Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ogarniałam przyjaciółkę z depresją. Ciężką, głęboką, rozwijającą się latami, doskonale zresztą maskowaną…

Ogarniałam przyjaciółkę z depresją. Ciężką, głęboką, rozwijającą się latami, doskonale zresztą maskowaną i z uporem godnym lepszej sprawy wypieraną. Przez 4 lata dziewczyna ukrywała objawy, w tym przeróżne akty autoagresji, tak skutecznie, że nawet jej chłopak niczego nie zauważył. Sama miałam ochotę prać się po pysku, że zignorowałam kilka słabych, izolowanych sygnałów i nie poskładałam ich w całość, tylko po czasie każdy jest mądry. Nic to, trzeba działać.

Recepta załatwiona na leki tak dobrane, żeby było jak najmniej działań niepożądanych, za to efekty w miarę szybkie (niestety, etap "najpierw musi być gorzej", czyli zamknięcie w domu, apatię, reakcje lękowe, zanik poczucia przyjemności i resztę trzeba było zaliczyć) i można było je łączyć z branymi stale fitofarmaceutykami. Zmuszanie do regularnego przyjmowania pomijam, ale były fajerwerki i rzucanie ostrymi przedmiotami. Jak chemia zaczęła działać, zaczęło się odprowadzanie pod drzwi psychiatry i szukanie odpowiedniej terapii miękkiej. Najpierw grupowo (jeżeli jesteś w związku od 4 lat z kimś, kto wymaga terapii, też potrzebujesz na nią iść), potem stopniowo przechodzenie na spotkania indywidualnie - wszystko przy stałym oporze dziewczyny, w końcu nie po to wypierała chorobę ze świadomości latami, żeby się przyznać do niej w ciągu kilku miesięcy. W zasadzie sztampowy kurs postępowania z trudnym pacjentem w praktyce. Nakłady czasu, wysiłku i pieniędzy ze strony jej, jej faceta i mojej były olbrzymie. Efekty normalnie i wk*rwiająco powolne, kroczki w dobrą stronę mikroskopijnie małe, ale przynajmniej są. A raczej były.

Rzecz pierwsza - otoczenie, czyli rodzina i przyjaciele. Pomijam to, że dla większości ludzi depresję ma się w czwartek wieczorem i w piątek już znika, bo weekend, żeby wrócić od poniedziałku. Tutaj mamy do czynienia ze środowiskiem około- i medycznym, ludzie uświadomieni co do natury problemu z wielu różnych źródeł na, wydawałoby się, specjalistycznym poziomie. Jej matka w miejscu publicznym (wyszła z domu! W gwarne miejsce! Gratulacje!) przywitała ją słowami "w coś ty się ubrała, wyglądasz jak menelka". Cóż, był w tył zwrot i kurs na dom. Mamuśka, solidnie przeze mnie opieprzona, stwierdziła, że przecież ona jest lekarzem i wie, jak się postępuje z ludźmi z depresją, czyli ostro i brutalnie, bo nie ma co się cackać. Jest laryngologiem, ale i tak współczuję jej pacjentom. Jej ojca interesowało tylko to, czy nie zawali roku przez "te humory", bo przecież poszła na terapię, to dlaczego nie jest już zdrowa? Wspólni znajomi stwierdzili, że oni też mają depresję i takich cyrków nie robią, a poza tym, przesadzamy, bo tego się nie dostaje z dnia na dzień, a oni nic nie zauważyli.

Rzecz druga - uczelnia. W zasadzie zawaliła rok, bo przez chorobę i początkowe fazy terapii odstawiła sprawy studiów na bok. Trudno, bierzemy od prowadzącego psychiatry papier o tym, że dziewczyna była niezdolna do ogarnięcia obowiązków, sadzamy ją nad kartką papieru, niech pisze prośbę o urlop z powodów zdrowotnych. Napisała, podpisała, zaniosła na uczelnię (poszła załatwiać swoje sprawy i naprawiać skutki choroby! Brawo! Postęp!), oddała. Uczelnia stwierdziła, że jasne, urlopu udzieli, ale jeżeli to naprawdę choroba umysłowa, to raczej się pożegnają, bo będzie przeszkadzać w studiach i późniejszym wykonywaniu zawodu. Dziewczyna załamana, chce wszystko odkręcać, woli płacić za powtarzanie roku niż bruździć sobie w papierach. Po dokładnym przewertowaniu wszystkich możliwych uregulowań okazało się, że niestety, mogą ją zmusić do badań lekarskich. Motywacja do leczenia i oswajania się z diagnozą spadła niemal do zera.

