Życie mi się wywróciło. Ale to długa historia.
Mam 18 lat i po przemyśleniu kilku "za" i "przeciw" wyszło, że jednak "za" jest więcej i, ahoj przygodo, rzuciłam szkołę po ukończeniu drugiej klasy liceum. Wakacje przeżyłam jak każdy normalny dzieciak, a na w połowie września postanowiłam znaleźć sobie jakąś pracę. W tym samym czasie moja przyjaciółka zachwycała się zbliżającą się przeprowadzką do Wielkiego Miasta, gdzie miała studiować i, no właśnie, mieszkać wraz ze swoim chłopakiem. Umowa na mieszkanie podpisana, wszystko super i nagle do mojej Facebookowej skrzynki wpadają gorzkie żale, że chłopak okazał się być jednak niefajny, nie wprowadza się i jak ona nikogo nie znajdzie, to ją wyrzucą z mieszkania.
A ja na to, że w Wielkim Mieście lepsze możliwości i ja się wprowadzę. Jak powiedziałam, tak zrobiłam i już na początku października zajęłyśmy dwuosobowy pokój w Wielkim Mieście. I tutaj nakreślam, jak wyglądał podział mieszkania.
Pokój 1: Ja i Basia (przyjaciółka)
Pokój 2: Marcin
Pokój 3: Ania i Karol - para
Oprócz tego oczywiście przedpokój, kuchnia, łazienka i osobna toaleta.
Było miło i fajnie, w pierwszych dniach zrobiliśmy zebranie organizacyjne i ustaliliśmy grafik sprzątania, coby nieporozumień nie było. Podzielone to było na tygodnie, na zasadzie "tydzień 1: Kuchnię sprząta Basia, łazienkę Marcin, korytarz Velhete, toaletę Ania; tydzień 2: Kuchnia - Velhete, łazienka - Ania..." i tak dalej. Mieliśmy też rubryczkę "Śmieci", na którą od początku do końca i po wsze czasy wpisany był Karol. Na zebraniu organizacyjnym rzuciłam, że mogę zabierać śmieci idąc do pracy. W odpowiedzi dostałam stanowcze nie, bo Karol wynosi i mam się nie przejmować. Oprócz tego miał normalne dyżury na sprzątanie pomieszczeń.
Ale pomimo grafiku, nieporozumienia i tak były. Nic o tym nie wiedziałam, bo znalazłam pracę i do mieszkania przychodziłam o takiej porze, kiedy wszyscy już spali, budziłam się, kiedy byli na uczelni. Wolne dni spędzałam w rodzinnym mieście lub poświęcając się swojej pasji. Mało się widziałam ze współlokatorami, raczej mijaliśmy się w drzwiach czasami i wymienialiśmy krótkim "cześć". Robiłam swoje, nikt nie miał do mnie pretensji. Po jakimś czasie jednak zaczęły mnie dotykać przeróżne piekielności i z czasem było gorzej i gorzej.
1. Sos w kubku
Ktoś robił sobie sos w kubku, zostawiał niezjedzony i nieprzykryty w drzwiach od lodówki. Stał tam nieraz po kilka tygodni.
2. Zapominanie o sprzątaniu
Ktoś omijał swoje dyżury, każdy wiedział kto (przecież grafik ogólnodostępny) i pierwsze kilka razy po prostu przemilczeliśmy, później zaczęliśmy zwracać uwagę. Marcin (bo to on właśnie) tłumaczył, że zapomniał, że brak czasu...
3. Niezamykanie drzwi
Było ustalone - drzwi wejściowe zawsze zamykamy na klucz, nawet jeśli wszyscy są w domu. Ktoś (Marcin) notorycznie o tym zapominał.
