Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Niedawno znalazłam swój stary zeszyt, a w nim notatki ze szkolenia w…

Niedawno znalazłam swój stary zeszyt, a w nim notatki ze szkolenia w firmie, w której w 2004 r. przepracowałam całe 3 tygodnie. Praca polegała na tym, aby wisząc cały dzień na telefonie zapraszać na spotkanie ludzi kasiastych, właścicieli firm, dyrektorów, prezesów itp. Po wstępie, który wyglądał podobnie jak dzisiejsze telefony z call center, informowało się o wygranej w losowaniu, w którym oczywiście nikt nie brał udziału. Nagrodą były wakacje. Jeśli kogoś to interesowało, miał przyjść na spotkanie, mieć ze sobą pieniądze (kasa była potrzebna, aby wykupić wygrane wakacje) i przyjść z żoną/mężem/partnerem życiowym. Aby nagrodę otrzymał, musiał odpowiedzieć telefonicznie na pytania z ankiety, które wyciągały informacje o stanie majątkowym, stanie cywilnym i stanowisku zajmowanym w danej firmie.

Bez dalszego przedłużania, wrzucę tu kilka żywcem wziętych zdań z zeszytu.

„Koniecznie rozmawiać z właścicielem, dyrektorem. Jeśli odbierze sekretarka, nie dać się zbyć. Pewnym głosem żądać rozmowy z jej szefem – dzwonię z firmy XXX, jest to sprawa między mną a pani szefem – jeśli sekretarka będzie miła, wyciągnąć od niej imię i nazwisko szefa, super będzie nr prywatny. Zakończyć rozmowę i zadzwonić za kilka dni, prosząc szefa z imienia i nazwiska”.

„Mąż/żona koniecznie potrzebni, powtórzyć to kilka razy w czasie rozmowy. Potem na spotkaniu, jeśli klient będzie się wahał, konsultant będzie zachęcał jego partnera – działa”

„Ankiety przeprowadzać całe, zadawać wszystkie pytania. Jeśli sytuacja będzie napięta, facet nie chce rozmawiać, zapytać o telefon domowy, dla świętego spokoju dają”.

„Nie informować o innych możliwościach, nie mówić, po co ma wziąć pieniądze. Wszystkiego dowie się na spotkaniu”

Po 2 tygodniach awansowałam z telefonu na hostessę. Podczas spotkania z konsultantem miałam stać w rogu, na skinienie podać kawę, foldery. A przed spotkaniem otwierać drzwi przybyłym, rzucać okiem i po zaakceptowaniu prowadzić do stolika. Ocena odbywała się w czasie powitania, którego schemat wyglądał tak:

[J]a: Dzień dobry. Nazywam się Shadowka. Z kim mam przyjemność?
[K]lient: Jan YY, Janina YY.
[J]: Czy państwo są małżeństwem?
[K]: Tak / Nie, jesteśmy partnerami (jeśli przyszedł z koleżanką, siostrą, sam - przeprosić i podziękować za wizytę. Zaprosić na inny termin. Miał przyjść z żoną, więc sorry, tak samo, jeśli się spóźnił).
[J]: Świetnie! (nigdy, dziękuję!!!!) Czy mogę zobaczyć pański dokument tożsamości? (Jak będzie wyciągać z portfela, wylookać, czy ma kasę, karty kredytowe. Jeśli nie – dać znać konsultantowi).
[J]: Super! Czy mają państwo zarezerwowany czas, o którym informowaliśmy telefonicznie?
[K]: Oczywiście / Niestety, mam tylko godzinę (podziękować, umówić inny termin)

Czytam i nie wierzę, że tam byłam. Kiedy pochwaliłam się moim przyszłym teściom, gdzie pracuję, teść opowiedział mi, że też został zaproszony na takie spotkanie. Gonił z pracy, żeby się nie spóźnić. Ale był sam, bo teściowej coś wypadło. Nie wpuścili go, kazali przyjść z żoną. Dał sobie spokój.
Po 3 tygodniach zdobyłam się na odwagę, poszłam do szefa, powiedziałam, że nie mogę tu pracować, bo nie umiem oszukiwać ludzi, co spotkało się z wielkim oburzeniem (w sumie zrozumiałe, przyszła gówniara i mu pyskuje). Nie podpisał ze mną żadnej umowy, więc nie miał argumentu. Kusił tylko stanowiskiem managera, bo podobno się nadaję (po trzech tygodniach, wow). Nie wzięłam kasy za te parę dni, ale nie zależało mi.
Oprócz jawnego naciągania klientów, do rezygnacji pracy przekonały mnie też warunki, jakie tam panowały, ale to już temat na osobną historię.

call_center

by Shadowka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar laurakapelewska
14 14

Umawiali na spotkanie, ktoś przyszedł a oni "nara, proszę kiedy indziej" i wierzyli, ze w ten sposób osiągną sukces? Przecież nikt by nie przyszedł drugi raz. Jaka beznadziejna firma

Odpowiedz
avatar MrSZ
1 9

@laurakapelewska: To nie jest takie głupie zagranie. Można pokazać przez to duży prestiż samego spotkania. Tym bardziej jak zaproszą szefa małej firemki który podjara się że 5 lat temu sam z łopatą ganiał, a teraz go zapraszają na TAKIE spotkanie, tylko czasu miał trochę mało to go nie wpuścili, ale drugi raz tego błędu nie popełni. A ten z konkurencji to o takim czymś może pomarzyć, bo to rzecz dla VIPów. No i pozostaje jeszcze typ, "Co? Ja nie wejdę? Wejdę i to jeszcze będą mi dziękować!"

