Miałam dzisiaj nieprzyjemność udać się do przychodzi, w której przyjmuje lekarz medycyny pracy. W mojej małej mieścinie są tylko dwa takie miejsca. Rzecz działa się w przychodni X.
Godzina 12.00.
Wchodzę do budynku, w którym jestem pierwszy raz w życiu. Pani w rejestracji na parterze ze zniesmaczoną miną, oznajmia, że muszę udać się na pierwsze piętro. Idę.
Drzwi. Napis: "Rejestracja. Poniedziałek-Piątek 7-14". Pukam - nic. Łapię za klamkę - zamknięte. Z drzwi obok wydobywa się krzyk: "Kto tam?!" Starszy Pan - lekarz (SP), zaraz wychodzi i wywiązuję się taki dialog:
SP: Czego tu Pani szuka?!
Ja: Dzień dobry, chciałam się zarejestrować do lekarza.
SP: Chyba trochę za późno przyszła.
Ja: Widzę, że rejestracja jest do 14.
SP: A Pani co?! Przyszła do spożywczaka czy do lekarza? Bułki kupować czy po poradę medyczną?! Nie widzi, że zamknięte?!
Zamurowało mnie, przez chwilę wpatrywałam się w niego jak idiotka.
Ja: Gdybym chciała kupić bułki to poszłabym do odpowiedniego sklepu, jednak przyszłam do lekarza.
SP: Jaka mądrala. Zamknięte, jak chce to czeka. Pielęgniarki nie ma, sama poszła się badać.
Ja: Dobrze, to może Pan mi powiedzieć czy jeszcze dzisiaj będzie rejestracja czynna?
SP: Dla Ciebie nie.
Zdenerwowałam się, konkretnie. Przesunęłam się tak, żeby widzieć nazwisko na drzwiach i zaczęłam je wpisywać do telefonu.
SP: Co robisz?
Ja: Spisuję Pana nazwisko.
SP: Jak śmiesz? Jakim prawem?!
Ja: Prawo nie zabrania mi spisywania nazwiska z drzwi. A z przyjemnością wystosuję odpowiednie pismo do odpowiednich osób.
SP: A pier*ol się.
I zatrzasnął drzwi.
Poszłam na dół do recepcji i grzecznie proszę o numer, bo na górze nie znalazłam. [P]ielęgniarka wyglądała na mocno zdziwioną.
P: Po co Pani numer?
Ja: Chciałbym się zarejestrować.
P: Rejestracja na górze od poniedziałku do piątku od 7 do 14.
Ja: Ale już jest zamknięte.
P: Po co Pani do tego lekarza?
Ja: ???
P: Pani pracuje?
Ja: Potrzebuję badań do szkoły.
P: A po co? Ale dobra ma Pani ten numer, ale telefonicznie się Pani nie zarejestruje. Tylko nie wiem po co chce się Pani rejestrować jak Pani nie pracuje.
Trzymajcie mnie. Nie wiem co ci ludzie robią w takiej placówce. Wiecie co? Naprawdę chciałabym to zmyślić. A w drugiej przychodni zarejestrowałam się bez problemów na jutro.
słuzba_zdrowia
Ja pracowałam w Łodkzim szpitalu 3 meisiące bez podbitki lekarza medycyny pracy bo nie miałam szans fizyczyncyh się do niego dostać. Po wypisaniu CV na następny dzień od razu miałam badania itp. potrzebne do pracy, ale nie miałam książeczki (nie miałam kiedy kupić), a jak kupiłam na następny dzień to dopiero w czwartek za 3 dni, a potem że jeszcze rendgen, poszłam zrobiłam. Minął kolejny tydzień, wróciłam - mam przynnieść sama ten rengen (nie, żeby sieć informatyczna pracowłam w całej tej placówce, ale ok.) Poszłam, wróciłam, drzwi zamknięte, doktor już poszedł (mimo, że do 13 pracował a była ledwo 10), zostawiłam więc wyniki rengenu pielęgniarce która z nim współpracowała. Miała wsadzić do dokumentów i miałam się po podpis tylko zgłosić, minął tydzień, przyszłam (przyjmował tylko w czwartki). Przyszłam z książeczką - wyników badań niet - zapodziało się, mam iść po odpis - wkurzona, ale kij, machnęłam ręką, zdrowa jestem i tak. Poszłam po odpis - ok zapisane, proszę się w pon zgłosić, w pon się nie zgłosiłam bo miałam napięty dyżur, więc poszłam we wtorek - nikt nie zapisał, przyjdź w piątek - ok w piątek udało mi się odebrać, poszłam się zarejestrować już na 100% na czwartek następny - ok, niestety pech chciał, że idąc na nockę w piątek sręciłam kostkę i obtukłam kolano ... i tak skończyłam 3 miesiące pracy bez podpisu lekarza medycyny pracy eh
Odpowiedz@Arcialeth: Zrob sobie probe "Vaszermana", bo syf chyba tobie rzucil sie tobie na mozg, albo za duzo promieni "X" ("rendgenowskich"). Jak sie nie zna pisowni wyrazow obcych (albo nazwisk), to mozna sprawdzic w n.p. internecie. A moze "wyniki rengenu" zamiast "renDgen"? I to i to jest nieprawidlowe, w rzeczywistosci ten naukowiec nazywal sie WILHELM CONRAD RÖNTGEN i dostal pierwsza nagrode Nobla z fizyki.
