Kiedy sprzedawca wie lepiej, czego chce klient...
Idzie jesień, a ja po przeglądzie szafy z butami stwierdziłam, że przydadzą się jakieś nowe "patatajki" do pracy. Mój typ: płaskie, skórzane, czarne, ewentualnie ciemny brąz, czyli kolory neutralne (mniejsza o to dlaczego tak, a nie inaczej).
Pojechałam do galerii handlowej na drugim końcu miasta, gdzie jest kilka, o ile nie kilkanaście butików z butami, w tym parę moich ulubionych. Od drzwi prosto lecę do pierwszego z nich, gdzie kupiłam już kilka innych par i zawsze dobrze mi się nosiły.
Na dzień dobry lekkie zdziwienie, bo zamiast dwóch pań ekspedientek w wieku 50+, za ladą stoi młodziutka dziewczyna. No nic, może obsada się zmieniła, może urlop, zwolnienie lekarskie albo inna przyczyna zastępstwa.
Zaczynam chodzić między półkami i oglądać poszczególne modele. Dziewczyna, jak się okazało Piekielna (P), podchodzi.
(P): W czym mogę pomóc?
(Ja): Poszukuję butów skórzanych, czarne lub ciemny brąz, płaskie, w rozmiarze 38.
Piekielna pokiwała głową, poleciała gdzieś między półki i po chwili przyniosła mi pudełko. Wyciąga z niego prawy but i zachęca do przymierzenia.
Przyglądam się: jest płaski, jest czarny, jest skórzany, ale... dziwnie duży. Biorę do ręki i patrzę, a tam rozmiar 40.
(Ja): Ale ja chciałam 38.
(P): Z tego fasonu nie ma. Proszę przymierzyć, może będzie dobry. Ten jest w przecenie.
Dla świętego spokoju mierzę, a nuż rozmiarówka skopana. Ale nie. Za duży. Informuję o tym ekspedientkę.
(P): Dobrze, już szukam czegoś innego.
Znowu poszła latać między półkami, przerzuca pudła i przynosi kolejne. Jest! Na pudełku 38! Ale w środku... but pomarańczowo-niebiesko-czerwony.
(Ja): Ale ja chciałam czarne lub brązowe.
(P): Oj wie pani, czasami trzeba zaszaleć, a nie chodzić w takich smutnych kolorach.
Schowała but i poleciała szukać dalej. W międzyczasie sama się rozglądałam, kilka fasonów przykuło moją uwagę, ale na wystawie było po jednej parze i musiałam zapytać Piekielnej czy jest mój rozmiar. Nadchodzi do mnie po raz kolejny.
(P): Te będą bardzo ładne i wygodne.
I wyciąga... Szpilki. Bardzo wysokie szpilki.
(Ja): Wie pani, ja mówiłam, że szukam płaskich, a nie żadnych na obcasie, na szpilce czy koturnie. A z tych tutaj (pokazuję na trzymany w ręku but) jest może 38?
Piekielna patrzy na mnie i na ten but, a w końcu ciężko wzdycha.
(P): Może są. Ale z pani wzrostem (1,6 m) powinna pani szukać obcasów, a nie płaskich.
Oznajmiłam Piekielnej, że chyba jednak się nie dogadamy i wyszłam ze sklepu.
Nie, nie złożyłam skargi. Po prostu więcej tam nie zajdę. A buty kupiłam w butiku obok. Czarne, płaskie, super wygodne.
sklepy zakupy
Rozmiarówka bywa skopana. Noszę 40 kupione 2 lata temu, a w tym roku ten sam producent 41 za małe. Szlag jasny mnie trafia jak muszę kupować buty, bo w zależności od firmy/modelu rozmiar mi się waha od 40 do 42 (a chińskie trampki nawet 44...)
Odpowiedz@Agness92: Znam to. Przykładowo teraz noszę trampki 37,5 i 38, buty trekkingowe 36,5, a szpilki 39.
Odpowiedz@martajm: Ty przynajmniej masz jakiś wybór. Najgorsze jest to, że wiele damskich rozmiarówek się kończy na 40-41.
Odpowiedz@Agness92: Ja to miałem rozstrzał jeszcze niedawno od 41 półbutów po 42 zimowe do 43 sportowych. I mi się ludzie dziwią, że nie wiem jaki mam rozmiar buta :D
OdpowiedzJa dlatego zawsze mówię że potrzebuję buty z wkładka na 26,5 cm. Czasem patrzą na mnie jak na kosmitke ale ogólnie oszczędza mi to sporo czasu.
