Koleżanka ślubnej, po latach klęcia na czym świat stoi na koleje podjęła "męską" decyzję o przesiadce do samochodu. Zakup wyżej wspomnianego pojazdu stał się zarzewiem takiego konfliktu małżeńskiego, że nie wiadomo, czy to się rozwodem nie skończy.
Bohaterka niniejszej opowieści z domu do pracy ma coś w okolicach 50 km, do tego z rana z buta na stację jakieś 4 km. Po kilku latach "udręki" i na wieść o planowanym coś około 2-letnim remoncie drogi żelaznej i towarzyszącym temu rozkoszom w postaci utrudnień w ruchu powiedziała stanowcze dość.
Plan był dość prosty: zamiast jeździć pociągami, to przesiąść się na samochód, którym by dojeżdżała do pasującego jej parkingu park&ride i stamtąd komunikacją miejską do pracy. Po analizie google maps, tras tramwajów/autobusów wyszło, że dziennie w tę i z powrotem samochodem pokonywałaby około 70 km.
Jako że koleżanka z motoryzacją do tej pory miała mało wspólnego i generalnie mało się zna, poprosiła mnie o pomoc i doradztwo - po przedstawieniu swoich oczekiwań i przejrzeniu ogłoszeń doszliśmy do wniosku, że albo mały Diesel, albo coś tej samej wielkości pędzone LPG.
W tym miejscu na scenę wkracza małżonek koleżanki, który od samego początku traktował pomysł żony jako fanaberię - bo co jej dojazdy koleją przeszkadzają. Facet pracuje w urzędzie w mieście, w którym mieszka, spacerkiem ma do pracy 15 minut, kompletnie nie czuje potrzeby, żeby zrozumieć problemy z transportem, z jakimi boryka się jego żona.
Kolejną kwestią jest to, że gość - jak on to określa - "szanowanie własnych pieniędzy" wniósł na kompletnie nowy poziom. Tylko w mojej opinii kupowanie najtańszego, najgorszego szmelcu to jest dziadowanie i z szanowaniem własnych ciężko zarobionych pieniędzy nie ma nic wspólnego. Facet wychodzi z założenia, że jak coś jest aż podejrzenie tanie, to nie oznacza, że jest wyjątkowo marnej jakości, tylko on jest taki zaradny, że coś mu się udało tak tanio zrobić/kupić, a że w 95% przypadków sprawdza się stare powiedzenie, że kto tanio robi, ten dwa razy robi, to nie jest jego wina.
Tak więc Diesel to nie, bo kolega szwagra kolegi z pracy to miał i to strasznie drogie w naprawach, a dwa, to on nie ma dojścia do taniej ropy. Tak więc mąż koleżanki zaczął jej szukać samochodu (nie mając o tym pojęcia) z takim efektem, że zaczęliśmy się zastanawiać, czy przypadkiem żony na jakąś poważna kwotę nie ubezpieczył (jeden anglik, przy drugim sprzedający pisał, że samochód to raczej na części, trzeci był tak pordzewiały, że za Chiny Ludowe by przeglądu nie przeszedł) - co na to szacowny małżonek? - ale o co wam chodzi, dobre samochody i tanie.
Po jakimś czasie znalazł się samochód, który po sprawdzeniu z czystym sumieniem można było kupić - niestety takich samochodów nikt za półdarmo nie oddaje, w związku z czym szacowny małżonek dostał spazmów, darł się na żonę przez 3 dni, że on tyle nie zarabia, żeby taki samochód kupować (zapomniał tylko, że ona też zarabia i to spoooro lepiej od niego), nie pohamował się też przed telefonem do poprzedniego właściciela, że on ten samochód chce oddać, że żona jest niespełna rozumu itp. - cyrk.
Jako że samochód nie miał instalacji LPG, a dziewczyna raz, że miała jeszcze bilet miesięczny na koleje, dwa, że chciała się najpierw oswoić z samochodem w znanych sobie okolicach, to zostawiała go pod domem na czas wyjazdu do pracy. I tu szacowny małżonek wziął sprawy w swoje ręce i chcąc uchronić ślubną przed kolejnym marnotrawieniem pieniędzy, sam się zajął założeniem instalacji LPG. W związku z tym, że żona zaszalała z kupnem, to on tanio gaz założy i tu koleś wspiął się na takie szczyty dziadowania, że w mojej opinii zrobił to złośliwie (bo nie wierzę, ze można być takim ignorantem).
