Przeczytałam w komentarzu do
http://piekielni.pl/76458#comments zdanie mówiące, że małżonkowie osób chorych na raka powinni być objęci opieką psychologa.
Chciałam odpowiedzieć w komentarzu, że gówno prawda, ale to chyba zasługuje na mocniejszy głos. Otóż: gówno prawda.
Oferowanie opieki tylko psychologicznej tylko małżonkom tylko ludzi chorych na raka to jak naklejać plaster na złamanie otwarte i twierdzić, że tak właśnie powinno być. Skutki niezliczonych chorób nie ograniczają się tylko do fizycznego stanu zdrowia chorego. Nie ograniczają się do psychicznej kondycji jego rodziny. Jego najbliższego otoczenia. Olbrzymia liczba chorób oddziałuje na wszystkich, z którymi w jakiś sposób styka się chory.
Mieszkałam przez kilkanaście lat nad wiekowym małżeństwem, on z przeszłością wojenną, ona była chora na SM. On nie tolerował najmniejszego sprzeciwu z jakiejkolwiek strony. Ona wyła. Przez kilkanaście godzin każdej doby wyła, jak zwierzę, nie mogąc wytrzymać z bólu, więc wyła i wrzeszczała tak długo i tak głośno, póki całkowicie nie opadła z sił. On - też wrzeszczał. Do niej i na nią. I na nas, sąsiadów - reagował agresją na każdy kontakt, asekuracyjnie. Bo wiedział, że nie radzi sobie z sytuacją i że my wiemy, że nie daje rady - ta świadomość była dla niego nie do zniesienia. Teraz to rozumiem - wtedy zwyczajnie go nienawidziłam i się go bałam.
Jeżeli ktoś chce wiedzieć, co dzieje się z umysłem dziecka, która musi żyć w takich warunkach, to powiem tyle: mój przyjaciel z innego piętra na dwunaste urodziny chciał dostać piłę łańcuchową, żeby ich oboje zaszlachtować, a "jak zabić Ryję" było wiecznie aktualnym tematem zabaw dzieci na podwórku. Przez długi czas codziennie szczerze życzyłam im natychmiastowej śmierci.
Kiedyś dorośli próbowali zainteresować tym media i służby. Pamiętam, jak dziennikarka przepytywała moją dorosłą siostrę, czy jej nie wstyd napadać na schorowanych staruszków, którzy po prostu starają się żyć! Przymusowa eksmisja? Jasne - każdy z chęcią zacząłby temat, patrząc z okna na spontaniczną pikietę ludzi dobrej woli, którzy nie pozwolą krzywdzić kombatanta i jego chorej żony!
Chłonęliśmy to latami - dorośli i dzieci. Przez lata żyliśmy w koszmarnym stresie, ze świadomością, że możemy jedynie próbować uciec albo czekać na ich śmierć. Dzisiaj teoria zakłada, że ona powinna znaleźć się w ośrodku wyspecjalizowanym w leczeniu bólu. Teoria, bo nawet dzisiaj nie byłoby na to większych szans. Dzisiaj każdego z nas regularnie odwiedzałaby ich pielęgniarka środowiskowa i pomagałaby nam sobie z tym radzić - a przynajmniej powinna tak robić. Czysto teoretycznie. Bo nie odwiedzałaby.
Pomocą psychologa powinny być objęte 3 klatki mieszkaniowe, jakieś 36 rodzin, o ile dobrze szacuję, 120 osób. Z każdą z nich należałoby przeprowadzić przynajmniej jeden wywiad indywidualny (żeby oddzielić ludzi, na których długotrwały stres nie wpłynął aż tak szkodliwie oraz tych, którzy natychmiast potrzebowali pomocy psychiatrycznej), z większością należałoby prowadzić długotrwałą terapię indywidualną i równolegle grupową - rodzinną, małżeńską, wreszcie społecznościową (wiecie, jak trudno zaakceptować dziwne zachowania sąsiadów po tylu latach programowania się, że staruszkowie spod podłogi są wcielonym złem?), żeby wypracować zbliżone do normalności mechanizmy funkcjonowania. To nie trwa miesiąca. W wielu przypadkach to nie trwa roku. W wielu przypadkach terapeuta jest zadowolony, jeżeli po roku uda mu się jednoznacznie stwierdzić, że znalazł już skuteczną metodę prowadzenia pacjenta - i wtedy może zacząć pracować.
I to tylko psycholog. Dodajcie psychiatrów, dodajcie pielęgniarki, które w takich warunkach musiały uczyć, jak np. opiekować się własnymi seniorami, dodajcie położne, które musiałyby tłumaczyć, że tak, dziecko krzyczy, płacze i nie przestanie i to nie jest powód, żeby wpadać we wściekłość.
I teraz wyobraźcie sobie, że ktoś musiałby za to zapłacić i to jest tylko jedna taka sytuacja.
Wracając do początku - nie, małżonkowie osób chorych na raka nie powinni być objęci pomocą psychologa. Ich całe rodziny i najbliższe sąsiedztwo powinno być objęte kompleksową pomocą psychologiczno-medyczno-edukacyjną. Inaczej to nie ma żadnego sensu.
