Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jedna z wielu historii o tym, jak do ofiar przemocy wszelakiej (i…

Jedna z wielu historii o tym, jak do ofiar przemocy wszelakiej (i nie tylko) podchodzi polska policja.

Krótko: Od kilkunastu lat (czyli właściwie odkąd pamiętam, gdyż liczę 20 wiosen) jestem ofiarą przemocy domowej. A właściwe byłam, ale o tym za chwilę. Sprawcą jest mój brat, 30-letni schizofrenik. Przez lata znęcał się nade mną i mamą psychicznie i fizycznie. Nie jest on jednak tym piekielnym w dzisiejszej historii (to określenie jest zbyt słabe w jego przypadku). Brat jest doskonałym manipulatorem, człowiekiem wagi cięższej, wzrostu ponad normę. Pewnego razu w napadzie szału rzucił mną o pralkę w łazience. Tak - rzucił mną jak workiem ziemniaków. Moja mama obrywała częściej, gdyż pod jej dachem mieszkał. Ja, z racji studiów, wyprowadziłam się z domu, co nie znaczy, że problem już mnie nie dotyczy.

Policja interweniowała niejednokrotnie, jako że brat potrafił wyżyć się nie tylko na domownikach - jego kartoteka pęka w szwach. Zapytacie - dlaczego taki człowiek nadal przebywa w domu, nie w jakimś ośrodku specjalistycznym. Otóż trafić do takiego ośrodka niełatwo, a wysłać do niego członka rodziny - jeszcze trudniej. Ale ten temat opiszę może kiedyś w innym poście.

Przechodząc do sedna: miesiąc temu brat ponownie wpadł w szał. Mama zapomniała kupić mu żel do włosów. Zdenerwował się, pobił ją dotkliwie, zdemolował drzwi w całym domu i uciekł. Został jednak szybko złapany i odwieziony do najbliższego szpitala psychiatrycznego, w którym bywał dość częstym gościem. Miarka się przebrała: madre postanowiła zgłosić sprawę do prokuratury. Z tym wątkiem łączą się inne piekielne historie, ale o tym nie dzisiaj. Świadkami w sprawie mam być ja oraz partner mamy. Ona sama była przesłuchiwana przez policję dwa tygodnie temu. W tym samym tygodniu miała odezwać się do mnie policjantka prowadząca sprawę, jednak tego nie zrobiła. Do dzisiaj. I tu zaczyna się główna piekielność mojej dzisiejszej historii.

Wczoraj postanowiłam zadzwonić do Komendy Powiatowej Policji, która przejęła sprawę. Moje miasto rodzinne jest tzw. Wygwizdowem Podziemnym, w którym każdy każdego zna, a funkcjonariusze są niemalże naszymi sąsiadami. Dzwonię na komendę dowiedzieć się kiedy (i czy w ogóle) zostanę wezwana na przesłuchanie oraz co z tym fantem zrobić (brat wychodzi ze szpitala za 2 tygodnie, wróci do domu, lada chwila historia zatoczy koło, być może ze skutkiem śmiertelnym - uwierzcie mi, że ten człowiek jest zdolny do wszystkiego). I tak oto brzmiał mój dialog z policjantem, który odebrał telefon:

P - policjant, V - Veelaxx, ... - wcinanie się w słowo

P: Dzień dobry, Komenda Powiatowa Policji w Wygwizdowie Podziemnym, czym mogę służyć?
V: Dzień dobry. Z tej strony Veelaxx. Dzwonię w sprawie przesłuchania, a właściwie zgłoszenia na przesłuchanie. ...
P: Chodzi o wczorajsze zamieszki pod sklepem? (???)
V: Nie, proszę pana...
P: Ale o co dokładnie pani chodzi? Sprawa oszustwa, wandalizmu, kradzieży?
V: Nie, proszę pana. Sprawa jest, że tak to ujmę, mniej typowa. Przemoc domowa. Otóż chciałabym dowiedzieć się, czy mogłabym w jakiś sposób skontaktować się z policjantem prowadzą...
P: Proszę pani (żartobliwym tonem), z mniej typową sprawą to do Radia Zet dzwonić, albo na Uwagę. (szyderczy śmiech)

Po czym pan policjant odłożył słuchawkę. Mój stan w skrócie prezentował się tak:

- Siedzę na sofie zdenerwowana jak nigdy wcześniej. Zaczynam trząść się i płakać, wpadam w histerię.
- Współlokatorka zachowuje zimną krew i przynosi mi szklankę wody.
- Łykam Klonazepam na uspokojenie, po chwili szafa w pokoju przede mną tańczy, a ja opadam na łóżko płacząc jak dziecko.

Nie jest łatwo mnie zdenerwować. Tym bardziej doprowadzić do płaczu. Przeżyłam piekło, ocknęłam się, wróciłam do życia, ale z ciężarem i traumą, którą muszę leczyć. Wszelkie kolejne wybryki brata mocno wpływają na mój stan psychiczny, a każda możliwa procedura - czy to pisanie wniosków, czy zbieranie dowodów na własną rękę, czy wykonywanie podobnych telefonów jest dla mnie powrotem do koszmaru i bardzo to przeżywam.

