Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O (kociej) kości niezgody. Będzie długo. Dwa lata temu przypałętała się do…

O (kociej) kości niezgody. Będzie długo.

Dwa lata temu przypałętała się do nas kotka. Czarna jak smoła piekielna ze ślepiami żółtymi jak jad żmii. No i kochana, bardzo kochana. Nasze wzajemne relacje od początku zawierały w sobie pewną rezerwę, kotka jest właściwie półdzika - chodzi gdzie chce, a w domu nigdy nie była, bo po prostu sama wejść nie chciała. Nie to nie, nie zmuszamy (podejrzewamy, że ktoś kiedyś ją skrzywdził i stąd ta nieufność). Tata zbił jej ze sklejki budę, żeby miała gdzie się schować i tyle jej wystarczyło. Ponieważ to kotka, szybko też pojawili się "amanci". Ale minęła jedna ruja, potem druga, a kocięta żadne się nie pojawiały. Uznaliśmy po prostu, że kotka jest bezpłodna. A w tym roku niespodzianka - kocięta. Dla nas problem żaden, wręcz przeciwnie, zakochaliśmy się w tych trzech maleństwach i nieba im przychylamy. One też stały się przyczyną piekielności.

Przez płot sąsiadujemy z dziadkami ze strony taty. Nasza działka została właściwie wykrojona z ich dawnej działki i na niej wybudowaliśmy dom. Oczywiście wszystko prawnie zostało uregulowane, a dziadkowie spłaceni.
Ich stosunek do kotów od samego początku był, można powiedzieć, stosunkiem Schrödingera. W jednej chwili wołali kotkę, żeby dać jej jeść, a chwilę później wyganiali miotłą. Biedne zwierzę nie wiedziało jak się zachowywać. Już od dłuższego czasu powtarzamy im, że jak nie chcą, żeby kot im łaził po ich części, to niech go nie karmią. Ale oni dalej swoje.

To rozdwojenie nasiliło się jeszcze po tym, jak kotka się okociła. Póki kocięta były jeszcze niezdarne i strachliwe, to dziadkowie się nad nimi rozpływali, jaki to ten a tamten ładny i oczywiście je dokarmiali. Ale kocięta podrosły, zrobiły się mobilniejsze i bardziej ciekawskie. I to było przyczyną wojny.
Dziadkowie mają mikroskopijny ogródek, na którego punkcie są przewrażliwieni do granic (to właściwie temat na osobną historię). Uprawiają tam kilka ziemniaków, trochę szczypiorku i trochę kwiatków.
Wczoraj nastąpiło przesilenie. Gdy mama wyszła na podwórko i się przywitała naskoczyli na nią z pretensjami:
- Kociaki łażą im po podwórku! (Jakby nie karmili to by może nie łaziły, poza tym, to koty i co my możemy z tym zrobić?)

- Kociaki zniszczyły im ziemniaki. (Pomijam już fakt, że przez upały rośliny trochę przyklapły i zdecydowanie nie są połamane. Przede wszystkim, kociaki nadal są lekkie jak piórko i nie byłyby w stanie niczego zniszczyć. My też mamy na swojej części kwiatki mniejsze i większe i jakoś nic im nie jest, a to u nas przede wszystkim koty się bawią).

- To wszystko wina mamy, mama od zawsze niszczyła rodzinę. (Jak powszechnie wiadomo czarownica ma kota, a co dopiero, gdy taka ma ich cztery. To oczywiste, że mama jako najgorsza z synowych, zło wcielone, napuściła kociaki na dziadkowy ogródek, by zniszczyć cenne uprawy. Zresztą to, jak mama niby niszczy rodzinę od 25 lat nadaje się na osobną historię).

Żadne logiczne argumenty do nich nie trafiały. W związku z powyższym dziadkowie postawili istny mur berliński, aby maksymalnie odgrodzić się od złowrogich, niszczących uprawy kociąt. Nie muszę wspominać, że koty, jako jedne z bardziej wszędobylskich i zwinnych zwierząt nic sobie z takiej przeszkody nie robią i jeśli zechcą to wlezą.
Obawiam się, że to jeszcze nie koniec tego cyrku i musimy pilnować, żeby dziadkowie perfidnie kotów nie wywieźli albo nie otruli. No i teraz już nie ma wyjścia, jak tylko oddać kocicę do sterylizacji.

z rodziną najlepiej na zdjęciu

by Nikodem
Dodaj nowy komentarz
avatar Shineoff
21 29

Tak czy siak należy kotkę wysterylizować, jest wystarczająco duża ilość kociąt do oddania, nie trzeba dodatkowo ich rozmnażać.

Odpowiedz
avatar mskps
14 22

@Katka_43: Napisał pzecież, że kotka okociła się dopiero na trzeci rok i myśleli, że bezpłodna. Napisał, że teraz wysterylizują - póki młode są karmione nie powinno się sterylizować kotki. Kocięta też by wypadało pokastrować jak będą mieć 7-12 miesięcy, żeby problemu nie było.

