Niektórzy łudzą się, że w naszym kraju liczą się umiejętności lub talent. Ta bańka mydlana pęka w zderzeniu z rzeczywistością.
Od dziecka chciałam być aktorką. Wprawdzie, na początku rodzice sądzili, że to tylko takie dziecięce marzenie, bo w końcu każda dziewczynka marzy o byciu aktorką, modelką, księżniczką czy piękną Barbie, a najlepiej być wszystkim naraz. Jednak z wiekiem udowodniłam im, że to faktycznie jest to czym chcę się w życiu zajmować. Były ćwiczenia, były warsztaty i szlifowanie talentu. Tak sobie przeżyłam 18 lat życia, aż nadszedł czas wyboru studiów.
Tutaj pojawił się pierwszy zonk. Szkoły aktorskie mają w poważaniu to, czy ktoś ma umiejętności. Jeśli nie masz na zbyciu kilku tysięcy czesnego + robienie osobnych opłat za wszystko, wyjazdy i jednodniowe warsztaty ze "znaną osobą", to nie masz na co liczyć. Oczywiście w pakiecie musisz mieć już znajomości, czyli najlepiej rodzica lub krewnego, który działa w show biznesie. Nie miałam obu tych wymaganych rzeczy, toteż poszukałam trochę i podjęłam chyba najbardziej szaloną decyzję w życiu: postanowiłam pójść do szkoły Rydzyka. Tak, TEGO Rydzyka. Bałam się trochę, że ze swoim ateizmem i antyklerykalnym podejściem, szybko wylecę stamtąd z hukiem.
Przeżyłam jednak zaskoczenie, gdy okazało się, że są tam studenci tacy jak ja, a zajęcia (obojętnie przez kogo prowadzone) trzymają wysoki poziom. Praktyki odbywaliśmy w wiadomej telewizji, ku rechotowi moich znajomych spoza szkoły, jednak dla mnie nie miało znaczenia jak się ta telewizja nazywa i co sobą reprezentuje, ważniejsze było dla mnie to że miałam szansę uczyć się w praktyce, a nie jedynie w teorii.
I tak minęły lata a ja studia skończyłam. Zdecydowałam się zaczepić w teatrze. O nielicznych castingach dowiadywałam się drogą pantoflową, gdyż rzecz jasna, są to rzeczy tylko dla "wtajemniczonych". Tu dochodzimy niejako do konkluzji, bowiem byłam w czterech teatrach. Podczas każdego przesłuchania, "jury" zachwycało się moimi umiejętnościami, generalnie leciały ochy i achy do momentu... gdy padało pytanie gdzie się uczyłam, gdzie szlifowałam umiejętności.
Gdy mówiłam nazwę uczelni. wśród przesłuchującej mnie ekipy nastawała konsternacja. Atmosfera momentalnie robiła się napięta, a ja byłam zbywana krótkim "może się odezwiemy". Gdyby ktoś inny mi to opowiedział, to popukałabym się w czoło, że to niemożliwe by w aż czterech, różnych teatrach reakcje były tak bliźniacze. A jednak.
Mimo to nie poddałam się, lecz postanowiłam spróbować w kolejnym, piątym teatrze, zmieniając jednak strategię. Scenariusz spotkania był podobny jak wcześniej: komplementy, zachwyty, aż w końcu padło nieśmiertelne pytanie o to, gdzie się uczyłam. Skłamałam, że jestem samoukiem, że uczestniczyłam tylko w jakichś sezonowych warsztatach. I wiecie co? Byli zachwyceni. Rolę dostałam.
Tylko przykro mi jest, że w polskim światku artystycznym muszę kryć się z tym, gdzie studiowałam, bo powoduje to salwy śmiechu i złośliwe spojrzenia. Zresztą, nie tylko w środowisku artystycznym. Moi znajomi wyśmiali moją uczelnię mówiąc, że chodzę do oszołomów i pewnie stałam się przedstawicielką "katotalibanu". Nie stałam się. Nadal jestem ateistką, nadal nie wpuszczam księdza po kolędzie i nadal żyję z chłopakiem na kocią łapę. Studiując na uczelni Rydzyka nikt mnie nie prześladował, nikt tam nawet się nie modlił. Po prostu były to studia jakich wiele.