Samochód oddał do kompletnych rzeźników, którzy w dodatku chyba nie za bardzo wiedzieli co czynią (a jak się okazało, to wręcz na odwrót) bo efekt był taki, że po miesiącu użytkowania z tą "instalacją" samochód wymagał transportu na lawecie. Samochód trafił do mojego kolegi do warsztatu i sama naprawa kosztowała ponad dwa razy tyle (i to po stawkach dla znajomych), co szacowny małżonek za te dzieło sztuki wsadzone pod maskę zapłacił (tego co realnie zapłacił, a nie tego, co na fakturze jest).
Koleżanka pojechała do panów instalatorów z zapytaniem jak mają zamiar to załatwić i co się okazało? - szanowny małżonek był informowany, że taka instalacja jak sobie zażyczył nie nadaje się do tego samochodu i w papierach jest stosowna adnotacja, i że on się pod tym podpisał, a jak ma jakieś obiekcje, to zawsze może iść do sądu.
W tym miejscu kumpela poszła po maksach - Piotrek (mechanik) ma samochód robić i to w wersji na porządnych gratach (początkowo to była opcja szukania używek) i załatwić założenie nowej instalacji - na pytanie Piotrka jakiej, kumpela odpowiedziała jednym słowem - najlepszej.
Samochód od jakichś dwóch tygodni dobrze służy kumpeli, mniej więcej od takiego samego czasu koleżanka ma ciche dni z mężem po tym, jak się dowiedział ile za naprawę zapłaciła. Z tego co koleżanka przekazała mojej małżonce, doszło do takiej awantury, że dopiero sugestia dziewczyny, że dzwoni na policję trochę szacownego utemperowała. Po tym, co usłyszała, poważnie zastanawia się nad złożeniem pozwu rozwodowego - sugestię, że ma iść na ulice odpracować jego pieniądze, które roztrwoniła. Na jej stwierdzenie, że to są też jej pieniądze i jak na razie to ona zarabia lepiej od niego, o mało co nie dostała po twarzy.
Po pierwsze to ja się w ogóle dziwię jak ona mogła wyjść za coś takiego. Przecież z dnia na dzień nie stał się bezmózgim furiatem.
Odpowiedz@LesnyPan: Czasem się dobrze kryją. Moja koleżanka też zaliczyła coś podobnego i na szczęście dla niej udało się jej z tego wyrwać. A łatwo nie było.
Odpowiedz@LesnyPan: Wiesz, to się pogłębia z wiekiem. 15 lat temu to faktycznie mogło być szanowanie własnych pieniędzy i rozsądne zakupy po porównaniu ofert, a obecnie, ponieważ żona najwidoczniej przeoczyła moment przejścia oszczędności w dziadowanie - mamy co mamy. Też znam faceta, który 20 lat temu dla wielu kobiet byłby ideałem - sprzątający, który widzi brud, lekko pedantyczny. Obecnie to zdzwiaczały maniak, poprawiający 5 razy sztućce na stole, bo są krzywo, zbierający do tego kubki po jogurtach, opakowania po margarynie, sreberka z cukierków i inne tego typu skarby. Wszystko oczywiście dokładnie umyte, wyparzone i poskładane.
Odpowiedz@haji: Mnie się dopiero teraz udało. Jeżdżę motocyklem, chciałam sobie zmienić na nowy sezon (mój były też motocyklista)to nie dość że nie chciał mi pomóc w przyprowadzeniu (300 km w jedną stronę)to jeszcze dzikie awantury, że poprosiłam kogoś innego o pomoc i że wydaję swoje ciężko zarobione pieniądze. A żeby było śmiesznie to mieszkamy osobno i nie mamy wspólnych finansów :)
Odpowiedz@LesnyPan: Jednak pamiętał bym o tym że znamy relacje tylko jednej strony.
Odpowiedz@LesnyPan: Z moich doświadczeń i obserwacji też wynika, że człowiek potrafi się zmienić... wprost nie do poznania. Jakbyśmy mieli do czynienia z obcą osobą, z którą normalnie nie chcielibyśmy mieć nic wspólnego.