OdpowiedzWysmaż pisemko do NFZ. Oni bardzo lubią takie historie. Z kopią do Rzecznika Praw Pacjenta i Okręgowej Izby Lekarskiej.
Odpowiedz- "A Pani co?! Przyszła do spożywczaka!?" - Chyba trafiłam na cygański bazar, bo w spożywczaku mają więcej ogłady.
Odpowiedz@Candela: Mnie w historiach na piekielnie zawsze zastanawia jedna rzecz która wydaje mi się jakaś nierealne. Ktoś opisuje historie... Piekielne jedzie po nim jak po burej suce. Tak jak lekarz w tej historii. Zaś autor zawsze posługuje się mega kulturalnym językiem, jest spokojny, opanowany, rzeczowy. No kurcze jakby że mną cała ta przychodnia tak rozmawiała to na pewno by nie usłyszeli o wykładni na temat tego czy mogę zapisać nazwisko czy nie. Zj**albym ich w końcu na 3 pokolenia wstecz. A niesłychanie spokojny że mnie czlowiek.
Odpowiedz@Feniks06: Ja, nauczyłam się (i w pracy, i właśnie w takich przypadkach), że z ludźmi, którzy nie mają do Ciebie szacunku i są zwyczajnie chamscy - dyskutować nie warto, a krzyk nic nie da. Po co mam krzyczeć, skoro do idioty nic nie dotrze i sprowadzi mnie do swojego poziomu? Mogę to załatwić inaczej i mieć nadzieje, że poniesie jakieś konsekwencje. Nie chcę mi się tracić nerwów i głosu :)
Odpowiedz@rec: No tak, ja rozumiem. Przy czym chodziło mi o to, że no kurcze... takie sytuacje typu osoba A wyzywa drugą od takich i owakich, jest mega chamska a osoba B mówi spokojnie, racjonalnie, piękną polszczyzną, bardziej mi się kojarzą z relacją klient-ekspedientka a nie człowiek-człowiek :) No kurcze każdy ma jakiś limit przyjmowania chamstwa :)
Odpowiedz@Feniks06: z tą ekspedientką to trafiłeś. Pierwsza moja praca - odzieżówka i to z tych wyższych cenowo sieciówek. Człowiek spodziewa się w miarę kulturalnych ludzi, a dostaje hołotę, która uważa Cię za gorszego. Chyba mnie to uodporniło trochę na chamstwo. :)
Odpowiedz"Rzecz działa się w przychodni X." Czemu niektórzy, zamiast powiedzieć, gdzie akcja miała miejsce, to celowo zmieniają nazwy? Po to, żeby pozwolić innym też mieć problemy z tymi samymi ludźmi? Gdyby autorka podała nazwę przychodni, to czytelnicy z jej miasta poszliby do tej drugiej, a tak kilka osób, które mogłyby uniknąć kłopotów, będzie musiało się męczyć. Ten portal nie służy wyłącznie do tego, żeby się wyżalić, jacy to ludzie są źli i niedobrzy. Zawarte tu teksty są też ostrzeżeniami i opiniami na temat różnych firm i nieraz czytanie Piekielnych pozwala uniknąć wpakowania się w problemy. Ukrywanie nazw tylko pomaga piekielnym firmom/instytucjom działać.
Odpowiedz@Ichigo: Większość robi to po to żeby uniknąć problemów z prawem.
Odpowiedz@Ichigo Przeczytaj regulamin portalu.
OdpowiedzA co ja mam powiedzieć kiedy z mojej historii medycznej ZIP wynika, że miałem przeprowadzoną operację w Poznaniu, gdzie ja nigdy w tym mieście nie byłem.
Odpowiedz@plokijuty: Zgłoś do NFZ, zrobią owej przychodni jesień średniowiecza.
Odpowiedz@plokijuty: To może być pomyłka (źle wpisany Pesel), ale często jest to oszustwo. Takie rzeczy należy zawsze zgłaszać do NFZ. Jeżeli to jest oszustwo - wyłudzanie z NFZ funduszy za niewykonane świadczenia - to skończy się dla nich randką z prokuratorem.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 lipca 2016 o 23:37
Ludziska chcą państwowej służby zdrowia to mają. Państwową. Służbę. A nie lekarzy.
