Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dziecioł ośmiomiesięczny mi się rozchorował, a że wszystkie składki na służbę zdrowia…

Dziecioł ośmiomiesięczny mi się rozchorował, a że wszystkie składki na służbę zdrowia karnie opłacam, postanowiłam wyjątkowo skorzystać z publicznej placówki, bo bliżej niż prywatna i nie musiałabym załatwiać podwózki.

Podejście pierwsze – telefon do rejestracji w czwartek o godzinie 7:00. Zgłosiła się pani z opieki nocnej i kazała dzwonić na normalną rejestrację (ten sam numer) po 8:00. O 8:00 dowiedziałam się, że niestety nie ma już miejsc dla dzieci chorych w tym dniu.

Podejście drugie – telefon do rejestracji w piątek, próbuję umówić wizytę na poniedziałek rano – tak sobie wykombinowałam, że może z wyprzedzeniem miejsce się znajdzie.

Pani z rejestracji (PzR): Nie mogę pani zarejestrować telefonicznie na poniedziałek, proszę dzwonić w poniedziałek od 8:00.
Ja: Ostatnio jak tak zrobiłam, to już nie było miejsc na wizytę.
PzR: To może pani przyjść osobiście, rejestracja jest czynna od 7:00, a miejsca cały czas są na poniedziałek.
Ja: Tak z chorym, małym dzieckiem mam przyjść o 7:00 i czekać do 8:00 aż przyjdzie pan doktor?
PzR: Nie no, w poniedziałek to pan doktor przyjmuje od 9:00...
Ja (trochę już odurzona oparami absurdu): A właściwie czemu nie mogę zapisać się telefonicznie, skoro są miejsca?
PzR: A bo mamy tu taką pulę na zapisy telefoniczne i ona się już wyczerpała...

Tu się poddałam, wykombinowałam podwózkę i pojechaliśmy na prywatną wizytę.

I tak tylko strasznie mnie to boli, że co miesiąc jestem pozbawiana kilkuset złotych na publiczną służbę zdrowia, z której nie jestem w stanie skorzystać. Za prywatną przychodnię płacę około 40zł miesięcznie i jeszcze nigdy nie było problemu, żeby umówić się na wizytę nawet w tym samym dniu.

słuzba_zdrowia

by Kamaiou
Dodaj nowy komentarz
avatar Carima
5 11

To ja dzisiaj miałam utarczkę z Pocztą - mam końcówkę grypy, trochę kataru zostało, jestem jeszcze osłabiona, ale byłam zmuszona podjechać zostawić indeks na uczelnię - unikałam ludzi, raz dwa zostawiłam i uciekam. Przed wyjściem sprawdzam - awizo - przyszło z godzinę wcześniej ok. 11:00, 5 osób w domu w tym czasie, więc na pewno domofon nie dzwonił (czekałam na zasilacz od laptopa, więc trochę mi zależało na szybkim odbiorze). Jestem świadoma, że listonosze paczek nie noszą ze sobą na tym osiedlu i nie mam pretensji, na pocztę nie jest bardzo daleko i z uczelni mam po drodze. Ziąb dzisiaj dosyć mocny - wkraczam na pocztę koło 13:30, wręczam awizo (nie było na nim wytycznych co do godzin odbioru). "Ale listonosz jest jeszcze w rejonie i musi się z tego rozliczyć". Ja ledwo stoję bo się nachodziłam w mrozie, a pierwszy raz wyszłam z domu odkąd mnie grypsko rozłożyło i przyznam zrobiłam się piekielna. "Proszę pani, ja wiem, że mało listonoszy i wiem, że ta paczka tutaj leży i nie chcę was tu wszystkich pozarażać grypą, więc albo mi pani da tę paczkę, albo proszę o jakiś druczek do napisania skargi... 2min później wychodziłam z paczką w ręku. Czy nie może ktoś zmienić tych posranych przepisów?

Odpowiedz
avatar Xirdus
1 7

@Carima: dopóki Poczta zarabia, niepotrzebne są żadne zmiany. A dopóty będzie Poczta zarabiać, dopóki będzie Polska.

Odpowiedz
avatar themistborn
13 13

Trochę jak ten stary dowcip: [K]lient: Dzień dobry poproszę chleb. [S]przedawca: Ale jest tylko wczorajszy. [K]: A kiedy będzie dzisiejszy? [S]: Jutro!