Ale najbardziej piekielne jest dla mnie zachowanie dyrektorów czy reżyserów w teatrach. W jednaj chwili z objawienia stajesz się intruzem i twoje umiejętności przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Bezcenne doświadczenie.
aktorstwo
A w jaki sposób szkoły aktorskie miały sprawdzić, ile miałaś pieniędzy? Żądały zaświadczenia o zarobkach rodziców, czy PITu na rozmowie kwalifikacyjnej? Raczej nie dostałaś się, bo nie miałaś wystarczająco dużo talentu i umiejętności. Oczywiście, że jeśli skończyłaś Wyższą Szkołę Gotowania na Gazie, to nikt Cię nie potraktuje poważnie. Uczelnia nie musi być specjalnie renomowana, ale jej nazwa nie powinna się wszystkim kojarzyć negatywnie. O wybór uczelni pretensje możesz mieć tylko do siebie. Sama przed rozpoczęciem studiów byłaś do niej uprzedzona, więc dlaczego dziwisz się, że inni też są? PS. Wiesz, co to są akapity? Sugeruję sprawdzić i stosować na przyszłość.
Odpowiedz@Papa_Smerf: większość szkół aktorskich w Polsce jest prywatne. I należy uiszczać dosyć wysokie czesne. I kolejne: mój znajomy dostał się do szkoły filmowej. I właśnie na rozmowie kwalifikacyjnej zadano mu pytanie o pieniądze. Bez owijania w bawełnę - "nasza szkoła to harówa, nie da się pogodzić zajęć z pracą, musisz mieć pieniądze". Szli tam już ludzie po studiach, więc nie młodzież na utrzymaniu rodziców.
Odpowiedz@BordoKropka: A czy renomowane szkoły aktorskie to nie PWST czyli Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna?
OdpowiedzTobie jako ateistce ta sytuacja powinna dać dużo do myślenia.
Odpowiedz@Morog: Chyba rozumiem co masz na myśli, podzielam twoje zdanie.
OdpowiedzW sumie "klasyg", najwięcej do powiedzenia o "byznesach" Rydzyka mają zawsze ludzie nie mający z nimi żadnego doświadczenia.
OdpowiedzKumoterstwo na wszelkich uczelniach artystycznych jest podobne do tego np na Uniwersytecie Wolnego miasta na wydziale prawa. Gdy obowiązywały jeszcze egzaminy wstepne na studia kilka razy gościło tam CBŚ by wyjaśnić jak to możliwe, ze dzieci prawników, sędziów, prokuratorów, notariuszy są przyjmowane mimo żałośnie niskich wyników na egzaminach. Bodajże rektor był łaskaw stwierdzić, iz dlatego, ze dzieci prawnicze gwarantują utrzymanie wysokiego poziomu zawodów prawniczych. Nepotyzm pełną gębą.
OdpowiedzA w ogóle a propos "wiadomej telewizji", zdarzyło mi się w internetach oglądać ze 2-3 wywiady przeprowadzone właśnie w TV trwam. I muszę przyznać, że tak kulturalnego wywiadu nie widziałam w żadnym innym programie. Prowadzący nie przerywa, zadaje pytania związane z tematem, nie próbuje zrobić z wywiadu show ani grać ludziom na emocjach. Mega sprawa.
Odpowiedz@BordoKropka: Bo nie ma potrzeby przerywania, czy atakowania rozmówcy. Zapraszają tylko "swoich", odpytywany wie jakie pytania zostaną zadane i jak ma na nie odpowiedzieć. Co prawda ma to więcej wspólnego z aktorstwem, niż z dziennikarstwem, ale skoro widzom się to podoba, to w czym problem? A ci, którym się nie podoba oglądają inne stacje.
Odpowiedz"Bo nie ma potrzeby przerywania, czy atakowania rozmówcy" @Fomalhaut: To w innych telewizjach jest potrzeba atakowania rozmówcy? To na co go w końcu zapraszają, na wywiad czy na połajankę?
