Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mój siostrzeniec chodzi obecnie do drugiej klasy szkoły podstawowej. Ponieważ siostra pracuje…

Mój siostrzeniec chodzi obecnie do drugiej klasy szkoły podstawowej. Ponieważ siostra pracuje w różnych godzinach, często to na mnie spada obowiązek odprowadzenia go na lekcje.

Jakiś czas temu siostra wróciła z wywiadówki, na której rodzice innych dzieci powiedzieli jej, że współczują młodemu, kiedy go przyprowadzam i nieraz mają ochotę podejść i mu pomóc, bo jest im go zwyczajnie żal. Podali nawet powody, które według nich świadczą o tym, że nie nadaję się do opieki nad dzieckiem:

- nie zmieniam młodemu butów (przypominam, że dzieciak jest w drugiej klasie, a nie w przedszkolu);
- pozwalam mu samemu zdejmować i ubierać swoją kurtkę;
- pozwalam mu samemu otwierać/zamykać swoją szafkę;
- pozwalam mu samemu wyjmować z szafki buty i je do niej chować;
- czekam cierpliwie, aż sam zawiąże swoje buty, a jeśli ma z tym problem, to pokazuję mu, jak się to robi i czekam, aż to powtórzy;
- pozwalam mu samemu nieść swój plecak, o ile nie jest zbyt ciężki;
- pozwalam mu samemu ubrać się w domu, co raz poskutkowało tym, że poszedł do szkoły w dwóch podkoszulkach, czego nie zauważyłam - dla nas była to okazja do pośmiania się, a dla rodziców innych dzieci ewidentny przykład znęcania się nad młodym;
- przed przejściem przez jezdnię każę mu się zatrzymać i rozejrzeć. Zawsze!

I teraz wisienka na torcie - jakiś czas temu uczestniczyliśmy w zajęciach dla dzieci w miejscowym Domu Kultury. W pewnym momencie oznajmiłam młodemu, że idę do toalety i poprosiłam, żeby na mnie zaczekał. Jakaś mamusia ze szkoły podpatrzyła moje zachowanie i poskarżyła siostrze, że zostawiłam dziecko bez opieki (w sali pełnej opiekunów) i ona nie rozumie, jak tak można.

Nie mam do nich pretensji - to ich sprawa, jak wychowują swoje dzieci. Mój siostrzeniec nie będzie jednak do końca życia nosić butów zapinanych na rzepy. Wiem, że gdybym wszystko robiła za niego, to byłoby o wiele szybciej, ale wolę spokojnie poczekać i dać mu czas, którego potrzebuje do dokładnego wykonania danej czynności, interweniując dopiero wtedy, kiedy naprawdę sobie nie radzi. Wyjaśniłam to dobitnie swojej siostrze i od tamtej pory na szczęście mam spokój.

rodzice

by Fisstech
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar kojot_pedziwiatr
30 34

Ja też czasami odprowadzam młode do podstawówki. Nie wiem jak rodzice się tym dzieckiem zajmują, ale ja podchodzę do tematu prosto: pilnuję tylko by bezpiecznie i na czas dotarło do klasy. Dzieciak wybiera czy idziemy wolno czy szybko, ja tylko informuję o godzinie, dzieciak sam już wie że musi się sprężyć by zdąrzyć (jemu na tym zależy) i szybciej przebiera nóżkami. Czasami przypominam że miał coś zabrać z szafki, ale nie szukam tego i nie wkładam do łapki. To jego szafka. Jego życie, zbytnio go kontrolując mogę uzyskać zły efekt. Ja walczę z moimi złymi efektami (jestem bardzo leniwy, i trochę nieogarnięty, bo ktoś kiedyś za bardzo mnie wyręczał).

