Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Polska służba zdrowia jaka jest każdy wie. Boli dopiero gdy poczuje się…

Polska służba zdrowia jaka jest każdy wie. Boli dopiero gdy poczuje się to na własnej skórze. Ostrzegam- będzie długo.

Jadę do pracy, coś się ze mną dzieje, ale do końca nie wiem co. Robi mi się dziwnie słabo i duszno- ale myślę, że przejdzie. W pracy niestety nie przeszło- ze łzami w oczach wracam do domu myśląc, że się pochorowałam, albo co? Do lekarza, tam skierowanie na badania do zrobienia na dzień następny. W nocy potworne duszności, ledwo łapię powietrze. Mąż dzwoni po karetkę. Przyjeżdżają, mówię o dusznościach od tygodnia, ale nasilających się dzisiaj- to co? Dostałam porządny opiernicz od lekarki, że od tygodnia mam duszności, a po nocach wzywam karetkę. Nie dała mi dojść do słowa, dopiero mąż ją przekrzyczał, że byłam u lekarza, a aż takie duszności dopiero teraz... Z krzywą miną pokręciła głową, niby wszystko w porządku, robi aluzje, że cuduję... ale coś nie gra- taka tachykardia?

Biorą do szpitala. W szpitalu mimo, że ledwo człowiek się trzyma na nogach oczywiście trzeba czekać na przyjęcie na ławeczce (pozdrawiam słynny ostatnio szpital im. Żeromskiego w Krakowie). EKG, badania- wszystko idealnie. Jeszcze kontrolne RTG płuc i wypisują do domu. Lekarz stwierdza, że jestem po prostu przeziębiona (swoją drogą to normalne, że lekarz przy osłuchiwaniu odchyla pacjentce majtki?????!!!) i zapisuje antybiotyk. Ledwo siedzę w gabinecie, ale nie przeszkadza mu to plotkować na prawo i lewo, w międzyczasie poza kolejnością przyjmować koleżankę i żartować z kolegami... Pytam, czy to normalne, że przy przeziębieniu mam takie zawroty i duszności? Według niego normalne.

Grzecznie wzięłam antybiotyk. Na drugi dzień powtórka z rozrywki. Tym razem u lekarza POZ. Tachykardia, duszności, brzydki zapis EKG i spadki tętna w pozycji stojącej. Lekarka powiedziała, że mnie nie wypuści i wezwała karetkę. Lekarz z karetki wziął mnie grzecznie do karetki, kazał się uspokoić, bo on widzi, że mogę oddychać wolniej... Po czym rzuca hasła "a tak między nami to jak jest?"- uznał po prostu, że sama nerwowym oddechem wywołuję sobie duszności. Niestety gorączki już sobie sama nie mogłam wywołać, więc mnie spakowali ponownie do Żeromskiego.

W poczekalni spędziłam 2h na ławeczce (z trudem sapiąc jak lokomotywa), bo nie mogli sobie poradzić z rozładowaniem kilku karetek z pacjentami (są po prostu świetnie przygotowani na ŚDM). Na odchodne lekarz z karetki mnie ochrzania, że gdy mnie wypuszczą mam iść do endokrynologa bo to wszystko od mojej choroby tarczycy, a nie bawić się w przerzucanie między POZ a SOR. W końcu przychodzi do mnie lekarz, który dzień wcześniej mnie wypisał z pytaniem co ja tu znów robię? Jeżdżę sobie dla rozrywki karetkami, bo przecież co innego.

Zabrał mnie do gabinetu i pogardliwie mówi, że mają taką starą zasadę, że jak pacjent wraca na SOR to trzeba go przyjąć i czy chcę zostać. Póki co grzecznie odpowiadam, że zostać nie chcę, ale chcę wiedzieć co mi jest i nie chcę tu kolejny raz wracać karetką. Patrzy na wyniki z dnia poprzedniego i komentuje, że według niego to na tle nerwowym (aha, wczoraj było przeziębienie, dziś na tle nerwowym, może przyjdę jutro po trzecią diagnozę? na podstawie tych samych wyników badań!).