Odpowiedz@greggor: O to nie mnie pytaj, ale z punktu widzenia odbiorcy często wygląda to jak kłórnia przekupek na targu. W telewizyjnych dyskusjach coraz więcej argumentów w stylu "a pańska partia to i tamto" i "moja racja jest najmojsza", zamiast rzeczowej debaty na zadany temat. Dla odmiany mądre rzeczy mówią ludzie, którzy dla przeciętnego oglądacza telewizorni są zwyczajnie zbyt nudni. A przeciętny oglądacz jest zbyt ubogi intelektualnie, żeby te mądre rzeczy zrozumieć. Dlatego telewizje komercyjne tak często zapraszają pieniaczy i zjebów, najlepiej po jednym z przeciwnych stron barykady. Wtedy awantura murowana, słupki oglądalności szybują, kasa się zgadza, a plebs ma rozrywkę.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 listopada 2016 o 21:34
@Fomalhaut: Wydawało mi się, że rozmawiamy o prowadzących, a nie o przekrzykujących się pieniaczach: >> Prowadzący nie przerywa, zadaje pytania związane z tematem, nie próbuje zrobić z wywiadu show ani grać ludziom na emocjach > Bo nie ma potrzeby przerywania, czy atakowania rozmówcy No więc skąd w innych stacjach potrzeba przerywania czy atakowania rozmówcy (przez prowadzącego)? Może dlatego, że to nie są prowadzący, ale działacze oddelegowani na front?
Odpowiedz@greggor: Ano stąd, że często zaproszeni się przekrzykują nie dając sobie nawzajem powiedzieć nawet jednego zdania. W takim przypadku wręcz obowiązkiem prowadzącego jest kazać się zamknąć obydwu stronom i przerwać panujący jazgot. W sytuacji, kiedy zaproszona jest tylko jedna osoba i prowadzący popiera poglądy tej osoby, nie ma możliwości wybuchu kłotni i potrzeby przerywania komukolwiek. Nie wiem, jak prościej to wytłumaczyć.
Odpowiedz@greggor: Jeśli rozmówca opowiada bzdury, to dobry dziennikarz powinien mu przerwać i go docisnąć.
Odpowiedz@BordoKropka: A marsze niepodległościowe pokazywała dosyć obiektywnie. Nieruchoma kamera i widz obserwuje wszystko jak jest.
Odpowiedz@Massai: a wielce Monika Olejnik? to jest dopiero dramat, też nie daje gościom dojść do słowa, przeinacza wypowiedzi, masakra, słuchać się nie da takich "wywiadów". a ona sama ma duży problem z wysłowieniem się, ciągle jakieś jąkanie etc. ja rozumiem że człowiek jest tylko człowiekiem i czasem ma prawo gorszy dzień mieć, gorszą formę, ale u niej to norma, a przede wszystkim do pracy w radio/tv trzeba mieć pewne predyspozycje, umiejętność ładnego wysławiania się, kulturę osobistą.
OdpowiedzTo przecież nie jest tajemnica, że teatry to bastiony rządzone przez dekadenckie lewactwo i bezideowych hedonistów. Ale nic to, "dobra zmiana" już się zabrała za porządki. Za to ty się marnujesz. Z dyplomem TEJ uczelni powinnaś być co najmniej wiceministrem. W najgorszym przypadku zasiadać w zarządzie jakiejś spółki, państwowej, ma się rozumieć.
Odpowiedz@Fomalhaut: Zaraz,zaraz. Do zarządu spółki wyższe wykształcenie deprecjonuje kandydata.
Odpowiedz@Fomalhaut: Jak na razie zmieniono w jakimś teatrze dyrektora (a poprzedni, przypominam, doprowadził teatr do rekordowego zadłużenia). A że to jest teatr państwowy, właśnie rząd ma prawo zmieniać dyrektorów. Swoją drogą, żyję w popier.dolonym kraju. Rząd zmienia dyrektora w państwowym teatrze? Walczy z teatrem. Rząd obcina finansowanie PRYWATNYM gazetom i pismom? Walczy z wolną prasą i wolnością słowa. Ja pierydolę.