Na zakończenie: Nie zliczę już ile razy słyszałam pytania w stylu: "Jak można tyle lat siedzieć w strachu i nic nie robić?", "Dlaczego nie dzwonicie na policję?", "Czego go nie zamkną?". Odpowiem: Robiłyśmy, robimy i robić będziemy. To nie jest takie proste, jak wydaje się w serialach o tematyce kryminalnej. Dzwoniłyśmy, dzwonimy i dzwonić będziemy. A jego zamknięcie w zakładzie zależy od nas w jakichś 5%.

I "najlepsze": "Dlaczego ofiary przemocy tyle lat siedzą cicho? Dlaczego się poddają? Dlaczego same umarzają sprawy?". Moja rozmowa z panem policjantem jest jednym z wielu przykładów na to, że szukający pomocy jej nie otrzymują; są wręcz upokarzani i ośmieszani. Dlatego umorzenie, dlatego poddawanie się, dlatego cisza.


Dopiska: Większość osób komentujących w moją historię nie wierzy. Spekulujecie, sądzicie, że choroba mojego brata jest uleczalna, albo to najzwyklejszy wynik "bezstresowego wychowania". Wyjaśniam więc, choć nie wiem, czy jest tego sens.

1) Dialog z policjantem mnie samą zwalił z nóg, dlatego też opisałam tę historię. Uwierzcie mi, że ludzie, nawet funkcjonariusze, potrafią być w ten sposób okrutni. Nie spodziewałam się jedynie, że w tak wyrafinowany sposób.
2) Mniejsza o to, czy znałam policjanta, który odebrał telefon. Znam natomiast policjantkę prowadzącą sprawę.
3) Schizofrenia ma wiele odmian. Nie objawia się jedynie omamami, urojeniami i "robieniem pod siebie". Brat jest zdiagnozowany od dawna, PRZYJMUJE LEKI, na które szybko się uodparnia. Nie jest on zdolny do pracy, jego rozwój emocjonalny zatrzymał się na poziomie trzynastolatka.
4) Niebieska karta ma zostać założona w najbliższym czasie. Tak, dopiero.
5) Moja matka po dziś dzień zastanawia się, co zrobiła złego, co jest jej winą. Nie byliśmy z bratem wychowywani "bezstresowo". W domu nie panowała kindersztuba ani rozpasanie. Najzwyklejszy dom, rodzice wyznaczali granice, mieliśmy dobre wzorce. Brat zachorował w wieku trzynastu-czternastu lat. Do dziś pamiętam jak na początku rodzice rwali sobie włosy z głowy ze zmartwień.
6) Kolejne pytania typu: "Dlaczego matka nie wywaliła go z domu?". Moja mama jest w katastrofalnym stanie psychicznym, choć to bardzo silna kobieta. Przez lata brat manipulował nią do granic możliwości. Mama nie chciała słuchać nawet moich nalegań i próśb o zrobieniu czegokolwiek. "To mój syn! Nie wywalę go na bruk! Może mu się jeszcze polepszy, może nowe leki...". Nawet sobie nie zdajecie sprawy jak było to bolesne.
7) Klonazepam - choruję na padaczkę. W sytuacjach stresowych prawdopodobieństwo wystąpienia u mnie ataku wzrasta do 90%.
8) Nie choruję na schizofrenię. Bardzo "dziękuję" za tego typu komentarze. :)

Przemoc domowa jest bardzo skomplikowanym zjawiskiem. Człowiek będący jej ofiarą nie zachowuje się racjonalnie, jest zastraszony, wycofany, często dziczeje. Niewielu wyciąga rękę po pomoc. Cieszę się, że większość komentujących jej nie doświadczyła, jak wynika z charakteru wpisów.

policja

by veelaxx
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ochraniacz
8 40

Dziwnym trafem nie wierzę w tą historię. A na pewno nie w część odnośnie dialogu z policjantem. To nie jest tak, że na "wygwizdowach" sa tylko policjanci mieszkający tam "od zawsze". Komendy dzielą sie wg powiatów, więc równie dobrze może to być ktoś z innej gminy czy nawet powiatu. Dobra, wracając do tego "dialogu"- to nie te czasy żeby sobie swobodnie pozwalali na takie teksty. Biuro Spraw Wewnętrznych za bardzo lubi rozprawiać się z nieprawidłowościami z donosów. O ile twarzą w twarz taki cep mógłby coś podobnego powiedzieć (sam się o tym kiedyś przekonałem), o tyle przez telefon raczej by nie ryzykował, za duża szansa że ktoś to nagra. A już NA PEWNO by się nie rozłączył. Jeżeli jednak się mylę i jest to prawda (taką możliwość też mam na uwadze, są w końću takie rzeczy na świecie o których się filozofom nie śniło), to polecam złożyć skargę właśnie do policyjnego BSW. No, i może spróbować zebrać jakieś materiały audio na tego pana (nagrania).