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
-5 11

Kotce trzeba bylo zalozyc spirale, albo dodawac tabletki antykoncepcyjne do zarcia na wszelki wypadek, albo conajmniej i najwygodniej - zakladac kazdemu kocurkowi za kazdym razem przed stosunkiem prezerwatywe, to nie byloby potomkow i wnukow. Ale tak na serio - najsensowniej jest wysterylizowac WSZYSTKIE (o ktorych byla tu mowa), o ile dadza sie zlapac. Mam obecnie przychodnia kotke z czterema cudownymi kociatkami, ale sa bardzo dzikie, nieprzywykle do ludzi i nie zblizaja sie wcale, a dom opieki nad zwierzetami sprawe olewa (mimo, ze gmina sciaga od kazdego obowiazkowe regularne oplaty dla niego). W niektorych miejscowosciach sa przejmowane koszta sterylizacji kotow (ca. € 100), ale nie wszedzie.

Odpowiedz
avatar marra
1 1

@ZaglobaOnufry: Wypożyczyć klatkę łapkę, łapać, sterylizować i wypuszczać dzikusy w to samo miejsce.

Odpowiedz
avatar falcion
3 17

Stosunek Schrödingera? Rozumiem że odnosi się to do słynnego kota w pudełku ale nijak nie przekłada się na opisaną sytuację. Kot jest żywy i dokładnie wiemy co się z nim w danej chwili dzieje skoro go widzimy i opisujemy. Nalegam o zaprzestanie pseudo intelektualnych wyczynów w stylu "wstawię trudne słówko, nazwę czegoś tam, nazwisko kogoś słynnego i będę brzmieć tak mądrze podpierając się autorytetem naukowym". Nie nie będziesz...

Odpowiedz
avatar Nikodem
2 16

Ech, na przyszłość muszę ograniczyć stosowanie swoich metafor. Historię kota Schrödingera znam bardzo dobrze, w końcu to jedna z najbardziej znanych metafor naukowych XX wieku. Ten paradoks kota żywego i martwego jednocześnie wykorzystuję jako synonim sprzeczności tak skrajnej, że aż absurdalnej. Stąd napisałem, że stosunek dziadków do kotów jest stosunkiem Schrödingera: jednocześnie je uwielbiają i nienawidzą. Myślałem, że to dostatecznie jasno w historii wyjaśniłem.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
5 11

@Nikodem: słowo, którego szukasz to "ambiwalentny". Opisywana sytuacja nie ma żadnego związku z kotem Schrödingera.

Odpowiedz
avatar obserwator
-5 5

Popraw błąd. Przypałętał się kot czy przypałętała kotka?

Odpowiedz
avatar Him
4 8

Pomijając fakt, że dziadkowie rzeczywiście nieszczególnie ogarnięci w sprawie karmienia tych kotów, to Wasz stosunek do kwestii "kot to kot, będzie chciał, to wejdzie i co mam z tym zrobić" też najlepszy nie jest. Fakt, kot to kot, ale mając zwierzę trzeba zadbać, żeby nie przeszkadzało sąsiadom. Już nawet nie chodzi o niszczenie podwórka (i być może załatwienie swoich potrzeb?), ale dla przykładu - co, gdyby któryś sąsiad miał psa? W mojej okolicy kotów, na szczęście, nie ma, bo gdyby któryś wskoczył na nasze podwórko, zostałby zwyczajnie rozszarpany przez psa. Nauczyliśmy się tego na strasznym przykładzie, kiedy to któryś sąsiad jeszcze kotka miał. Zwierzak został ledwo odratowany, bo pies swoje podwórko ma, bez możliwości opuszczenia go i biega po nim luzem. Ot, okazał się szybszy. A potem szkoda i kota i pewnie nerwów z sąsiadami.

Odpowiedz
avatar Nikodem
-2 6

@Him: No dobrze, piszesz "trzeba zadbać", a jakieś propozycje? Kotów, niestety, w domu trzymać nie możemy, powody są różne. A jeśli nie dom, to albo założyć im obroże i przywiązać do ogrodzenia (jasne), albo postawić wokół działki trzymetrowy mur. Robimy co możemy: jedzenie dostają na tyle często, by nie musiały się za nim szwendać po okolicy. Ich matka na szczęście jest bardzo inteligentna i opiekuńcza, cały czas ma je na oku oraz rozumie nasze intencje i potrafi przywołać kociaki z miejsca, w którym nie chcemy, żeby były.

Odpowiedz
avatar Him
4 4

@Nikodem: Nie twierdzę, że nie robicie wszystkiego, co możliwe. Przygarnęliście kotkę i chwała Wam za to, zresztą uważam, że w tym przypadku dziadkowie faktycznie są piekielni. Ale jeśli (nieważne z jakich powodów) kotki nie są w domu, to wszelkie zażalenia spadają na Was. Nie mam propozycji i właśnie dlatego nie mam też kota. A jeśli chodzi o trzymetrowy mur, to cóż, w przypadku kotów wątpię, żeby to coś dało, ale czasami jest to jedyne rozwiązanie. Moi sąsiedzi mają malamuta, teraz już dość starego, ale za młodu przeskakiwał przez ogrodzenie i szukał rozrywki u sąsiadów. Aniołkiem, niestety, nie był i po wielu skargach teraz są ogrodzeni od wszystkich dość wysokimi i niezbyt atrakcyjnymi murami.

Odpowiedz
avatar imhotep
-1 3

Czyli matka od 25lat niszczy rodzinę, ale zamieszkała kilkanaście metrów od dziadków, którzy tak twierdzą?

Odpowiedz
avatar Nikodem
2 2

@imhotep: To "niszczenie rodziny" zaczęło się po przeprowadzce. Duża w tym zasługa plotkarek z rodziny ze strony ojca.

Odpowiedz
Udostępnij