4. Garnki
Miałam trzy garnki i dwie patelnie, większość kupiona za własne pieniądze, jeden garnek i jedną patelnię dostałam od cioci, a że ciocia kucharką jest i spalenizny w jej kuchni próżno szukać, to wszystko ładne, czyste, zadbane. Gotowałam niewiele, polegało to raczej na wrzuceniu mrożonki do wrzącej wody, trudno przy tym zrobić bałagan. Przy swoim gotującym się jedzeniu zawsze stałam, pilnowałam, mieszałam, nigdy nic nie spaliłam i moje garnki były właściwie w nienaruszonym stanie. Aż pewnego razu zaczęłam martwić się o swoją głowę. Zaglądam do szafki z garnkami, planując znów sobie coś odgrzać, biorę swój garnek i zastanawiam się, kiedy ostatnio jadłam spaghetti. W moim garnku był zaschnięty, poprzypalany, na wpół ugotowany makaron spaghetti i nieduże ilości zmętniałej, lekko brązowej wody. Odstawiłam garnek do zlewu, wzięłam inny, z nadzieją, że kogoś tknie sumienie i to ogarnie po sobie. Po kilku dniach dostałam ochrzan od Ani, że nie zmywam.
Podobne sytuacje zdarzyły się jeszcze kilka razy, zaschnięte, przypalone jedzenie, mokry i lepiący się garnek wstawiony do szafy stan na październik:
Dwa nowe garnki, jedna nowa patelnia, jeden używany, zadbany garnek i równie używana, ale ładna patelnia.
Stan na grudzień:
Dwa spalone garnki, jedna permanentnie lepiąca się patelnia z poździeraną farbą, jedna przypalona patelnia z porysowaną powierzchnią teflonową.
6. Śmieci
Karol miał monopol na wynoszenie śmieci, sam to sobie wywalczył i dzielnie nosił, wszystko było okej, aż pewnego dnia z kosza zaczęło się wysypywać. I wysypywało się, wysypywało, worków przybywało, wejście do kuchni zaczęło stanowić problem - na progu trzeba było rozkraczyć się niemal jak do szpagatu, żeby ominąć cuchnącą stertę. Dlaczego? Nikt nie wie.
Któregoś ranka słychać głos Ani: Karol, wynieś śmieci!
Radość, euforia, wejdziemy do kuchni, nareszcie będzie porządek. Nadzieja matką głupich. Karol otworzył drzwi pokoju, wyjął malutki śmietniczek, z niego worek, zawiązał, no i wyszedł. A śmieci z kuchni zostały. Bo oni mają prywatny kosz i nikt nikogo o tym nie poinformował.
Basia zaczepiła raz Marcina i zapytała, czy wie, co z tymi śmieciami.
On nie wie, przecież to Karol ma wynosić.
5. Koledzy
W umowie, którą widział, czytał i podpisywał każdy z nas, napisane było, że:
A. Gości przyjmujemy tylko za zgodą wszystkich lokatorów
B. Można kogoś przenocować tylko i wyłącznie za zgodą wszystkich lokatorów i właściciela.
O ile punkt A nie zawsze był ściśle przestrzegany, co nikomu nie przeszkadzało, bo nie widzieliśmy sensu w wypytywaniu pozostałej czwórki o to, czy można wejść na dwie minuty ze znajomym i nawet nie przebywać w "pomieszczeniach publicznych" a we własnym pokoju, to punkt B był czymś poważniejszym i każdy to respektował.
Każdy? A, chwila, wcale nie.
Pewnego wieczoru Marcin przyszedł z kolegami (śmieci nadal stoją w kuchni, że też nie było mu wstyd). Dwóch kolegów, okej, może notatki im da, a co mnie to obchodzi. Ale coraz później się robiło, 21, 22, północ... Śmiechy, chichy, brzdąkanie na gitarze... Ja zasnęłam, Basia za to nie mogła. Nad ranem poszłam do pracy, kiedy wróciłam do domu, Basia siedziała sama w pokoju. Od razu opowiedziała mi co stało się rano:
Wychodzi Basia z pokoju, a tam koledzy Marcina radośnie błąkają się po mieszkaniu odziani jedynie w majtki. Basia pyta, czy może prosić Marcina na moment, bo musi z nim zamienić słówko. A nie, nie może, bo Marcin poszedł na uczelnię dwie godziny temu. I oni mają klucze.