Rzecz trzecia, której na pewno nie zostawimy i skończy się olbrzymią awanturą - aptekarka. Miasto duże, ale apteka osiedlowa, mała, stali pacjenci, niemal wyłącznie z okolicznych kamienic i małych bloków. Recepty realizowane od początku w tym miejscu. Zadzwonił do mnie chłopak przyjaciółki - wściekły jak nieboskie stworzenie. Jedna z aptekarek podzieliła się z jedną (przynajmniej jedną) z ich sąsiadek wiadomością, że "taka młoda, a psychotropy bierze, psychiczna, pani!". Sąsiadka zdążyła rozgadać w kamienicy (szczęście, że o źródle informacji też się wygadała). Dziewczynę wytykają palcami i zdążyli z niej zrobić niebezpieczną dla otoczenia. Reakcja chorej łatwa do przewidzenia - zanegowanie sensu jakichkolwiek działań. Dziś niedziela, przybytek zamknięty, ale jutro robimy z chłopakiem nalot szturmowy i albo postawię babę przed izbą aptekarską, albo wybiję jej zęby.

by Ursueal
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
62 62

Baba złamała w tym momencie tajemnicę aptekarską (tak, istnieje coś takiego) i powinna wylecieć z pracy otrzymując przy tym dyscyplinarkę.

Odpowiedz
avatar Ursueal
45 45

@HermionaGranger: Wiem, że tajemnica aptekarska istnieje, ba, zazwyczaj jest o wiele lepiej traktowana niż lekarska. Tylko obawiam się, że ta konkretna aptekarka okaże się właścicielką apteki. Sama się nie zwolni z pracy, trzeba będzie rozkręcać machinę, a ta jest bardzo powolna.

Odpowiedz
avatar bronksiu
25 27

@Ursueal: A to na prokuratora się nie łapie?

Odpowiedz
avatar bloodcarver
36 38

@bronksiu: łapie. I na utratę prawa do wykonywania zawodu, i parę innych rzeczy. Tylko trzeba kogoś, kto o to zawalczy. Trzymam kciuki.

Odpowiedz
avatar rtoip
15 15

@HermionaGranger: Ja sugeruję też pozew o odszkodowanie do sądu cywilnego (naruszenie dóbr osobistych), jeśli przyjaciółka jest na to gotowa.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 11

@bloodcarver: może warto zgłosić do Wojewódzkiego Inspektoratu Farmaceutycznego?

Odpowiedz
avatar mijanou
7 7

@Ursueal: No niestety, tak. No i do postawienia przed izbą aptekarską trzeba mieć twarde dowody, chyba nawet trwalsze niż przed izbą lekarską, gdzie dowodem jest karta pacjenta. Tutaj trudno będzie udowodnić, że 'jedna baba drugiej babie szepnęła na ucho". Jeśli chcesz babie zaszkodzić-wykorzystaj internet, o ile ta apteka ma stronę internetową lub odszukaj tę panią na FB. I daj ladne ogłoszenie "W tej aptece naruszana jest prywatność pacjenta". Jak pani straci klientów (bo przecież skoro o jednej pacjentce plotkowała to dlaczego nie o innych?) to się nauczy.

Odpowiedz
avatar Ursueal
1 1

@mijanou: Sprawa skończy się w izbie, choć rozwiązania doczekamy się najszybciej za rok, może półtora. Dowody udało się zdobyć. Wykorzystanie ostracyzmu społecznego jest o tyle niefortunne, że uderzy w obie strony, a teraz zależy nam na minimalizowaniu szkód.

Odpowiedz
avatar PaniWrzos
41 41

Niedobrze mi z żalu jak to czytam. Jak ludzie mogą być tak okrutni, źli i bezmyślni. Obcy, bliscy...masakra.

Odpowiedz
avatar psychomachia
24 24

Niektórych trzasnąć w dziób to za mało... Życzę wytrwałości w walce o zdrowie psychiczne przyjaciółki! I czekam na następną historię, czy aptekarka straciła zęby czy pracę.