Odpowiedz
avatar Jorn
11 15

@Ochraniacz: i jeszcze prowadzenie sprawy, jakich wiele, przez Komendę Główną. Litości...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 13

@Ochraniacz: Do ubezwłasnowolnionego całkowicie schizofrenika w ataku szału wezwałam policję, chory zwiał na zaorane pole był listopad, policjanci przyjechali po 40 minutach gdy pokazał gdzie uciekł powiedzieli, ze tam nie pojada bo mają świeżo wymyty radiowóz a tam błoto więc pieszo też nie pójdą.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 października 2016 o 16:46

avatar Doombringerpl
0 4

@Ochraniacz: Coś Ci opowiem Panie kolego. Ale najpierw kilka "ciepłych" słów dla Ciebie... Skoro nadal żyjesz w nieświadomości to racz mój drogi nie komentować spraw, których nie ogarniasz. Temat: Policja: Podejście Pierwsze: Sprawa - Przekroczenie uprawnień przez SM, zgłoszone do prokuratury po konsultacjach z adwokatem. Policja odpisuje prokuraturze D.W. Ja, Ze mimo przekroczenia uprawnień, SM działa zgodnie z prawem wiec praw anie złamała... Podejście drugie. Sprawa - kradzież auta - inne miejsce, dużo później. Wynik - Umorzenie oraz Ogólna polewka po tym jak wyszło, że nie będę podejrzanym o próbę wyłudzenia odszkodowania z AC - BO AC nie miałem - (jak nie oszust to frajer...). Podejście trzecie: Sprawa - Stłuczka parkingowa, sprawca spi... uciekł. Marka, kolor i tablice przekazane. Policjant młody, o dziwo miły ale sprawa wisi i zapewne lada chwila będzie umorzenie, a szkodę trzeba naprawić... Podejście 0: Sprawa - Park wieczorem z piwem w ręku. Park duży toteż zanim radiowóz do nas podjechał zdążyliśmy wszyscy wywalić butelki. Przeszukanie - rozumiem, Odpalenie zapalniczki żarowej koledze w twarz bo "Patrz jaka zajebista..." - dziwne. Nakłanianie nas do przyznania się do picia w zamian za jedne mandat - Przekroczenie uprawnień - nic im to nie dało i nikt nie dostał mandatu... Jakieś jeszcze wątpliwości co do działania Organów, które potencjalnie mają nas chronić? Mam przytoczyć jeszcze kilka "wspaniałych" zachowań? Jeszcze mam kilka, które z reszta o sąd się już oparły... A teraz temat główny - Schizofrenia. Moja matka ma koleżankę ze studiów. Kobieta wydawała mi się zawsze normalna. Miała dwoje dzieci. starszy syn i młodsza córka. Kiedy się spotykaliśmy, póki byłem nieletni, fajnie się z nimi dogadywałem. Syn w końcu poszedł na swoje. Firma, dziewczyna, mieszkanie, ślub, dziecko i rozwód. Młoda jakiś czas później nawiała ze swoim chłopakiem z domu. Pełnoletnia - ma prawo. Odwiedzaliśmy koleżankę mamy i jak tylko była w domu sama, zaczęliśmy dowiadywać się jaki je mąż jest wredny. Że ją zdradza, że należy do sekty, że robi z niej wariatkę... Jestem w stanie uwierzyć bo sam mam ojca, którego wolałbym nie mieć... Wredne toto, jak w/w człowiek... W 2010 roku nastąpiła tragedia. Koleżanka mamy poszła do syna w odwiedziny i zastała go martwego w wannie. Okoliczności opisywane przez nią nawet mnie każą wątpić w naturalną śmierć. O dziwo sekcja tez nie była w stanie wyjaśnić czemu zmarł. Policja kobietę olała z jej teoriami. A ona coraz częściej wydzwaniała do mnie lub matki. Za każdym razem od teorii spiskowych na temat śmierci syna do podejrzeń, ze cała rodzina chce ją zamknąć w psychiatryku lub zabić... telefony stały się tak natarczywe, ze w końcu zagroziłem, ze zablokuję ją jeśli będzie nam życie utrudniać. Nie podziałało to spełniłem groźbę. co ważne trwało to rok zanim nie wytrzymaliśmy. 3 lata temu zadzwoniła do nas z innego numeru. Okazało się, ze rodzina rzeczywiście wsadziła ją do psychiatryka... I uratowali kobiecie życie bo okazało się, że ma schizofrenie paranoidalną, która wyszła po śmierci syna. Kobieta bierze leki i okazało się, ze rodzina wcale nie jest przeciwko niej. Niestety my rozmawiam rzadko, bo mamy w pamięci rewolucje jakie nam zgotowała. Tak więc nie wydawajcie wyroków jeśli nie mieliście do czynienia z tematem. Nie dlatego, że nie wypada, ale dlatego, ze możecie nieświadomie zaszkodzić. Może niektórzy z Was nie wiedzą, ale zwierzenia, nawet takie publiczne są formą leczenia. Niestety aż tak publiczne zwierzenia są obarczone pewnym ryzykiem, że znajdą się "mondrzejsi".. Zalecałbym każdemu z Was zastanowienie się, ze aby na pewno macie rację, że to fejk.. Jeśli nie masz 100% pewności to nie bryluj kolejnym komentarzem byleby natrzaskać statystyki. Powiedzenie, ze "milczenie jest złotem" Nie wzięło się znikąd...

