Po przeczytaniu #74890, wersja zagraniczna!
Wyjechałam do Anglii jeszcze ‘przed wszystkimi’, w okolicach 2000 roku. Pracuję na kierowniczym stanowisku w środowisku akademickim i jestem między innymi odpowiedzialna za rekrutację pracowników na stanowiska techniczne w moim dziale. Stanowiska te wymagają bardzo specyficznego wykształcenia i doświadczenia, ktoś bez odpowiedniego ‘papierka’ nawet się o takie prace nie ubiega.
Nie mam natomiast absolutnie nic do powiedzenia jeżeli chodzi o rekrutację w innych działach na pracowników niekoniecznie wykwalifikowanych, np. na sprzątaczy, kierowców, pracowników stołówki, administracji czy księgowości, czego pewna część mojej rodziny i znajomych z Polski absolutnie nie są w stanie zrozumieć. Miałam już różne przypadki nagabywań a potem obrazy wśród rodziny bo nie załatwiłam pracy Kasi, Jasi i Czesiowi (bez żadnego wykształcenia), nie zaprosiłam do siebie Stasia, Joli i Madzi (po budowlance czy ekonomiku), powiedziałam również nie Beatce (mgr po marketingu).
Oczywiście fakt że żadna z tych osób nie znała angielskiego w stopniu komunikatywnym nie wydawał się dla nikogo problemem. Ominęły mnie przez to takie przyjemności jak jakieś wesele czy chrzciny (bo ktoś tam przecież obrażony to mnie nie zaprosi – tyle że dla mnie to super bo mniej kasy do wydania na jakichś pociotków).
Ale w lipcu ktoś przebił ich wszystkich. Postanowili mnie postawić przed faktem dokonanym, żebym nie miała okazji powiedzieć ‘nie, ma nie przyjeżdżać bo nic z tego nie będzie’. Mąż kuzynki żony mojego brata (!) bez zapowiedzi (!) przyjechał do mnie ‘na kilka dni tylko, jak tylko go zatrudnię to on szybko wynajmie sobie pokój po pierwszej wypłacie’. Fakt że bez zapowiedzi obrócił się przeciwko nim, i to nawet bardzo, jako że nas nie było w domu w tym czasie przez dwa tygodnie.
Szwagierka nas ścigała telefonicznie przez pół Europy bo Grzesiu stoi u nas pod domem z ciężką torba i nie ma gdzie spać! No i jak to nas nie ma w domu przez kolejne 10 dni?! Przecież mieliśmy być (porażająca logika – nie ma nas w tym czasie w Polsce u rodziny no to musimy być u siebie w domu)!
Odmówiłam szwagierce wysłania Grzesia na nocleg do jakichkolwiek moich znajomych na 10 dni i Grzesiu niestety musiał wrócić z powrotem do Polski tak jak przyjechał, przez Victoria Coach Station w Londynie, na następny dzień i po noclegu na dworcu. Szwagierka się już do mnie nie odzywa, mój brat podobno nic o tym nawet nie wiedział...
Anglia
Ha ha! Śliczne i cudne! Grzesiom i ich żonom na pohybel!
Odpowiedz@maat_: Na pohybel, to tylko kniaziowym, a Grzesie i ich zony to moga najwyzej naskoczyc. Ale fajnie sie gosc nacial, jeszcze bardziej bombowo byloby, gdyby mu, bedac w domu, nie otworzyc drzwi, bo gosc nie w pore gorszy od Tatarzyna.
OdpowiedzTrochę poza tematem, przepraszam. Czy ktoś zna normalnego Grzesia? To imię chyba ma coś w sobie.
Odpowiedz@lajzanumerjeden: znam trzech normalnych
Odpowiedz@LPP: znam dwoch, raczej normalni, nie zauwazylam jakis specjalnych odchylow
Odpowiedz@lajzanumerjeden: znam.
Odpowiedz@lajzanumerjeden znałam dwóch, nie licząc rodziny. Jeden zamilkł gdy związał się z dziewczyną, drugi zaś - alkoholik i do tego z problemami psychicznymi. Kto normalny popija silne leki na receptę winem?! :x
Odpowiedz"Mąż kuzynki żony mojego brata" - chyba muszę to sobie rozrysować...
