Rodzicielstwo, czyli temat rzeka.
Słowem wstępu - jestem młodą mamą, ale z racji sytuacji rodzinnej wychowywałam już dzieci, więc "doświadczenia" mi nie brakuje. Nie popieram bezstresowego wychowania, ale nigdy nie uderzyłam dziecka - mam swoje sposoby na sprawienie, by się słuchały. Nie śledzę też każdego artykułu pediatry lub dietetyka. Postanowiłam zdać się na siebie i narzeczonego.
Ponieważ przeprowadziłam się ponad 400 km od rodzinnego miejsca zamieszkania, ucieszyłam się na wiadomość, że tutejsze mamy prowadzą swój "klub" - zawsze to jakieś nowe znajomości, a i dziecko będzie miało z kim się bawić. Jednak z dnia na dzień dochodzę coraz bardziej do wniosku, że były to płonne nadzieje.
Problemy zaczęły się od karmienia piersią - mimo iż mam dziecko, nie uznaję "świecenia cycem" wszędzie gdzie się da. Nie rozumiem matek, które wyciągają piersi w miejscach pełnych starszych dzieci czy nawet dorosłych - nie każdemu może się to podobać. Dla "klubowiczek" jest to złe podejście, bo "matka powinna móc karmić gdzie i kiedy chce".
Na kolejne zgrzyty trafiłam, kiedy skończył mi się pokarm. Walczyłam trochę, ale nie chcąc męczyć siebie i córki, przeszłam na mleko modyfikowane. Reakcja? Jestem złą matką i nie kocham dziecka, bo nie walczę miesiącami, żeby mleko wróciło.
Afer było wiele więcej - choćby z powodu rozszerzania diety przed ukończeniem 6 miesiąca życia (wszelkie kontrole pediatryczne nie wykazały jakichkolwiek nieprawidłowości).
Dziś jednak ukazała się kolejna piekielność- otóż dziecko nie powinno wcale jeść słodyczy, a najlepiej również mięsa (za istne guru uznawane były matki, których dzieci nigdy nie miały mięsa w ustach). Dając dziecku czekoladę, doprowadza się do otyłości, cukrzycy i ryzyka ataków serca, dlatego trzeba ją całkowicie wykluczyć. Bo tak mówi jakiś-znany-dietetyk. Całokształt rozmowy sprowadzał się jedynie do tego, iż rodzic powinien być jedynie opiekunem, stosującym się do rad lekarzy. Sam nie powinien podejmować żadnych decyzji, nie zastanawiać się nad żadną opinią ludzi z tytułem medycznym. Nie potrafię zrozumieć - po co dziecko komuś, kto nie chce go wychowywać ani nawet mieć własnego zdania?
Dla dodania smaczku - te same mamy z dumą chwaliły się, że przebijały uszy dzieciom w wieku 3-5 miesięcy. Kiedy przytoczyłam publikacje o szkodliwości przebijania ciała pistoletem, nieznajomości technik oraz braku kompetencji i sterylności w zakładach kosmetycznych - zostałam wyśmiana, bo "mojej córci nic nie było".
Wniosek wypływa sam - rodzice, stosujcie się z uporem maniaka do zaleceń pediatrów tak długo, jak jest się czym chwalić.
rodzice
Spotkałam się z takim podejściem. Gdziekolwiek, cokolwiek zaczynałam ze swoim synem otoczenie pytało: "A lekarz ci pozwolił?".
OdpowiedzOj coś wiem na ten temat. Sama mam berbecia który niedawno skończył 2 miesiące. Moa teściowa nie rozumie jak można nie chcieć karmić piersią w miejscu publicznym. A jak koleżanki zapatrują się na zabobony w stylu czerwonej wstążeczki przy wózku?
Odpowiedz@Posey: jak najbardziej są za ;/ oj, od Teściowej też się nasłuchałam. I o karmieniu i o wstążeczce, laniu wosku itp.
