Wczoraj nad ranem obudziło mnie wycie kota. Wyszłam za zewnątrz szukać tego nieszczęcia, znalazłam go na działce(raczej ugórze)obok w klatce ukrytej między krzakami. Musiała go tam zwabić puszka sardynek. Zrobiłam kilka zdjęc i poszłam z klatką do właściela działki. Sąsiad nic nie wiedział o tej klatce, ale kot faktycznie jest jego, więc oddałam to nieszczęście.
Dopiero o 14.00 pojawili się jacyś ludzie szukając tej klatki. Zagadałam do nich i dowiedziałam się, że łapią koty wolno żyjące na kastracje. Zaproponowałam zaprowadzenie do tego pana, który zabrał klatkę.
Z domu zadzwoniłam na Policje i bardzo powoli zaczełam iść w ich kierunku( droga prowadzi na około). Policja przyjechała zanim pojawiłam się na miejscu.
Co się okazało?
- Państwo nie mają pozwolenia na łapanie zwierząt.
- Nikt ich nie prosił, chcieli wyłącznie zmniejszyć ilość kotów narażonych na niebezpieczństwo.
- Nie potrafią podać sensownej definicji kota wolno żyjącego. Sami policjanci nie widzieli różnicy pomiedzy kotem śpiącym w stodole, a tym w domu jeśli mają właściela. Państwo tłumaczyli, że kot domowy siedzi w domu 24/7, a przynajmniej musi posiadać obroże z adresatką/dzwoneczkiem.
W klatce nie było wody.
Niedosłyszałam czy ich pouczyli czy postawaili zarzuty.
Nie mam już siły...
My też mamy kota, matka przygarneła ją. Nikt się nie zgłosił to została, a co jakiś czas trafia się jakiś pseudo obrońca. Lepiej jakby zajeli się tymi zwierzakami, które faktycznie potrzebują pomocy.
To w końcu jak to z tym kotem było? Był sąsiada, ale przygarnęła go matka, bo nikt się nie zgłosił?
Odpowiedz@wagad: mam kota wychodzacego w i on też mógł wyladować w tej klatce i poranić np sobie pyszczek puszką i prawdopodobnie nigdy bym jej niezobaczyła
Odpowiedz@krystalweedon: jeśli to jest odpowiedź na moje pytanie to bierz pół. A czy byś zobaczyła puszkę czy nie to ja nie wiem.
Odpowiedz@wagad: dziekuje wezme pod uwage.
Odpowiedz@wagad: "krystal" po północku średnio kojarzy. Najpierw, z rozpędu, "wyjcie kota" przeczytałam jako "wycie kojota" i aż mnie zmroziło. Potem też jest ciekawie. Poszła szukać nieszczęcia na zewnątrz, i znalazła na działce obok miedzy, [z?] krzakami w klatce. Zbawcą okazała się puszka sardynek. "...pojawili się jacyś ludzie w TYCH krzakach szukając TEJ klatki." "...Zagadałam do NICH i dowiedziałam się od NICH..." "...łapią koty wolnożyjące na kastracje." - A nie na sardynki? "...zadzwoniłam na Policje i bardzo powoli szłam do nich..." No, ale po co? Przecież i tak... "Policja przyjechała zanim doszłam." "Nie mam już siły..." JA TEŻ.
Odpowiedz@Armagedon: mi zawsze średnio kojarzy jakbyś nie zauważła...ale dzięki poprawie. @Massai: poprawiłam, bo wczesniej bylo bez sensu.
Odpowiedz@Massai: historia była edytowana. Jeśli się tego nie domyślasz, to weź na wstrzymanie z komentarzami.
Odpowiedz@wagad: nie ;) kot był sąsiada i z powrotem do niego trafił. Autorka mówi o innym kocie, którego przygarnęła jej matka
Odpowiedz@Massai: a wiesz jak brzmiał ten tekst wcześniej? Bo ja wiem. I jak sama autorka Ci napisała wyżej: edytowała bo wcześniej było bez sensu.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 sierpnia 2016 o 10:36
@Armagedon: puszka sardynek nadal zbawia koty :D
OdpowiedzWszystkie opisane tu dzialania w celu zmniejszenia ilosci niekontrolowanej ilosci bezdomnych kotow sa lepsze niz ZADNE poczynania i oblewanie problemu, albo n.p. topienie nadprogramowych, niechcianych kociat. Sensownie byloby tylko przed dzialaniem ta akcje dobrze przemyslec i skoordynowac z jakims TOZem, czy czyms podobnym, oraz zasiagnac przedtem porady prawnej, zeby nie wyladowac w pokrzywach przez dobra wole.
