Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Witajcie Zawsze jakoś lubiłam czytać historie którymi dzielicie się na tym portalu.…

Witajcie
Zawsze jakoś lubiłam czytać historie którymi dzielicie się na tym portalu. Dzisiaj chciałam podzielić się jedną z moich, która przypomniała mi się w związku, że w październiku rusza rok akademicki a z tym wiąże się moja opowiastka.
Kilka lat temu po części ze względu na wykonywaną przeze mnie wówczas pracę postanowiłam rozpocząć studia magisterskie z pozyskiwania funduszy z UE - studia w trybie zaocznym. Temat mi się bardzo podobał, dobrze czułam się w nim i dość szybko zaczęłam pojmować niuanse tej dość nowej dziedziny. Wiedzę zdobytą warto jednak oprzeć pewnym jak to się brzydko mówi 'papierkiem', więc zapadła decyzja o studiach. Żeby przyspieszyć - decyzja, papiery, dziekanat i bach znowu jestem studentką. (Miałam już licencjat z innej tematyki, potoczna magisterka wymagała ode mnie 2 lat poświęconego czasu)
Jednak co w tym wszystkim piekielnego? Już objaśniam.
Oczywiście wiedziałam, że studia są z ogólnie zarysowanego działu o mianie 'ekonomia' jednak (o ja naiwna) łudziłam się iż faktycznie idę uczyć się tematyki z wąskiego działu funduszy, pochodnej od nazwy specjalizacji. I teraz się zaczyna...
Jedne zajęcia ekonomia ......... (można wpisać co popadnie), drugi przedmiot to samo, 3,4,5... bez zmian.
Każdy wykład czy ćwiczenia - mówię to jako laik, były ostrą matematyką. Nasza grupa liczyła około 150 osób. Na pierwszym wykładzie dowiaduje się, że jakieś 70% grupy przez trzy ostatnie lata uczyło się u tego profesora i teraz temat nie jest ruszany od powiedzmy jakichś podstaw, to kontynuacja. Nie umiesz to nadrób zaległości, w końcu co to są te 3 lata wzorów, twierdzeń, tez itp.
Wtedy jeszcze walczyłam, uwierzcie nie lubię tak się poddawać. Chciałam to wszystko ogarnąć i uczyć się dalej. Czekałam kiedy wreszcie będę uczyła się tego co było właściwym kierunkiem. No i się doczekałam konsultacji na temat pisanej pracy mgr. Wtedy dopiero pojawił się temat z UE. Na pierwszej konsultacji dowiedziałam się iż już powinnam mieć temat i plan pracy (nikt ze zgromadzonych o tym nie wiedział). Nasza grupka u promotora liczyła jakieś 20 osób więc zanim nadeszła moja kolej zdążyłam sformułować sensowny temat, wypisać założenia, tezy itp. Gdy przyszła moja kolej i zaczęłam kłapać na temat tego co chcę zrobić profesor spojrzał na mnie i stwierdził że mogę się pojawić dopiero z gotowym opracowaniem gdyż wiem co robię. (Trochę to może 'zlewcze' podejście ale uwierzcie w tym przypadku był to komplement). Jako ciekawostkę dodam, że przede mną na konsultacji była dodatkowo dziewczyna z innego kierunku, która oddawała już swoją pracę. Gdy promotor zapytał o temat jej magisterki dziewczę się zacięło. Nie znała tematu nad którym powinna pracować przecież nie mały kawałek czasu. Promotor nie zareagował agresywnie, powiedział jedynie aby 'ten kto jej to pisze' naniósł poprawki jakie on zasugerował.
Wracając do mojego tematu. Nie drodzy Państwo, studiów tych nie skończyłam. Odeszłam w blasku porażki rozłożona na cztery łopatki ekonomią w jej matematycznej postaci.
Magistra zrobiłam gdzie indziej. W tym roku zamarzyła mi się 'podyplomówka'. Wybrałam transport i spedycję co pomogłoby mi w znalezieniu pracy, która mnie (nie śmiejcie się) interesuje. Niestety na mojej dotychczasowej uczelni którą dobrze wspominam kierunek nie został utworzony z uwagi na zbyt małą liczbę osób. Zaczęłam szukać dalej i przez to powróciłam do swojej uczelni 'porażki'. Kierunek jest oczywiście, jednak nauczona już, z przezornością weszłam w szczegółową ramówkę programową a tam moja ukochana ekonomia - jako element każdego z przedmiotów.
I teraz meritum. Uczelnie są różne. Jedne temat przewodni traktują jako 'coś' czego mają nauczyć i z tą myślą 'kompletują' przedmioty na danym kierunku. Inne (mówię na nie fabryki) wymyślają wiele ambitnych nazw by potem wszystkie specjalizacje 'wrzucić do jednego worka' i uczyć tego samego (zapewniając swoim wykładowcom pracę - bo po co zatrudniać kogoś wykwalifikowanego w temacie)- w moim przypadku uczyli TYLKO ekonomii. Nie zrozumcie mnie źle. Podziwiam ludzi, którzy znają ten temat. Ekonomia jest ważna jednak czy to w przypadku pozyskiwania funduszy czy spedycji ogranicza się do rozpoznawania rynku pod tym kontem. Gdy człowiek chce czegoś bardziej szczegółowego zwraca się wtedy do licznych firm badających rynek czy raportów a sam działa nadal we własnej części tematu. W taki to właśnie sposób tworzy się studentów 'zombi' niby mają ten papier, że coś wiedzą lecz gdy przyjdzie co do czego zaczynają się problemy, nie uczyli się tego co potrzeba w ich zawodzie.