Odpowiedz
avatar MaryAnnn
4 4

Oczywiście, zostawić ośmiomiesięczne dziecko samo w domu i iść je zarejestrować do lekarza. Logiczne. A serio, logicznym jest, że skoro autorka dzwoni do przychodni to nie ma tam kogo wysłać czy zostawić z dzieckiem.

Odpowiedz
avatar TakaTamPaskuda
13 21

@Arcialeth: a gdy ja byłam mała latałam na różowym słoniu. Błagam! Litości. Sama pamiętam jak w przychodniach wyglądało gdy byłam dzieciakiem i z opowiadań mamy. W życiu jednak bym nie chciała, aby moje dziecko miało tak samo - i to nie jest odpieluszkowe ale zwyczajna troska o potomstwo. Zamiast godziny czy dwóch w poczekalni raczej lepiej, żeby dzieciak poleżał w łóżku i dochodził do siebie, czyż nie? Wracając do systemu - jest bardzo piekielny. Dobra jest kolejka przy rejestracji telefonicznej (wiadomo, co się dzieje) ale po to rejestracja telefoniczna jest, żeby się zarejestrować a nie dowiedzieć się, że już nie można. Ewentualnie dobrym rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie wizyt typowo na godziny - spóźnisz się to masz problem, żadnych kolejek, rejestracja i na miejscu i przez telefon od tej samej pory.

Odpowiedz
avatar Kamaiou
14 20

@Arcialeth: Po pierwsze - nie jestem lekarzem, ale na zdrowy rozsądek wydaje mi się, że ryzyko wzajemnego pozarażania się chorych dzieci w kolejce w ciągu dwóch godzin jest większe niż w ciągu pięciu minut oczekiwania na konkretną godzinę umówionej wizyty. Po drugie - a propos P.S.: jak ja byłam mała, to mieszkałam w 6 osób na 30 metrach kwadratowych bez bieżącej wody, łazienki, toalety czy przyłącza gazowego i też mi się nic nie stało, co nie znaczy, że chciałabym teraz takich warunków dla mojej córki. Jeżeli takie moje podejście świadczy o odpieluszkowym zapaleniu mózgu, to owszem, mam i jestem z tego dumna :P

Odpowiedz
avatar Iceman1973
15 17

@Arcialeth: Jak byłem mały to były telefony na korbę. Jak jak uwielbiam te porównania do "kiedyś to było..." i jeb argument od czapy.

Odpowiedz
avatar lady0morphine
10 14

No popatrz, ja też pamiętam z dzieciństwa czekanie w poczekalni i pamiętam również tego fatalne konsekwencje, kiedy z grypą, ledwo trzymając się na krześle kisiło się w tłumie dzieciaków chorych na ospę, świnkę, czy różyczkę. Moja mama nie miała wyboru (przychodnia była daleko a my nie miałyśmy auta) i musiała niestety narażać mnie na złapanie jakiegoś świństwa, ale zapewniam cię, że gdyby mogła, to by tego nie robiła. I nie dziwię się że matki w dzisiejszych czasach wolą nie maltretować chorego dziecka z obniżoną odpornością kolejnymi wirusami, skoro mają lepsze alternatywy. Nie świadczy to o "odpieluszkowym zapaleniu", a o zwykłej trosce i pozostaje mi tobie współczuć, że jest ci to obce.

Odpowiedz
avatar Cefik
5 5

@Arcialeth: Ci którzy nie żyją nie mogą tu napisać ;]

Odpowiedz
avatar yakhub
0 0

@Arcialeth: Kiszenie tłumu ludzi w poczekalni w sytuacji, gdy można i da się ich pozapisywać na godziny nie jest logiczne.

Odpowiedz
avatar ptah
8 20

Zwierzeta maja lepiej od ludzi. Jeszcze nie slyszalem zeby byly takie cyrki u weterynarza mimo ze nie ma zusu, NFZ, sluzby zdrowia kanarkow. Wniosek ludziom potrzebni sa lekarze, a nie sluzba zdrowia i przymusowe ubezpieczenia ktore tak naprawde sa dodatkowym podatkiem od zycia.