Telefon do właściciela, właściciel, delikatnie mówiąc, zdenerwowany, prosi dżentelmenów do telefonu. Mówi im, że mają się oddalić w pośpiechu. Dżentelmeni odparli mu zwykłym chamstwem i buractwem, że oni to lekarzami są i co im zrobi. W końcu udało się ich wyrzucić.
6. Przerwa, coby wepchnąć wątek śmieciowy
I tak sobie z Basią rozmawiam, narzekam na życie i świat, chodzimy po domu, przystajemy na korytarzu. Wtem kątem oka zauważam coś, czego wcześniej nie było.
- Basia, patrz.
Trzy ostatnie tygodnie w grafiku sprzątania, rubryczka "Śmieci". Tak, jak na stałe było wpisane "Karol", tak teraz jest wielki niebieski gryzmoł. On się po prostu wykreślił z listy.
7. Historii o kolegach ciąg dalszy
Gdy siedziałyśmy w pokoju, do mieszkania wszedł Marcin i przywitał się mówiąc "Czy możesz mi wyjaśnić, co to miało znaczyć?"
Miał pretensje, że zadzwoniła do właściciela, a nie do niego. Powiedział, że to nie byli obcy faceci tylko jego koledzy z innego miasta. Jakby to robiło jakąkolwiek różnicę.
Nie lubię kłótni, a mnie to nie dotyczyło. Mając wszystkiego dość, ubrałam się i wyszłam.
Ominęła mnie wojna. Bo później wróciła Ania i Karol, i tak jakoś wszyscy się uwzięli na Basię. W głośnej rozmowie o wszystkim okazało się, że nagle Marcin też ma swój prywatny kosz i oni się wszyscy zastanawiają, czy Basi może ręce upie...doliło, że sama tych śmieci nie wyniesie. Obrażali ją, rzucali niecenzuralne słowa, a że Basia stworzeniem wrażliwym jest, to też się ubrała i wyszła. Zadzwoniła do mamy z płaczem, że ona wraca do Małego Miasta, że nie chce mieszkać z tymi ludźmi, że koniec, już nie, tragedia. Mama zadzwoniła do właściciela, właściciel znów zdenerwowany, kilka dni później przyjechał... na wezwanie Marcina.
I w tym momencie zakończę, bo nie wiem, jak historia się przyjmie. Zresztą, nawet jeśli przyjmie się słabo, to napiszę ciąg dalszy - po prostu muszę się gdzieś wyżalić.
wynajmowane_mieszkanie
Nie odezwiesz się do współlokatora, jak masz z czymś problem, zrzucasz te rozmowy na koleżanki, jak już jest rozmowa przy Tobie, to ubierasz się wychodzisz, bo nagle "Ciebie to nie dotyczy", a potem wylewasz żale na Piekielnych? Czy Wy naprawdę jesteście dorosłymi ludźmi?
Odpowiedz@Miryoku: Z tym wyjściem to faktycznie słabe, tym bardziej skoro rzecz dotyczyła akurat koleżanki autorki.
OdpowiedzMnie tam się historia podobała. Czekam na część kolejną. :)
Odpowiedz@xyRon: fan mydlanych oper?
Odpowiedz@Rak77: Oglądać nie oglądam, ale poczytać tego typu historie to nawet lubię. Byle nie były zbyt opisowe, typu kolor trawy za oknem. :D
OdpowiedzBiedny właściciel. Wynajął mieszkanie dzieciakom i musi robić za opiekuna. Czekam aż przyjedzie i każde wam sobie podać dłonie na zgodę.
OdpowiedzPo co ustalałaś z innymi grafik sprzątania, jak z twojej opowieści wynika, że sama nie miałaś go jak respektować?
Odpowiedz@Kumbak: Przecież napisała że swoich dyżurów pilnowała: "Robiłam swoje, nikt nie miał do mnie pretensji".