Odpowiedz@Massai: to może zaproponuj rodzicom odpowiedzialne zachowanie, a więc kastrację i nie puszczanie kota luzem?
Odpowiedz@tysenna: Zaproponuj rodzicom odpowiedzialne zachowanie, a więc kastrację i nie puszczanie Ciebie luzem? Nie obrażaj się, jestem za odpowiedzialnym chowaniem zwierząt czyli posiadaniem ich gdy ma się przestrzeń gdzie mogą sobie połazić przez cały dzień, zarówno psy jak i koty. Natomiast trzymanie ich w mieście to własnie brak odpowiedzialności, nie ma czegoś takiego jak kot domowy, niewychodzący, jest to kot więziony, męczony w imię miłości do niego.
Odpowiedz@ZagłobaOnufry: Massai ma rację. Co to w ogóle jest za "działalność"? Bez niczyjej zgody i wiedzy, w dodatku cichcem po nocy i z nieprofesjonalnym sprzętem? No jaja jakieś! A może oni te koty wyłapywali na karmę, albo w celu rozjuszania psów przed walką, albo na "skórki" do pluszaków? "Organizacja charytatywna", psia ich mać. Kastrują koty na własny koszt, a potem, niebożątka, zwracają właścicielom. Myślałby kto!
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: To oczywiście bzdura. Jak nie ma dzikich kotów to pojawiają się równie dzikie szczury. W szczególności tam, gdzie idioci wyłapią koty.
OdpowiedzZbawienie w sardynkach.
OdpowiedzJeśli już to na ugorze i zwabić
OdpowiedzSądzę, że jeśli złapali by kota z opaską, czipem-czymś, co świadczy o tym, że kot ma właściciela, to by go puścili.
Odpowiedz@Habiel: Przecież chipa mogliby sprawdzić dopiero u weterynarza.
Odpowiedz@Finlandia: no tak, tak samo jak kastracje wiec w czym problem? Niech właścieiele w koncu nauczą sie dbac o swoje pociechy to nie będzie problemu
Odpowiedz@Mavra: nie ma nakazu czipowania, w jednych gminach jest za darmo w innych nie. Ludzie placa takie same podatki to dlaczego Nowak mialby placic za czipowanie skoro Jozek ma za darmo. Wiekszosc weterynarzy nie proponuje zaczipowania, wiec nie wiedza jest ogromna(nie wspomne już o dodatkowo platnej rejestracji) i co pozniej zrobia? Zrobia ogloszenie w internecie, ze znalezli kota po kastracji? Pozniej wielkie zdziwienie, że ktos szuka kota w miejscie oddalonym 30km dalej.
Odpowiedz@Habiel: Mój kot ma czipa. Jednak nie uchroniło by to przed przeżywaniem stresu będąc trzymanym kilka godzin w klatce, w upale. Dodatkowo bycia wożonym w tę i nazad (o ile by im się chciało) do weterynarza. Nie jest gwarantowane, że sprawdzili by istnienie czipa. Mój kot, złapany na mojej własności byłby wykastrowany bez mojej zgody.
Odpowiedz@Mavra: Żeby sprawdzić kocicę czy była sterylizowana musieliby ją rozciąć. Na jedno wychodzi. To nie jest zdrowe. I co rozumiesz przez "dbać"? Wysterylizowana kotka chodząca sobie koło domu jest niezadbana? Jakby to na moją kotkę takie coś spotkało to bym nie odpuścił dopóki nie zostaliby skazani z nowego prawa o znęcaniu się nad zwierzętami.