Odpowiedz@Agness92: Ja w glanach miałam rozmiar 37, adidasy 37,5, sandałki 35, a szpilki 36. I bądź tu człowieku mądry. Tak samo z ciuchami-niby noszę S/M, ale czasem jest tak zrobiony krój, że muszę szukać czegoś z XL przy wadze 51 kg :D
Odpowiedz@Malibu: Z długością wkładki też różnie bywa. I tak np. buty SPD (rowerowe) mam z wkładką 26 cm (według producenta), a biegowe, które muszą być ciut większe, mają zadeklarowaną długość wkładki 25 cm. Jeśli chodzi o obuwie "wyjściowe" to noszę 38, a ze sportowych zawsze większe- np. wspomniane rowerowe to rozmiar 40, a biegowe 39.
OdpowiedzJak chcę kupić buty to mam łatwo - wchodzę do sklepu i proszę o pokazanie damskich modeli w rozmiarze 42. Oczywiście żaden z dwóch zaproponowanych nie pasuje, więc idę do kolejnego sklepu. I tak mija kilka dni, po których kupuję kolejne męskie adidasy :) Pantofle mam jedne, od dekady te same, bo nowych nie udało mi się kupić w moim rozmiarze i tęgości stopy 8-latki. Obleciałam w nich studniówkę, parę lat egzaminów, kilka wesel, chrzcin i pogrzebów. Gdybym nie bała się wody to byłabym pływacką mistrzynią olimpijską z takimi płetwami :D
Odpowiedz@Malibu: Ah! Zapomniałam nadmienić, że 85% czasu spędzam w butach sportowych.
OdpowiedzMiędzy pułkami wojska biegała ekspedientka?
Odpowiedz@Toyota_Hilux: ale wstyd... Ale poprawione.
Odpowiedz@astor: To jeszcze hurtem popraw proszę wszędzie odmianę tego nieszczęsnego buta. Bo kogo? czego? - buta się zgadza, ale kogo? co? mi pokazywała - but.
OdpowiedzJa na takie buty mówiłam "zapie*dalanki" - od dzisiaj to będą patatajki. Super nazwa! :)
Odpowiedz@hotchilli: cichobiegi ewentualnie
Odpowiedz@hotchilli: mogą też być skoki
OdpowiedzChyba "dżungloskoki", jak mawia mój ojciec ;) na telewizory starszego typu mawiał "skrzynka po jabłkach";)
OdpowiedzCiekawe czy to ten sam sklep, w którym pani ekspedientka proponowała mi zakup butów o rozmiar za dużych, bo były w promocji posezonowej (czyli chcieli się ich jak najszybciej pozbyć). Na moje obiekcje odpowiedziała, że jak tak bardzo będzie mi to przeszkadzać to przecież mogę sobie dodać wkładkę. W sumie do dziś nie wiem jaką, bo o takich wypełniających przód buta nie słyszałam ;-)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 września 2016 o 20:36
@Madeline: Kiedyś to się nazywało wata ;-) Ale to raczej średnio wygodna "wkładka".
OdpowiedzSamo w sobie jest piekielne posiadanie płetwy, przepraszam - stopy o długości 29,5 cm. W rozmiarówkach to się waha od 44 do 47 :( Także obcasów nigdy nie nosiłam, bo w podstawówce w klasach 1-4, zanim przekroczyłam rozmiar 42, było mi zwyczajnie głupio i niewygodnie :P
OdpowiedzTak na przyszłość, skargę zawsze składaj. Sama napisałaś, że wcześniej robiłaś tam zakupy, więc wnioskuje, że nie było takich problemów. Skarga da możliwość reakcji właścicielowi/kierownikowi, który niekoniecznie wie co jego podwładna odpierdziela w pracy.
OdpowiedzPostępujesz źle nie składając skargi... przez piekielną ekspedientę właścicielowi mogą dość sporo obroty spaść, bo wiele osób zrobi tak, jak Ty, a właściciel nie będzie do końca wiedział dlaczego... Może mieć podejrzenia, że to przez nią, bo od kiedy ją zatrudnił to obroty spadają, ale nie każdy wyciągnie odpowiednie wnioski. Skarga od razu da mu do myślenia ;)
Odpowiedz