Obejmijmy wszystkich opieką psychologiczną. Tak na wszelki wypadek. A tak bardziej serio, to ten przypadek bardziej nadaje się dla prokuratora niż psychologa.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 stycznia 2017 o 17:42
Miałaś piekielnych sąsiadów i tyle. Czułaś tylko złość bo przeszkadzały ci krzyki. Bliacy chorej osoby muszą na nią patrzeć i nie mogą jej nawet pomóc w cierpieniu. Muszą patrzeć i godzić się z tym, że jutro mogą już nie mieć na kogo patrzeć. Nawer nie porównuj straty małżonka do wysłuchiwania krzyków.
Odpowiedz@KIuska: moga tez zawiezc do szpitala, a w domu podawac leki przeciwbolowe
Odpowiedz@bazienka: Ooo super a czy to sprawi, że po śmierci tej osoby będe mniej tęsknic?Nie.
Odpowiedz@KIuska: A mogłabyś spokojnie patrzeć jak bliska Ci osoba krzyczy z bólu?
Odpowiedz@gatto31: Chyba nie zrozumiałeś/aś o co mi chodziło.
Odpowiedz@KIuska: to sprawi, ze po 1 nie bedziesz ogladac cierpien osoby bliskiej i sluchac wycia z bezsilnosci nie bede tego sluchac rowniez sasiedzi nie beda miec cie za bezduszna nie bedzie to tematem osiedlowych plotek nie uslyszysz- " no nareszcie, ile mozna sie drzec" po smierci bliskiej osoby
Odpowiedz@bazienka: A w nosie mam to co ludzie o mnie gadają i co o mnie myśla. Myślisz, że leki przeciwbólowe sprawią ze taka osoba nic nie będzie czula? Jaasne byłoby fajnie. Jedno będzie czuła na pewno, będziw czuła, że już umiera. Leki przeciwbólowe nie sprawią, że nagle wyzdrowieje.
Odpowiedz@KIuska: To prawda, nie wyzdrowieje. Dzieki tym lekom jednak chora osoba nie bedzie czula przerazliwego bolu. Poprawi sie jej komfort zycia. Czyzbys byla zwolenniczka nie podawania silnych lekow przeciwbolowych chorym na raka?
Odpowiedz@gatto31: Skąd takie wnioski? Oczywiście, że nie. Mam w bardzo bliskiej rodzinie osobę, która chorowała na raka i zmarła więc zdaje sobie sprawe z tego jakim kabaretem jest przyjęcie takiej osoby do szpitala w momencie gdy jej stan jest bardzo zły. Niestety ale przerzuty na płucach i brak możliwości samodzielnego oddychania to był zbyt mały powód. Drugim przypadniem jest osoba,która jeszcze żyje i jest przerzuca z jednego szpitala do drugiego a stamtąd od razu wypis do domu mimo złego stanu.
Odpowiedz@gatto31: 1. A po co zawozić taką osobę z SM do szpitala? 2. Znasz dobre leki przeciwbólowe na SM poza Sativexem za 2,5 tys. zł?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 lutego 2017 o 14:54
A ja to widzę tak - gdy rodzina chorej osoby jest objęta opieką psychologa, to ma szansę zacząć sobie radzić z problemem, a jak oni sobie radzą, to tym samym nie uprzykrzają życia innym.
OdpowiedzZ Twojej historii przebija ogromna frustracja, która mnie nie dziwi, ale nie pozwala Ci zobaczyć sedna sprawy. Wyobraź sobie, że mąż owej kobiety z SM, miał od początku wsparcie. Nie jest z problemami sam, ktoś mu potrafi wytłumaczyć co czuje żona i kiedy kończą się jego możliwości i potrzebna jest interwencja specjalistów. Jeśli by to zadziałało, to cały koszmar nie miałby miejsca. Opieka środowiskowa może i nie jest w naszym kraju najlepsza, ale istnieje i pracuje w niej wiele, bardzo zaangażowanych osób.
Odpowiedz@WilliamFoster: Nikt nie jest w stanie wytłumaczyć drugiemu człowiekowi co czuje osoba z SM. NIKT.
OdpowiedzBez przesady, sąsiad umarł mi an raka, kilku znajomych dalszych. Nie potrzebuję żadnej pomocy psychologicznej. Rozumiem, ze takie wycie z bólu wiele lat mogło być koszmarem dla otoczenia, ale Twój koszmar nie wynikał bezpośrednio z choroby staruszki tylko z uciążliwości tej choroby dla Ciebie, choroba bez efektu dzwiękowego nie wpłynęłaby na Twoje życie w najmnieszym nawet stopniu
OdpowiedzPrzecież sama piszesz, że facet sobie nie radził i reagował agresją, miał trudną przeszłość, czyli w sumie gdyby dostał pomoc psychologiczną, to przecież psycholog pomógłby mu sobie z tym radzić, więc... Nikt z sąsiadów nie miałby problemów. Magic. W sumie ta historia tylko potwierdziła, że pomoc psychologiczna dla współmałżonka osoby borykającej się z ciężką chorobą jest jak najbardziej dobrym rozwiązaniem. A w komentarzu, o którym wspominasz wcale nie chodzi o to, że pomoc ma być "TYLKO dla współmałżonków TYLKO chorych na raka", co tak mocno podkreślasz, po prostu jest to komentarz pod historią o osobie chorej na raka.
OdpowiedzJest źle i się nie da zrobić całkiem dobrze, więc nie róbmy trochę dobrze...? To chciałaś przekazać? Czy też po prostu chciałaś dorobić ideologię do jednej historyjki o jednej rodzinie?
Odpowiedz