Odpowiedz
avatar pasia251
23 23

Mój syn też jest w drugiej klasie. I ja to jestem dopiero wyrodna, bo wysadzam rano młodego pod szkołą i tylko patrzę czy do budynku wszedł, a dalej radzi sobie sam. Jak go odbieram to czekam pod drzwiami szatni. Z resztą u nas rodzicom do szatni wstęp wzbroniony. A ci "wyrodni rodzice", których dzieci dojeżdżąją autobusem szkolnym? To dopiero zgroza... ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 14

@pasia251: W mojej podstawówce w 1988 rodzice mieli zakaz wstępu na teren szkoły. Rodzice odstawiali nas pod szkołę resztę robiło się samemu. Tak samo trzeba było samemu się ubrać i wyjść do rodzica. W pierwszej klasie była afera jesli ktoś nie umiał butów wiązać czy się ubrać/rozebrać

Odpowiedz
avatar whateva
-1 7

@maat_: Yyy... wyjść do rodzica? Rodzice to czekali spokojnie w domu.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@whateva: dokladnie. tez w taich czasach bylam chowana i nikkt za mnie plecaka z ksiazkami nie nosil nawet w klasach 1-3 bylo hartowanie i tyle w 2 klasie liceum moj plecak wazyl 14 kilo a byly wnim podreczniki, zeszyty, zbiory zadan itp. ( np. komplet do matmy zeszyt B5 bo tak, podrecznik, zeszyt cwiczen, zbior zadan, pitagoras), i to bez stroju na wf bo nie chodzilam

Odpowiedz
avatar Mala_Wredna_Piekielna
29 29

Moja bratowa jest z tego typu rodziców. Młody jest w 5 klasie. Pierwszy raz sam do szkoły poszedł w połowie 4 klasy (nie musi nawet przez ulice przechodzić żeby dojść do szkoły - wystarczy obejść na około podwórko). Wszystko robi za niego, łącznie z zadaniami domowymi. Nie, nie pomaga mu. Jak Młody czegoś nie wie to zamiast mu wytłumaczyć to robi to za niego. Kanapki na śniadanie, kanapki do szkoły, krojenie mięsa na talerzu. Młody ma jechać na obóz sportowy do Karpacza - ona weźmie urlop pojedzie na urlop w tym czasie. Gdzie? Oczywiście do Karpacza. Dobrze, że brat się postawił. Żal mi dziecka bo robi z niego kalekę życiową. Ale nic nie pomaga, ani prośby, ani groźby, ani tłumaczenia. A brat? Bratu zdaje się, że to nie przeszkadza.

Odpowiedz
avatar Fisstech
20 20

@Mala_Wredna_Piekielna: Pomoże w końcu to, że pewnego dnia uświadomi sobie, że właśnie kroi kotlecika czterdziestoletniemu synusiowi. ;)

Odpowiedz
avatar brombella
5 7

@Mala_Wredna_Piekielna: to sie nazywa "odpiekuszkowe zapalenie mozgu" i choruje na nie coraz większa ilość matek..

Odpowiedz
avatar krzycz
7 7

5 klasa to jest coś koło 11-12 lat, prawda? I takiemu młodzieńcowi kroi mięso?! Dżizas...

Odpowiedz
avatar FlyingLotus
5 5

@Fisstech: albo i nie. Znam osobiście taki przypadek, więc wiem o czym mówię.

Odpowiedz
avatar atrida
19 19

Prawda jest taka, że w szkole czy przedszkolu zawsze najwięcej problemów jest z rodzicami, nie dziećmi. Dopóki matki nie zaprogramują swojego potomstwa, ze inny (bo normalny) i się nie baw nie ma żadnego problemu. A siostrze wyjaśnij, że robisz to dla jej i Młodego dobra - kiedyś chłopak będzie musiał radzić sobie w życiu sam, a bez treningu nic to nie da...

Odpowiedz
avatar Habiel
21 21

Aż mi się nie chce wierzyć w to co czytam. Ok, odprowadzanie do szkoły rozumiem, bo czasem okolica może nie być zbyt bezpieczna, ale żeby pomóc się przebrać? Gdy ja chodziłam do szkoły to byłaby największa siara, jaką może dziecko sobie wyobrazić...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 12

@Habiel: rozumiem, jakby się zaplątało w czymś, zamek zaciął czy zaczepił, zdarza się, ale nie na co dzień

Odpowiedz
avatar LittleM
9 15

Ja to dopiero jestem wyrodna. Jak wracam z zakupami to mój dwólatek też zawsze dostaje jakąś paczkę do niesienia (niewielką oczywiście. Idę o zakład, że rodzice opisani w tej historii za jakiś czas, będą lamentować nad tym czemu dzieć ma lat 30 i nie umie sobie zrobić śniadania.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 8

@LittleM: też tak robię! Jesteśmy zło wcielone!