studia

by Wieczna_studentka
Dodaj nowy komentarz
avatar Trollita
20 26

Chodzi o to, że musiałaś się uczyć matematyki na ekonomii?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
19 19

Jak nowej dziedziny? Fundusze unijne sa od prawie 15 lat. Najpierw były przedakcesyjne a potem w różnych wersjach już standardowe unijne. A Ty myślałaś, ze studia magisterskie powinny być od zera tak jak licencjackie? Serio? I że na ekonomii nie ma matematyki? To jak chcesz napisać biznes plan do wniosku o dotację?

Odpowiedz
avatar Tenzprzeciwkacomakotairower
18 18

Więc tak, jeśli dobrze rozumiem : chciałaś zostać magistrem pizyskiwaniapieniedzyzfunduszyunijnych ale ze nie ma takiej dziedziny naukowej (z prostego powodu, że pozyskiwanie funduszy unijnych to nie jest nauka tylko czynnosc administracyjna), więc chciałaś zrobić sobie magistra ekonomii o takiej specjalizacji i ku twojemu oburzeniu na studiach drugiego stopnia z ekonomii były zdjęcia z ekonomii i to nie od zera tylko zakładające, że uczestnicy tych studiów maja opracowany temat na poziomie co najmniej licencjata? Faktycznie, okropnie piekielna jesteś. A jakbyś chciała zostać sprzedawczynia w miesnym to, że nie dają w tej dziedzinie magistrów, poszlabys na SGA, ale oczekiwala, że uczyliby cię tam tylko jak kroic pasztetowa, tak? :D i potem dali za to magistra? :D Zaprawdę, naprawdę piekielni to są dzisiejsi studenci i ich całkowite niezrozumienie odei akademii...

Odpowiedz
avatar Malibu
11 11

@Tenzprzeciwkacomakotairower: Tacy studenci to udręka. Na studia II stopnia przyjęto w moim roczniku kilkanaście takich osób z innego kierunku, który na I stopniu z naszym kierunkiem wspólna miał tylko matematykę ( a i tak zakres się nie pokrywał). Te 1,5 roku to był istny kociokwik. My pogłębialiśmy wiedzę z pewnych dziedzin, oni brodzili w oceanie niewiedzy mając pretensje, że oni nie wiedzą. Ćwiczenia to kompletny dramat. Rozwiązywanie najprostszych zadań przerywane było -A dlaczego to tak?, a skąd się to wzięło, a co to?

Odpowiedz
avatar Jorn
1 1

@Tenzprzeciwkacomakotairower: W dodatku zanim by te studia skończyła, zasady pozyskiwania środków mogłyby się zmienić, bo ostatnio zmieniają się co kilka lat i to w kierunku uproszczenia i zastępowania rozliczania faktycznych kosztów ryczałtami. I z tego robić studia magisterskie?

Odpowiedz
avatar BiAnQ
7 7

Pod tym kontem? Ale jakim? Bankowym? Walutowym? Oszczędnościowym?

Odpowiedz
avatar pphntf
11 11

Czyli... Idziesz na studia DRUGIEGO STOPNIA, czyli na KONTYNUACJĘ pierwszego i masz pretensje o to, że nie masz tam podstaw? Serio? :D

Odpowiedz
avatar Etincelle
4 4

Ja cały czas myślałam, że autorka się pomyliła i od początku miała na myśli jakąś niezwiązaną z jej studiami podyplomówkę, która faktycznie często jest "od zera". A jednak nie, ech...

Odpowiedz
Udostępnij