Odpowiedz@jass: "Nikt nie miał do mnie pretensji" oznacza tylko, że nikt jej niczego nie zarzucał (przynajmniej do pewnego momentu). A z jej opowieści wynika, że albo wraca późno z pracy, albo śpi tak długo, że wszyscy już zdążyli wyjść, albo jej nie ma bo wyjechała do domu, albo się oddawała "pasji". To kiedy miała czas sprzątać? Nawet w sprawie brudnego garnka nie chciało jej się zrobić "zebrania wspólnoty", tylko zostawiła go w zlewie licząc że winowajca się domyśli.
Odpowiedz@Kumbak: Jak oni są na uniwerku. Ona wychodzi później, może na nockę, więc śpi dłużej, ale potem ma jeszcze czas posprzątać, gdy nikogo nie ma.
OdpowiedzTak czytam, czytam i tez sie zastanawiam - bozia raczki u*ebala? - i to nie tylko basi, ale wam wszystkim. Skoro smieci sie "zbieraja, workow przybywa, zeby wyjsc trzeba zrobic krok nad cuchnaca sterta" - to sory, ale kij z tym, kto byl zapisany na wynoszenie. Pomijajac już, że to były śmieci wszystkich, to do wyniesienia tego doktoratu nie potrzeba. No, chyba, że tak wam się podobał aromat gnijących resztek i wszelkie opary jako dodatek do gotowania. @Miryoku - Autorka napisała, że ma aktualnie 18 lat, a szkołę rzuciła w drugiej liceum - więc nawet nie była pełnoletnia (chyba,że kiblowała...) A jakby na to nie patrzeć d pełnoletności do dorosłości daleka droga. Zresztą widać to po reakcji "basi" - coś nie tak? do mamusi się poskarżyć, że chłopczyk mówi brzydkie słowa!
Odpowiedz@Iras: Po skończeniu 2 liceum 50% osób jest pełnoletnia. Osoby urodzone w styczniu juz po pierwszym półroczu mogą rzucać szkołę.
Odpowiedz@KIuska: Szkołę to możesz rzucić po gimnazjum lub po ukończeniu 16 r.ż., zależy co pierwsze "osiągniesz" :p
Odpowiedz@Rollem: Pewna nie jestem ale wydaje mi się, że po skończeniu 18 można a nie 16.
Odpowiedz@KIuska: Od kiedy pamietam było ze po 16 roku zycia mozna szkołe rzucic nawet jak sie nie zaliczyło podstawowki
Odpowiedz@Mavra: Nie, masz obowiązek szkolny do pełnoletności. Niby jak dziecko ma podejmować takie decyzje, przecież podlegasz władzy rodzicielskiej i z punktu widzenia prawa nie jesteś jednostką samodzielną. Za nierealizowanie obowiązku szkolnego przez 16 latka jest sąd rodzinny
OdpowiedzNie, obowiązek szkolny jest do ukończenia gimnazjum. Obowiązek nauki jest do 18r.ż., ale nie jest powiedziane ze to musi być szkoła (liceum/technikum/zawodówka czy coś innego), może to być staż
Odpowiedz@alexx3: Staż liczy się pod obowiązek nauki szkolnej? Bardzo wątpię..
OdpowiedzJest obowiązek szkolny i obowiązek nauki, nie obowiązek nauki szkolnej, trzeba odróżniać to od siebie.
OdpowiedzZal mi tych wszystkich pieniędzy wydanych na Twoją edukację, można by to jakoś lepiej spożytkować. Chwalisz się, ze jedyne wykształcenie jakie posiadasz to ukończone gimnazjum. Dziwią mnie ludzie, którzy świadomie skazują się na wykonywanie całe życie najniżej płatnej pracy. Potem będziesz żyć z jakiś zasiłków na koszt tych, którzy ukończyli edukację.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 grudnia 2016 o 9:59
@maat_: Co ty pieprzysz? Wiesz że jest życie poza szkołą? Że można np. nauczyć się wielu rzeczy samemu i żyć całkiem nieźle? Autorki język jest zresztą dużo lepszy niż wielu tutejszych hehe studentów, a to trochę o poziomie człowieka jednak świadczy...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 grudnia 2016 o 10:39
Nie, to nie tak. Tacy ludzie później łapią się zajęć, które normalnie biorą studenci (którzy mają zwyczajnie niewysokie wymagania), i narzekają, że nie ma możliwości rozwoju i kariery. No, chyba że autorka historii ma jakiś atut, chce karierę robić ze swojej pasji... Tu jednak też jest kruczek, bo pasja bez warsztatu pozostaje pasją, po czasie zacznie odstawać od "zawodowców" i tyle. Nie potrafię wymyślić zawodu bez tej zależności.