Odpowiedz@Lithium: A o przecieraniu ciemieniuchy masłem i "myszki" na ciele dziecka łożyskiem? ;]
Odpowiedz@Posey: tego jeszcze nie słyszałam, chyba poruszę ten temat xD
Odpowiedz@Lithium: Koniecznie :D
OdpowiedzKto normalny przebija kilkumiesięcznemu dziecku uszy? Pomijając kwestię samego przebicia uszu, o czym już jest wspomniane, przecież niemowlakowi nie da się wytłumaczyć "nie ciągnij się za kolczyk". Takie dziecko może uszkodzić sobie ucho albo wyjąć kolczyk i nawet się nim zadławić. Publicznego karmienia piersią nigdy nie zrozumiem - niezbyt odpowiada mi wizja ludzi gapiących się na moje piersi. Skoro w piersiach nie ma pokarmu to nie pojawi się on nagle, a dziecko jeść coś musi, więc przejście na mleko modyfikowane jest chyba czymś oczywistym. Czy po prostu ja się nie znam, bo nie jestem jeszcze matką tylko logicznie myślącą osobą?
Odpowiedz@CzasamiPiekielna: Panuje niestety przekonanie, że jeśli matka karmi mlekiem modyfikowanym to nie kocha swojego dziecka. Logika nie trzyma się MATEK.
Odpowiedz@Posey: Przykłady specyficznych matek znam na szczęście tylko z internetu, nikt z rodziny czy znajomych po porodzie rozumu nie stracił.
Odpowiedz@CzasamiPiekielna: wybacz, mylisz się. Przecież, według maDek (nie mylić z matkami) pokarm siedzi w MÓZGU. Jak chcesz, to masz pokarm, jak nie masz, to tak naprawdę nie chcesz karmić i skąpisz cycusia bąbelkowi, ty leniwa, wyrodna buło!
Odpowiedz@Monomotapa: W sumie by pasowało. Niektóre matki zachowują się jakby miały pokarm zamiast mózgu.
Odpowiedz@sla: Prędzej zawartość pieluszek. Określenie "odpieluszkowe zapalenie mózgu" nie wzięło się z kosmosu.
Odpowiedz@CzasamiPiekielna: Ja też tego nie ogarniam. Przekłuwałam uszy dopiero na studiach. Bolały, ropiały, byle oparcie się uchem o niezbyt czysty fotel w autokarze albo dotknięcie ucha brudną ręką kończyło się bólem, opuchlizną i ropą, nawet po kilku latach każde wyjęcie kolczyków na więcej niż 2 tygodnie kończy się zarastaniem dziurek. A nie jestem kilkumiesięcznym dzieckiem, które odkrywa uroki rozmazywania kupy, taplania się w błocie, sypania się nawzajem piachem z piaskownicy itp. To, że "wszystko jest w głowie" też znam z autopsji. Wujkowi i cioci urodziło się dziecko Trochę przed terminem, drobne, chude. Nie chciało jeść, miało wieczne biegunki, masakra. Wszyscy rodzinni eksperci uznali, że to przez matkę, bo się stresuje (trudno się dziwić...), źle je (z zawodu - dietetyczka), źle trzyma i w ogóle. Zdiagnozowano uczulenie na białko, zalecono specjalne mleko, dziecko ożyło. Ale i tak były ciotki typu "teraz to wymyślają, moje nie miały roku, a już kotlety jadło" albo "to przez to twoje kiepskie mleko".
Odpowiedz@inga: To co za nieuk Ci tak przebił? Jak skończyłam 18lat zrobilam jednego dnia w uchu 7 dziur na złość mamie - bo nigdy nie pozwalała mi przebić. I nie miałam takich przygód jakie opisujesz. Ale racja, przebijanie uszu dziecku to wiocha. Nie potrafię znaleźć do tego wytłumaczenia. Kiedyś przy okazji beki z mamuś ktoś napisał, ze chodzi o to, ze dziecko nie pamięta bólu, wiec lepiej przebić niemowlakowi niż szkolniakowi... To w takim razie jak dziecku będą pobierać krew to co? Boli tak samo
Odpowiedz@laurakapelewska: Przebijanie uszu to nie jest taki wielki ból. Nawet takie zastrzyki czy pobieranie krwi jest bardziej bolesne.
Odpowiedz@CzasamiPiekielna: ymmmm ja miałam przebijane uszy w wieku kilku miesięcy i to była chyba jedna z najlepszych decyzji jakie moja mama podjęła. Nie pamiętam nic czy to bolało czy nie ale srał pies dzieci są niezniszczalne praktycznie. Natomiast moja przyjaciółka z dzieciństwa miała przebijane w wieku 6 lat boże jak ona płakała że nie chce...no a oczywiście po przebiciu była szczęśliwa jak nie wiem. Już lepiej to zrobić jak dziecko jeszcze samo nie myśli.
