Trudno, niech będzie, że jestem piekielna i mam odpieluchowe zapalenie mózgu, ale...
Mam niespełna roczne dziecko, które jeszcze nie chodzi. Na placu zabaw jeśli się nie huśta, to stoi z boku lub puszczam ją pod pachy ze zjeżdżalni razem z maluchami w podobnym wieku lub starszymi, tak do ok 2 lat.
Na plac zabaw, który znajduje się obok domu kultury, kawiarni i biblioteki, wparowała dzika orda młodszych nastolatków. Na oko 6 klasa SP, może 1 gimnazjum. Jakieś 15 sztuk. Za najlepszą zabawę na świecie uznali "ganianego po wszystkim", tj. zjeżdżalniach, konikach itd. Kilka razy usiłowałam im zwrócić uwagę, ale nie działało, dzieci się nam wystraszyły, zaczęły płakać, bo nie miały się gdzie bawić, więc po ok. 10 minutach postanowiłam się z dzieckiem ewakuować, jedna czy dwie panie zrobiły to samo, bo nie było po co tam stać. Zanim się zebrałam, orda zniknęła, ale ponieważ miałam jeszcze w planie zakupy, poszłam.
Traf chciał, że na przejściu dogoniłam klasę z... cudem zapewne odnalezioną nauczycielką. Zapytałam, czy ona zdaje sobie sprawę z tego, co te dzieciaki wyprawiały na placu zabaw.
Nauczycielka (N) wzruszyła tylko ramionami.
JA: Zadałam pani pytanie.
N: Oj, ale co się pani czepia.
JA: Bo to pani powinna była sprawować nad nimi nadzór i się nimi zajmować, w końcu to nie do moich obowiązków należy wychowywanie cudzych rozwydrzonych bachorów i pilnowanie, by nie zrobiły sobie i innym krzywdy.
N: Tylko nie bachorów, to są dzieci.
JA: Dzieci to zostały przez nich wystraszone! Tak, tamto to były dzieci. A to może ewentualnie byliby uczniowie, gdyby znajdowali się pod opieką nauczycielki, czyli z definicji kompetentnej osoby, która wie na czym polegają jej obowiązki, a nie pije sobie kawkę w kawiarni i pali papieroska.
Wiem, że byłam piekielna, ale do furii doprowadza mnie świadomość, że gdyby coś się stało w czasie tych dzikich wyścigów, zwłaszcza któremuś z małych dzieci, to z powodu zaniedbania* nauczycielki.
I wcale nie mniej mnie wkurza to, że ponieważ jej nie chciało ruszyć się czterech liter i zapanować nad klasą, to małe dzieci zostały wygnane z placu zabaw. Może nie jest to największa trauma na świecie, a w obliczu głodu w Afryce jestem małostkowa i niech będzie, że tak, mam odpieluchowe zapalenie mózgu.
*Ponieważ nauczycielki przy uczniach nie było, naruszyła obowiązek zapewnienia uczniom bezpieczeństwa, za co mogła być nawet pociągnięta do odpowiedzialności dyscyplinarnej - gdyby wpłynęła np. skarga do szkoły, albo karnej w razie wypadku.
szkoła plac_zabaw
6 klasa podstawówki to jest ile, 12 lat? Te dzieciaki też się muszą gdzieś wyszaleć. Jak nie na placu zabaw, to gdzie? Na podwórkach zakazy, na boiska szkolne zapisy bo nie ma miejsca, w parkach zakazy biegania, zakazy wspinania się na drzewach. To co dzieciom zostaje? Jak mamusie takich szczyli wyganiają z placu zabaw? A jak nie podoba ci się, że twojego szczyla nazywam szczylem, to nie nazywaj dzieci bachorami.
Odpowiedz@Bloodcarver : klasa VI to wiek 12~13 lat i zapewniam Cię, ze plac zabaw nie jest przeznaczony dla dzieci w tym wieku. Wybiegać się mogą gdziekolwiek, Ale sprzęt Nie jest przystosowany do wagi tak dużego dziecka. Często informują o tym tablice zamieszczane na placach zabaw. Jeżeli uczniowie byli z nauczycielką poza terenem szkoły to chyba nie było to wyjście na plac zabaw! Wracali może z tej biblioteki, co była obok placu zabaw. Nauczyciel ma obowiązek pilnować uczniów. Zarówno w szkole (dyżury na korytarzu) a tym bardziej na jakimś "wyjściu" .