Odpowiedz@Trollitta: Ja potrafię co najmniej kilka, i to nie tylko związanych z "moją" branżą IT (gdzie zresztą też jestem samoukiem).
OdpowiedzZajmuję sie fotografią, w pracy zarabiam więcej niż minimalną krajową, odkładam pieniądze by w przyszłym roku spokojnie wrócić do nauki, a sprzątnięcie na błysk przydzielonego pomieszczenia to godzinka roboty, dało się to zrobić bez problemu.
Odpowiedz@velhete: Wszystko pięknie dopóki nie zachorujesz (czego Ci nie życzę), w Twoim wieku brak formalnego wykształcenia wydaje się pierdołą, ale za 20 lat rynek pracy i Twoja branża mogą wyglądać zupełnie inaczej. Skoro jednak chcesz wrócić do szkoło to oznacza że jednak sama to rozumiesz. "W pracy zarabiam więcej niż minimalną krajową" ile więcej ? i jak długo Nie wiem jak wygląda u Ciebie sprzątanie na błysk mieszkania w godzinę, sprzątnięcie mieszkania raz w tygodniu zajmuje minimum 3.5 godziny. Nie wierzę, ze można odsunąć meble, zwinąć dywany, wymyć całą kuchnię z frontami szafek, łazienkę i zrobić pokoje w godzinę.
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 29 grudnia 2016 o 12:13
@maat_: Można się wyrobić w godzinę, jeśli nie sprząta się całego mieszkania, tylko jedno pomieszczenie, tak jak to mieli ustalone w mieszkaniu autorki.
Odpowiedz@velhete: Dobrze, że chcesz wrócić do nauki :) Problem z liceum jest taki, że jak potem chce się robić jakieś kursy, to bardzo często życzą sobie przedstawić świadectwo ukończenia szkoły średniej lub maturalne. Ja przynajmniej tak trafiałam w mojej branży.
Odpowiedz@Pattwor: Inna rzecz, że kto do cotygodniowego sprzątania włącza odsuwanie mebli i mycie podłóg pod dywanami? Samo przygotowanie tego to zajęcie dla kilku osób albo rosłego chłopa, tak sprząta się kilka razy w roku, a nie co tydzień.
Odpowiedz@jass: To zależy jakie masz meble, jak masz meblościankę na całą ścianę to podejrzewam, ze jak sie ja wstawiło tak stoi, ja mam podfilcowane wszystkie meble, przesuwa je jedna, drobna osoba bez problemu, u mnie sprząta się tak raz w tygodniu, jedynie do przesunięcia łóżka w sypialni potrzeba dwóch osób, a zwinięcie dywanu, na którym nic nie stoi to jest 30 sekund pracy. Tak utrzymane mieszkanie sprząta się szybko.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 29 grudnia 2016 o 18:27
Skoro nie potraficie z sobą rozmawiać, to jak chcecie w miarę "bezboleśnie" wspólnie mieszkać? Jak wy chcecie odnaleźć się w dorosłym świecie, jeśli z takimi pierdółkami dzwonicie jak nie do właściciela, to do mamusi...
OdpowiedzWidziałem tę historię jak jeszcze nie było komentarzy i stwierdziłem, że za bardzo nie ma co komentować, bo po prostu to jeszcze dzieciaki, które uczą się dorosłości i tyle. Tak było, jest i będzie.