Ponownie pyta, czy chcę zostać- ponownie odpowiadam, że to jego decyzja, czy mnie przyjmie, a ja chciałabym wiedzieć co mi jest. Żartuje z kolegami "ej Jacek, zostawić panią? bo wiesz stara zasada mówi..." i w kółko w ten deseń.

Łaskawie mnie przyjęli na oddział. Pominę jego stan- to inna piekielność. Po tygodniowym pobycie i idealnych wynikach badań wykopują mnie do domu- w końcu przestałam gorączkować, więc jestem zdrowa. A stany podgorączkowe? No bo leży pani przy oknie, ciepło jest, więc od tego. Pytam lekarkę, co z moimi zawrotami głowy? Usłyszałam, że tydzień leżałam, więc to zapewne od leżenia. A z napadami gorąca? No powinna się pani skonsultować z endokrynologiem bo my go hahaha nie mamy. Mimo, że lekarka naprawdę sympatyczna to miałam dość jej wesołości i tego, że nikt mi nie wierzy i nie traktuje na poważnie tego, że się źle czuję i nadal jestem niezdiagnozowana.

Podesłano mi psychologa, bo przecież na oddziale płakałam, więc to na pewno od nerwów- trudno nie płakać, gdy pierwszy raz zostawia się 1,5 roczne dziecko w domu i lekarze traktują cię jak wariatkę.
Już sama zaczęłam w siebie wątpić, może faktycznie nerwy? Ale nie poddawałam się. Wspierana przez męża i wspólny portfel zaczęłam robić drogie badania prywatnie. W międzyczasie znów zawroty głowy- nie mogę wstać z łóżka bo mam czarno przed oczami, drętwieją mi nogi... Trzeci raz wezwana karetka, bo czuję się jakby to był mój koniec. Tym razem ratownik z pielęgniarką- podają kroplówkę, bo mam ciśnienie 80/60, więc to od tego, pewnie odwodniona. Po kroplówce trochę mi lepiej.

Ratownik pogardliwie mówi, że drętwiejące nogi i duszności to z nerwów, a tak to mam tylko jakąś infekcje i powinnam iść do lekarza. Mąż mówi, że się badam, że myśleliśmy o boreliozie... słyszymy "to co pan myśli to pana sprawa. Borelioza? a ma rumień? aleście wymyślili".
Całą akcja ciągnęła się 3 tygodnie. Później leczyłam się już tylko u lekarza pierwszego kontaktu. Słabłam, nie mam siły wstać z łóżka, straciłam przez ten okres 5kg bo nie mam apetytu.

Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Bo wierzyłam, że nie jestem znerwicowaną wariatką i wiarę tą pokładał także we mnie mój mąż, który nie dał sobie wcisnąć że nerwy mogą mnie zmieść z nóg w 3tyg.
Dziś odebrałam wyniki badań robionych prywatnie za niemałe pieniądze. Otóż mimo jakże pogardliwej wypowiedzi pana ratownika, którego serdecznie pozdrawiam jestem nieszczęśliwą posiadaczką boreliozy wraz z koinfekcjami. Ugryziona kilkanaście lat temu, bez rumienia.

Chcesz się leczyć- lecz się sam. Gdy standardowe badania wychodzą idealnie nasza służba zdrowia nie drąży dalej, tylko uznaje cię za wariata i symulanta.

Szpital im. Żeromskiego Kraków

by kajcia
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Kecaw
9 15

Oj, znam podobne olewcze "zachowanie" lekarzy/pielęgniarek z pierwszej ręki. Ojciec na czas jednego miesiąca był w szpitalu (nieważne dlaczego) i po pewnym czasie zaczął dostawać napadów czkawki, nie, nie zwykłej czkawki które tam trwała zabawnie przez pół dnia. Były nagłe i na tyle agresywne że nie mógł wziąć oddechu i słaniał się po nich na nogach. Zgłaszał to lekarzowi, pielęgniarce a oni zbywali to że "fantazjuje/ zmyśla". Dopiero jak go "pielęgniarka" zobaczyła na kolanach kruczowo trzymającego się swego łóżka spytała się "co mu jest". To ojciec zwyczajnie ją zjechał że był u nich już X razy i to właśnie TA ZMYŚLONA CZKAWKA. Po tym dostał tam jakieś ustrojstwo w które miał dmuchać by rozluźnić przepony czy coś by tych czkawek nie miał. No ale kurna to tak ma działać służba zdrowia? Człowiek ma się tam wczołgać na brzuchu by lekarze zaczeli działać ? Bo pacjent/człowiek nie ma nic lepszego do roboty tylko zmyślać że coś mu się dzieje?