Odpowiedz
avatar Katka_43
-5 13

@ptah: Tylko problem jest jeden. Ludzie chore zwierzęta chcą usypiać, mi mo 100% pewności wyleczenia, jeżeli terapia albo operacja są kosztowne.

Odpowiedz
avatar Armagedon
3 11

@Katka_43: A cóż to przeszkadza? Pan "ptah" sądzi, że nigdy nie będzie potrzebował kosztownej operacji. A nawet gdyby - to przecież zawsze go będzie na nią stać, bo jak mu składki odejdą to zarobki będzie miał wielkie, że ho, ho! Gorzej, jak zacznie chorować często i kosztownie. Wtedy chyba będzie się musiał uśpić, strzelić sobie w łeb, albo w bólach oczekiwać na dokonanie żywota bez niczyjej pomocy.

Odpowiedz
avatar julin685
2 10

@Armagedon: To powiedz skąd obecnie bierze się kasa na leczenie jeśli nie z jego (i każdego z nas) portfela. Gdybyśmy sami decydowali o tym czy i jak się leczymy: 1) moglibyśmy decydować czy stawiamy na jakość, czy długość życia (nie zawsze można to połączyć), 2) leczenie trafiałoby do tych, którzy go chcą (nie wmówisz mi, że palacz, który po zdiagnozowaniu raka nadal pali, chce leczenia), 3) leczenie byłby spersonalizowane (nawet nie wiesz jak często słyszę od wykładowców, że NFZ refunduję metodę/lek X i on(a) musieli składać wnioski o leczenie metodą/lekiem Y, bo X nie działało).

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 6

@julin685: To, że ty jesteś zdrowa nie oznacza, że wszyscy w twoim wieku też. Z czego, niby, miałabyś sobie opłacić leczenie TERAZ, gdyby ci, na przykład, tramwaj nóżkę uciął? Na jakość, czy na długość, powiadasz? A to się uśmiałam. Wiesz jak długo umiera się na raka? Chciałabyś tak umierać bez środków przeciwbólowych? Albo może chciałabyś dogorywać leżąc we własnych gównach po udarze? A wiesz ile kosztuje operacja serca noworodka? Albo przeszczep wątroby? Nie masz pojęcia o czym bredzisz.

Odpowiedz
avatar ptah
6 8

@Armagedon: Po pierwsze dlaczego jezeli ktos zachoruje nawet nie przez swoja niedbalosc o zdrowie tylko ma pecha to mają wtedy cierpiec wszyscy do okola i skladac sie na jego leczenie? Przez odpowiedzialnosc zbiorowa wiele ludzi to wykorzystuje. Ludzie lubia pomagac innym, ale tylko jesli robia to z wlasnej woli. Od ekstremalnych przypadkow gdyby ktos zyl nie odpowiedzialnie bez rodziny i oszczednosci sa fundacje, albo oglasza sie w internecie i wiele ludzi daje mu kase bo czuje sie lepiej pomagajac. Zreszta to wszystko juz dziala teraz i nikt nie umiera na ulicy mimo ze niektore operacje kosztja setki tys zl. A teraz wyobraz sobie, ze ludzie maja duzo wiecej pieniedzy bez zusu i z powodu braku sluzby zdrowia na rynku jest konkurencja o pacjeta. Nie dosc ze ludzie skuteczniej beda pomagac to jeszcze koszty operacji spadna kilkukrotnie. A jezeli ktos ma stracha to sie ubezpiecza INDYWIDUALNIE a nie zmusza sie do tego wszystkich, tak jakbym byl nieodpowiedzialnym smarkiem, krową w oborze ktora o sobie nie moze decydowac.

Odpowiedz
avatar Hachimaro
0 4

@Armagedon: Mój ojciec potrzebował kosztownej operacji. Zdecydował się wykonać ją u prywaciarza, bo wyliczył, że to bardziej opłacalne niż czekanie siedem miesięcy na zabieg finansowany przez NFZ... No cóż, komuniści jak zawsze oderwani od rzeczywistości.