Odpowiedz@zmywarkaBosch: Ależ nie deprecjonuje. Ja tylko przypominam, że za rządów AWS kuźnią kadr był lubelski KUL, a teraz jest nią uczelnia Rydzyka. I w związku z tym dziwi mnie, że autorka po skończeniu tak prestiżowej uczelni nie mierzy wyżej. @Lypa: Toż właśnie piszę, że rząd rękami ministra wielce kulturalnego robi z kulturą raz na zawsze porządek. Kiepskie wyniki finansowe, nieprawomyślny repertuar, cała paleta możliwości obrażania uczuć ludzi, którzy na spektakle nie chadzają - pretekst zawsze się znajdzie. Nie pierwszy to zresztą i zapewne nie ostatni raz, kiedy władza bezpośrednio ingeruje w treści ogólnie pojętej kultury. Gmach przy Mysiej 3 już nie istnieje, ale duch nie zginął. P.S. Ciekawe, które dotacje dla prywatnych gazet i pism tak bardzo cię oburzają.
Odpowiedz@Fomalhaut: ostatnio michnik miał problem z tym, że urzędy państwowe etc zrezygnowały z prenumeraty jego gazety wybiórczej. tfu - wyborczej.
Odpowiedz@Fomalhaut: Wszystkie. Doskonale wiem, że "Dobra zmiana" poupychała teraz te "reklamy spółek skarbu państwa" do zaprzyjaźnionych pisemek. Jeśli chciałeś mnie sobie "ustawić" jako zwolennika opcji rządzącej, to się pomyliłeś grubo. A w kulturę, tę państwową, władze oczywiście mają prawo ingerować. Mierzi cię to? Walcz o to, by po "państwowych teatrach" itd. pozostało tylko wspomnienie. :)
OdpowiedzA mnie przychodzi do głowy tylko jedna myśl w tym momencie - po co było tracić czas na studiowanie skoro jak sama mówisz, nie możesz się przyznawać do swojej uczelni. Na warsztaty uczęszczałaś, umiejętności masz, więc uczelnia była w sumie stratą czasu, bo mogłaś przez ten okres po prostu chodzić na castingi i tyle.
Odpowiedz@Bryanka: Bo nauczyła się tam wiele i dzięki temu ma pracę?
Odpowiedz@maat_: Pracę ma, bo nie przyznała się, że się tam uczyła. Napisała, że warsztat szkoli od dziecka. Poza tym np. PWST w Warszawie i Łódzka "filmówka" to nie są szkoły prywatne. Mam kilkoro znajomych po tych szkołach, a w branży pracuje tylko dwoje z nich. Rynek jest przesycony.
Odpowiedzwierzę, że uczyłaś się na dobrym poziomie, wierzę, że znasz i kochasz swój zawód, masz pasję i jesteś aktywna. jednak nie chodzi o szkołę, a o człowieka. Rydzyk to złodziej, polityczna machina, odstręcza. nawet dobra szkoła nosi cień jego obłudy.
OdpowiedzAle polskiego to już nie nauczyli... "Studiując na uczelni Rydzyka nikt mnie nie prześladował, nikt tam nawet się nie modlił."
Odpowiedz@Trepcio: Te, "ja rozumie", zacznij od zadbania o własną polszczyznę. Zdanie, które zacytowałeś, jest poprawne semantycznie. Oczywiście możesz się kłócić, że autorce chodziło o coś innego, a ty wiesz lepiej, co chciała napisać.
Odpowiedz@whateva: Zdanie jest owszem, poprawne, ale oznacza, że żadna osoba studiująca na uczelni Rydzyka nie prześladowała autorki ani się nie modliła. A raczej autorce chodziło o to, że kiedy ONA studiowała na uczelni Rydzyka, to "nikt" (i to niekoniecznie ze studiujących, ale raczej z pracowników tej uczelni) jej nie przesladował ani się nie modlił. I w tym kontekście to zdanie jest niepoprawne. To tak samo jak ze zdaniem "kupiłem książkę od koleżanki, która była stara i bez okładek". Zdanie jest poprawne, ale oznacza, ze to koleżanka była stara i bez okładek, a nie ksiązka - a raczej osobie mówiącej takie zdanie nie o to chodziło... :)
OdpowiedzTak z ciekawości, jaki kierunek studiowałaś na uczelni Rydzyka, ze skończylaś z takimi wspaniałymi umiejętnościami aktorskimi? Bo sprawdziłam z ciekawości i uczelnia nie oferuje kierunku aktorstwo.