Odpowiedz
avatar dodolinka
1 9

Jakie badanie robiłaś na boreliozę? Mój synek jest w trakcie antybiotyku, każą nam zrobić tylko elise, a czytałam ze jest niewiarygodna.

Odpowiedz
avatar kajcia
5 9

@dodolinka: I masz rację, że jest niewiarygodna. Równie dobrze można rzucić monetą. Jeśli się leczycie, a tym bardziej chodzi o dziecko to powinnaś (w miarę możliwości oczywiście, bo NFZ tego nie refunduje) badać go innym testem. Ja robiłam western blot. Polecam też kontakt z fundacją borelioza.org. Pracują tam świetni i bardzo pomocni ludzie, którzy chętnie udzielą informacji i dadzą namiary na dobrego lekarza w Twojej okolicy.

Odpowiedz
avatar zaziza
13 17

Podobnie było u mnie, oo kilku omdleniach w bardzo krótkim czasie trafilam na SOR, gdzie internistka towarzysząca przy rtg twierdziła, że udaje chora, że tyle pacjentów czeka na pomoc, a mi się nie chce wstać do rtg na stojąco. A co się okazało, po kilku godzinach na Sorze z kroplowkami, że mam krwotok wewnętrzny z powodu ciąży pozamacicznej, że gdyby przetrzymali mnie tylko troszkę dłużej a nie skierowali na oddział na obserwację do madrzejszego lekarza, który od razu wysłał na stół, to już bym nie żyła. Odratowano mnie w ostatniej chwili.

Odpowiedz
avatar zaziza
7 11

Jest w takiej sytuacji cholernie przykro, bo zarzucają ci kłamstwo, a ja nie mogłam i nie miałam siły nawet się obrócić poruszyć ręką, noga. Jakby ciało warzylo tonę.

Odpowiedz
avatar Szanta
0 4

Nie zrobili Ci w szpitalu boreliozy? Ja mimo ze miałam swoje badania to w szpitalu je powtórzyli. A najlepiej robić borelioze western blot, test potwierdzenia, a nie elise.

Odpowiedz
avatar kajcia
9 11

@Szanta: Nie zrobili. O to, że tego nie zrobili nie mam takiego żalu, ponieważ nic konkretnego nie wskazywało na to, żeby szukać w tym kierunku. Tym bardziej, że do tej pory moje dolegliwości tłumaczono sobie zawsze ładnie- zmęczona? bo ma niedoczynność tarczycy (co z tego, że uregulowaną), sztywnieją stawy? no bo są zwyrodnienia i nosi pani dziecko- dziecko urośnie to przejdzie. itp. Największy żal mam do traktowania mnie jak wariatki, ale z tego co czytałam to niestety wielu chorych (zwłaszcza, gdy choroba daje o sobie znać pomału a nie gwałtownie) jest traktowanych w ten sposób.

Odpowiedz
avatar kajcia
16 20

@ZaglobaOnufry: A przepraszam, następnym razem napiszę książkę z wszystkimi dolegliwościami, pełną diagnostykę z wynikami badań oraz całą armatę leków które biorę, zamiast krótkiej historii, żebyś mógł postawić swoją diagnozę przez piekielnych. W końcu twoje zdanie na temat mojej choroby jest dla mnie takie ważne.

Odpowiedz
avatar kojot_pedziwiatr
16 16

Służba zdrowia zakłada że symulujemy. Tak jak Rząd Skarbowy zakłada że okradamy państwo.

Odpowiedz
avatar czaron
1 1

@kojot_pedziwiatr: Święta prawda. Gorzej, że i tak mylą się w tej kwestii rzadziej niż powinny :P.

