W miasteczku moich rodziców w czasie ferii zimowych jest akcja prowadzenia zajęć dla dzieciaków szkolnych w domu kultury i okolicach - planszówki, zajęcia plastyczne, tańce, śpiewy, łyżwy i podobne. Dzięki temu dzieci nie siedzą bite 2 tygodnie przed komputerami i część dowiaduje się, że w ogóle jest w mieście lodowisko i budynek ze sceną. Kilka razy prowadziłam w tym czasie zajęcia z kaligrafii - uczyłam prawidłowo trzymać pióro, ćwiczyłam różne alfabety, pokazywałam też zabawy z atramentem i papierem (choćby pisanie głupim sokiem z cytryny i ogrzewanie kartki). Prowadziłam, bo chciałam i mogłam. Do tej pory przed świętami albo tuż po odzywał się ktoś z organizatorów akcji, sprawdzając, czy wciąż chcę i mogę i uzgadniając szczegóły.
W tym roku nikt się nie odezwał, a i ja się nie wyrywałam, bo mam swoje sprawy, którymi muszę się zająć. Aż do wczoraj.
Wczoraj po południu dostałam SMS od dziewczyny, z którą byłam razem w gimnazjum - i do tego ograniczały się nasze kontakty, nawet nie miałam jej numeru telefonu. Napisała mi, że wysyła mi mail z informacjami o tegorocznych warsztatach, bo w tym roku jest w grupie organizatorów - i tyle. Pomyślałam, że trochę późno mnie werbują, ale że i tak nie planowałam się włączać, to sprawę olałam, pocztę sprawdziłam dopiero późnym wieczorem. I się deczko wpieniłam.
Zamiast zaproszenia dostałam gotowy program. Ze swoimi warsztatami wpisanymi 3 razy w tygodniu - środa, czwartek, piątek. Dodatkowo informacje, że w tym roku budżet jest ograniczony i prowadzący zajęcia muszą sami przynieść materiały, jeżeli nie ma ich na liście tych, które już kupiono (tutaj krótki spis podstawowych przyborów plastycznych, na których, rzecz jasna, nie było papieru piórkowego, peluru czy papieru biblijnego).
Odpisałam krótko i jadowicie, że żądam usunięcia mnie z programu i wpisania nazwiska osoby, która poprowadzi zajęcia, ponieważ ze mną nikt sprawy nie konsultował i nie deklarowałam udziału.
Dzisiaj, godzina 11 z minutami, mieszam rosół w garze i odbieram telefon. Dzwoni była koleżanka z gimnazjum. Dlaczego nie chcę prowadzić kaligrafii?
Hm... Bo nie? Bo mam swoje sprawy? Z których nie muszę się tłumaczyć? Bo nikt mnie nie zapytał, czy w tym roku chcę i mogę? I, wreszcie, bo nie podoba mi się dłużej zasuwanie za darmo, skoro część prowadzących dostała w zeszłym roku za to wynagrodzenie (nagrody pracownicze i gadżety dla załogi domu kultury i nauczycieli), a ja głupiej koszulki nie dostałam?
Jej odpowiedzi składały się w dużej mierze z "ale". Ale jak to, ale dlaczego, ale przecież wolontariuszom nie można płacić, ale co ona ma teraz zrobić (a tego to ja już nie wiem i nie mój problem)?
Zapytałam, dlaczego nie zapytała odpowiednio wcześniej, czy w tym roku się piszę. "Bo nie miałam ani twojego maila, ani telefonu, dopiero teraz dostałam" (guzik prawda, a jeżeli nawet, to pozostali organizatorzy mieli moje kontakty od lat). To dlaczego w ogóle wpisała nieuzgodnioną atrakcję do grafiku? "Bo... bo przecież co roku byłaś! Skąd miałam wiedzieć, że teraz się zrobisz wielką panią i się wypniesz!"
No to się tak wypięłam, że skończyłam rozmowę.