Odpowiedz@nursetka: No i masz odpowiedź. Trzeba mieć naprawdę wybitny talent aktorski, by udawać skończenie kierunku aktorstwo na uczelni która go nie prowadzi :)
OdpowiedzMój kolega, dziennikarz pewnej ogólnopolskiej gazety, ukończył I stopień u Ojca Dyrektora, a o szkole mówi coś zupełnie innego niż ty: o rozpoczynaniu zajęć od modlitwy, jedynie słusznej interpretacji faktów historycznych, nawiedzonej części wykładowców, dość zabawnych praktykach w wiadomych mediach i obowiązkowych wyprawach do kościoła. Do tego aktorstwa to tam akurat nie uczą. Emisji głosu co najwyżej.
OdpowiedzMoja bliska przyjaciółka dostała się na PWST w Warszawie bez żadnych znajomości i milionów na koncie, więc chyba jednak się da.
OdpowiedzCo to za bzdetna reklama?
OdpowiedzSłyszałam o tej szkole co innego.. Od ludzi, którzy kończyli tam I stopień studiów i uciekali w popłochu.. Ale tak z ciekawości zapytam.. A szkoła Rydzyka jest publiczna i bezpłatna? Bo wydawało mi się, ze jednak to szkoła prywatna, czyli też się płaci..? Czy nie..?
OdpowiedzJakoś ciężko mi było uwierzyć w tę historyjkę, ale w sumie rzeczywiście osobiście się z tą szkołą nie zetknąłem, więc może się mylę. Co prawda zetknąłem się z wielbicielami ojca Rydzyka i to prawie najgorszy rodzaj oszołomów, ale z tą szkołą nie. Jednak ktoś z komentujących wpadł na dziecinnie prosty pomysł, wszedł na stronę internetową tej szkoły i okazało się... że nie ma tam studiów aktorstkich. Tak więc ta historyjka jest to zwykły żart albo propaganda, którą rozprzestrzeniasz z własnej woli albo z czyjegoś polecenia. A może wszystkie powyższe. Poza tym to znałem kiedyś pewną studentkę szkoły aktorskiej w Warszawie. Nie wiem, której, ale dostała się tam bez znajomości, a rodzice też do bogatych nie należą. Nie wiem, może teraz coś się zmieniło i jest trudniej, ale ta historyjka się nie klei. Rzuć na tacę i się wyspowiadaj. Może ksiądz ci powie, że nakłamać w internecie to nie grzech.
OdpowiedzPrzepraszam ale ... ściema, ściema, ściema. Po pierwsze: do Rydzykowni NIE DOSTANIE się żaden ateista - chyba, że jest naprawdę znakomitym aktorem i cały czas gra rolę adekwatną do sytuacji. Dlatego, że podczas przyjmowania sprawdza się poprawność "polityczną" kandydata, pismo od lokalnego proboszcza jest mile widziane. Bywają też pytania o działalność pozaszkolną gdzie jedyną poprawną opcją są oazy, "właściwe" harcerstwo czy inne takie ... Są pytania czemu taki kierunek, dlaczego do tej właśnie szkoły - normalny proces rekrutacji ale nakierowany na konkretnych ludzi. Ateista? Śmiechu warte ... Po drugie - szkoła nie cieszy się zbyt wielkim prestiżem. Postrzegana jest jak coś w rodzaju uczelni w Korei Pn. gdzie na każdym kierunku wykłada się ideę "Dżucze" lub szkoły koraniczne. Stąd rzekome kłopoty Autorki ze znalezieniem zatrudnienia. Po trzecie wreszcie - i to tłumaczy kłopoty ze znalezieniem pracy już ostatecznie - nie ma ma tam kierunku aktorskiego. Sam wpis wygląda na panegiryk uczelni napisany na zamówienie, tylko nie zgaduję czyje. Żeby nie było - córka przyjaciela startowała tam w ub. roku i nie dostała się bo na skali świętości 1 - 10 miała słabe 4 (temat na osobny wpis).