Odpowiedz
avatar bloodcarver
19 27

Jak lokalna policja nie reaguje, trzeba eskalować wyżej i tyle. I zgadzam się z Ochraniaczem - w dobie nagrywania wszystkich rozmów z numerami alarmowymi i sporej części pozostałych ciężko w taki tekst uwierzyć.

Odpowiedz
avatar Morog
11 27

Ta sytuacja mogła być prawdziwa tylko w przypadku gdy Policjant przechodził następnego dnia na emeryturę.

Odpowiedz
avatar veelaxx
2 16

@Morog: Zabawne. Policjant brzmiał na góra czterdziestolatka. Swoją drogą, swojego czasu dość głośną sprawą w mojej okolicy było zestrzelenie psa domowego przez myśliwych. Policjanci z tej samej komendy, po zgłoszeniu sprawy przez właściciela psa stwierdzili, że nie przyjadą na miejsce zdarzenia, gdyż - cytuję: "Pies to nie człowiek przecież". Tak. Na stronie internetowej Komendy, o ironio, widnieje osobna zakładka dot. spraw znęcania się nad zwierzętami.

Odpowiedz
avatar Iras
4 26

Zaleciało ściemą na kilometr. Dodatkowo jeśli cokolwiek z owego znęcania się jest prawdą - pojawia się pytanie na ile to choroba psychiczna, a na ile rozpuszczenie bachora. Kolejna sprawa - schizofrenia jest zaleczalna, gdzie podstawą jest ciągłe przyjmowanie leków. Im więcej epizodów psychotycznych, tym mniejsza skuteczność leczenia i tym większe uszkodzenia mózgu. I tu pojawia się rola twojej matki - zawaliła sprawę. Czy wychowując "biednego, chorego synusia" bezstresowo, czy przerywając podawanie leków (ewentualnie olewanie psychotycznych zachowań sądząc, ze to dojrzewanie) jest tu nieistotnie.

Odpowiedz
avatar veelaxx
6 12

@Iras: Brat był i jest leczony farmakologicznie, jak i terapeutycznie. Od lat. Uwierz, że nie istnieje tylko jeden rodzaj schizofrenii, jak i jednakowe jej objawy oraz reakcja na leki. Resztę wyjaśniłam w dopisce we wpisie.

Odpowiedz
avatar pasia251
1 27

Też mam wątpliwości co do prawdziwości tej historii... chociażby ze względu na brak jakichkolwiek kroków rodziny - choćby niebiskiej karty... Dodatkowo dorosły facet, mieszkający u mamusi, zapewnie niepracujący i nie dokładający się do opłat - dlaczego matka go zwyczajnie nie wywali z domu? I tak jego schizofrenia - leczy się, ma jakies papiery na to?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 października 2016 o 14:20

avatar freezerx
-5 17

Już nie mówiąc o klonazepamie na uspokojenie po tej rozmowie...

Odpowiedz
avatar veelaxx
2 10

@pasia251: Odpowiedziałam na Twoje wątpliwości w sprostowaniu wpisu.

Odpowiedz
avatar Arcialeth
3 9

@mietekforce: @freezerx: @pasia251: Klonazepam (łac. Clonazepamum) – organiczny związek chemiczny z grupy benzodiazepin, stosowany jako lek psychotropowy o silnym i długotrwałym działaniu przeciwdrgawkowym i przeciwlękowym.

Odpowiedz
avatar veelaxx
9 11

@freezerx: Choruję na padaczkę. Sytuacje silnie stresowe wywołują u mnie napady. Klonazepam biorę w takich oto sytuacjach, jako lek "dodatkowy".

Odpowiedz
avatar Tiganza
14 24

@pasia251: tak sobie czytam twój i pozostałych dzieciaczków komentarz i nasuwa mi się jedna myśl: jak wy makabrycznie mało wiecie o życiu i związanym z nim schizach....

Odpowiedz
avatar lady1990
7 19

@Tiganza: Zgadzam się z Tobą w zupełności. Na piekielnych jak widać jest pełno osób, które bardzo mało doświadczyły i empatię mają rozwiniętą na poziomie ameby. Sama pracując w szkole widzę naprawdę różne rzeczy. U zdrowych osób. Tak, z policją też współpracujemy. Tak, takie rzeczy jak opisuje autorka są możliwe. Autorko: Pozdrawiam Ciebie cieplutko! :) Trzymaj się i nie daj się! Na pewno jakoś sobie poradzicie :)

Odpowiedz
avatar lady1990
8 14

@pasia251: Osoba z ciężką schizofrenią w pracy? Żeby dokładała się do rachunków? Za dużo seriali się naoglądałaś laska!