Odpowiedz@krystalweedon: O kurcze a ja jedynie potwierdziłam ,ze tak u weterynarza można sprawdzić czy zwierze jest czipowane. No dobra jedziemy: - skoro wlasciciel nie chce czipowac ze wzgledu na sasiada czy koszty to tylko o nim swiadczy wiec niech nie ma potem pretensji - nie rób z ludzi az takich idiotow. Czipowanie istnieje tyle czasu ,ze chyba trzebaby mieszkac w Wygwizdowie Małym by o nim nie słyszec - płatna rejestracja to jednorazowy koszt wiec nie bądżmy smieszni z ta argumentacja "Zrobia ogloszenie w internecie, ze znalezli kota po kastracji? Pozniej wielkie zdziwienie, że ktos szuka kota w miejscie oddalonym 30km dalej." ni cholery nie wiem o co ci chodzi
Odpowiedz@asmok: Dbac to np i czip i obrózka z adresem własciciela skoro kot do kogos nalezy i temu komus na nim zalezy
Odpowiedz@Mavra: Obróżka u kota wychodzącego jest dla niego bardzo niebezpieczna. Co do czipu nie mam zdania.
Odpowiedz@Mavra: Obroża dla kota może się skończyć zawieszeniem na przeszkodzie i śmiercią.
OdpowiedzZrozumiałem o co chodzi tylko dlatego że kiedyś sam wyłapywałem dzikie koty by je pozbawić możliwości rozmnażania się na potęgę.... A tobie autorko mam nadzieje że kiedyś PROKURATOR postawi zarzuty, za skrajną głupotę i pośrednio znęcanie się nad zwierzętami utrudniając ich sterylizacje.
Odpowiedz@Morog: jeśli w temacie zwierząt to powinneneś znać UOZ i to oni łamali prawo. Nie mieli pozwolenia gminny. W UOz nie ma nic o kastracji(sterylizacja to co innego) Zneceanie się to trzymanie, tyle godzin zamkniete zwierzaka bez wody(goraco było)
Odpowiedz@Morog: Wyłapywałeś te koty i co było dalej? Sam je "pozbawiałeś możliwości rozmnażania"? A w jaki sposób? W mieście dziki kot w piwnicy - to jest zupełnie co innego, niż kot łażący nocą po wsi. Taki z reguły ma właściciela, to znaczy, korzysta z jakiegoś obejścia, lub stodoły na stałe. A nocą zajmuje się łowieniem gryzoni, na ogół. Tak samo zresztą jak piwniczne koty w mieście.
Odpowiedz@Massai: No cóż. Co kto woli, Massai, co kto woli... W piwnicach na moim osiedlu koty maja się dobrze. Też w Warszawie. Gmina daje kasę na przeglądy weterynaryjne, kastracje i sterylizacje, odrobaczanie i szczepienia. A także karmę. Kotów nie ubywa. Cały czas ktoś wyrzuca kolejne. Szczurów ni ma. W ogóle. PS Masz odpowiedź pod historią o zatyczce.
Odpowiedz@Morog: Raczej tobie postawi zarzuty jeśli zabierzesz komuś kota z jego własnego terenu i poddasz operacji. Ciesz się ze trafiałeś na bezpańskie. Jakbyś trafił na domową wychodzącą wysterylizowaną kotkę, to albo sam byś miał prokuratora na karku, albo co gorsza właściciela.
Odpowiedz@Massai: Takie akcje są po to, bo prawie zawsze znajdzie się ktoś kto będzie chciał te koty skrzywdzić, otruć, ze słyszenia znam przypadek PODPALENIA.
OdpowiedzKoty sterylizował weterynarz, płaciła gmina, potem wracały w to samo miejsce gdzie zostały złapane, w zostawienie klatki na godziny po prostu nie wierze, taka klatka kosztuje, nikt by nie ryzykował jej kradzieży.
Odpowiedz@Morog: Tacy debile jak ty byli w wielu miejscach. Teraz płaczą, że się pojawiły szczury, a czasami też gołębie (aka sraki).
OdpowiedzCo w tym dziwnego? Kot wychodzący powinien mieć chip, obroża to kwestia sporna, ale też by się przydała. Można się co najwyżej przyczepić do puszki. Autorka z pewnością nie wie jakie kocie tragedie dzieją się na działkach, gdy kolejne mioty padają od łopaty/topione/kociego kataru
Odpowiedz@sebore: wiem, ale to się jeździ gdzie są kocięta, a nie gdzie ich brak. Wiekszość ludzi wykastrowała koty, aby nie znaczyły terenu.
Odpowiedz@sebore: Obroża na wychodzącym kocie? Pomyśl jeszcze chwilę.