Odpowiedz@Madziara39: Jeśli facet jest taki, to uciekać! I to w podskokach. Dla mnie normalna jest tylko jedna sytuacja: odkąd zaczynamy być razem, wszystkie pieniądze są wspólne, nieważne kto je zarobił. To MY zarobiliśmy. U nas to działało.
OdpowiedzZawsze się zastanawiam co mają kobiety w głowach jak się wiążą z takimi debilami i jak potem trwają w takich chorych związkach przez lata. Jakoś cieżko mi uwierzyć, że tam wcześniej nie miały regularnie miejsca podobne sytuacje tylko może na mniejszą skalę niż ta ostatnia. W ogóle, oszczędność oszczędnością, czasami chociażby warunki w jakich ktoś dorastał zostawiają rożne dziwactwa ale jak można być z facetem, który ma w doopie nie tylko komfort ale i bezpieczeństwo swojej własnej żony? No nie ogarniam tego, dobrze że się kobieta w końcu obudziła.
Odpowiedz@chiacchierona: Omota ją taki debil np. dobrymi manierami. I to do tego stopnia, że rady koleżanek, by zań nie wyszła, mogłaby odbierać jako zazdrość. Trzeba prześwietlić teściów i przeanalizować sposób wychowania - uważać w przypadku, gdy w domu był zbytni reżim, o natężeniu asymptotycznie dążącym do KRLD. Zwłaszcza, gdy krzywa jest eksponencjalna.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 29 czerwca 2016 o 15:47
@chiacchierona: Wiele kobiet ma problem z duetem własny krytyk-cudzy adwokat. Adwokat odpowiada za tłumaczenie innych przed sobą: "ktoś był niemiły - pewnie miał gorszy dzień", "jest opryskliwy i gburowaty, ale przecież od dziecka nie miał łatwo". Idealne środowisko dla wszelkich ropuchów i Januszy, nie muszą się martwić tłumaczeniem, kobieta w swojej głowie robi to za nich. Po drugiej stronie stoi własny krytyk, niepozwalający zapomnieć o własnych błędach, choćby były drobne i całe otoczenie dawno je puściło w niepamięć lub nawet nie zauważyło. Obie te postaci - krytyk i adwokat - sprzyjają myśleniu na zasadzie "no nie jest najlepszy, ale ja też nie jestem święta, a w gruncie rzeczy to dobry człowiek! Jak było potrzeba, to kiedyś (...)", czy wręcz "miał prawo się zdenerwować, za dużo od niego wymagałam, znam go przecież, powinnam była to przewidzieć/go zrozumieć". Do tego nawet jeśli coś jest nie tak, częstokroć kobieta zamiast powiedzieć od razu, że coś nie pasuje, zaciska zęby i "wybacza". Błąd, bo druga strona nawet nie wie, że robi coś nie tak (więc nie ma szans na skorygowanie zachowania), a kobieta sama przed sobą utrzymuje, że przecież to drobiazg, pomimo że wcale tak nie czuje. Stąd krótka droga do stereotypowych awantur, w których kobiety wyrzucają wszelkie bolączki na poziomie rzuconych na podłogę skarpet z przestrzeni ostatnich lat. Myślę, że znalazłoby się jeszcze sporo powodów, dla których kobieta może nie dostrzegać piekielności partnera i mimo wszystko się z nim męczyć, te mi tak na szybko przyszły do głowy. Pozdrowienia dla wszystkich silnych babek, które wiedzą czego chcą i nie dają sobie w kaszę dmuchać. Kiedyś też będę jedną z was ;).
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 czerwca 2016 o 17:27
@Nichya: Mądrze piszesz. Do tego dodałbym absolutnie dla mnie niezrozumiałe przeświadczenie wielu kobiet, że "on się zmieni", a raczej że "one jego zmienią". Jeżeli facet po ślubie w ogóle miałby sie zmienić, to niestety zazwyczaj na gorsze...