Odpowiedz@Monomotapa: ja to mowie, ze wyfdalaja mozg z lozyskiem
OdpowiedzPopieram Cię całym sercem. Karmić można nie wywalajac cycka - wystarczy chodzby pieluszka narzucona. Czy my jedząc słodkie czy mięso jesteśmy mniej zdrowi od tych co nie jedzą? Nie. A ile znam takich matek co dziecku ani grama słodkiego a same pokryjomu wpierdzielaja słodycze...
Odpowiedz@mamaote: Tak, jedząc słodycze jesteśmy mniej zdrowi od tych, którzy nie jedzą. Batonik to nie jest zdrowa przekąska, wbrew temu co nam od jakiegoś czasu wmawia przemysł spożywczy. Polecam dwa filmy dokumentalne: "Kto nas tuczy" i "Kto nas odchudza".
Odpowiedz@mamaote: a ja znam matke co zabraniala jesc slodyczy dzieciom (ok rozumiem), ale jednoczesnie miala cala szafke slodyczy w latwo dostepnym miejscu i ciagle tylko grala z dziecmi w kotka i myszke- nie jedz slodyczy, nie mozna,gdy probowaly po nie siegac, a ja tak tylko jej nie bylo to dzieci domagaly sie slodyczy od opiekunki
Odpowiedz@Eko: A ja uważam, że batonik od czasu do czasu nie zaszkodzi. Dzieci tak samo, jak dorośli, lubią słodycze. Nie powinno im się ich całkiem odmawiać.
Odpowiedz@mamaote: Jeśli matka jadła słodycze po kryjomu, dzieci nie widziały tych słodyczy, to co w tym złego? To jej wybór. Decydując się na jedzenie słodyczy, dorosły wie, że poniesie konsekwencje tego jedzenia, dziecko takiej świadomości nie ma, dlatego obowiązkiem rodziców jest dbanie o jego dietę. A słodycze zdrowe nie są. Ze słodkim smakiem można zapoznawać dziecko w formie owoców. Im później dziecko dostanie słodycze, tym lepiej.
Odpowiedz@Miryoku: Co w tym złego? Hipokryzja. Nie da się wpoić zasad, których sami nie przestrzegamy. I nie traktujmy słodyczy, jako coś potwornego, co szkodzi w każdej ilości. Albo powiedz mi, jaką szkodę dla rodzica, czy 10cio latka wyrządzi jeden batonik
Odpowiedz@Lithium: jeden batonik pewnie żadnej, szkoda tylko że się na jednym nigdy nie kończy ;) Cukier uzależnia - sprawdzone na własnej skórze - im więcej jemy, tym więcej chcemy. Nie zrozum mnie źle, sama lubię słodycze i nieraz się sama usprawiedliwiam "a co mi zaszkodzi raz na jakiś czas", ale prawda jest taka, że bez cukru który jest teraz wszędzie (nie trzeba wcinać czekolady czy cukierków, wystarczą np. gotowe sosy, płatki czy jogurty) znakomicie byśmy sobie radzili i na mniej chorób zapadali. Owoce dla zaspokojenia apetytu na słodkie wystarczą ;) Tak że w tej jednej kwestii rozumiem te matki, co nie chcą dawać czekolady. Nie zarzekam się, że też tak kiedyś będę robić, ale podziwiam rodziców, którzy trzymają się takich zasad. Na własne oczy widziałam 3-latkę pałaszującą paprykę zamiast słodyczy, nie wyglądała na nieszczęśliwą ;) mnie nie wpojono takich nawyków i niestety zmagam się teraz z utrzymaniem prawidłowej wagi...
Odpowiedz@Miryoku: I właśniete dzieci kupują słodycze po kryjomu a gdy wyjadą same na wakacje albo na studia to mają wręcz maratony jedzenia i słodyczy i fastfoodów :) Tak, to o mnie Tylko gdzie ta moja nadwaga i milion chorób? @katzschen chęci na czekoladę nie usunie zjedzenie truskawki
Odpowiedz@laurakapelewska: mnie zazwyczaj wystarcza szklanka wody i jakimś cudem ochota na słodycze znika :P A poza tym to nie wiem na co to jest argument, ludzie mają ochotę na przeróżne rzeczy, nie wszystkie zachcianki trzeba zaspokajać.