OdpowiedzJak ktoś wypuszcza kota luzem bez chipa albo obroży z adresatką to musi być przygotowany na różne ewentualności - ktoś mu go zabierze na kastrację i nie odda (jeśli okaże się oswojony), kot wpadnie pod samochód i nigdy właściciel nie dowie się co się stało, ktoś kota pobije, albo zamęczy, bo niestety tacy "ludzie" też chodzą po ziemi... Jeżeli ktoś chce mieć pewność, że się kotu nic nie stanie to niech go trzyma w domu, albo w odpowiednio zabezpieczonym ogrodzie. Wypuszczanie kota luzem to skrajna głupota i nieodpowiedzialność, a o braku kastracji nawet nie wspomnę, bo to świadczy o wysokim deficycie intelektualnym właściciela.
Odpowiedz@Shineoff: Z nawiedzonymi wyłapywaczami kotów nie wygram przed samochodem nie uchronię, bo nie ma zabezpieczenia podwórka którego kot nie pokona na szczęście w mojej okolicy kocich sadystów nie spotkałem A pies... Uwierz mi, że bardzo niewiele jest psich osobników, które podejmą i wygrają walkę z kotem.
Odpowiedz@Shineoff: Zawsze mnie nurtuje pytanie jak zabezpieczyć ogród, żeby kot z niego nie wyszedł. :D Jedyne rozwiązanie jakie mi przychodzi do głowy, to montaż wokół ogrodu i nad nim ekranów dźwiękochłonnych jak na warszawskiej trasie toruńskiej
Odpowiedz@Shineoff: Widziałaś kiedyś kota z bliska?
Odpowiedz@JaNina: Ogrodzenie "zagięte" do środka pod kątem 45 stopni - polecam do obejrzenia serię "My cat from hell" - tam jest o tym mowa.
Odpowiedz@JaNina: oglądałaś Jurassic Park? Tam była scena jak bohaterowie idą przez ogromną wolierę dla pterodaktyli. Myślę, że to jest sposób na zabezpieczenie ogrodu, żeby kot z niego nie wyszedł ;)
Odpowiedz@z_lasu: "Uwierz mi, że bardzo niewiele jest psich osobników, które podejmą i wygrają walkę z kotem. " a dokładnie ZDROWY kot ucieknie.
OdpowiedzJak czytam tych wszystkich nawiedzonych kociarzy z zapędami na zbawienie świata (kociego) to nie wiem się czy śmiać się czy płakać nad ich głupotą. Pomijam kwestię znęcania się nad zwierzętami, bo za to karałbym bardzo surowo. Ale: Kot z natury jest drapieżnikiem. A więc spokojnie poradzi sobie na zewnątrz. Nie musi mieć kaloryfera, wypasionego drapaka i kuwety. Dokarmianie bezpańskich kotów powinno być karane tak samo jak znęcanie się nad nimi. Bo prowadzi to do niekontrolowanego rozrostu populacji. Prosty przykład. Jest sobie półdzika kotka. Trafia się nawiedzony dokarmiacz. Kotka rodzi 5 kociąt. Dokarmiacz zwiększa ilość pokarmu. Po 3 latach mamy 30 kotów (optymistycznie). Co się dzieje, gdy kotce nie zwiększa się ilości pokarmu (albo zwiększa nieznacznie, żeby odchowała kocięta)? Kotka wychowa tylko zdrowe kocięta. Najsłabsze i chore odrzuci. A jeżeli jedzenia nie przybędzie, samodzielne kocięta wyprowadzi tam gdzie jedzenie znajdą. Obserwuję ten proces od lat. I żaden nawiedzony kociarz nie jest w stanie przekonać mnie, że jest inaczej. Koty przytulanki to wymysł człowieka. I owszem, świetnie się sprawdzają w roli żywych maskotek, ale to nie jest ich natura. Natura kota to niezależny łowca. Wyobraźcie sobie również, część kotów wolno żyjących to koty "pracujące". Na wsi, w gospodarstwach, w domkach jednorodzinnych ludzie trzymają koty, żeby nie mieć gryzoni. Często te koty są tylko na tyle oswojone, że wiedzą gdzie i kiedy przyjść na michę. Wprawdzie próba głaskania kończy się często jeżeniem i prychaniem, ale mimo wszystko sądzę, że są szczęśliwe :) Sterylizacja kotów ma sens tylko w kilku przypadkach: - gdy mamy domowego pupila i nie zamierzamy prowadzić hodowli, - gdy poprzez działanie nawiedzonych dokarmiaczy, populacja rozrosła się do trudnych do opanowania rozmiarów. W pozostałych przypadkach działamy na szkodę swoją i kotów. Wytępimy sobie w miastach i na wsiach populację kotów za to pojawi nam się piękna (i trudna do likwidacji) hodowla gryzoni. A teraz czekam na minusy od nawiedzonych pesudo miłośników kotów, którym się wydaje, że kot ma takie same potrzeby jak człowiek :)
Odpowiedz@z_lasu: W jednym tylko się nie zgodzę, z przedostatnim zdaniem. Za dużo mamy cymbałów na świecie wyrzucających koty na ulicę, więc sterylizacja w miastach przyda się, żeby ograniczyć populację tych wywalonych. Na wsiach... i tak koty są dokarmiane przez właścicieli, nawet te dzikie, więc i tu kontrola rozrodu jest użyteczna. Chyba, że masz też problem z tym, że na wsi koty dostają żarcie...