Odpowiedz@grupaorkow: Mąż kuzynki szwagierki :) Dla mnie nie rodzina!
Odpowiedz@grupaorkow: po kolei: autorka ma brata, który z kolei ma żonę. I ta żona ma kuzynkę, która z kolei posiada męża. Mam nadzieję, że to też jakoś rozjaśniło :)
Odpowiedz@grupaorkow: Kiedyś mówiło się " antkakobitybratasyn ". Mam nadzieję, że pomogłem ;)
Odpowiedz@grupaorkow: Przedszczepie srodszczepia zaszczepia oszczepu. Czyli siodma woda po kisielu.
Odpowiedz@jasiobe: albo "walkowegostaskazięć" :-)
Odpowiedz@grupaorkow: To byłby pierwszy krok do rozwikłania powiązań w "Modzie na sukces" :-D
OdpowiedzOj tam, w mojej rodzinie w skrócie mówi się na takie pokrewieństwo "piąta woda po kisielu". ;)
OdpowiedzJa pierdziu, u nich w regionie taka masakra, że tak chcą emigrować czy myślą że w robocie po znajomości zarobią a się nie narobią? Po drugie, skąd oni znają twój dokładny adres?
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: Od szwagierki oczywiscie! Byli u mnie kilka razy, kartki przysyłają.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: Znaczy się szwagierka z bratem byli u mnie, Grzesia i jej kuzynkę to raz na oczy widziałam 10 lat temu na jakimś weselu.
Odpowiedz@skakankaanka: dzięki Ci Panie,że ludzie którzy mnie znają w Polsce i reszta rodzinki nie ma szans się ze mną skontaktować i nikt ich nie może na mnie nakierować.... a twój brat jak na to zareagował? Wyszło na to, że poślubił tempom ( juž nawet nie tępą ) dzidę a jeezcze gorzej, jeżeli zdąrzyli przekazać geny
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: "Tempa" specjalnie, ale to zdąRZYyli chyba już niekoniecznie.;)
OdpowiedzNo to teraz jest szansa, że już nikt ci nie będzie truł o załatwienie pracy, przykład Grzesia powinien skutecznie odstraszać
OdpowiedzCo za chamstwo i tupet. Gdybym była w domu i tak bym go nie wpuściła. Niech sobie radzi sam.
OdpowiedzJak on Grzegorz, to moze Brzeczyszczykiewicz z Chrząszczyżewoszyce, powiat Łękołody i napewno rozpetal druga wojne swiatowa, to mysli, ze moze zwalac sie wszedzie na chama i kazdy musi mu uslugiwac, a tu, o dziwo nie!
OdpowiedzMnie to w sumie w Anglii na miejscu raz się trafiła taka lasencja co to chciała, żebym jej pracę w branży jeździeckiej załatwiła. Przyjechała, zatrzymała się u znajomych i marudziła o tą pracę. Problem w tym, że dziewczyna znała język na poziomie "kali pić, kali jeść", a doświadczenia nie miała wcale. Zaproszono ją na dwie rozmowy i na obu odrzucono. Potem zatrudniła się w firmie sprzątającej, ale po 3 miesiącach wróciła do Polski. Obecnie opowiada wszystkim jaka Anglia jest tragiczna, a ludzie straszni. Tak na prawdę gdyby miała doświadczenie to by wymarzoną pracę dostała nawet bez angielskiego. Mój mąż zaczynał w Anglii z angielskim na bardzo podstawowym poziomie, a pracę w zawodzie znalazł już w drugim tygodniu pobytu. Po prostu ma 30-letnie doświadczenie i sporo sukcesów, a angielskiego uczył się sam i teraz dosyć dobrze mówi.
Odpowiedz@Bryanka: moze jej faktycznie się nie podobało. Też mieszkałam w UK(też w zawodzie) i mi się nie podobało i uważam, że ludzie ogólnie są straszni.
Odpowiedz@krystalweedon: wszędzie są straszni ludzie. Dlatego trzeba olewać i ograniczać kontakt
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: zgadzam się, ale mi sie tam nie podobało. Za duzo niemiluchow na mkawratowym jak dla mnie.