Odpowiedz@mamaote: Ostatnio w telewizji była dyskusja na temat karmienia w miejscach publicznych i od jakiejś nawiedzonej matki usłyszałam tekst miesiąca "nie można kryć się z karmieniem, bo matka się bardzo zestresuje tą pieluszką do zakrycia, tym chowaniem się w kącie i PROCES LAKTACJI ZOSTANIE ZABURZONY" no serio?
Odpowiedz@katzschen: znam masę dzieci, którym rodziców zabrzmiało i kiedy podrosli oglądali się na Maxa nimi. A znam dzieci, chociażby ja, mój mąż czy masz syn gdzie słodycze sa ale mało. Batonik czy coś tak wielkości i żadne z nas nie ma parcia na słodkie. A owoców i warzyw jedyny bardzo dużo. Codziennie. Kwestia wychowania...
OdpowiedzRównież uważam, że od mięsa i słodyczy jesteśmy mniej zdrowi. Dałabym wiele, żeby moja mama w przeszłości zabraniała mi jedzenia słodyczy i smazonego wieprza, który był podstawą posiłków w domu. Może dzisiaj nie chorowalabym na paskudne, nieuleczalne, przewlekłe chorobsko jelit i nie sprawdzać co rok czy rak już w jelicie jest czy jeszcze nie... Ogólnie co do żywienia polecam wykłady, książki i artykuły dr Dąbrowskiej, tylko dzięki jej dietom mogę w miare normalnie funkcjonować przy swojej chorobie.
OdpowiedzOd siebie dodam tylko tyle. że moja koleżanka niespełna półroczne dziecko częstuje czekoladą. Tak mi się wydaje, że taki dzieciaczek jeszcze w życiu się naje czekolady. Już nie wspominam o bólu brzucha.
Odpowiedz@CatGirl: nie chodzi o malutkie dzieci, a nawet o takie, które mają 8, czy 10 lat. Wiadomo, że pokarmy trzeba wprowadzać stopniowo, a z czekoladą się wstrzymać. Ale to nie znaczy, że dziecko w podstawówce ma nie jeść słodkiego wcale.
OdpowiedzCzyli jak rozumiem karmienie niemowlaka czekoladą jest ok?
Odpowiedz@mahisna: jak napisałam- nie chodzi o malutkie dzieci, a nawet o takie, które mają 8, czy 10 lat. Wiadomo, że pokarmy trzeba wprowadzać stopniowo, a z czekoladą się wstrzymać. Ale to nie znaczy, że dziecko w podstawówce ma nie jeść słodkiego wcale.
Odpowiedz@Lithium: "Afer było wiele więcej- choćby z powodu rozszerzania diety przed ukończeniem 6go miesiąca życia (wszelkie kontrole pediatryczne nie wykazały jakichkolwiek nieprawidłowości). Dziś jednak ukazała się kolejna piekielność- otóż dziecko nie powinno wcale jeść słodyczy, a najlepiej również mięsa (za istne guru uznawane były matki, których dzieci nigdy nie miały mięsa w ustach)." Z tekstu nie wynika, że uwaga dotyczyła dzieci starszych.
Odpowiedz@mahisna: rozszerzenie diety to wprowadzenie po prostu nowych smaków, czegoś innego, niż mleko. O tym, że chodziło o starsze dzieci w kwestii czekolady, napisałam komentarz wyżej, przekleiłam, żeby Ci nie umknęło.
OdpowiedzCzęść uwag, o których pisze Autorka, jest sensowna i zgodna z aktualnym stanem wiedzy medycznej, część nie. Te wszystkie "grupy matek" to najczęściej przypadkowe zbieraniny, trafiają tam bardzo różne osoby. Moim zdaniem z tekstu wyłania się obraz osoby przekonanej o własnej racji i nieradzącej sobie z krytyką, a nawet rzeczową dyskusją.
Odpowiedz@ynka: mylisz się- uwielbiam dyskutować. Ale nie uważam za dyskusję zdań rozpoczynających się od słów "Jesteś złą matką i nie kochasz dziecka, bo...". Jeśli argumenty są dobre, to dam się przekonać- tak było na przykład z noszeniem dziecka w nosidle. A jako osoba mieszkająca z teściową- do krytyki przywykłam i nauczyłam się odsiewać tą uzasadnioną, od tej bezzasadnej. Wiedza medyczna ciągle się zmienia- coś, co teraz jest uznawane, za prawidłowe, za dwa lata może okazać się błędem, jak nie raz już się zdarzało. Dlatego wolę ufać sobie, nie lekarzom. Z resztą dwójkę, o której pisałam, wychowywałam na "starej" wiedzy, z sukcesem- dlatego nie widzę potrzeby, aby zmieniać ten sposób na inny.