OdpowiedzTakie "dzieci" już piją alkohol i dyskretnie rżną. O papierosach nie wspomnę. Od dawna uważam, że wiek rozpoczęcia życia seksualnego w Polsce jest mocno zawyżany.
OdpowiedzNo ja tu piekielności z Twojej strony nie widzę. Dzieciaki są rozpuszczone i kompletnie nie myślą- ale skąd mają to potrafić, skoro nauczycielka ma ich w głębokim poważaniu, rodzice też nie uczą niczego. I zanim ktoś napisze, że skąd niby wiem, że rodzice ich nie wychowują- otóż stąd, że dziecko w tym wieku to już nie jest maluch, który może jeszcze nie mieć wyobraźni albo nie całkiem znać zasady obowiązujące w cywilizowanym świecie. To już młody człowiek, który powinien wiedzieć jak się zachować, co wolno a co nie oraz, że oprócz nich samych są też inni ludzie. Rodzic powinien nauczyć, a opiekunka dopilnować i egzekwować. Tu zawiodły oba elementy.
OdpowiedzZdecydowanie Cię dopadło odpieluszkowe zapalenie mózgu. Dzieci się chciały wybiegać, może nie były najsubtelniejsze, ale nie masz prawa nazywać innych dzieci bachorami, tylko dlatego, że nie były w Twojej macicy 9 miesięcy. Myślę też, że gdyby to Twoje dziecko było tym biegającym i wrzeszczącym to wcale byś go tak nie nazwała.
OdpowiedzNie, nie dopadło autorki odpieluszkowe zapalenie mózgu. Jestem nauczycielką w podstawówce (wychowawcą klasy szóstej), jestem też matką półtorarocznego dziecka. Dzieciaki w wieku szkolnym powinny zwracać uwagę na młodsze, ustąpić w razie potrzeby itp. Normalnie wychowane dzieci tak się zachowują. Serio. Nie wyobrażam sobie, żeby moi uczniowie mogli wystraszyć takie maluchy. Piekielni są rodzice, ale najbardziej piekielna jest nauczycielka, bo to ona sprawowała nad uczniami opiekę w danej chwili. Nie chcę rzucać kamieniem, sama święta nie jestem, ale swoje dzieci (szkolne i prywatne) wychowuję tak, aby nie krzywdziły innych i otaczały opieką słabszych.
Odpowiedz@Klementyna33: Ale one Ci nie podpaliły dziecka, tylko przyszły się też pobawić na placu. Inaczej się bawią dzieciaki w grupie w wieku 6+, a inaczej 1,5 dziecko, które jeszcze słabo ogarnia co się dzieje wokół niego. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie (czy stwierdzenie bardziej), czy nazwałabyś w takim przypadku swoje dziecko bachorem? Jeśli jesteś pedagogiem to tymbardziej powinnaś mieć świadomość jakiej nomenklatury używasz wobec maluchów (które nic za złość nie robiły, bawiły się tylko), bo jeśli w pracy też tak mówisz do dzieci to aż strach latorośl posyłać do szkoły.
OdpowiedzNie jestem autorką historii.
Odpowiedz@miss_sarajevo: No jasne, czyli wg ciebie starsze dzieci mogą przeganiać maluchy na placu zabaw, bo chcą się wybiegać? Place zabaw teraz nie są przeznaczone dla takich wyrostków.
OdpowiedzCo to za czasy, że już dzieciakom zabraniają biegać po placu zabaw. Ja za młodu skakałam po drzewach, drabinkach, huśtawkach i żyję. Twoje dziecko mam nadzieję, że w przyszłości będzie robić to samo zamiast siedzieć przed kompem.