Odpowiedz
avatar Xenopus
5 5

@LittleM: Zakładamy klub wyrodnych matek :) Ja się o mojej wyrodności dowiedziałam od życzliwych już w piątym miesiącu ciąży. Przytaknęłam, zaakceptowałam i robię swoje. Zakupy z trzylatkiem to czysta przyjemność. Sam się rwie do ciągnięcia wózka. Wrzuci rzeczy, które mu podam, pomoże wypakować na taśmę i odstawi wózek na miejsce. Na szczęście żłobek mamy normalny i dzieci tam od początku są uczone samodzielności. Zdjąć buty i kurtkę, odwiesić i odłożyć na miejsce, to norma dla 2-3 latków. Same też sobie nakładają jedzenie i odnoszą talerze a także myją ręce. I co? Dzieci radosne i samodzielne a rodzice dumni. Da się!

Odpowiedz
avatar WolverineX
5 5

Żona kazała córze (3 lata) podnieść i wyrzucić do kosza papierek, który rzuciła na ziemię w przedszkolu. Komentarz wychowawczyni: a jednak można wychowywać dziecko (nawiązanie do innych rodziców). U bratowej na zebraniu w przedszkolu jedna z mam pytała, jak jej dziecko ma jeść i kto będzie miksował jedzenie, bo on taki mały jeszcze. Dziecko ponad 3 lata!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@WolverineX: argument "bo on taki mały jeszcze" to głupi argument; aczkolwiek są dzieci, które z jakichś powodów nie mogą lub niechętnie jedzą twardsze rzeczy i gryzą - ja, gdy byłam mała, też sporo rzeczy miałam miksowanych czy rozdrabnianych, z tym, że u mnie struktura niektórych rzeczy czy zbyt duże rzeczy (kawałki czy tabletki) do połknięcia powodują u mnie mdłości i wymioty (nadal mi zostało z tymi wymiotami, dlatego część tabletek muszę dzielić na pół)

Odpowiedz
avatar Morog
-4 8

A gdzie kurtyna?

Odpowiedz
avatar Jango_Fett
7 9

@Morog: popruła się

Odpowiedz
avatar Sierpek12
-2 2

W szatni, zawiązuje buciki ;-)

Odpowiedz
avatar Nievka85
6 6

Brawo Ty! Oby wiecej takich Opiekunów/Rodziców/Nian!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 7

Ja zaczęłam uczyć się wiązać buty w wieku 5 lat i było to w przedszkolu. Jak nie umiałam to prosiłam mamę czy tatę by mi pokazał jak się to robi i w końcu po wielu próbach się nauczyłam, a teraz... Dziecko mojego narzeczonego jest już w 1 klasie podstawówki i dalej nosi buty na rzep albo wsuwane... Jak na to patrzę to szlag mnie trafia i to nie on takie buty kupuje, a przyszli teściowie. A jak im mówię, że za dużo mu kupują: a to lego, a to tablet, a to telefon, a to innych pierdylion zabawek. To słyszę, że dziadkowie są od tego by rozpieszczać, no bez przesady. Trzeba go przymuszać do odrabiania lekcji, a jak mówię, że zamiast gier na tablecie czy telefonie, wziął książkę i uczył się literek to jest wielki płacz. Najgorsze jest to, że mojemu narzeczonemu też nie za bardzo chce się z nim usiąść i go uczyć, ale cóż nie moje dziecko, nie ja jestem od jego wychowywania. Tylko szkoda bo może od rozpieszczania teściów i nieudolności rodziców wyrosnąć na szkolnego barana....