Odpowiedz@edytarad: Od lat mieszkam na wsi i z obserwacji mogę stwierdzić jedno. Nie ma problemu rozrostu populacji kotów. Pod jednym warunkiem. Ilość dostarczanego z kotom jedzenia jest constans :) Wówczas nowe osobniki szukają sobie miejsca tam gdzie nie będą głodować. Koty naprawdę świetnie sobie radzą z ograniczaniem własnej populacji. Pod warunkiem że ma to dla nich sens. A nie ma sensu, gdy wraz z nowym osobnikiem pojawia się nowa micha. W ten sposób będą mnożyć się bez końca.
Odpowiedz@Massai: A nadpopulacja gołębi wynika właśnie z dokarmiania ich przez ludzi i braku samoregulacji...
Odpowiedz@z_lasu: Populacja zwiększa się nie przez dokarmiaczy a przez brak kastracji. Kotka wolnożyjąca będzie się rozmnażać co roku (albo i dwa razy w roku) bez względu na to czy ją ktoś dokarmia czy nie. Nawet jak wychowa 2 kocięta zamiast 5 TO I TAK POPULACJA SIĘ ZWIĘKSZA.
Odpowiedz@psychomachia: Wiesz jaka jest przeżywalność kociąt żyjących na wolności? Wiesz co robią kotki z chorymi kociętami? Druga ciąża w ciągu roku u tej samej kotki zdarza się niezmiernie rzadko ( u nas drugi miot pojawił się raz - 10 lat temu, jak tylko się wprowadziliśmy). Co robią koty, gdy na danym terenie nie ma wystarczającej ilości żarcia? Odpowiem ci choć nie będzie przyjemnie. U nas, w dość komfortowych warunkach jak dla dzikusków wieku dorosłego dożywa ok. 50% miotów. W sytuacji, gdy nie ma zagrożenia ze strony samochodów a kocięta do 4-5 miesiąca (o ile nie wychodzą poza ogrodzenie) mają ochronę przed większymi drapieżnikami w postaci psa (kotki świetnie to wykorzystują). Chore kocięta kotki zazwyczaj odrzucają, wynoszą gdzieś w krzaki i pozwalają im zginąć. Nie raz, nie dwa łaziłem po krzakach szukając takiej kociej bidy, później ogrzewając, dokarmiając i masując brzuchy. NIGDY nie udało się uratować takiego kota. Jeżeli na danym terytorium nie ma wystarczającej ilości jedzenia koty: szukają innego miejsca, najsłabsze osobniki giną, inne koty (kocury) zjadają te najmniejsze (sytuacja mocno ekstremalna i tylko tam gdzie ewidentnie jest przepełnienie i nagle zabraknie dokarmiacza, a populacja nie jest w stanie szybko poradzić sobie z problemem w inny sposób) W tegorocznych miotach było 10 kociąt. Na podwórku zostały jeszcze 4 szt. Dwa kotka odrzuciła i nie udało się ich uratować. Jednego, na moich oczach porwał jastrząb. 2 znalazły miejskie domy. Jeden zniknął nie wiadomo gdzie - podejrzewam kunę lub lisa. Mamy 60% przeżywalność. Tylko w międzyczasie kotki wygoniły kocura. Więc mam 3 koty więcej niż miałem po zimie. Ale jeszcze przed nami okres wyprowadzania potomstwa w świat (to gdzieś we wrześniu). Może się również coś przydarzyć zarówno kociętom jak i starym kotom. Nie sądzę, żeby po zimie było więcej niż 4 - 5 kotów. Po prostu na tyle starcza jedzenia (dostarczanego przeze mnie i możliwego do odłowienia). Nie wysterylizuję kotów, bo nie będzie wymiany pokoleń i nagle okaże się, że nie mam kotów za to stadami zaczynają mi się wprowadzać szczury i myszy. W tym roku odeszła (nie wiem czy do kociego nieba czy tylko znalazła inną, pełniejszą michę) kotka która była na naszym gospodarstwie gdy się wprowadziliśmy, czyli 10 lat temu. I była już wówczas dorosła. Więc to nie jest tak, że kot na wolności żyje ekstremalnie krotko.