OdpowiedzTak idiotko, 12 lat to tez sa jeszcze dzieci i nie mysla jak dorosli. I maja prawo sie bawic na placu zabaw. Nie podoba sie to wypad do domu. Powiem wiecej. Kazdy ma prawo sie bawic na placu zabaw jak ma ochote.
Odpowiedz@pinoaisai: każdy ma prawo, ale tak, żeby inni również mogli z niego korzystać. a 12 lat to owszem, nadal dziecko, ale już również wiek, w którym dziecko potrafi myśleć i powinno mieć pewne rzeczy wpojone.
Odpowiedz@pinoaisai: gdyby na placu zabaw mogło się bawić dziecko w każdym wieku, to nie widniałyby na nim tabliczki z napisem "plac zabaw przeznaczony jest dla dzieci od 0/3 do 7/10/15 lat" (w zależności od placu).
OdpowiedzNie bardzo rozumiem sytuację. Czy te dzieciaki skakały po sprzętach na których siedziały maluchy? Potrząsały chuśtawką na której było roczne dziecko, zjeżdżały ze zjeżdżalni kiedy twoje jeszcze zjeżdżać nie skończyło, potrząsały sprzętami, w jakikolwiek sposób zagrażały realnie bezpieczeństwu najmłodszych? Czy po prostu bawiły się głośno i energicznie tak że małe były przestraszone? Bo jeśli to drugie to owszem, jesteś przewrażliwiona. Plac zabaw jest dla wszystkich, dzieci muszą rozładować gdzieś energię, ruch na świeżym powietrzu jest wskazany (chyba masz na ten temat podobne zdanie skoro dzicku takie rozrywki zapewniasz), a trudno oczekiwać że dwunastolatkowie usiądą na huśtawce- równoważni i spokojnie,w ciszy będą się wspólnie bujać... Nie wiem skąd przekonanie że plac zabaw jest tylko dla maluchów- no chyba że to piaskownica, zjeżdżalnia z dwoma schodkam, konik na sprężynie i plastikowa chuśtawka z barierką. Ale zakładam że jednak nie... na naszym jest jedynie zapis żeby nie jeździć na rowerach, nie grać w piłkę i nie wprowadzać zwierząt, żadnych ograniczeń wagowo-wiekowych nie ma, i nieraz się widziało tatę biegającego za trzylatkiem po równoważni, na drewnianą wieżę albo nastolatków na trzepaku.
Odpowiedz@Sintra: a jak rozumiesz zdanie "ganiany po wszystkim"? To znaczy, że w dzikim pędzie biegały po drewnianych konstrukcjach, zjeżdżalniach (w obie strony, pod górkę też), nie patrząc w ogóle, gdzie lecą, powodując tym samym, że musiałyśmy w locie łapać dzieci na ręce, żeby ich nie stratowano.
Odpowiedz@Sintra: A były to małe zjeżdżalnie, zdecydowanie dla maluszków do 3 lat, może 4. Koniki na sprężynach i malutkie koniki.
Odpowiedz@Juannita: "ganiały po wszystkim" rozumiem jak trzeba, jako biegi czy wyścigi. Natomiast samo stwierdzenie nie wyjaśnia czy przepychały się po schodkach na których stał zestrachany dwulatek, czy wbiegały po zjeżdżalni którą akurat zjeżdżał twój maluch, w pędzie wpadały na zajętą huśtawkę, sprawiały że dzieci mogły tracić równowagę czy w ogóle w jakikolwiek sposób być zagrożone, czy po prostu maluchy bały się pędu i hałasu? Dosłownie łapałaś dziecko spod nóg tych dwunastolatków czy bałaś się że mogą je potrącić?
OdpowiedzStrasznie mnie denerwuje debilizm tekstów o biedzie w Afryce itp. Gdyby cały świat równał do gorszych to mielibyśmy teraz kamienie, dzidy i jaskinie. Mieszkasz kobieto w Europie, korzystasz z techniki, wynalazków c umiesz pisać i czytać i nie jest niczym małostkowym narzekanie na rozwydrzone bachory. A już zwłaszcza na leniwą nauczycielkę. Dla mnie historia na plus i bardzo dobrze zrobiłaś. Pozdrawiam.
Odpowiedz