OdpowiedzCo za gnój z niego! Pewnie żal mu ściska 4 litery, że żona zarabia lepiej od niego. Ale oszczędności na zdrowiu i życiu nie rozumiem, ten koleś to kompletny bezmózg. Może powinien się do psychologa/psychiatry udać? A jej życzę jak najlepiej. I albo koleś się ogarnie, albo niech ona się pozbędzie balastu.
OdpowiedzMoja znajoma wbrew radom rodziny wyszła za podobne indywiduum. Jego pomysły na biznes opowiadane są jako rodzinne żarty (nie było wtedy jeszcze określenia "janusze biznesu"). Po rozwodzie bez orzeczenia o winie, moja znajoma została pozwana o alimenty i przez 5 lat płaciła palantowi 100 zł/miesiąc (na wyższe sąd się nie zgodził ale polskie przepisy są bardzo przyjazne tym, co chcą wydymać obecną i byłą rodzinę - vide rodzice zaciągający na konto swoich dzieci) a on przecież bez pracy i płacy.
OdpowiedzWitam Tak to już jest, że diabeł często wychodzi po pewnym czasie. Na miejscu Twojej znajomej zastawiłbym się poważnie, czy nie warto porzucić takie życie - aby zapobiec w przyszłości gorszym sytuacjom...
OdpowiedzI ona JESZCZE się zastanawia, czy nie składać pozwu rozwodowego? Serio??
OdpowiedzZ tym zarabianiem to trochę mit, 12 lat byłem z kobietą zarabiającą wielokrotnie więcej niż ja (ratownik medyczny i wzięta prawniczka) i jedyni którzy mieli z tym problem to kelnerzy w niektórych restauracjach. Wszystko zależy od wzajemnych stosunków dwojga ludzi.
Odpowiedz@Morog: Też więcej zarabiam... bo tak ustaliliśmy z moim facetem. Ja nie mam wyjścia - mogę albo prowadzić firmę, dużo pracując i dużo zarabiając, albo firmę sprzedać/zamknąć i zarabiać zero. Sytuacja zerojedynkowa. Mój facet jest tłumaczem i może brać albo więcej albo mniej zleceń. W związku z tym, że ja dużo pracuję i dużo jestem w delegacjach, to on bierze zleceń mniej, a więcej rzeczy robi w domu. Nie mamy z tym żadnego problemu.
Odpowiedz@JaNina: A u mnie w rodzinie w różnych okresach raz ja zarabiam więcej, raz żona (tak jest teraz). I różnice w zarobkach są duże. Miewaliśmy tez okresy, kiedy zarabiało tylko jedno z nas, i też nikt nie miał z tym problemów (nawet kelnerzy w restauracjach).
OdpowiedzJak ona lepiej zarabia, to warto zacząć od pełnej rozdzielności majątkowej. Rozwód jako kolejny etap. ;)
Odpowiedz@JaNina: A baran na tą rozdzielność majątkową mógłby się nawet ochoczo zgodzić skoro żona taka rozrzutna :P.
OdpowiedzPewnie to jego dziadowanie nasiliło się z czasem. Coś, co kiedyś wydawało się niegroźnym małym dziwactwem, urosło do manii kierującej jego życiem. W dodatku ewidentnie facet na problemy ze swoim ego. Koleżanka niech jak najszybciej weźmie dobrego prawnika i odetnie się od tego człowieka, taki związek nie ma sensu ani przyszłości.
OdpowiedzRozwód jak rozwód, ale separacja z rozdzielnością majątkową to jak najszybciej...
OdpowiedzGdzie robią takich tępaków, na dodatek łatwo ulegających propagandzie? Dowodzi tego sposób, w jaki głupa określono: "(...) jak coś jest aż podejrzenie tanie, to nie oznacza, że jest wyjątkowo marnej jakości, tylko on jest taki zaradny (...)". Marketingowcy tak naprawdę są mistrzami propagandy, którzy w swoim fachu przerośli Sowietów, uchodzących za niedoścignionych. Albowiem onego czasu głosili, że osoba, która robi zakupy w dyskontach, nie jest biedna, tylko po prostu zaradna. Pominęli sprawę oczywistą, jaką jest jakość wielu produktów spotykanych w takich sklepach. Niech nasza bohaterka zostawi tego otumanionego terrorystę, gotowego zginąć w imię głoszonych przez siebie ideałów!
