Sytuacja miała miejsce około roku temu. Dzień był mroźny, choć słoneczny, a ja zapomniałam kupić rajstop, ot proza życia. W miejscu, gdzie wówczas mieszkałam (przy jednej z większych ulic we Wrocławiu) znajduje się targ. Nie jest duży, jednak w żadnym sklepie znaleźć rajstop nie mogłam, więc stwierdziłam, że a nuż znajdę je tam. Bingo.
Przy stoisku rajstopy kupowała akurat starsza Pani. Widać, że drobnych w portfelu miała niewiele, ale w zimie w czymś trzeba mimo wszystko chodzić. Sprzedawczyni obsłużyła staruszkę, odwróciła się do mnie, pokazała karton z rajstopami i kazała się zastanowić. W tym momencie staruszka zapytała jeszcze o podkolanówki. Sprzedawczyni pokazała, pomogła dobrać, dwie pary miały kosztować 12 zł. I tu zaczęła się piekielność, ponieważ starszej Pani zabrakło dosłownie kilku groszy - miała te 11 i drobniaki, wygrzebać z tego 12 nijak się nie dało.
S - sprzedawczyni, B - staruszka, J - ja.
S: O nie, to ja Pani sprzedać nie mogę, jak Pani brakuje!
B: Ale to tylko parę groszy, ja Pani doniosę, obiecuję. - staruszka była naprawdę zawstydzona, zwłaszcza, że sprzedawczyni mówiła bardzo głośno.
S: Nie, nie sprzedam! Każdy mi mówi, że doniesie, a jakbym ja za wszystkich zakładać miała to bym nic nie zarobiła! Jedną parę niech Pani weźmie!
Tu postanowiłam się wtrącić.
J: Niech mi Pani doliczy tę złotówkę, dopłacę starszej Pani. - dla mnie to nie był żaden problem, nie zbiedniałabym, a sprzedawczyni wyszłaby na swoje. Starsza Pani nie chciała, żebym dopłacała, ale wytłumaczyłam jej jak powyżej, że to nic wielkiego i dobry uczynek. Nie dla sprzedawczyni.
S: Nie, nie będzie Pani dopłacać! - jakby co najmniej mogła rozporządzać moimi pieniędzmi - A Pani niech już weźmie te podkolanówki, później mi Pani doniesie! - zabrała staruszce drobniaki i machnęła na nią ręką.
Jeszcze przez chwilę naciskałam, żeby wzięła moją dopłatę, ale kopać się z koniem nie będę. Mam tylko nadzieję, że po prostu zrobiło jej się głupio przez moje wtrącenie. Przynajmniej powinno.
Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że rajstopy czy podkolanówki to nie chleb, nie jest to artykuł pierwszej potrzeby. Pomyślałam jednak, że to mogła być moja babcia, której zabrakłoby kilku groszy do zakupów - wtedy też bym chciała, żeby ktoś zaoferował jej pomoc. Rozumiem też sprzedawczynię, jestem wychowywana w sklepie i wiem jak takie pobłażanie wygląda, ale raz od wielkiego dzwonu korona z głowy nie spadnie, jak dorzucimy te grosze ze swoich. Chodzi tylko o mały gest, który komuś poprawi humor, a przecież, jak wiadomo od dawna - karma wraca :)
#targ #sprzedawcy #usługi
Swoją drogą- jeżeli staruszka faktycznie chciała donieść te brakujące grosze, to mogła wziąć jedną parę, a drugą kupić, gdy weźmie z domu pełną kwotę. Nie rozumiem idei "ja doniosę", przecież i tak by się musiała wrócić, a rajstopy chyba nie są artykułami pierwszej potrzeby.
Odpowiedz@Pattwor: Bo nie chodziło o "ja doniosę za chwilę", tylko "zwrócę przy okazji". Wiesz co? Ja bym zaryzykowała te 50, czy 60 groszy...
Odpowiedz@Pattwor: no owszem są. Tak samo jak gacie. w naszym klimacie bez gaci na dupie w zimę nie wyjdziesz. Ja akurat nie mogę w ogóle nosić spodni z powodów medycznych i owszem - rajstopy są artykułem pierwszej potrzeby - bez nich nie wyjdę przecież z domu!