Odpowiedz
avatar Locust
17 21

Jestem w stanie zrozumieć, ze obcych ludzi mało interesuje choroba twojej przyjaciółki. Uczelnia tez swoje procedury ma. Ale żeby rodzina i znajomi tak lekceważąco i pogardliwie odnosili się do problemu? To naprawdę smutne, ze ma ona tylko dwoje ludzi, na których może polegać. Mam nadzieję, ze twoja przyjaciółka upora się w końcu ze swoją chorobą, a tobie życzę wytrwałości. Pani z apteki zachowała się poniżej krytyki i powinna ponieść wszystkie konsekwencje.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 15

@Locust: procedury procedurami, ale takie odzywki na uczelni to zgroza - sama jak jeszcze byłam na pierwszym moim kierunku (którego nie kontynuuję już), przegapiłam terminy egzaminów - pierwszy straciłam, na drugi nie dałam rady iść, zbyt źle psychicznie się czułam; udało mi się załatwić zwolnienie od psychiatry, podanie o przywrócenie terminu egzaminu złożyłam sporo po czasie regulaminowym, ale dziekanat nie robił problemu, dziekan się zgodził, wykładowca trochę postękał, bo późno do niego przyszłam, ale nie wnikał w powód (na podaniu miałam otwarcie napisane, że leczę się psychiatrycznie); także można traktować inaczej

Odpowiedz
avatar Bastet
16 16

@Locust: Nie wiem co przyjaciółka studiuje. Może są jakieś zawody, które wymagają zdrowia psychicznego i ma to jakiś sens?

Odpowiedz
avatar Locust
11 11

@Bastet: O tym samym pomyślałam.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
7 7

Co do stanowiska uczelni, to ja nie widze tu niczego piekielnego. Może ona studiowała coś, co wymaga bezwzglednego zdrowia psychicznego. Jeden koleś z niezaleczona depresja dostał licencje pilota i prace w liniach lotniczych, a jak sie to skończyło, to przez kilka tygodni mówili niemal codziennie w radio i TV.

Odpowiedz
avatar Ursueal
1 1

@Fomalhaut: Stanowisko uczelni jest takie, że póki ktoś sam się nie przyzna, że ma problemy, to patrzy się przez palce np. na to, że zaświadczenia o stanie zdrowia idą hurtowo od jednego lekarza. W zasadzie można być nawet schizofrenikiem z jednoznacznymi objawami i chodzić na zajęcia tak długo, póki nie odwiozą w kaftanie, bo w dokumentach ani śladu i władze uczelni mają czyste ręce. Doradzono nam, żeby w prośbie o urlop wpisać cokolwiek innego i oddać nawet bez dokumentacji medycznej - najwyraźniej szykuje się trzepanie papierów. Lotnictwo to akurat nie jest, ale też kontakt z niebezpiecznymi maszynami, a zapadalność na choroby psychiczne wywołane przez pracę jest ogromna - tylko nikt o tym głośno nie mówi.

Odpowiedz
avatar Joga
22 24

Rzadko loguje się na portalu aby coś skomentować ale jako, że poruszono temat mojej grupy zawodowej dodam nieco od siebie. Jak już wspomniano farmaceutka złamała tajemnicę zawodową co akurat w naszym zawodzie jest bardzo źle postrzegane i podpada pod sąd koleżeński przy okręgowej izbie aptekarskiej. Jest jedno poważne "ale" w tym wszystkim. Z twojej historii wynika, że nie masz żadnego namacalnego dowodu na gadulstwo w/w farmaceutki. Poza aferą jaką możesz zrobić na miejscu niewiele zdziałasz. Zalecam zgłosić sprawę kierownikowi apteki lub w przypadku apteki sieciowej szukaj koordynatora regionu lub kogoś o podobnym stanowisku. Oni na takie sprawy raczej reagują bo boją się złego postrzegania placówki. Upewnij się najpierw proszę, czy twoje informacje o źródle przecieku są aby pewne. Ludzie w kolejkach w aptece widzą więcej niż mogłoby się wydawać.

Odpowiedz
avatar Ursueal
1 1

@Joga: Udało nam się nagrać przyznanie się. Spodziewam się cyrków z podważaniem autentyczności, oskarżeniem o montaż i podobnych rzeczy, ale zacznę się tym martwić, jak przyjdzie czas. Na razie wolę skupić się na leczeniu skutków, a nie zemście.