Odpowiedz
avatar MaryAnnn
6 8

Znam to. Miałam powikłania po cesarce, otworzyła mi się kilka dni później rana (ropa), dostałam antybiotyk, jeździłam na kontrole, niby ok, nadal byłam osłabiona, złapałam zapalenie oskrzeli, znowu antybiotyk, przeszło, chwila spokoju i nagle ni stąd ni z owąd gorączka 41, zbiłam, za chwilę znowu 40, wizyta na pomocy doraźnej, niby lekarka pytała, czy boli mnie brzuch (nie bolał, ale jak się później dowiedziałam, po zabiegach chirurgicznych może nie być czucia nawet przez pół roku), ok, pewnie grypa, choć innych objawów poza kolejką górską 37-40-37-41itd nie było); w końcu zgłosiłam się do szpitala, gdzie rodziłam i się zaczęło "Na jakiej podstawie wiąże pani tą gorączkę z cesarką u nas, przecież połóg trwa 6 tygodni, a minęło 7", "ma pani 36'2, gdzie ta gorączka" (5 minut wcześniej szłam pod wiatr przy silnym wietrze i śniegu, na zewnątrz -10 stopni, a pomiar był robiony na czole), z łaską zostałam zbadana na fotelu, w okolicy blizny jedynie pogłaskana (w porównaniu z badaniem następnego dnia) i wg lekarki wszystko w porządku, jak się rozpłakałam (bezsilność, hormony, wyczerpanie, urażona duma - brały mnie z położną za symulantkę, pogardliwe spojrzenia i aluzje) to z łaską jeszcze raz przystawiła termometr do czoła - było prawie 38, miny im trochę zrzedły, ale lekarka nadal trwała przy swoim, tylko dała mi na kartce nazwę badania, które mam sobie zrobić, żeby się przekonać, że wszystko jest w porządku. CRP,norma to 0-5, od 10 stan zapalny, wyszło mi 165. Jak już trafiłam na oddział lekarka komentowała, że to najszybciej rosnący ropień, o jakim słyszała, jednego dnia w ogóle go nie było, następnego już 3,8x4,8 cm ;-)

Odpowiedz
avatar InessaMaximova
4 12

Jprdl... CZYTAJ UWAŻNIE. Kobieta miała po prostu nieziemskie skoki temperatury. Raz 37, potem 40, znów 37 i nagle 41. Czytaj dokładnie...

Odpowiedz
avatar lillith
4 4

@InessaMaximova: skoki temperatury sa typowe przy ropniach, a i owszem.

Odpowiedz
avatar Morog
-3 7

Służbę miał hrabia, zdrowia jest OCHRONA.

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
-1 1

@Morog: OCHRONA - nie druzba.

Odpowiedz
avatar slothqueen
-1 9

Smutne, ale wszędzie tam, gdzie wy widzicie "olewactwo", ja widzę po prostu niedopłacenie opieki zdrowotnej. Lekarze w przychodniach mają nierzadko od pracodawcy prikaz diagnozowania pacjenta po dwóch, trzech najtańszych badaniach - czyli standardowo morfo, rtg i czasem usg czy ekg. Jeśli dodatkowo wywiad i badanie przedmiotowe nie ukazują żadnych anomalii, to niestety, ale pacjent przeważnie dostaje łatkę symulanta/histeryka i odsyła się go do domu. Czemu? Bo za badanie takiego pacjenta do skutku musi zapłacić przychodnia, a jej finansowanie z NFZu wyliczone jest mniej więcej na zdiagnozowanie pacjenta w paru podstawowych badaniach właśnie. Nie dziwcie się, że po badaniach prywatnych dochodzicie do prawdy - sami na siebie płacicie pewnie trzy razy tyle, ile ma na was przychodnia, zmuszająca lekarzy do diagnozowania was praktycznie z fusów po herbacie.