OdpowiedzAha - jeszcze coś: @BordoKropka @greggor jeśli urodziliście się po `89 roku to nie możecie tego wiedzieć :) Otóż jeszcze w latach `80 za tzw. "reżimowej TV" też transmitowano różne rozmowy, dyskusje. Wszystko w dżentelmeńskiej atmosferze, kulturalnie bez przerywania i zagłuszana rozmówcy. Dokładnie tak jak w Radyjku czy TvTr ... Bo widzicie, rozmówcy i prowadzący byli wcześniej dokładnie instruowani o czym i jak mają rozmawiać. Jak się ma "kaganiec na mordzie" to się szczeka półgłosem. A wiadomo, że w w/wym mediach coś takiego jak wolność wypowiedzi nie istnieje (no chyba, że zgodnie z doktryną i programem) podobnie jak w tej reżimowej TV
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 23 listopada 2016 o 23:08
@konkretny: Nie do końca tak było. Jasne, że była cenzura i zarówno dziennikarze, jak i goście, byli poinstruowani, jak i o czym mówić, ale jest coś jeszcze. Otóż w owych czasach dziennikarstwo w Polsce i na świecie stało na wyższym poziomie. Dzisiaj coraz bardziej jest sprowadzane do poziomu reality show. Dlatego wielu dzisiejszych celebrytów czy polityków szybko skończyło by swoją karierę w mediach. Wszyscy się zastanawiają, jak to możliwe, że Trump został prezydentem, a to bardzo proste. Debaty prezydenckie w USA ograniczyły się do krótkich pyskówek i wycieczek osobistych. Chciano zdyskredytować Trumpa przez ciągłe przerywanie mu. Cóż, nie udało się. Okazuje się, że z tym radzi sobie świetnie. Wystarczyło zmienić taktykę i... pozwolić mu mówić, a następnie zadawać inteligentne i podchwytliwe pytania, zmuszając go do coraz bardziej szczegółowego przedstawiania swoich planów jako głowy państwa. Albo Trump by się wyrobił albo w końcu zaczął by powtarzać w kółko to samo, udowadniając, że pomysłów nie ma żadnych. Clinton też wcale nie była lepsza i uważam, że jej przegrana jest mniejszym złem. Całkiem możliwe, że taka taktyka ciągłego przerywania i wchodzenia komuś w słowo powstała w czasach, kiedy wiele osób publicznych było świetnymi mówcami (Castro podobno potrafił przemawiać po 8 godzin bez powtarzania się), więc logiczne było, że trzeba wybić ich z rytmu i nie pozwolić się rozkręcić. Dziś jest zupełnie odwrotnie. Wystarczy pozwolić im mówić i zadawać inteligentne pytania. Niestety z tym u dziennikarzy jest coraz gorzej, zwłaszcza w Polsce. Wielu z nich już się ustawiło po konkretnych stronach sceny politycznej albo sami politycy ich tam ustawili. Jak ktoś z nich pozostał neutralny, to teraz nie ma już siły przebicia ani w telewizji publicznej ani w prywatnych, bo wszystkie są upolitycznione. Jakoś w tym środowisku funkcjonuje, ale nazwisko pozostaje mało znane ogółowi społeczeństwa. Co ciekawe, w czasach PRL-u nie zawsze tak było. Koronnym przykładem jest reporter-legenda, Ryszard Kapuściński, który krytykował zarówno reżimy prozachodnie jak i komunistyczne. Czasami prowadziło to do konfliktów z dygnitarzami partyjnymi. Mimo to dalej podróżował po świecie, wykonywał swoją pracę i nadal pozostaje jednym z najbardziej uznanych reporterów na świecie. Jakiś czas temu przeczytałem książkę Wojciecha Jagielskiego (reportera, a nie tego, co prowadził talk show). Bardzo mi się podobała, ale to też jest człowiek urodzony za tzw. głębokiej komuny i wtedy uczył się swojego zawodu. Podobnie jak dzisiejsi prezenterzy nie za bardzo mogą się równać z Suzinem czy Loską. Na szczęście cały czas mamy świetnych aktorów, chociaż nie przypominam nikogo ze współczesnych gwiazd z takim głosem jak Holoubek, Łapicki czy Łomnicki. Czy to też znak obniżenia standardów czy oni pod względem barwy głosu i dykcji byli jedyni w swoim rodzaju? Nie wiem, ale co to dziennikarstwa, to niestety, wygląda na to, że wraz z z upadkiem cenzury strasznie się obniżyły standardy jakości.