Odpowiedz
avatar Mimizu
18 18

"wyjdź na spacer i Ci przejdzie" moje ulubione :)

Odpowiedz
avatar Kiwi
16 16

@Mimizu: Jeszcze "Jak znajdziesz pracę, to przestaniesz się nudzić w domu"

Odpowiedz
avatar eulaliapstryk
11 11

@Kiwi: Oooo, to to. "Wymyślasz wszystko z nieróbstwa. Gdybyś tak musiała wstać na piątą rano do roboty, to byś nie miała czasu na jakieś depresje-sresje".

Odpowiedz
avatar Ursueal
5 5

@eulaliapstryk: "Kup sobie jakieś zwierzątko", "wyjdź do ludzi", "weź się w garść", "przecież inni mają gorzej" - znam wszystkie te teksty, od kilku lat uczę ludzi, że równie dobrze mogą włożyć rozżarzony gwóźdź w tyłek, skuteczność terapeutyczna będzie taka sama.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
13 13

No, niestety jest tak, jak piszesz. Ludzie myślą, że depresję ma się "z dnia na dzień". Nie mają świadomości, jaka to poważna choroba i nie wiedzą, jak się obchodzić z chorymi ludźmi. Jak bardzo się mylą...

Odpowiedz
avatar Faula
7 9

Obawiam sie ze zachowanie rodzicow bylo do przewidzenia. Wiem z doswiadczenia ze w tak mlodym wieku jest w duzej mierze wina rodzicow. Dzieci chce miec kazdy, tylko nikt nie zastanawia sie jak duzo trzeba wiedziec i umiec zeby ich nie krzywdzic.

Odpowiedz
avatar greggor
-3 3

@Faula: Jakieś 100-150 lat temu nikt jeszcze nie gadał takich bzdur, że do wychowywania dzieci potrzeba nie wiadomo jakiej wiedzy. Ludzkość cofa się w rozwoju?

Odpowiedz
avatar szafa
1 5

@greggor: Trzeba miec wiedzę, bo pózniej się wychowa takiego ciebie.

Odpowiedz
avatar Izabela32
1 1

Piszesz, że ją ogarniałaś. Ja myślę, że jeżeli sama się nie ogarnie, to nic z tego nie będzie. Ona też musi chcieć.

Odpowiedz
avatar Kiwi
2 4

Autorko, to tylko sugestia, ale może podzielę się z Tobą co mnie pomogło wyjść z depresji. Też bardzo długo nie zdawałam sobie sprawy, że w ogóle mam, ale ten stan trwał dobre 3-4 lata, wyszłam z tego bez leków i lekarzy, a z pomocą przyjaciółki, pewnie takiej jak Ty. Mianowicie pomógł mi sport/ dużo ruchu. Wiem, że to się łatwo mówi, naprawdę wiem. Nie mówię wśród ludzi, nie mówię, żeby się wymęczyć, ale byle regularnie. Poziom endorfin po treningu bardzo pomaga, nie od razu, ale stopniowo. Ja zaczęłam biegać, najpierw sama, potem z psem (w międzyczasie wzięłam psa ze schroniska, dogoterapia też była niezła, ale nie chcę sugerować takiej odpowiedzialności). Może być joga, mogą być ćwiczenia z którymś prowadzącym na YT (polecam fitnessblender, sympatyczne małżeństwo, nie kładą nacisku na jakiś hiperwycisk, są różne stopnie trudności). Możesz ćwiczyć z nią, żeby było raźniej. W każdym razie, życzę Wam obu powodzenia.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 września 2016 o 12:56

avatar szafa
2 2

Ma szczęście, że Ciebie ma :)

Odpowiedz
avatar copy
1 1

Bardzo lubię czytać takie wyznania, szczególnie takie, które dotyczą poniekąd mojej osoby. Wiele cech, które przeczytałem wyżej mógł bym przypisać sobie... z wyjątkiem jednej - dziewczyna posiada przynajmniej jedną, jak nie więcej PRAWDZIWĄ przyjaźń. Zaś człowiek z takimi problemami, co ma zrobić gdy nie ma chociaż z kim pogadać... Życie. Pozdrawiam

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Zaskoczę was pewnie ale środowiska lekarskie traktują psychologię jako pseudonaukę. Nic więcej dodawać nie trzeba.

Odpowiedz
Udostępnij