Odpowiedz
avatar jrozan
2 6

@slothqueen: Budżet NFZ-u w 2003 r. wynosil jakiś 22 mld PLN, na 2016 r. planowane są wydatki za 68 mld PLN. Nie jestem wcale przekonany, że służba zdrowia działa lepiej niż 13 lat temu, kolejki są mniejsze, a zakres świadczeń szerszy. Parkingi przed szpitalami wyglądają, jak salony wystaw motoryzacyjnych, ale i tak zawsze znajduje się ktoś twierdzący, że polska służba zdrowia jest niedofinansowana, co ma usprawiedliwiać chamstwo, niekompetencje personelu i przedmiotowe traktowanie pacjentów.

Odpowiedz
avatar ZebThan
3 5

Chyba nie myślisz, że kokosy zgarnia ten, co ma kontakt z pacjentem? Jest też kwestia braku personelu, lekarzy jest zbyt mało i zbyt dużo pracują. Plus pacjenci nie ułatwiają życia, ponieważ lekarz takich przypadków, że ktoś symuluje miał przed Tobą tysiąc. Teoretycznie powinien był przeprowadzić dokładne badania tysiąc razy, żeby to ustalić, ale to ogromny koszt. Praktyczne pacjenci nie powinni ściemniać i symulowac, zwłaszcza w sytuacji, kiedy ten sektor ma ogromne braki personelu i finansowania. Ogólnie na kondycję ochrony zdrowia wpływ mamy wszyscy po trochu. A jacy ludzie w większości żyją w Polsce wszyscy wiemy i takie są tego efekty.

Odpowiedz
avatar slothqueen
0 2

@jrozan: czy dla ciebie to, że lekarz nie ma głodowej pensji jest wystarczającym dowodem na to, że ochrona zdrowia działa jak w zegarku, a jedynym słabym ogniwem jest leniwy lub niedouczony lekarz? to nie lekarz opłaca badania i nie lekarz określa sobie przydział czasu na jednego pacjenta. robi to przychodnia. kiedy lekarz będzie każdemu pacjentowi zapisywał więcej badań, niż przychodnia ma opłacone w ramach jakichś centralnie określonych szacunków, to po prostu szef mu podziękuje za współpracę. ten chory system, który przecież jest ok, bo "nie ma biednych lekarzy" zmusza do wybierania między leczeniem zgodnie ze sztuką, a leczeniem zgodnie z możliwościami pracodawcy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 5

Sama omal nie umarłam przez zaniedbanie lekarzy, ale wstydzę się o tym pisać nawet pod pseudonimem...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

@78FS: Ej, za co minusy? Bo się wstydzę? To była dość przykra sprawa, gorzej niż ginekologiczna.

Odpowiedz
avatar WolverineX
0 2

Pod koniec zeszłego roku zachorowałem. Niby nic mi nie było, ale czułem się osłabiony i ogólnie źle. Poszedłem PRYWATNIE do lekarza - firma na L. Pani doktor wysłuchała, zbadała, nie omieszkała skomentować, że taki wrażliwy jestem i od razu do lekarza. Może jakieś leki tam dała, a może kazała brać dalej to, co brałem. 2 dni później objawy nie ustępowały, było wręcz znacznie gorzej. Znów wizyta prywatna u lekarza. Ta sama firma, ale inna lekarka. Zajrzała do gardła i się przeraziła. Całe gardło zawalone, razem z łukiem czy coś. Diagnoza - ostra angina. Łącznie chyba miesiąc spędziłem w domu. Nie dość, że nie chciało przejść, to później przeszło w zapalenie spojówek. Później poczytałem trochę i okazało się, że gdyby chociaż pierwsza lekarka przeprowadziła podstawowy wywiad, kiedy to się zaczęło, w jakich okolicznościach, to na pewno zdiagnozowałaby początek anginy.

Odpowiedz
avatar matias_lok
0 0

Na drugi raz idź do rydygiera albo szpitala uniwersyteckiego. Może przychodnie nie są najpiękniejsze, ale jeszcze NIGDY mi nie odmówiono badań, a gdy zgłaszałam się z podobnymi objawami, to od razu pi lekarz poz dał skierowanie do reumatologa pod kontem borieliozy właśnie.

Odpowiedz
Udostępnij