Odpowiedz
avatar tick
1 3

@Katka_43: Popatrzmy na ceny... Usunięcie tłuszczaka na brzuchu psa - czyli operacja pod pełną narkozą - niecałe 400 zł (psiak skromne 80 kg). Sam mam dwa tłuszczaki do usunięcia - koszt - 350 - 400 zł za jednego... U któregoś z poprzednich psów - guz na śledzionie. Operacja - koszt włącznie z badaniem histo - 1700 zł. Teraz mam jednego psa na tymczasie (przysposobienie do adopcji) - od miesiąca choruje, leczenie już kosztowało (z lekami) ponad 400 zł (w tym nocne wizyty w lecznicy). Są już ubezpieczenia "zdrowotne" dla zwierzaków domowych w kwocie chyba coś koło 300 zł rocznie, które obejmuje dość sporo i zabiegów i pokrycia kosztów leczenia. Ale to wszystko jest PRYWATNE - więc jest o wiele tańsze, niż gdyby było DARMOWE.

Odpowiedz
avatar xpert17
8 10

Trzeba zmienić przychodnię na inną. Też tak kiedyś miałem (akurat nie z dzieckiem, tylko z sobą), więc się wypisałem i w nowej przychodni mam nawet rejestrację przez Internet. Wszystko oczywiście z NFZ. Lepiej mieć przychodnię nawet trochę dalej od domu i w razie czego dojechać niż nie móc się zapisać w ogóle.

Odpowiedz
avatar Jorn
13 13

@xpert17: Chyba najbardziej piekielne jest to, że po prawie 20 latach od reformy systemu opieki zdrowotnej większość ludzi nadal nie wie, że nie ma już rejonizacji i, jak im się przychodnia nie podoba, to mogą się przenieść do innej.

Odpowiedz
avatar zendra
0 0

@Jorn: Powiem więcej: po 25 latach systemu kas chorych/narodowego funduszu zdrowia, większość ludzi nadal kompletnie nie rozumie jak to działa. Im nadal wydaje się, że to NFZ ich leczy :) Pomimo upływu ćwierci wieku, większość obywateli nie pojmuje, że NFZ jest jedynie UBEZPIECZYCIELEM, a nie jakimś nadorganem zarządzającym tysiącami państwowych podmiotów medycznych. Już dawno nie istnieją prawie żadne państwowe podmioty medyczne, a NFZ jest instytucją, która na zasadzie cywilnej umowy, zwyczajnie zamawia usługi lecznicze u prywatnych podmiotów medycznych. Narodowy Fundusz Zdrowia: - NIE organizuje systemu zapisów do lekarzy, - NIE zarządza żadnymi przychodniami ogólnymi, - NIE zarządza żadnymi przychodniami specjalistycznymi, - NIE zarządza żadnymi SZPITALAMI, - NIE zarządza żadnymi ambulatoriami, - NIE zarządza żadnymi laboratoriami, - NIE zarządza żadnymi gabinetami rehabilitacyjnymi. Jedyną rolą NFZ jest podpisywanie kontraktów z PRYWATNYMI przychodniami, gabinetami, ambulatoriami, etc. - na obsługę medyczną ludności. Autorka historii najwyraźniej również tego wszystkiego nie rozumie, gdyż ma pretensje o płacenie składek zdrowotnych do państwowego ubezpieczyciela, pomimo, że przecież obsługiwała ją PRYWATNA PRZYCHODNIA ZDROWIA. NFZ nie może wiedzieć, że prywatna przychodnia (która podpisała kontrakt z NFZ) źle obsługuje pacjentów - dopóki sami pacjenci nie zadzwonią do NFZ ze skargą. W rzeczywistości nie ma czegoś takiego, jak "dzienna pula na zapisy telefoniczne" - to kompletna bzdura wymyślona w tej PRYWATNEJ PRZYCHODNI. Niezrozumienie tego prostego faktu, aż bije z opowiedzianej nam historii. Gdyby autorka rozumiała prostą zależność Ubezpieczyciel---->Prywatny podmiot medyczny, to zamiast pisać z wyrzutem, iż ma jakiś tam żal (bo płaci składki zdrowotne), to napisałaby, że sięgnęła po telefon, zadzwoniła do NFZ i złożyła skargę na wadliwe działanie tej PRYWATNEJ PRZYCHODNI. Zapewniam, że po jednym telefonie z NFZ do kierownika przychodni, przychodnia zostałaby przywrócona do pionu, i nagle zapisy telefoniczne na następne dni stałyby się możliwe - bo w przeciwnym wypadku NFZ nałoży na tę PRYWATNĄ PRZYCHODNIĘ kary finansowe (przewidziane w kontrakcie) lub po prostu wypowie im kontrakt, co oznacza dla całej przychodni, włącznie z lekarzami, bezrobocie. No, ale łatwiej jest przez 25 lat nie wiedzieć jak to działa i napisać "mam żal"...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 lutego 2017 o 2:07