OdpowiedzNie ma sensu polemizowac z kims kto uwaza, ze mieso, sklepowe slodycze i nabial nie szkodza. Twoj dzieciak jest dzieki tobie na najlepszej drodze do zasilenia kolejek nfz i to szybciej niz ci sie wydaje. Zwlaszcza jesli to corka.
Odpowiedz@pinoaisai: Wszystko szkodzi jak się żre jak świnia. Ale jesli raz w tygodniu dasz dziecku czekoladę to przecież nie umrze.
Odpowiedz@pinoaisai: Mięso szkodzi? Bo zwierzaczki umierają? W piramidzie żywieniowej do tej pory znajduje się zarówno mięso, jak i nabiał- zdrowe ilości są wręcz wskazane.
Odpowiedz@Lithium: wez sie lecz babo, rozmawiam z toba o zdrowiu, a nie o zwierzaczkach. No coz to nie moj dzieciak bedzie chorowal. Dalej sie kieruj piramida zywienia i wmawiaj sobie, ze raz na jakis czas nie szkodzi :) nie gadam z kims kto nie ma zielonego pojecia nt. funkcjonowania ciala czlowieka i ogolnie odzywiania, no ale 'nie wiem ale sie wypowiem' :)
Odpowiedz@pinoaisai: I jeszcze chemia, gluten i GMO. Tylko powietrze!!1one!
Odpowiedz@pinoaisai: "nie gadam z kims (...)" - ale za to obrażać osobę, która normalnie z Tobą pisze, to idzie?
Odpowiedz@Alien: Część jest szkodliwa, a badania wykonywane w paru ośrodkach nad tzw. efektem koktailu wykazują, że w połączeniu nawet uznane za nieszkodliwe mogą szkodzić. Gluten - zależy który - lepiej np. wybrać orkisz niż współczesne odmiany pszenicy. A jeśli chodzi o GMO - to nawet, gdyby te produkty były nieszkodliwe same w sobie to z kilku powodów pośrednich, ale istotnych dla naszego zdrowia, należy się pozbyć.
Odpowiedz@pinoaisai: Osoby twierdzace, że mieso szkodzi własnie nie mają pojęcia na temat budowy układu pokarmowego człowieka i tego jak funkcjonuje. Układ pokarmowy człowieka jest układem pokarmowym wszystkożercy i niezaleznie od tego co kto sobie wmówi - faktu, że w ludzkim organizmie wszelkie "dodatki" typowe dla układu pokarmowego roślinożerców są szczątkowe, albo są zredukowane do pozbawionych funkcji, bardzo problematycznych atawizmów (chociażby trzonowce i jelito ślepe) - nie zmieni.
Odpowiedz@pinoaisai: jeżeli ktokolwiek tutaj potrzebuje leczenia, to na pewno nie jest to autorka.
Odpowiedz@Eko: Mój komentarz był raczej satyryczny, bo mnie bawi to, że nagle absolutnie wszystko szkodzi, bo tak napisali na jakichś oszołomskich stronach w internecie. Ale okej. Chemia - bardziej mi chodziło o czytanie składów i panikowanie na widok słów dłuższych niż trzy sylaby czy tajemniczych cyferek, podczas gdy to często kompletnie niewinne substancje, np. E300 - kwas askorbinowy. "lepiej np. wybrać orkisz niż współczesne odmiany pszenicy." - dlaczego? Pytam absolutnie serio. GMO - co to za powody pośrednie? Jak wyżej. jeszcze odnośnie pinosai: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Rodzice-weganie-zaglodzili-11-miesieczna-corke,wid,13273947,wiadomosc.html?ticaid=1170ab Tu masz skutki takiego podejścia.
Odpowiedz@Iras: Nie zapomnijmy o kłach, nie bez powodu je mamy ;) Mięso zwiera wszystkie niezbędne aminokwasy potrzebne do prawidłowego rozwoju i funkcjonowania organizmu. Zawiera albuminy, globuliny, nukleoproteidy, kolagen i elastynę oraz, poza wit.C, wszystkie witaminy, w tym łatwo przyswajalne hemowe żelazo.