Odpowiedz@z_lasu: Tam gdzie nie ma dzikich kotów tam są dzikie szczury. Więc osoby dokarmiające akurat robią dobrze.
Odpowiedz@Massai: "W takiej Warszawie znacznie większy stanowią absurdalne ilości gołębi. " Dzikie koty regulują populację gołębi bardzo skutecznie.
OdpowiedzHeh, jak ktoś nie ma pojęcia o kotach, kotach wolnożyjących, kotach wolnożyjących w miastach i opiece nad nimi- to najlepiej żeby się nie wtrącał i ludziom zaangażowanym w pomoc roboty nie psuł i nie utrudniał. Najgorszy sort- samozwańczy szeryf. Kastracja jest najwazniejszym i podstawowym sposobem ograniczania populacji kotów wolnożyjących, co z kolei jest najwazniejszym kryterium ich dobrostanu. Nadmiernie mnożące się kocie stada = choroby, pasożyty, smród niekastrowanych kocurów, wycieńczone wiecznymi porodami kotki, umierające setkami kocięta. I agresywnie nastawieni ludzie, którym przeszkadza rosnąca lawinowo ilość kotów, zatem trują je, strzelają z wiatrówek, podpalają i na inne okrutne sposoby mordują. Jeśli kot ma właściciela to ten obowiązany jest zadbać o bezpieczeństwo i nadzór nad swoim zwierzakiem (dokładnie tak samo, jak właściciel psa). Włóczący się samopas, nieoznakowany zwierzak w każdej chwili może być odłowiony czy przez straż miejską czy przez wolontariusza czy przez osobę prywatną i odwieziony do schroniska. Wypadałoby najpierw nabyć nieco rzetelnej wiedzy zanim się zacznie głupoty na forum wypisywać, szkodząc ludziom i zwierzakom...
Odpowiedz@Trisi: Samozwańczymi szeryfami nazwałbym raczej nawiedzonych oszołomów łapiących cudze koty. Dobrze, że zajęła się nimi policja.