OdpowiedzA gdzie piekielność, bo jakoś przy niedzieli nie mogę odnaleźć
OdpowiedzByłam kiedyś świadkiem podobnej sytuacji na ryneczku warzywnym. Tak jak autorka zaproponowałam wsparcie groszem starszej pani. Sprzedawczyni ostrym głosem wyraziła swą dezaprobate, a gdy przy stoisku zostałyśmy same, opowiedziała skąd taka reakcja. Otóż staruszka ta regularnie przychodziła na zakupy, nie mając pełnej kwoty. Na początku sprzedawczyni ulegała, z czasem przestała się na to zgadzać, ale zawsze znalazła się jakaś dobra dusza. W ten sposób staruszka znalazła świetny sposób na oszczędność całkiem sporej sumki. Także uważajcie drodzy piekielni, gdyż uroczy staruszek, któremu zabrakło złotówki może się okazać całkiem sprytnym naciągaczem
OdpowiedzPrzy okazji: może mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego kasjerka w Rossmanie wsiadła na mnie z buzią, kiedy chciałam zapłacić za niechcący stłuczony (przeze mnie) lichtarzyk?
OdpowiedzTutaj to zakładać za kogoś nie będzie, ale jak 'grosika', to pewnie często sama nie ma wydać. I właśnie przez takie podejście niektórych kasjerek osobiście nie odpuszczam żadnego grosika. Nigdy.
Odpowiedzkumpela mi niedawn opowiadala, ze w biedronce terminal odrzucil platnosc karta Sprzedawczyni- NIE MA PANI PIENIEDZY!! ( na caly glos) Kumpela- Zaraz pani nie bedzie miec pieniedzy jak pojde na skarge do kierownika...
Odpowiedz@bazienka: O Jezus Maria, tragedia. Będziesz miec traumę do końca życia pewnie. I nie bądź śmieszna z tym odgrażaniem się. Myślisz, że są kolejki do pracy w marketach? Jakby tak każdego zwalniali za fochy klientów, to byś musiała sama jeździc do rolników po żarcie.
OdpowiedzZ jednej strony rozumiem sprzedawczynię, z drugiej - naprawdę czasem może tych kilku groszy zabraknąć i to dla kupującego szalenie wstydliwa sytuacja. Za czasów studenckich pod koniec miesiąca zwykle cieniutko przędłam, poszłam kiedyś po małe zakupy za te ostatnie pieniądze. Wszystko co do grosza wyliczone, no ale okazało się, że za mało założyłam na cytrynę - zabrakło bodajże 30 czy 40 groszy. Chciałam z niej zrezygnować, a sprzedająca powiedziała, żebym jej po prostu doniosła przy okazji. To samo miasto, inny sklep - moja koleżanka chciała coś kupić w piekarni, okazało się, że nie mają terminalu. Sprzedający powiedział, żeby doniosła później. Widział ją wtedy pierwszy raz.
OdpowiedzZ drugiej strony lady. Gdyby mi teraz nagle wszyscy obiecujący faktycznie donieśli dług, to bym chyba z miejsca na Majorke mogła jechać. To nie chodzi o to, że tej konkretnej pani Kowalskiej nie daruję braku złotówki, ale że dziś Kowalska, jutro Wiśniewska, a pojutrze Nowakowa.
Odpowiedz@ejcia: Wreszcie głos rozsądku. Ja nie rozumiem, że ludziom się w głowach nie mieści proste przemnożenie. Niech takich klientów będzie każdego dnia powiedzmy dwudziestu. Niech każdy pożebrze o 10 groszy. Pięc dni w tygodniu. To już jesteś 40 zeta w plecy. Ale przecież sprzedawcy mają takie kokosy, że co to dla nich 40 zeta przecież, mogą dołożyc ze swoich.
OdpowiedzPrzebiła wszystkich Pani z kiosku ruchu we Wrocławiu. Pozytywnie. Kupowałam dla syna doładowanie do karty MPK na 5 miesięcy. Kwota niebagatelna ok 185 zł. Okazało się że ja gotówki nie mam a Pani terminala do kart też nie miała. -Ja pani doładuję a pani mi przyniesie. -Ale to duża kwota nie boi się Pani? -Trzeba ludziom ufać. Szok.I od razu zaznaczę że nigdy u tej Pani nie kupowałam. Nie znałam jej ani ona mnie. Syn po szkole dowiózł Pani pieniądze. A sama pracując w sklepie często macham ręką na brakujące grosze Nie zbawi mnie 20,30 gr czy nawet złotówka. Czasami wolę dać te rajstopy niż wydawać ze 100 zł kiedy nie mam drobnych. Ale zawsze Panie oddają. Różnica jest taka że jestem właścicielem i to moja dezyzja.
Odpowiedz