Odpowiedz
avatar veelaxx
2 8

@pasia251: Historia choroby mojego brata jest na tyle zawiła, że nawet dla lekarzy do dziś stanowi zagwozdkę. Z rozmowy matki z ordynatorem wynika, że brat zachowuje się w szpitalu nie tyle nienagannie, co grzecznie jak aniołek. Wiem, że jest do tego zdolny, bo kiedy coś "przeskrobie", automatycznie ukazuje żal, przeprasza, kaja się, by w odstępie kilku dni ponownie zacząć swoje. Brat pomimo niedojrzałości emocjonalnej głupi nie jest i wie jak zakręcić sobie ludzi wokół palca. Wyobraź sobie życie z takim manipulatprem pod własnym dachem. Ludzie w różnych sytuacjach reagują różnie. Matka prawie zawsze będzie miała wątpliwości przed wydaniem swojego syna, nawet jeśli jest ofiarą. Takich historii jest wiele, w moim mieście dwie skończyły się tragicznie. A policja? Przyjeżdżała, pouczała i odjeżdżała. Ot, niebieska karta. Swojego czasu brat był zapisany do oddziały caritasu, na takie zajęcia resocjalizacyjne - zabawy grupowe, wystawianie przedstawień, rozmowy, wyjazdy na wycieczki do pobliskich miast. Z zajęć wyleciał. A dlaczego? Non stop wszczynał z kimś bójki. Ktokolwiek w tej sytuacji zareagował? Nie. Pewnego razu, było to w sierpnie zeszłego roku, brat wybrał się do supermarketu po jakąś gazetę (jedna z jego obsesji - kupowanie tych samych gazet w liczbie ponad 5). Po drodze wpadł w szał (pomimo bycia na silnych lekach) i skopał jakiemuś chłopakowi samochód. Chłopak siedział w środku. Rozwalił lusterka, wybił szyby na tylnych siedzeniach. Przyjechała policja, z ich zeznań wiemy, że musieli użyć siły. Poszedł w ruch też gaz pieprzowy. Brat podobno jęczał, że "on jest chory, ma schizofrenię, że nic nie zrobił". Policjanci znali moją mamę, nawet nie musieli pytać się o adres. Zawieźli go do domu, opowiedzieli co zaszło. Chłopak nie wniósł oskarżeń, chciał " jedynie" 8 stów za szkody. A policjanci stwierdzili, że na tak chorego trzeba uważać. I nic. Brattego samego dnis pojechał do szpitala na 6 tygodni. Opinia lekarza prowadzącego? "Niech się panie cieszą, że jeszcze na środku domu ogniska noe rozpalił". Poza tym nic.

Odpowiedz
avatar lady1990
4 20

Autorko, nie tłumacz się. Jeśli ktoś Ci nie ma wierzyć, to i tak nie uwierzy. Jak widać, niektórzy są zbyt ograniczeni, żeby dostrzec, że takie rzeczy się zdarzają. Tak, to właśnie jest ograniczenie. Jeśli nie umiesz sobie wyobrazić, że naprawdę istnieją jeszcze inne rzeczy, w które być może ciężko uwierzyć i jeśli nie potrafisz się wczuć w drugą osobę i rozpatrujesz wszystko zero-jedynkowo. A rozpatrywać trzeba na wielu płaszczyznach. Tutaj ewidentnie dochodzi płaszczyzna emocjonalna, w końcu matka. No i prawna - polskie prawo niestety chroni oprawców a nie ofiary.

Odpowiedz
avatar lady1990
3 17

@lady1990: Piszę kolejny/taki sam ale trochę rozwinięty komentarz, bo tamten nie chce mi sie edytować. Autorko, nie tłumacz się. Jeśli ktoś Ci nie ma wierzyć, to i tak nie uwierzy. Jak widać, niektórzy są zbyt ograniczeni, żeby dostrzec, że takie rzeczy się zdarzają. Tak, to właśnie jest ograniczenie. Jeśli nie umiesz sobie wyobrazić, że naprawdę istnieją jeszcze inne rzeczy, w które być może ciężko uwierzyć i jeśli nie potrafisz się wczuć w drugą osobę i rozpatrujesz wszystko zero-jedynkowo. A rozpatrywać trzeba na wielu płaszczyznach. Tutaj ewidentnie dochodzi płaszczyzna emocjonalna, w końcu matka. No i prawna - polskie prawo niestety chroni oprawców a nie ofiary. Możecie sobie mnie zminusować, mam w du*ie te minusy. Mi jest bardzo, bardzo szkoda autorki. Przecież to jest straszne, że jej własny brat to wszystko robi. Jak wy sobie wyobrażacie, że osoba z tak rozwinięta chorobą idzie do pracy i się dokłada do rachunków?! Gdzie ona niby ma pracować jak stanowi zagrożenie dla siebie i innych? Jak nie jest zdolna do pracy? Co taka osoba ma niby wykonywać w pracy? Przecież taki człowiek nawet nie pójdzie sprzątać, bo jeszcze w szale coś rozwali. Ani na magazyn, bo zniszczy towar. A jednocześnie mamy tak nieudolny system, że taka osoba może nie nadawać się do ośrodka, gdzie by przebywała na stałe. A w szpitalach psychiatrycznych przebywa się tylko tymczasowo. Do więzienia też nie pójdzie, bo przecież jest chora i nie może być sądzona jak zdrowy człowiek. Weźcie ruszcie główkami i się zastanówcie, czy wasze komentarze typu "rozpuszczony bachor" albo "niepracujący facet niedokładający się do oplat" nie są żenujące. Jak widać nie potraficie sobie wyobrazić wielu rzeczy...