Odpowiedz@Trisi: Twierdzisz, że znasz się na kotach wolnożyjących a pleciesz bzdury. Żyję w symbiozie z półdzikimi kotami od 10 lat i wydumane mądrości nawiedzonych pseudo ekologów nie robią na mnie większego wrażenia. Mogę jedynie z politowaniem pokiwać głową. Gdyby tacy potłuczeni ludkowie nie dostarczali kotom dużej ilości pożywienia populacje same by się ograniczały i nie trzeba by było nikogo kastrować. I to dla tych zwierzaków jest dobrostan. Zasada jest prosta dla całej natury - wielkość populacji ogranicza dostęp do pożywienia, wielkość terytorium, naturalni antagoniści. Zdarza się, że stado dziesiątkuje choroba. Ale zazwyczaj przetrwają ją jednostki najsilniejsze i na danym terytorium odbudują optymalną wielkość populacji. Ale jak zwykle człowiek wie lepiej... Najwięcej zaś wie taki, który żywą przyrodę ma w doniczce na oknie i na Animal Planet w TV. Wyobraź sobie, że wolnożyjące samice większości ssaków rodzą co roku. Bo to jest podstawą przetrwania gatunku. Umierające najsłabsze osobniki to selekcja naturalna. I dotyczy to tak młodych jak i starych osobników. Kocie stada nie powstaną, jeżeli nie będą przekarmiane przez popieprzonych kociarzy. Nie powstaną stada - nie będzie wobec nich agresji. O sadystach nie mówię, bo takim obciął bym rączki. W miastach jest problem śmietników i odpadków. Może się więc zdarzyć, że tam gdzie brudno kotów jest więcej. Ale wyłapanie / wysterylizowanie kotów doprowadzi do plagi gryzoni. Kocury żyją samotnie. Nie ma ich w kocich społecznościach składających się z kotki i młodych, bo są zagrożeniem dla kociąt i kotki najzwyczajniej w świcie przeganiają samców. Stado, w którym panuje jakaś choroba albo wykształci odporność, albo padnie łupem większych drapieżników albo wyginie tworząc miejsce dla innych osobników/innego gatunku. Pasożyty można wyleczyć (i właśnie odrobaczaniem powinni zająć się nawiedzeni obrońcy kociego szczęścia). Kocie nieszczęście zaczyna się właśnie od takiego nawiedzonego, który złapie dobrze radzącego sobie dzikiego kota, zamknie w klatce i każe czekać na dom. W przypadku niepowodzenia w znalezieniu domu uśpi.... Populacja na moim podwórku waha się między 4 a 12 szt. Zawsze mają michę. Ale ilość jedzenia zwiększa się tylko gdy kotki karmią młode i zaczynają uczyć je samodzielnego jedzenia. Część kotów znajduje miejski dom, część nie. Gdzieś w okolicy września kotki wychodzą z młodymi. I pewnego dnia zostawiają je w znalezionym przez siebie miejscu. Zimują zazwyczaj 4-5 koty (w tym zazwyczaj tylko jeden kocur). A od wiosny sytuacja się powtarza. Czasem zostaje jakiś kociak i następuje wymiana pokoleniowa. Te które zostają mają szczepienia p/wściekliźnie (blisko las), raz dziennie pełną michę i miejsce gdzie mogą się schronić przed mrozem, deszczem, wiatrem. Ale nie mam zamiaru ich sterylizować. Ta populacja świetnie reguluje się sama. I uprzedzając ataki. To nie są nasze koty. Nie czuję się ich właścicielem. One żyją obok nas, półdziko. W zamian za stałe dostawy posiłków zabezpieczają nas przed gryzoniami. A każdego nawiedzonego, który chciałby uszczęśliwiać je na siłę kastracją i schroniskiem przywitam u bramki z siekierką :).
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 sierpnia 2016 o 20:42
@Trisi: ,, Jeśli kot ma właściciela to ten obowiązany jest zadbać o bezpieczeństwo i nadzór nad swoim zwierzakiem (dokładnie tak samo, jak właściciel psa). " Jeszcze nie slyszałam o przypadku, aby ktos dostal mandat za brak obrozy u kota i za brak czipa u psa. ,,Wypadałoby najpierw nabyć nieco rzetelnej wiedzy zanim się zacznie głupoty na forum wypisywać, szkodząc ludziom i zwierzakom..." Radze zapoznac się z ustawa o ochronie zwierząt. To wygladalo na przypadkowa wybrana wieś, ludzi zyjacych w przekonaniu o tym iż zwierzęta na wsi sa b.zle traktowane.
Odpowiedz@z_lasu: Brawo "z_lasu". Jak kto mądrze gada - ja się nie przeciwię.
Odpowiedz@Trisi: "Jeśli kot ma właściciela to ten obowiązany jest zadbać o bezpieczeństwo i nadzór nad swoim zwierzakiem" Na przykład przez strzelanie do włóczących się samopas nieoznakowanych wolontariuszy którzy są dla niego największym zagrożeniem?
OdpowiedzZgadzam się w 100% z tym, co zrobiłaś. Mieszkam na wsi, mój kot wraca tylko na noc do domu. Nie ma obroży, bo jej nienawidzi, nie ma też chipu. Jest wykastrowany. Ale nawet gdyby nie był, skopałabym tyłek każdemu, kto próbowałby go tak "uszczęśliwić" bez mojej wiedzy.
Odpowiedz@Hanabi: A dlaczego nie ma chipa?
Odpowiedz@Shineoff: Nie Twoja sprawa.
Odpowiedz