Odpowiedz@RightIsRight: W Polsce nie istnieje "służba zdrowia", ani tym bardziej państwowa. Najwyższy czas przestawić się na rok 2016. Niemal 100% przychodni POZ i specjalistycznych jest w Polsce PRYWATNYCH! Fakt, że mają one podpisany z NFZ kontrakt nie oznacza, że stają się "państwową służba zdrowia". Nie stają się. Wykonują po prostu cywilną umowę, taką samą, jaką podpisaliby, gdyby nie było NFZ-tu, tylko jakiś prywatny ubezpieczyciel. Stawiam dolary przeciwko orzechom, ż placówka, którą odwiedziła autorka historii jest PRYWATNA. I właśnie dlatego należy to czym prędzej zgłosić do NFZ, bo my wszyscy płacimy tej prywatnej placówce medycznej za ich "usługi" z naszych pieniędzy, z naszych składek zdrowotnych. Gdyby ta placówka utrzymywała się ze świadczenia odpłatnych usług medycznych, wtedy niewiele moglibyśmy poradzić na ich chamstwo i brak profesjonalizmu. Co najwyżej można pójść do innej przychodni (zresztą obecnie tez można). Ale trzeba mieć świadomość, że jeżeli dany podmiot medyczny prywatny ma podpisany kontrakt z NFZ, to nie robią nam żadnej łaski, że nas obsługują. Muszą po prostu wywiązywać się z kontraktu, i jeżeli tego nie robią lub zachowują się nieprofesjonalnie to nie dość, że NFZ nałoży na nich słone kary finansowe, to jeszcze mogą stracić kontrakt (NFZ w przyszłym roku podpisze umowę z inną placówką). Tylko, żeby NFZ miał szansę zadziałać, to trzeba takie rzeczy zgłaszać, najlepiej na piśmie (oczywiście nie do tej placówki, tylko bezpośrednio do NFZ).
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 lipca 2016 o 13:32
@zendra: Teoria ładna, ale dlaczego ciągle czytam na piekielnych, że w przychodniach robią łaskę, że raczą zauważyć pacjenta. Odpowiedź dla ludzi myślących jest jedna - Bo mają kontrakt z NFZ, a nie z tym pacjentem. Każdy kolejny pacjent, to petent, którym z musu trzeba się zająć. Na pewno kolejny pacjent nie jest klientem, którego trzeba obsłużyć szybko, fachowo itd. itp. bo za taką usługę dostaje się pieniądze. Czasami mam odczucie, że kot sąsiadki jest lepiej traktowany u weterynarza niż ja w placówkach służby zdrowia, które ... z NFZ.
Odpowiedz@RightIsRight: To raczej nie jest teoria, takie są fakty: przychodnie niemal w 100% są prywatne. System, który polega na tym, że prywatny podmiot medyczny podpisuje umowę z ubezpieczycielem medycznym, jest standardem w całej Europie, USA, i wszystkich rozwiniętych krajach świata. Płacenie "z ręki" za konkretną usługę to jest margines świadczeń. Standardem w całym rozwiniętym świecie jest właśnie to, że każda osoba jest gdzieś ubezpieczona (oprócz USA, gdzie kilkadziesiąt milionów ludzi nie stać na żadne ubezpieczenie, ani na płacenie "z ręki"), i to ubezpieczyciel płaci za leczenie danej osoby. Myślę, że w zachowaniu lekarza z przychodni opisanej w historii niewiele by się zmieniło, gdyby był on ubezpieczony w NFZ, czy w Compensie, czy u jakiegoś innego ubezpieczyciela. To po prostu był buc, którego rynek szybko wyeliminuje - jest tylko jeden warunek: pacjenci muszą zrozumieć, kto tu rządzi, i zacząć pisać skargi na buców. Zapewniam cię, że NFZ zareaguje nie gorzej niż prywatny ubezpieczyciel. NFZ jest pod nieustannym ostrzałem osób, które wciąż nie rozumieją, że to nie NFZ, ani nie rząd zarządza przychodniami. NFZ jest świadomy, że zbiera niezasłużone cięgi za coś, co robią prywatne podmioty medyczne na kontrakcie. Zdumiałabyś się jak wielu ludzi nadal jest przekonanych, że przychodnia do której uczęszczają jest "państwowa" i jeżeli zostali źle potraktowani, to nic się nie da zrobić, bo przecież z "państwem nikt nie wygrał". Stąd bierze się bierność, brak asertywności, brak zdecydowania. A to błąd. Państwowej służby zdrowia dawno już nie ma, NFZ zawiera cywilne kontrakty z prywatnymi przychodniami, i z wielką ochotą przyjmie każdą informację o ich nieprofesjonalnym zachowaniu, bo wie, że to i tak pójdzie, niesłusznie, na konto NFZ. NFZ, po uzyskaniu odpowiedniej informacji, zrobi im jesień średniowiecza, nałoży kary, wypowie kontrakt. NFZ nie ma ochoty być kozłem ofiarnym cudzego cwaniactwa. Niestety, pacjenci, nie rozumiejąc sytuacji, ani swojej pozycji, z rezygnacją przyjmują złe traktowanie, żalą się w internecie, chyba nawet nie zdając sobie sprawy, jaką mają władzę nad tą prywatną przychodnią. Trzeba tylko ugruntować wśród ludzi świadomość, że przychodnie do których chodzą, są prywatne, biorą pieniądze na podstawie cywilnego kontraktu, i nikomu nie robią żadnej łaski, że pracują. Zapewniam cię, że wspomnienie o pisemnej skardze do NFZ działa cuda, od ręki.
Odpowiedz