Odpowiedz
avatar lady1990
-1 9

@lady1990: O już widzę, że zminusowana, ale tak jak napisałam w edytowanym wyżej komentarzu: mam to w du*ie. Ja bym chciała bardzo pomóc autorce. Ale nawet nie wiem co by można jej doradzić? Mam tylko nadzieję, że mama chodzi na obdukcje i zbiera całą dokumentację... Bądź dzielna dziewczyno!!!

Odpowiedz
avatar veelaxx
2 2

@lady1990: Dziękuję za Twój komentarz i słowa otuchy. Mama wybrała się na obdukcję, dowody w postaci zdjęć zdemolowanego sprzętu zostały załączone we wniosku, który mamie napisałam (nie była w stanie sama tego zrobić). Niestety, całkiem niedawno rozmawiała z dzielnicowym, który powiedział jej, że sprawa może zostać umorzona. Nie wiem na jakiej podstawie wysnuł taki wniosek, nie chciałam zamęczać mamy pytaniami. Jednakże nie dziwi mnie ewentualne umorzenie. Kilka lat temu w pobliskiej miejscowości miała miejsce sytuacja zbliżona do tej, którą opisuję. Chory (nie pamiętam już dokładnie na co) chłopak znęcał się nad samodzielnie wychowującą go matką. Wielokrotnie zgłaszała sprawę na policję i do prokuratury. Wnioski konsekwentnie umarzano, założono jedynie niebieską kartę. I tyle. Pewnego dnia chłopak zadźgał matkę, a następnie odciął sobie rękę. I tyle. Sprawą zajmowała się ta sama komenda, wnioski i odwołania były składane do tego samego oddziału prokuratury. Co tyczy się naszej sprawy - mama wynajęła już adwokata, który stara się pomóc w sprawie. Możemy tylko czekać na decyzję.

Odpowiedz
avatar lady1990
0 2

@veelaxx: To dobrze, że coś działacie. Bo pewnie są rodziny w podobnej sytuacji, które nie zrobiłyby nic, bo przecież na własne dziecko nie doniosą... Zróbcie tyle, ile się da. Nawet, jeśli ma być umorzona sprawa. A może być, bo twój brat jest chory i w zasadzie co z nim zrobić? Sądzić go nie można... Pozostaje tylko nadzieja, że uda się go umieścić w jakimś ośrodku na stałe. Zresztą umarzanie spraw to standard. W przypadku gdy ja coś zgłaszałam na policję albo moja rodzina praktycznie za każdym razem było to umarzane o ile w ogóle się tym raczyli zająć... Jednocześnie nie obwiniam tu policjantów, bo znam kilku i mają zszargane nerwy, mają masę pracy i często nie mają kiedy zająć się sprawami, które nie są priorytetowe. Autorko trzymaj się i przede wszystkim dbaj o siebie. Mam nadzieję, że nie masz choroby lekoopornej jak twój brat. Dbaj o siebie i niech to będzie dla ciebie priorytetem, bo mając dużo ataków będziesz wycieńczona i nie pomożesz ani sobie, ani mamie... Więc musisz odpoczywać psychicznie, relaksować się i starać się nie martwić (chociaż w tej sytuacji jest to mało możliwe), wszystko po to, by być na tyle "sprawna" by w razie czego pomóc mamie.

Odpowiedz
avatar PopTrigger
0 6

@lady1990: Tak bardzo masz to w dupie, że koniecznie musisz o tym napisać!!

Odpowiedz
avatar PaniFilifionka
0 0

@murlok555: "ułomna ściero"? Ptzepraszam najmocniej, ale śmiem domniemywać, iż w tym przypadku, kultura wypowiedzi jeszcze nie dotarła do świata komentującego.... Ponad to chciałabym zwrócić uwagę na fakt, że nauczyciele w gimnazjum nie przechodzą testów na inteligencję. Twoi są doskonali i wszyscy, co do jednego, inteligeni i z polotem?