avatar Kamaiou
0 0

@zendra: Dziękuję za wyjaśnienie, czego NFZ nie robi. Faktycznie nie byłam świadoma dokładnie jak to działa, bo nigdy się tym nie interesowałam. Historię opisałam, bo jest piekielna, żal mam, bo płacę, a nie mogę korzystać. Nie dzwoniłam natomiast ze skargą, bo po pierwsze nie wiedziałam, że jest taka możliwość, a po drugie - teraz kiedy już wiem też nie będę dzwonić, bo de facto leczę siebie i dziecko w ramach prywatnego abonamentu. Do przychodni publicznej zapisałam się tylko dlatego, że kazano mi to zrobić po porodzie i właściwie nie mam zamiaru tracić swojego czasu, żeby "naprawiać system". A skoro NFZ nawet nie kontroluje we własnym zakresie prywatnych przychodni, z którymi podpisuje umowy, i nie wie co się tam w nich dzieje, dopóki obywatele nie "naskarżą", to tym bardziej szkoda mi moich pieniędzy, które co miesiąc odprowadzam na to przymusowe "ubezpieczenie".

Odpowiedz
avatar zendra
1 1

@Kamaiou: Nie ma za co. Ci sami obywatele, którzy skarżą się, że "NFZ nie kontroluje", jednocześnie skarżą się, że NFZ zatrudnia zbyt wielu pracowników i "przejada nasze składki". Albo jedno, albo drugie. Albo silna kontrola i jej wysokie koszty administracyjne, albo niskie koszty administracyjne i liczymy na asertywność pacjentów, którzy sami będą zgłaszać złą obsługę. Skąd urzędnik, dajmy na to we Wrocławiu, ma wiedzieć, że przychodnia zdrowia w Świeradowie-Zdroju wymyśliła autorski system zapisów do lekarzy? Czy NFZ ma robić podsłuch w kilkunastu tysiącach placówek medycznych w całym kraju? Twoja wymówka o "braku czasu na naprawianie systemu" jest mało przekonująca, bo nikt nie żąda od ciebie "naprawiania" czegokolwiek, a jedynie telefonu ze skargą, w twojej własnej sprawie. Tu nie chodzi o "naprawianie systemu", tylko o zasygnalizowanie odpowiednim instytucjom, że ustalone zasady systemowe nie są przestrzegane. Ktoś pozbawia cię praw, które ci się należą, ale nie masz czasu, aby zadzwonić... Interesujące. Gdyby literalnie zastosować twoją koncepcję, to by oznaczało, że w kontaktach z instytucjami publicznymi zawsze poddajesz się, nie składasz skarg, odwołań, zażaleń, bo przecież nie masz czasu na naprawianie systemu. Tylko tu nie ma nic do naprawiania, system jest skonstruowany prawidłowo, tylko ludzie popełniają błędy (np. dyrektor prywatnej przychodni zdrowia) i to należy skarżyć: ludzkie błędy, a nie system. P.S. "Przymusowe ubezpieczenie" de facto zawsze jest przymusowe. Jeżeli nie przymusi cię ustawa, to przymusi cię strach przed chorobą/śmiercią twoją lub twoich dzieci. Rzekome wspaniałości prywatnych ubezpieczycieli medycznych w porównaniu do państwowych, to taka libertariańska bajka o żelaznym wilku. W rzeczywistości prywatne ubezpieczenie jest droższe i gorsze pod każdym względem - tylko trzeba dokonać oceny ubezpieczenia w korelacji z oferowanym zakresem świadczeń medycznych. Wtedy okazuje się, że prywatny ubezpieczyciel każe sobie płacić za wizyty u lekarza tyle, ile NFZ za kompletną opiekę medyczną, włącznie z lecznictwem szpitalnym i przeszczepami serca. Osobom, które dokonały takiej prostej analizy, szybko przechodzi zachwyt nad prywatnymi ubezpieczycielami medycznymi.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 marca 2017 o 1:06

