Wracałam z pracy i szłam przez jeden z najbardziej zatłoczonych punktów w mieście - olbrzymi węzeł przesiadkowy komunikacji. Na moich oczach przebiegający chłopak wyrwał dziewczynie z dłoni jabłko, które jadła i uciekł, rechocząc.
Rozumiem wyrwanie torebki. Telefonu. Portfela przy bankomacie. Nie wiem, zerwanie naszyjnika z szyi. Potępiam, ale rozumiem kradzież czegoś cennego.
Ale kraść nadgryzione jabłko? Złodziej był ubrany w ciuchy ze znanych sieciówek, czyli jakieś 500 zł na odzież miał.
Dziewczyna najpierw osłupiała, a po chwili zaczęła się śmiać.
może to jakiś znajomy był, a ty zaraz że kradzież.
Odpowiedz