Odpowiedz
avatar vigilum
11 11

Po przeczytaniu tej historii nie mogę się do niej nie odnieść. Praktycznie codziennie mam doczynienia z ofiarami przemocy domowej bo taka jest specyfika mojej pracy. Takie osoby są często zastraszone i wstydzą się prosić o pomoc. To jest błąd! Im więcej sygnałów że w rodzinie źle się dzieje tym większa szansa że sprawca przemocy zostanie skazany. Niestety, sytuacja w której pokrzywdzony zgłasza na policję znęcanie, a sprawca od razu dostaje areszt jest rzadka. Zazwyczaj po otrzymaniu sygnału o znęcaniu rozpytujemy lub przesłuchujemy najbliższe otoczenie - rodzinę, sąsiadów, sprawdzamy wykaz interwencji pod tym adresem lub sygnały zgłaszane do instytucji pomocowych. Co w sytuacji gdy rodzina odmawia zeznań (bo ma do tego prawo w przypadku osoby najbliższej), a sąsiedzi nic nie widzieli i nic nie słyszeli (standard)? Ciężka sprawa. Są sytuacje, gdy zabieramy agresora z domu prosząc, aby ofiara zgłosiła się na policję i złożyła zawiadomienie, a na drugi dzień ta osoba owszem, przychodzi, ale żeby wypuścić sprawcę i odmawia zeznań bo to rodzina i w sumie nic się takiego nie stało. Nie możemy robić nic na siłę, poza tym jest to strefa życia prywatnego, w którą za głęboko wejść nie możemy. Co do pretensji, że autorka nie została przesłuchana zgodnie z obietnicą - policjant na przeprowadzenie dochodzenia ma dwa miesiące. Różne rzeczy nam wypadają - szkolenia, choroby, zdarzenia przy których trzeba pracować tu i teraz, nawał pracy (wiem że to brzmi niemiło, ale Twoja sprawa nie jest jedyną, którą dany policjant prowadzi. Co do rozmowy z policjantem, jak już ktoś to zauważył, w dzisiejszych czasach rejestrowania rozmów wątpię, aby ktoś z Tobą tak rozmawiał i się rozłączył. Niestety, w swojej historii piszesz o jednym policjancie, a na początku postu wspominasz o "polskiej policji" jako całej formacji...

Odpowiedz
avatar veelaxx
-5 9

@vigilum: Rozumiem o czym piszesz. Moja historia została napisana pod wpływem dość silnych emocji, jednakże nie jest przypadkiem odosobnionym. Jeśli chodzi o działania komendy policji w moim powiecie - mogłabym sypać przykładami jak z rękawa podając źródła co do wielu zaniedbań i przykrych sytuacji, które doprowadziły do skutków tragicznych, niestety. Policjantka, która zajmuje się sprawą nie powiedziała po prostu, że się do mnie odezwie "kiedyś tam". Podała konkretną datę - w tym dniu, o tej konkretnie godzinie skontaktuje się ze mną. Do tego nie doszło. Co do rozmowy telefonicznej - chciałabym, by była nieprawdą, czy chociażby złym snem. Sama przez chwilę miałam wątpliwości, czy to co usłyszałam było prawdą, czy przesłyszeniem. Niestety albo i "stety" siedząca obok mnie współlokatorka była świadkiem tej rozmowy i po jej rychłym zakończeniu sama przez moment nie mogła podnieść szczęki z podłogi. A potem wpadłam w histerię i niewiele pamiętam z tego, co działo się przez kolejne 2-3 godziny. Taka historia. Jednakże, w kilka godzin po opisaniu mojej historii ponownie skontaktowałam się z Komendą i opisałam przebieg feralnej rozmowy. I w tej sprawie mają się ze mną skontaktować.

Odpowiedz
avatar vigilum
2 2

@veelaxx: Twoja mama jako osoba pokrzywdzona powinna dostać zawiadomienie o wszczęciu dochodzenia, gdzie jest podane nazwisko osoby prowadzącej postępowanie, ewentualnie też telefon do niej, więc najlepiej spróbuj się skontaktować bezpośrednio z nią. Myślę, że uda Wam się ustalić nowy termin przesłuchania. Przed wizytą na komendzie spróbuj pomyśleć kto może mieć wiedzę na temat tego co się działo - może zwierzałaś się jakiejś koleżance albo cioci co wyczynia Twój brat. Wiem, że ludzie często nie chcą podawać osób na świadków, bo będą później biegać po sądach, jednak taka osoba nie może odmówić zeznań. Życzę Ci siły, wspieraj swoją mamę, aby ta nie zawróciła w połowie drogi, bo cała procedura trwa długo. Mam nadzieję że uda Wam się uwolnić od tego koszmaru.

Odpowiedz
avatar Wilczyca
-1 5

Współczuję... wcale nie jest mi ciężko uwierzyć w taką sytuację, choć niektórzy tak tu powątpiewają, chyba mało w życiu widzieli. Życzę Wam powodzenia i dużo siły, bo na pewno będziecie jej potrzebować

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 11

Hejcący - w jakim wy kraju żyjecie, że są u was wyłącznie uczciwi i praworządni policjanci? Mówcie szybko gdzie, a czym prędzej spakuję walizki i jadę tam!

Odpowiedz
avatar PopTrigger
-1 9

@Candela: Nie używaj słów, których znaczenia nie rozumiesz, bo się ośmieszasz. Nazwanie autorki idiotką, byłoby hejtem. Powątpiewanie w realność jej historii, to po prostu opinia.

Odpowiedz
avatar KatiCafe
-1 11

Ludzie! Cieszcie się, że jesteście jak niebieskie ptaki, które nigdy niczego nie przeżyły, nie musieliscie uciekać z domu bez butów, podnosić się z podłogi po spotkaniu ze ścianą. Przyjaciółka po pobiciu przez męża, wzięła dziecko "pod pache" i pobiegla na komisariat. Składała tam już zeznania po raz kolejny, policja nie chciała założyć niebieskiej karty przez bardzo długi czas, a policjantka przyjmująca zeznania powiedziała: przecież wiedzialas za kogo wychodzisz. Może najpierw się zastanówcie zanim coś skomentujecie.