avatar KIuska
11 13

Mój tata potrzebował jak najszybciej wykonać elektromiografie. Próbował w 3 miastach. W jednym nawet nikt telefonu nie odbierał, chociaż dzwonił kilka razy. W 2 pierwszy wolny termin to wrzesień a z pilnym skierowaniem koniec sierpnia. W 3 jak dzwonił w połowie listopada to kazali zadzwonić na początku grudnia, w grudniu na początku stycznia a w styczniu na początku lutego. Skończyło się na badaniu prywatnym. Ggy powiedział, że potrzebuje pilnie badania to usłyszał, że może przyjechać za 2 godziny.

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
3 7

Jasna sprawa - kto placi - ten ma. Jak n.p. ZUS placi tylko za ograniczona ilosc badan/leczen, to jego przymusowy czlonek musi na nie czekac, az bedzie wolny termin, jak skonczy sie dotychczasowy przydzial. W zadnej branzy nikt nie chce za darmo pracowac, ani robic bezplatnych nadgodzin, lekarze tez (ale n.p. w Niemczech - musza w praktykach, czy w przychodniach, bo okolo 1/4 - do 1/3 badan/leczen/zabiegow MUSZA robic za fryko, nawet gdy skonczy im sie przydzial t.zw. punktow). Dura lex sed lex.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 11

Standard. W mojej (niebawem byłej) przychodni zapisy telefoniczne na następny dzień są od 16.00. Ale można się zapisać tylko od godz.10.00 w górę. Nie da rady na 8.00 czy 9.00, "bo nie". Ale jednego nie rozumiem - "Dzięcioł" zachorował w środę, a Ty zamierzałaś czekać na wizytę do poniedziałku??? Serio???

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lutego 2017 o 8:31

avatar Kamaiou
3 7

@Lubella: Nie jestem co prawda lekarzem, ale wyglądało to na zwykłe przeziębienie, bez gorączki, z lekkim katarem i kaszlem, które mogło samo przejść przy użyciu domowych sposobów w stylu wody morskiej do nosa i witaminy C. Chciałam się zapisać do lekarza, gdyby objawy się pogłębiały i potrzebne były jakieś mocniejsze środki. Być może jestem niezwykłym typem matki z odpieluszkowym zapaleniem mózgu jak sugerowano mi wyżej, ale przy tym wyrodnej, która nie zajmuje kolejek u lekarzy przy pierwszym kichnięciu dziecka. To moje pierwsze, więc jeszcze nie zdecydowałam się na konkretny model macierzyństwa :P

Odpowiedz
avatar maskonur
3 5

@Kamaiou: Dziwne, że nie chcieli przyjąć chorego dziecka. Mówiąc szczerze, u mnie jest tak, że przeychodznia dla dzieci ma dwie poczekalnie z gabinetami - zdrowe i chore. Do zdrowych są zapisy (badania, bilanse, szczepienia itp) a do chorych można przyjść z marszu (bez zapisów), obojętnie o której godzinie i dziecko zostanie przyjęte. Jedyne co, to nigdy nie wiadomo czy będzie kolejka i na jak długie czekanie trzeba się nastawić, bo obowiązuje kolejność przychodzenia. Czasem nie ma nikogo, a czasem godzina czekania. Ale dziecko przyjęte i zbadane. Po 18 zostaje pomoc wieczorowa/nocna. Szczerze mówiąc dowiedziałabym się, czy oni mają prawo odmówić dziecku badania lekarskiego i w razie czego poprosić na piśmie, że odmawiają pomocy z uzasadnieniem odmowy (czyli brak numerka).

Odpowiedz
avatar OddajMiSwojMozg
2 14

Powiedzcie, proszę, że nie tylko ja przeczytałam w pierwszej chwili "dzięcioł"...

Odpowiedz
avatar Katka_43
3 5

@OddajMiSwojMozg: No "dzięcioł" i co?

Odpowiedz
avatar miramakota
4 4

@OddajMiSwojMozg: Faktycznie, tam dziecioł jest. Teraz ludzie tak różnie określają potomstwo, że już nic mnie nie dziwi.