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 maja 2016 o 10:30

avatar mahisna
9 9

"Praca polegała na tym, aby wisząc cały dzień na telefonie zapraszać na spotkanie ludzi kasiastych, właścicieli firm, dyrektorów, prezesów itp. Po wstępie, który wyglądał podobnie, jak dzisiejsze telefony z call center, informowało się o wygranej w losowaniu, w którym oczywiście nikt nie brał udziału. Nagrodą były wakacje. Jeśli kogoś to interesowało, miał przyjść na spotkanie, mieć ze sobą pieniądze (kasa była potrzebna, aby wykupić wygrane wakacje) i przyjść z żoną/mężem/partnerem życiowym." "- Szanowny Panie X, wygrał Pan wakacje - zapraszam do nas z pieniędzmi, aby zapłacić za wygrane wakacje!" Serio? Mam uwierzyć w to, że dyrektorzy, prezesi, właściciele firm byli takimi (przepraszam za określenie) idiotami? Sorry, ale zdecydowana większość ludzi na takich stanowiskach musi być ogarnięta, bo inaczej do niczego by nie doszła. Na takie chwyty to się mogą łapać emeryci z problemami...

Odpowiedz
avatar weronikarb
8 8

@mahisna: też się dziwię, jakim trzeba by być kretynem, aby się dać złapać na coś takiego ?? I jeszcze dać z siebie wyciągnąć takie wrażliwe informacje - nie wierzę

Odpowiedz
avatar Shadowka
6 8

@mahisna: Nie mam tych ankiet w domu, tym bardziej nie pamiętam ich treści. Mówiło się coś w stylu: "Nasza firma przeprowadza losowanie wśród ludzi biznesu i ma pan ogromne szczęście, bo pana nazwisko znalazło się na liście zwycięzców". Faktycznie, głupi by byli, gdybyśmy mówiły im wprost: "- Szanowny Panie X, wygrał Pan wakacje - zapraszam do nas z pieniędzmi, aby zapłacić za wygrane wakacje!" Sęk w tym, że wygrywali voucher, za który musieli zapłacić "symboliczną cenę", co dla biznesmena miało stanowić śmieszną kwotę. Zaproszenie dostawali na odebranie go. Warunkiem było przeprowadzenie ankiety i biznesmen się zgadzał odpowiedzieć na pytania lub nie. Pytania były w stylu: -czy lubi pan jeździć na wakacje - lubi, więc ma czas, -gdzie był ostatnio - Polska - ble, ankieta do wyrzucenia, zagranica - super, ma kasę, -środek transportu na wakacje - samolot - rewelka ma kasę, samochód - gorzej, ale też jest kasa, -jak często jeździ - ile ma wolnego i kasy, -woli hotele, domy wczasowe, domki - ile kasy wydaje itd, itd. Nic nie było bezpośrednio. Ankieta była tak skonstruowana, żeby nie przestraszyć. Pieniądze miał wziąć, żeby zapłacić za voucher. Dlatego 80% ankietowanych wyśmiewało w tym momencie rozmowy. Segregacji ankiet dokonywała góra. Od ich jakości (czyt. zamożności klienta) zależała nasza prowizja. Nie twierdzę, że wszyscy, którzy odbierali telefony przylatywali do nas jak na skrzydłach. Bardziej chodziło mi o samą formę pozyskiwania i oceniania klienta ("Jak będzie wyciągać z portfela, wylookać, czy ma kasę, karty kredytowe."). Chciałam pokazać, jak działają niektóre firmy, posiadające niezwykłe oferty dla wybranych. Ale skoro wolisz oceniać mnie - Twoja sprawa.

Odpowiedz
avatar biala_czekolada
9 9

Przerobiłam kilkanaście takich "pojedynków" jako sekretarka właśnie. Poziom agresji w głosach dzwoniących, gdy nie chciałam połączyć z szefem, dość mocny, a że ja się łatwo nakręcam, przeżywałam potem do końca dnia takie rozmowy. :D

Odpowiedz
avatar Shadowka
6 6

@biala_czekolada: Wiem i przepraszam wszystkie panie, którym napsułam krwi :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Słowo klucz to 'wygrać'. Dopóki ankieter używa wersji niedokonanej 'wygrywa pan' to prawnie daje radę, jeśli użyje 'wygrał pan', wersji dokonanej, to już pole do procesowania się :>

Odpowiedz
avatar Armagedon
4 4

Zwróćcie uwagę, że rzecz działa się 12 lat temu. Całkiem sporo. Ludzie jeszcze wtedy wierzyli w super okazje, jakieś tam wygrane, nie bali się podawać numerów telefonów. Jestem prawie pewna, że chodziło o sprzedaż tak zwanego "tajmszera", czyli "prawa do własności wakacji". W sumie dość ciekawy pomysł, żywcem przeniesiony z wczesnokapitalistycznego Zachodu. U nich stosunkowo tani produkt przeznaczony dla przeciętnej klasy średniej - u nas wyłącznie dla wybrańców. Kiedyś kilka firm zajmowało się sprzedażą tych wakacji. Dziś - nie wiem, czy w ogóle ktoś się tym jeszcze interesuje. Nie sprawdziło się.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 maja 2016 o 4:30

Udostępnij