Odpowiedz
avatar InessaMaximova
-1 5

Policjantka chyba sama nie wie co mówi, z tym "wiedziałaś, za kogo wychodzisz" to nie zawsze tak jest. O ile na początku może być sielsko i anielsko tak dopiero w czasie małżeństwa może zacząć się j...ać. Nie raz pokazywane w filmach, książkach. Jak choćby Cathy Glass "Mamo, uciekaj".

Odpowiedz
avatar pasia251
2 6

@KatiCafe: a Ty przeżyłaś? czy tylko ktoś ci opowiedział - w tym przypadku przyjaciółka? fakt, ze policja nie lubi sie mieszać w "sprawy rodzinne", ale jest tego powód... i to nie jest bezdusznośc policji... najzwyczajniej w świecie policjant, które raz, drugi, trzeci zaangażował się w ratowanie ofiary przemocy domowej, starał sie całym sercem pomóc, poświęcił czas i naprawde był przejęty sytuacją - po zrobieniu tego wszystkiego naraz okazuje się, ze ofiara wycofuje zgłoszenie, bo ona mężą KOCHA i w ogóle to ten policjant ją zmusił do złożenia doniesienia i to on jest wróg, bo chciał rozbic taka cudowna rodzinę... można się zniechęcić? można zobojętnieć? policjant tez człwiekk, i jak dostanie kilka razy kopa za swoje dobre chęci, to następnym razem nie wykaże żadnej inicjatywy...

Odpowiedz
avatar burninfire
2 2

@pasia251: Możliwe, ale nie widzę różnicy czy pobił ją jakiś człowiek na ulicy czy jej mąż. Pobicie to pobicie i zawsze powinni przyjąć takie zgłoszenie. Jasne, że zapewne państwa nie stać na takie wydatki jak specjalista-psycholog dla ofiary przemocy domowej (są ważniejsze, np. 500+, komisja smoleńska - wiadomo), ale jakby chociaż policjanci podchodzili do sprawy profesjonalnie to odrobinę poprawiłaby się sytuacja. Przyjmują zgłoszenie, interweniują, ofiara wycofuje zarzuty - ok, sprawy nie było, formalnie wszystko załatwione. I w tą stronę powinna iść obojętność, a nie w stronę dogryzania komuś.

Odpowiedz
avatar PaniFilifionka
0 0

@pasia251: Fajnie, tyle tylko, że podejmując się takiej, a nie innej pracy, wiedział, na co się pisze. Lekarz ma przestać isiłować leczyć bo kilku pacjentów przyszło z pretensjami? Nauczyciel ma przestać uczyć, bo kilkoro uczniów nie nauczyło się na klasówkę? Realny świat to nie jest komedia romantyczna, w której bohater ma dość i coś go ratuje. Policjant ma bronić obywateli. To jest jego obowiązek. Za to bierze pieniądze. Taką drogę wybrał.

Odpowiedz
avatar LoonaThic
0 0

I tak niestety w Polsce wygląda sytuacja z chorymi psychicznie :( Cała rodzina jest stygmatyzowana, a sytuacja marginalizowana. Spychana. Każdy ma w rękawie DZIESIĄTKI porad, jak przychodzi co do czego - nie ma nikogo kto rzeczywiście mógłby coś pomóc. Policja sprawę lekceważy bo nikt za "psycholem" nie poleci. I rodzina tak naprawdę ZAWSZE jest sama z problemem. Ani służby społeczne zobligowane do pomocy, ani aparat państwowy nie pomaga. Spycha się wszystko na rodzinę. Nawet jak zabiorą go do szpitala - chory ma prawo odmówić leczenia. Więc pada pytanie - chory ma gdzie mieszkać? Ma rodzinę? Więc wypisujemy. Tak czysto po ludzku - nie zadroszcze Ci sytuacji :( Mam świadomość jak to wygląda - pracowałem w "psychiatryku" kilka lat na różnych oddziałach, więc znam problematykę również od drugiej strony :(

Odpowiedz
avatar bazienka
0 2

aaa nie mozecie go po prostu z domu wyrzucic? wiesz jais zakaz zblizania sie czy cokolwiek? w zyciu bym nie mieszkala jako osoba dorosla pod jednym dachem z kims kto mnie choc raz uderzyl a juz na pewno nie z wlasnym dzieckiem out

Odpowiedz
avatar killah
2 2

Na policję dzwoni się w nagłym przypadku, kiedy jest bezpośrednie zagrożenie życia, zdrowia lub mienia, nie żeby dopytać o sprawę. Dziwne, że policjant w ogóle kontynuował rozmowę.

Odpowiedz
avatar PaniFilifionka
0 0

Ale Wywiecie, że rozmowy przez bezpośredni numer komisariatu, nie są rejestrowane, prawda? Jak dzwonicie na 112, albo 997 - jak najbardziej. Ale jeśli dzwonicie na stacjonarkę komendy w pipidowie wielkim - nikt tego nie nagrywa. I tak, na ten numer dzwoniła autorka i tak, to nie jest numer do zgłaszania interwencji, tylko do zasięgania informacji w takich właśnie przypadkach. A wyrzucenie z domu...Własne dziecko? Myślicie, że to takie proste?

Odpowiedz
Udostępnij