Odpowiedz
avatar biszkopcik83
3 3

@OddajMiSwojMozg: nie tylko Ty :)

Odpowiedz
avatar Kamaiou
4 4

@biszkopcik83: Wybaczcie domowe nazewnictwo, jest u nas "koteł", więc i "dziecioł" jakoś tak naturalnie się stworzył :).

Odpowiedz
avatar minutka
1 5

@Kamaiou: "Dziecioł" jest śliczny, kochany i sympatyczny. W porównaniu z innymi określeniami (chociażby tym, o które niedawno była taka ogromna kłótnia) zdecydowanie wygrywa.

Odpowiedz
avatar miramakota
5 5

@Kamaiou: W sumie nawet fajne, tylko faktycznie w zapisie mylące - jakoś mózg z rozpędu dodaje ten ogonek.

Odpowiedz
avatar mahisna
4 6

NFZ nie zamierzam usprawiedliwiać, ale nie znoszę demagogii, dlatego tak gwoli ścisłości: kilkaset złotych to jest ściągane co miesiąc na ZUS, czyli ubezpieczenie społeczne. Ubezpieczenie zdrowotne to grosze. No chyba, że mówimy o jakiejś wybitnie dużej pensji, w takim układzie zwracam honor.

Odpowiedz
avatar Kamaiou
3 3

@mahisna: Aż się pokusiłam o sprawdzenie na formularzu PIT, bo faktycznie zapomniałam, że składki są dwie. Po podzieleniu kwoty za "Składki na ubezpieczenia zdrowotne" na 12 miesięcy wychodzi 322zł na miesiąc, więc jak najbardziej jest to dla mnie kilkaset złotych, których jestem pozbawiana co miesiąc. Nie uważam przy tym, żeby moja pensja była jakoś specjalnie wybitna.

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 5

@Kamaiou: Czyli płacisz rocznie niecałe cztery tysiące składki zdrowotnej. Mieści się w tym również ubezpieczenie twojego dziecka. Gdyby ono zachorowało nie na "przeziębienie", tylko, powiedzmy, na ciężką niewydolność nerek - to wątpię, żeby z tej składki starczyło ci choćby na jedną dializę w miesiącu. O przeszczepie nie wspominając. A o koniecznych lekach immunosupresyjnych nawet nie śmiem pomyśleć.

Odpowiedz
avatar Kamaiou
5 5

@Armagedon: Czyli nie powinnam teraz narzekać, że mimo regularnie płaconych składek nie zawsze mogę skorzystać z przynależnej mi publicznej opieki zdrowotnej, bo kiedyś w przyszłości może mi się przytrafić (ale wcale nie musi) jakieś ciężkie schorzenie? Wybacz, ale ciężko mi doszukać się sensu w takim rozumowaniu.

Odpowiedz
avatar VAGINEER
2 4

socjaliści twierdzą, że albo prywatne ubezpieczenia nie istnieją, albo ludzie są za głupi aby z nich korzystać

Odpowiedz
avatar szafa
1 3

@mahisna: Ja też te paręset złotych traktuję właśnie jako "szpitalne". Żaden ubezpieczyciel czy prywatna przychodnia nie zasponsoruje za znacznie niższą stawkę bardzo drogiego leczenia (płacę bodaj ok 200 miesięcznie na nfz) (przynajmniej tak było parę lat temu i wątpię, żeby cud się zdarzył przez te parę lat)

Odpowiedz
avatar SomewhereOverTheRainbow
1 1

@Morog: Pieseł pochodzi „z internetu”. Nie podoba Ci się, to fora ze dwora… ;)