Odpowiedz@krystalweedon: Źle trafiłaś. Moja przyjaciółka też nie odnalazła się w Anglii, ale nie opowiadała wszem i wobec, że cała Anglia jest koszmarna, a ludzie do dupy. Po prostu stwierdziła, że woli jednak mieszkać w innym kraju, ale cieszyła się, że spróbowała.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: Ludz sam z siebie nigdy nie jest straszny. Ale bywaja WSZEDZIE i tacy i siacy, uogolniac nie powinno sie nigdy, czy u Anglikow, cyganow, zydow, uchodzcow, cyklistow, Polakow, czy jakichkolwiek innych. Ale jesli wielokrotnie mialo sie zle doswiadczenia w blizszych kontaktach z jakimis przedstawicielami grupy spolecznej, to taka niechec moze byc ewentualnie zrozumiala. Dla mnie KAZDY jest normalny, az sam udowodni mi, ze sie myle.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: Każdy, kto nie dał podstaw do myślenia, że jest inaczej, jest normalny indywidualnie. Niektóre grupy jednak stworzyły takie społeczeństwa, że aż powstają stereotypy typu Belg-idiota.
OdpowiedzCóż... powinni się cieszyć, że nie mieszkasz na Grenlandii w miejscu tak odludnym, że autobus kursuje raz na tydzień. Wtedy takie odbicie się od drzwi mogłoby się dla nich o wiele gorzej skończyć.
OdpowiedzDobrze im tak. Wymyślili sobie niezapowiedzianą wizytę do zupełnie innego kraju i oczekują, że jeszcze sobie u Was pomieszka do czasu aż TY mu znajdziesz pracę. Co za popaprańcy. Nawet gdybym była w domu to bym gościa chyba nie wpuściła. Szkoda nerwów dla takich walniętych ludzi.
OdpowiedzPielęgnuj te zerwane więzi, bo chwila nieuwagi i się odnowią.
Odpowiedz@Alojzy Giedrojć - na większość publicznych stanowisk wymagających niewielkich lub powszechnych kwalifikacji całe lata najłatwiej było dostać się po znajomości. Do dzisiaj konkursy na uczelniach na stanowisko adiunkta to fikcja, media co i rusz pokazują też, jak co ciekawsze stanowiska w instytucjach publicznych dostaje się z klucza, a nie wedle autentycznych kwalifikacji. Rezydentury lekarskie też obsadzane środowiskowo. Większość przetargów publicznych to rzeczy ustawione (bardzo prosto zresztą się je ustawia, i to po obu stronach: zamawiającego i wykonawcy). Nabór na stanowiska/zlecenia w projektach finansowanych z UE - tak samo. W małych prywatnych firmach chętniej pracodawcy przyjmą kogoś zaufanego z polecenia. I tak dalej, i tak dalej. Trudno się dziwić, że Polacy mają we krwi "po znajomości", tyle że część nie rozumie, że czasami po prostu się nie da, a zwłaszcza gdy to czasami dotyczy krajów lub chociaż środowisk o bardziej transparentnych metodach rekrutacji.
OdpowiedzTo ciućmok nad ciućmoki z tego Grzesia, bo znalazłby sobie jakieś spanie, gdyby tylko poszukał. I, nade wszystko, przyjechał wszędzie, byle nie do Londynu. A tak to ma to, co ma. Znalazłszy schronienie, pracy by się też doszukał. I ustatkował samemu. A formularze "równych szans zatrudnienia" (dodatki przy rekrutacji) zdają się w takim razie być świetną maskownicą kryjącą wszechobecne co najmniej polecanie. Zresztą znam przypadek z małą firmą, że nowy pracownik został polecony, a przypadkowo wygadał się o swoich zainteresowaniach, także nie wiadomo czy dostał się z uwagi na dobrą opinię o naszych rodakach czy też wspólna pasja jego i szefa postawiła kropkę nad "i". A najlepszy przypadek, to organista... sprzątający kościół. Nie mógł się oprzeć pokusie i pograł na organach. I tak jego talent został dostrzeżony.
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 7 września 2016 o 17:45
Uważaj, żeby Cię Grześ kosztami za bilety nie obciążył...:P Btw, zdecydowanie za mało tu przecinków.
Odpowiedz