Dwie godziny temu zadzwoniła moja matka. Rozmawiała ze swoją koleżanką z domu kultury - podobno zostawiłam wszystkich w bardzo trudnej sytuacji, bo w ostatniej chwili odwołałam warsztaty uzgodnione od 2 miesięcy i to jeszcze w weekend. Ktoś tu usiłuje ratować swoją skórę.
Dziewczyna załapała się do pracy w miejskim wydziale kultury (wypytałam matkę). Cóż, maile z opisem sprawy do jej zwierzchnika i dotychczasowych organizatorów (większość wciąż siedzi w tej akcji) już poszły.
Tak sobie czekam na to, co się jutro będzie działo.
I bardzo dobrze! Takich bezczelnych typków trzeba tępić!
OdpowiedzOj, też nie lubię, kiedy ktoś organizuje mój czas bez mojej wiedzy, na dodatek wymaga, żeby jeszcze zainwestować własne pieniądze w materiały... Gdyby ta panna trafiła na mnie, w poniedziałek miałaby pozamiatane....
OdpowiedzMy też czekamy na ciąg dalszy ;)
OdpowiedzAle jak to masz swoje sprawy? I niby czemu masz nie dopłacać z własnej kieszeni? To jest ZASZCZYT! Powinnaś być dumna, że możesz pomóc, a nie jeszcze wydziwiasz ;) Dobrze zrobiłaś :)
Odpowiedz@DreamsFaded: I jeszcze będzie mogła sobie wpisać do CV.
Odpowiedz@imhotep: A widzisz, nie pomyślałam o najważniejszym plusie! No sobie dziewczyna zaprzepaściła szansę na zdobycie doświadczenia :(
OdpowiedzCóż, znając siebie, to ja bym weszła, zrobiła wstyd w urzędzie, spytała o przełożonego, przedstawiła dowody i upewniła się, że wie jaką osobę zatrudnia. Ale jestem człowiekiem nie bojącym się urzędu miasta, więc inni tego pewnie nie zrobili. I, w odróżnieniu od niektórych samochwalców piszę to, co bym w takiej sytuacji zrobiła, a nie to, co myślę, że bym zrobiła. Mam coś z choleryka, a po osiągnięciu apogeum wku&wu...? Jakbym miała więcej oleju w głowie i była spokojniejsza to bym mogła >>poprosić<< o zamknięcie roku poprzedniego, tj. wydania należnych gadżetów. Albo finansowania. Może nie upominałaś się? Nie szłaś, jak inni szli i przerywali zajęcia, żeby "wziąć gratis", bo masz coś do dokończenia?
OdpowiedzTak sobie myślę, że pewnie właśnie dlatego nie pytali, żeby właśnie postawić przed faktem dokonanym i "zmusić" do kupna materiałów. A swoją drogą bardzo słusznie, w momencie jak oprócz czasu żądają jeszcze wkładania własnej kasy, pora uciekać. Zostać to można tam, gdzie po kilku razach proponują umowę i zapłatę.
OdpowiedzW dobie internetu i prostoty dostępu do wszelkich informacji, na świecie jest coraz więcej osób nie potrafiących pisać, czytać ze zrozumieniem, a nawet wypowiedzieć porządnie zdania.
OdpowiedzKoniecznie napisz co było dalej ;)
OdpowiedzI nic się nie stało. Dostałam krótkiego maila, że jestem przepraszana za "nieporozumienie" i warsztaty kaligraficzne w tym roku nie zostaną ujęte w programie. Podpisała się nieznana mi referentka z ośrodka kultury. I tyle. Nie chce mi się grzebać w tym dłużej, bo satysfakcji bardzo niewiele, a zamieszania sporo - nie jestem na miejscu, nie chce mi się działać przez pośredników, postanowiłam dać tematowi umrzeć. Ale będę pilnować tego na przyszłość. Inna sprawa, że trochę szkoda mi tych warsztatów, bo dawały dzieciakom dużo radości (zwłaszcza robienie kolorowych bazgrołów), a parę starszych osób zachęciłam na nich do czytania Tolkiena, pokazując im tengwar - bo znali go tylko z filmów. Ale trudno, nie w tym roku. @Elza Bargieł - proszę o wiadomość prywatną na Piekielnych.
Odpowiedz