Odpowiedz@pasjonatpl: raczej obniżenie standardów
OdpowiedzŻałosne pitolenie, kogoś komu zabrakło talentu nawet na zostanie fuksem. I jeszcze żałosne usprawiedliwianie swojego beztalencia tym, że pakiet dokumentów składanych na PWST zawiera wyciąg z konta i czek in blanco... a może jednak nie zawiera, i nie dostałaś się po prostu ze względu na to, że inni mieli lepsze predyspozycje? Nie, to na pewno SPISEK, lepiej więc iść na Wyższą Szkołę Rzucania Ziemniakiem i węszyć kolejne SPISKI
OdpowiedzW każdym jednym zawodzie jak kończysz uczelnię o wybitnie złej renomie, to masz potem problemy. Zejdź z Polski i zejdź ze światka artystycznego, bo to nie jest specyfika ani kraju, ani branży.
OdpowiedzCóż, na tą uczelnie to powinni sprawdzać na podstawie pism kościelnych kandydatów. Potem idą tacy ateiści i rozwalają od środka wartości
Odpowiedzno podobnie jest w plastykach moja kolezanka po liceum plastycznym wyslala im swoje prace no fane fajne ale idz na paromiesieczny kurs 400 za miesiac plus oplacasz sobie materialy i co ? i na ASP dostali sie ludzie z kursu oczywiscie taka lapowka tylko rozlozona na raty
Odpowiedz@bazienka: Nie na temat, ale to już kolejny twój komentarz, w którym piszesz jak upośledzone ddziecko. Może czas do szkoły?
Odpowiedz@bazienka: Ale głupoty piszesz. Kurs dla kandydatów szkoli kandydatów - naturalnym jest więc, że po sumiennym uczestniczeniu jest się lepiej przygotowanym. Jednak jego ukończenie wcale nie gwarantuje dostania się. Co więcej, bez jego ukończenia również można się dostać - tylko trzeba się znać na rzeczy. Niczego więcej oprócz umiejętności nie trzeba, więc nie wygaduj pierdół. Pozdrawiam, absolwentka - w testach wstępnych trzecia lokata, papiery złożone w ostatnim możliwym terminie, brak jakiejkolwiek próby przygotowywania się, o tak "na żywca". Dwójka znajomych po kursie się nie dostała.
Odpowiedz@Rammsteinowa: pisze jakby na komunikatorze wiadomości do kogoś wysyłała.
Odpowiedz"Szkoły aktorskie mają w poważaniu to, czy ktoś ma umiejętności. Jeśli nie masz na zbyciu kilku tysięcy czesnego [...]" Bardzo dziwne. Jakoś nie słyszałem, żeby na którejkolwiek PWST studia były płatne. W jakichś wątpliwej renomy szkółkach nastawionych głównie na zysk to pewnie owszem, ale skoro autorka tylko do takich szkółek próbowała sie dostać (skoro postrzega ogólnie "szkoły aktorskie" tak jak w cytacie), to chyba z tymi jej umiejetnościami i talentem coś jednak nie bardzo...
OdpowiedzNo tak to niestety jest że jeśli coś jest związane z tematem medialnym to ludzie założą, że z pewnością jest w tym drugie dno.
Odpowiedz