Odpowiedz
avatar tomatek
2 2

Nie twoje dziecko? Moze nierodzone ale jeśli planujesz wspólne życie ze swoim facetem, to chyba siła rzeczy powinnaś uczestniczyć w wychowywaniu? No chyba, że to ja jestem staroswiecki

Odpowiedz
avatar xandra
0 2

@Niagati: A że nie chce się zajmować swoim dzieckiem nie daje Ci do myślenia? Czemu z Waszym by miało być inaczej. @tomatek: Ale dziecko ma rodziców (a przynajmniej ojca), czemu Niagati ma mieć ochotę wychowywać dziecko narzeczonego skoro jemu samemu się nie chce?

Odpowiedz
avatar madelene
-3 5

Mieszkam niedaleko szkoły podstawowej więc często widzę jak dzieci wracają ze szkoły do domu. Jeżeli dziecko (obojętnie czy z 1 czy z 6 klasy) wraca do domu z dorosłym (obojętne czy to mama, tata, babcia o kulach, dziadek o lasce!) to dorosły ZAWSZE niesie plecak. ZAWSZE. Zgroza.

Odpowiedz
avatar Faraon85
8 8

@madelene: A z tym to się akurat do końca nie zgodzę. Jeśli plecak waży kilka ładnych kilogramów co teraz często się zdarza to nie widzę nic dziwnego w tym żeby ponieść go za dziecko.Tak może nie jest codziennie,ale jednak częściej niż rzadziej.

Odpowiedz
avatar madelene
2 2

@Faraon85: Ok, niech mama/tata poniosą swojemu małemu dziecku ciężki plecak, ale jak widzę babcię/dziadka z plecakiem a obok wnuczka z 4-5 klasy to ma mnie szlag trafić.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@madelene: a wiesz, jak ciężkie plecaki muszą nosić dzieci? podręczniki, zeszyty zwykłe, ćwiczeniówki i to nieraz z każdego przedmiotu; podręczniki są często robione z ciężkiego papieru kredowego; a jeszcze jakieś przybory, coś do jedzenia, picie (nie każdy chodzi na obiady), w niektóre dni strój na wf; nie dziw się, że babcia poniesie od czasu do czasu plecak

Odpowiedz
avatar Faraon85
1 3

To co w latach 80-tych było normą wychowawczą teraz jest ewenementem. Jakich czasów dożyliśmy...

Odpowiedz
avatar Glucha
3 5

Zwyczajnie w to nie wierzę :( Moja najmłodsza, co chodzi do I grupy w przedszkolu (3,5 l), sama się ubiera, wkłada i zdejmuje buty, tak samo kurtki, czapki. Nie potrafi tylko wiązać sobie apaszki z tyłu szyi. Eh...

Odpowiedz
avatar whateva
4 6

Jeśli pozwalasz mu na jakieś ubieranie kurtki, to coś nie tak jest i z nim, i z tobą.

Odpowiedz
avatar tachimetryk
2 4

No ja przepraszam, ale mój Młody takie rzeczy to już w przedszkolu musiał umieć. Jego koledzy zresztą też.

Odpowiedz
avatar kitusiek
1 1

Cholera, to ja widocznie byłem bardzo złym dzieckiem, bo w drugiej klasie podstawówki zabroniłem rodzicom mnie ubierać w zimowe kurtki i inne takie (po co najmniej rocznych protestach), bo zawsze kończyło się to przycięciem brody.. :/

Odpowiedz
avatar jonaszewski
0 0

Wczoraj moja trzyletnia córka szalała na placu zabaw, a ja miałem okazję obserwować dziewczynkę w jej wieku, którą mamusia prowadzała po placu, trzymając ją stale za kaptur kurteczki. Nawet na zjeżdżalni. Niebożątko nie mogło się nawet spokojnie pobawić, bo wszędzie łaziła za nią matka, przeszkadzając przy tym innym rozbrykanym dzieciakom. Potem wyrasta z tego nastolatek, który ma buty na rzepy, w sklepie nie umie bułki kupić, a jak nawet kupi - to kanapki już sobie nie zrobi, bo nie potrafi.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

a potem rosna kaleki spoleczne...

Odpowiedz
Udostępnij