OdpowiedzW ciągu studiów mieszkałam już w 4 miejscach i dopiero to ostatnie okazało się nie być masakrą ;p Jakbym się takimi pierdołami przejmowała mieszkając w jednym z najtańszych skupisk ludzi w wieku różnym (od dzieci dzielących jeden pokój z rodzicami, przez studentów, typowych robotników po staruszków dorabiających sobie w tygodniu w większym mieście). Wspólne łazienki dla wszystkich, wspólne kuchnie, a co za tym idzie lodówki... Wyobraź sobie, co tam się działo. Naloty policji, bo ktoś narkotyki trzyma, bójki, imprezy po nocach, rozróby. Właściciel głęboko w poważaniu wszystko ma, a połowa monitoringu to atrapy ^^. Wytrzymałam tam aż rok. Takie utarczki z lokatorami to pikuś.
OdpowiedzNie rozumiem.1. Obcy faceci nie chcą opuścić mieszkania, a Ty zamiast zadzwonić do współlokatora(Marcina), ew. na policję użalasz się na cały świat? 2. Karol wyrzucał bez słowa śmieci za wszystkich, ale mu się znudziło. Piszesz jednak, że swoje wyrzucał, więc o co chodzi? Księżniczka nie jest os wyrzucania śmieci? Pewnie Basi groziło śmiertelne zwyrodnienie stawów łokciowych jakby po sobie posprzątała. Aha i jeszcze muszę poprosić moją Żonę, żeby nadal myła podłogę, gary, odkurzała itp., bo jak byłem dwa miesiące w szpitalu to robiła to sama i nie umarła, więc ja też wolę po syfie chodzić niż wziąć się za normalne domowe czynności. Tylko Twoich garnków szkoda. Może Piekielni zrzucą się na nowe...
OdpowiedzNajwiększą pielielnością jest rzucenie szkoły przez Ciebie. Może teraz wydaje Ci się, że jest to dobra decyzja, ale jeśli kiedyś zechcesz zarabiać więcej, niż 12 zł na godzinę, może być ciężko bez matury (zakładam, że nawet wykształcenia zawodowego nie masz). A za parę lat będzie trudniej wrócić do szkoły (nawet zaocznej). Gdzieś tu widziałam historię użytkowniczki, która narzekała, że nawet do sklepu wymagane jest wykształcenie średnie, a ona miała zawodowe. A co do historii-napisana jest prawie w formie pamiętnika (np. opis tego, jak się dowiedziałaś, że Karol wykreślił się z wynoszenia śmieci jest). I zachowujesz się jak małe dziecko-coś Ci się nie podoba, to o tym mówisz wprost, a nie kisisz gniew w sobie. Tak problemy załatwiają dorośli ludzie. Jeśli nie przestrzegacie pierwszego punktu umowy, to czemu się dziwisz, że drugiego też nie? Mam wrażenie, że pokłóciłaś się z rodzicami, miałaś ich dość, więc się wyprowadziłaś. Miałaś nadzieję, że z ludźmi w swoim wieku będziesz się lepiej dogadywać. A tu niespodzianka, bo też są nieporozumienia. I wylewasz żale na Piekielnych, bo samodzielne życie nie jest takie idealne, jak sobie wyobrażałaś.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 grudnia 2016 o 19:48
a sama nie moglas tych smieci wywalic? np. w drodze do pracy jak sie oferowalas? ja rozumiem, ze zostalabys nowa wyrzucaczka, ale wczesniej sama to proponowalas... no i zamiast stanac w obronie przyjaciolki sobie poszlas, i zakrzyczeli iedna dziewczyne na uwagi czemu nie zmywasz odpowiadalabym pytaniem- czmu uzywacie cudzych naczyn i po sobie nie zmywacie?
OdpowiedzKurcze, ściana tekstu, o pierdołach. Problemy klasy zerowej. Przez dłuższy czas w kuchni zalegają worki ze śmieciami - wystarczyło powiedzieć "Karol, miałeś wyrzucać śmieci". Nie, po co - lepiej omijać. Ktoś używa Twoich naczyń? Wystarczyło zapytać, kto. Albo chociaż zostawić liścik. Nie, po co. Ludzie, nauczcie się rozmawiać ze sobą...
Odpowiedz