyby zobaczyl co zostalo z jego reform.

Odpowiedz
avatar hanka_bez_pudla
3 5

@ZaglobaOnufry: Ja tam się w politykę staram nie mieszać, a za mało mam empirycznego materiału, żeby wysuwać jakieś generalizacje - bo Turków bliżej poznałam dwóch, poza rzeczonym Ahmedem miałam (tym razem niewątpliwą przyjemność) spotkać i przez kilka dni podróżować w towarzystwie innego gościa, w podobnym do Ahmeda wieku, również studiującego, ale w prawdziwej Ameryce, nie tylko na uczelni z Ameryką w nazwie :). On z kolei posługiwał się cudowną angielszczyzną, otwarcie przyznawał się do biseksualizmu i gardził rodzimym rządem. Faktem jest natomiast, że o ile do niedawna jeszcze można było z naszego punktu widzenia coś na Turcji próbować wymusić, egzekwować trzymania się zdobyczy Ataturka, to od czasu zaognienia konfliktu w Syrii i wybuchu tzw. kryzysu imigranckiego, Unia Europejska przestała być w jakikolwiek sposób dla Ankary atrakcyjna, a członkostwo w niej, jak to ujął wyżej Ara, Turcji is flying aroung the dick ;)

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
1 3

@hanka_bez_pudla: Bo przecietny Turek mysli, ze oni sa do czegos Europie potrzebni, a tu w rzeczywistosci - nie. Kiedys byli przydatni - jako cudzoziemscy pracownicy ("Gastarbeiter"), pomagajacy przy cudzie gospodarczym, ale te czasy sa juz dawno przeszle. Oni, jak lemingi leca za swoim dyktatorskim wodzem, jak to kiedys bylo w Niemczech, a co z tego wyniknie - zobacza poniewczasie. Ale stosunki mocarstwowe i sily militarne sa dzis zupelnie inne, dlatego ich mania grandiosa jest dla trzezwo myslacych co najmniej - niezrozumiala. Jak robia sobie sami burdel w domu - to ich sprawa, ale jak narzucaja to innym - to jednak cos innego i wara im do tego. Zaden turysta przy zdrowych zmyslach nie pojedzie do nich na urlop, a czy im sie to wszystko oplaci - zobacza sami. Chca, to maja (albo dostana). Konieczni sa swiatu, jak druga dziura w dupie, normalnie nie przeszkadzaja, ale niech przynajmniej nie szkodza i nie terroryzuja otoczenia.

Odpowiedz
avatar Dominik
-2 2

Fajne. Mi natomiast przypomniała się anegdotka zamieszczona na IMDB. Kojarzycie zapewne aktora do którego wzdychały rzesze kobiet, który niestety już odszedł: Omar Sharif. Otóż zagrał on również epizodzik w pewnej kultowej już komedii, notabene zabronionej wtedy w PRL, "Top Secret". On wtedy wielki aktor, gra u nowicjuszy wiec po zdjęciach trójka reżyserów: Zucker, Abrahams and Zucker postanowi zaprosić go na wystawny obiad. Potwierdził, ze będzie ale się nie pojawił, bo w czasie gdy miał być na kolacji siedział w samolocie lecącym do Egiptu. Zapytany później dlaczego im nie poodwiedzał, ze termin mu koliduje, odparł, ze w jego kulturze na zaproszenia się nie odmawia.

Odpowiedz
avatar moodlishka
0 2

Można gdzieś poczytać Twoje artykuły? :)

Odpowiedz
avatar liberiana
1 1

Nie tylko w Turcji takie sytuacje na studiach językowych. Poznałam kiedyś dziewczynę z Egiptu na anglistyce, która mówiła " close/open the light" chcąc je włączyć lub wyłączyć. I dziewczynę z Hiszpanii też na anglistyce której wymowa słowa "candle" brzmiała " condom", a yellow było "dżeloł":)

Odpowiedz
Udostępnij