OdpowiedzObstawiam, że kochankę ma :>
OdpowiedzTrafił jej się Janusz biznesu zasrany. Co za jełop. Tam ślubu w ogóle nie powinno być. Gdzie tam ślubu, związku! No chyba że mu niedawno dopiero palma odbiła.
OdpowiedzStyl pisania całkiem "na Chmielewską" - uroczy i lekki w czytaniu. Historia piekielna... cóż szkoda, że mogę dać tylko jeden plus. Pozdrawiam
OdpowiedzTo mój mąż, mimo że oszczędny, pedant i choleryk sam użytkuje 25 letnim auto (przegląd legalny ma, żeby nie było), każe mi jeździć w miarę nowym autem z ABS(według męża moje auto musi mieć ABS), mimo że to on dużo więcej robi kilometrów ode mnie, bo (cytat)"on się może rozwalić, za nim nikt nie będzie płakał, a ja mam jeździć bezpiecznie, bo on beze mnie się zabije". Facet z historii to straszna kutwa, może rzeczywiście terapia szokowa w postaci rozdzielności majątkowej by pomogła.
Odpowiedz25 letnie auto, jeszcze w bardzo dobrym stanie? To nie oszczędny facet, to koneser.
Odpowiedz@sutsirhc: Audi 80 B4, trzeba przyznać że mąż dba, podzespoły typu hamulce, węże i inne takie pierdółki wymienia kiedy trzeba, to auto jeździ. :)
Odpowiedz@GlaNiK: @sutsirhc: 25-letni samochód konesera jest zazwyczaj w dużo lepszym stanie niż większość 5-letnich pojazdów zwykłych użytkowników.
OdpowiedzMoja szanowna małżonka miała podobny problem tylko mniej kilometrów. Chciała kupić tani samochód to jej kupiłem na urodziny sam dużo lepszy niż chciała. Teraz ma na tylnej klapie naklejkę "prezent od męża". Nie rozumiem faceta jak można być takim durniem i skąpcem, przecież to rodzina najbliższa.
OdpowiedzTakie zwyczajne skąpstwo, które można potraktować z przymróżeniem oka kończy się tam, gdzie następuje ryzyko uszczerbku na zdrowiu lub pozbawienie życia. Jazda niesprawnym gruchotem, który już dawno powinien skończyć na szrocie to proszenie się o wypadek. Ja na miejscu koleżanki wiałabym od takiego palanta jak najdalej. Skoro prawie ją uderzył (nie ważne czy mu ręka drwgnęła czy zamachnął się i uderzył w ścianę)z zazdrości o zarobki to facet ma gigantyczne kompleksy, które prędzej czy później będzie wyładowywał na żonie.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: przecież już wyładowuje, bo chce się jej ewidentnie pozbyć w białych rękawiczkach. Dobrze że nie podpiął tego gazu od razu do kabiny, coby szybciej padła.
OdpowiedzGość oszczędza, kobieta wydaje, noto się dziwicie? Ja chce i już jeszcze nogami tupie! jak dziecko!Nie znamy sytuacji finansowej tej rodziny, być może w domu ani kropli wódki a ta cholera ostatnie pieniądze na chleb wydała!
Odpowiedz@thebill: lol odróżnij konsumpcjonizm od inwestycji, kobieta wydała pieniądze na auto żeby móc je zarabiać (droga do pracy). Domyślam się że spokojnie bilans wychodzi dodatni. Niech teraz zrobi bilans życia, czy się grzyba nie pozbyć, bo znowu może wyjść na tym na plus ;)
Odpowiedz@thebill: Nie karmcie trolla.
Odpowiedzurzednik, i wszystko jasne...
Odpowiedz@fujative: Znam wielu urzędników i nikt nie przejawia zapędów do takiego skąpstwa i druciarstwa. Do zazdrości o zarobki również.
OdpowiedzMoże za całą sytuację pozwu rozwodowego bym nie złożyła, ale za ostatnie zdanie historii zdecydowanie TAK.
Odpowiedzznam podobną historię, Kamal Wisimullahha postkarżył się tacie - szejkowi - tato tu wszyscy na uczelnie jeżdrzą autobusem tylko ja Ferrari! - O.K. synu jutro kupię ci autobus!
Odpowiedz