Odpowiedz
avatar lukasz800
2 4

Nie żebym bronił NFZ ale to nie ich wina ani żadnej "służby zdrowia". Tyle żali słychać o przychodniach lekarzy rodzinnych a to, że kolejki; że nie można się zapisać na przyszłe dni; że telefonu nie odbierają. Pamiętajcie przychodnia jest prywatną firmą (np. spółką cywilną lekarzy, którzy tam przyjmują), która ma kontrakt z NFZ. Te wszystkie problemy i piekielności to wina właścicieli a nie funduszu. Jak lekarze we własnej przychodni tolerują taki syf to tak tam jest. Są lepsze przychodnie, gdzie przez telefon i tydzień wcześniej można się zapisać - zawsze mamy prawo do zmiany lekarza. Nie można zwalać złej organizacji pracy ciągle na NFZ. Swoją drogą ja bym nie mógł pracować efektywnie wiedząc np. że ludzie kłócą mi się za drzwiami o miejsce w kolejce, mam opryskliwą i niekompetentną pracownicę (rejestratorkę) albo czekają na mnie od świtu na korytarzach. Naprawdę dziwię się lekarzom, że w ich firmach tak to często wygląda. BTW zgodnie z kontraktem przychodnia powinna obsługiwać zapisy osobiście, telefonicznie i online (np. przez e-mail). Jeżeli tego nie ma to można dzwonić ze skargą do NFZu.

Odpowiedz
avatar tommy45
4 6

Teraz weź sobie OWU tej opieki za 40 zł i sprawdź zakres świadczeń. Daj znać czy będzie tam szycie rany większej niż 7 cm. Albo wszczepienie rozrusznika serca czy takiej np. sztucznej zastawki serca. NFZ ma dużo problemów, ale nie można porównywać opieki za 40 zł z zakresem świadczeń NFZ. Gwarantuje Ci, że każda prywatna opieka za taki zakres weźmie dużo więcej niż NFZ. Miałem takie jazdy w starej przychodni, zmieniłem na inną, idę do rodzinnego lekarza z buta, bez rejestracji i zawsze mnie przyjmą.

Odpowiedz
avatar Kamaiou
-1 5

@tommy45: Nie pamiętam OWU szczerze mówiąc, aczkolwiek w trakcie 6 lat korzystania nie było mi potrzebne nic z wymienionych przez Ciebie rzeczy. Za to wiele razy robiłam usg nerek, ciążowe, ostatnio dziecku przezciemiączkowe i jamy brzusznej, badania krwi standardowe i ciążowe, cytologię, raz EKG, holtera, zdjęcie rentgenowskie i założenie gipsu i wszystko było w ramach wtedy jeszcze trzydziestu paru złotych. Czterdzieści płacę od kiedy mam dziecko, bo też może korzystać ze świadczeń. I nigdy nie było problemu z zapisem na wizytę czy badanie, okres oczekiwania na wyżej wymienione badania zawsze poniżej tygodnia. I 40zł versus 300zł na NFZ, z którego rzadko kiedy mogę skorzystać...

Odpowiedz
avatar yakhub
0 0

Jak już kilka osób w komentarzach zauważyło - po prostu zmień przychodnię. Lekarza i przychodnię możemy wybrać dowolnie, a te są... różne. Są takie, które zatrzymały się w poprzedniej epoce (zarówno pod względem lokalowym, sprzętu, jak i organizacyjnym), a są takie wyglądające jak w amerykańskich serialach medycznych. W "naszej" przychodni nie ma problemu z rejestracją telefoniczną na konkretną godzinę, i nigdy nie zdarzyło mi się czekać z dzieckiem dłużej, niż 10 minut. Do tego automat kolejkowy, numerki, monitory, więc w poczekalni panuje pełen porządek. I jakoś przychodnia potrafiła to zrobić, pomimo finansowania z NFZ.

Odpowiedz
avatar zendra
0 0

@yakhub: Dokładnie tak! Bo NFZ nikogo nie leczy, leczą prywatne przychodnie. NFZ jest jedynie ubezpieczycielem, a więc jego rolą jest tylko refundacja prywatnym przychodniom kosztów, jakie poniosły na leczenie ludności. Zła obsługa pacjentów i zła organizacja pracy przychodni jest wyłączną winą właściciela tej przychodni, a nie NFZ-tu. Jak widać, jedne prywatne przychodnie potrafią się wzorowo zorganizować, a inne nie potrafią - i takie powinny być eliminowane z rynku. Tylko ktoś z pacjentów musi rozumieć, że to nie NFZ zawinił, ale prywatny podmiot medyczny, a do NFZ-tu trzeba zadzwonić ze skargą na daną przychodnię. Kilkadziesiąt takich skarg (uzasadnionych) i przychodnia w następnym roku może się pożegnać z kontraktem z NFZ.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 lutego 2017 o 2:16

Udostępnij