Odpowiedz@Eko: "A jeśli chodzi o GMO - to nawet, gdyby te produkty były nieszkodliwe same w sobie to z kilku powodów pośrednich, ale istotnych dla naszego zdrowia, należy się pozbyć." Znaczy chcesz wyrzucić wszystko? GMO to nie składnik tylko sposób uprawy i hodowli, przecież od wieków krzyżuje się rośliny i zwierzęta tak, żeby osiągnąć najlepsze rezultaty. Zobacz chociażby jak wyglądały kiedyś banany.
Odpowiedz@Alien: Dlatego napisałam, że część tej chemii, a nie cała. Żeby się nie rozpisywać o orkiszu to w skrócie, bo necie jest sporo o nim http://www.wikirose.pl/2013/03/maka-orkiszowa-maka-o-niezwykych.html O GMO mogłabym długo, więc w skrócie: Podstawą naszej żywności jest ziemia - jemy rośliny i zwierzęta nimi karmione. Postawą żyzności gleby jest próchnica, która rozkładana jest przez zwierzęta i organizmy glebowe do formy przyswajalnej przez rośliny - w 1g dobrej gleby jest więcej żywego niż martwego - tak to wymyśliła natura. Nawożenie sztuczne powoduje stopniowe zanikanie próchnicy, która bogata jest we wszystkie potrzebne roślinom składniki, natomiast nawozy sztuczne podają ich tylko kilka - kilkanaście - to tak jakby człowiek jadł np. tylko chleb z masłem. Przeżyć przeżyje, ale w końcu to odbije się na zdrowiu. Podobnie niedożywione stają się rośliny. Plony z takich roślin są również niepełnowartościowe, a tym samym i nam zaczyna brakować. I podobnie jak u roślin spada nasza odporność i zaczynają się choroby. Patogeny i szkodniki atakują w pierwszej kolejności rośliny osłabione. Uprawy GMO to uprawy wielkoobszarowe nawożone sztucznie ze skutkami jak powyżej. W tym momencie pojawia się konieczność oprysków środkami ochrony roślin, które nie są obojętne. Żeby nie przedłużać, a jednocześnie było krótko odsyłam części "Negatywne skutki stosowania pestycydów" https://pl.wikipedia.org/wiki/Pestycydy Pestycydy zabiją i szkodliwe i pożyteczne. To prowadzi do zaburzeń w łańcuchach pokarmowych i zaniku bioróżnorodności - bez niej natura traci zdolność do samooczyszczania, a bez czystego powietrza, wody i gleby nie przeżyjemy. Chemia rolnicza dopada nas na różne sposoby i zatruwa. Następną kwestią jest różnorodność odmian uprawianych. Dawniej były setki, a nawet tysiące odmian jednego gatunku i w przypadku utraty jednej, można było ją zastąpić inną. Ograniczenie się tylko do nikłej liczby odmian GMO świadczy o zaniku instynktu samozachowawczego. Są także konsekwencje ekonomiczne. Za nawozy, ś.o.ch. i nasiona konieczne do upraw GMO trzeba zapłacić - dawniej rolnik nasiona i nawozy naturalne miał za darmo. Skutkiem tego upadają małe gospodarstwa, a wzbogacają się właściciele przemysłu. To prowadzi do wzrostu bezrobocia, wzrostu podatków na potrzeby socjalne, ubożenia społeczeństwa. Doprowadziło także do powstania dotacji w rolnictwie czyli kolejnego wzrostu podatków. W konsekwencji całego ubożenia społeczeństwa. Ma to także swoje skutki społeczne. Jak dla mnie to dość, by nie popierać GMO.
Odpowiedz@Mahmurluk: Przez GMO rozumiem "organizmy, których genom został zmieniony metodami inżynierii genetycznej w celu uzyskania nowych cech fizjologicznych (lub zmiany istniejących)". Natura nie tworzy mieszańców międzyrodzajowych, a tylko międzygatunkowe. To co człowiek robił przez wieki to selekcja mieszańców międzygatunkowych. Natura jest dużo mądrzejsza niż nam się wydaje, a im dalej od niej odchodzimy, tym dla nas gorzej.
OdpowiedzAj tam zrzędzicie i marudzicie. Ja prowadzę fotosyntezę i jestem szczęśliwym okazem zdrowia. Kto mi podskoczy?
Odpowiedzwitam Myślałem, że to o nas (urodzeni w latach 70-tych i 80-tych) mówi się, że jesteśmy dziećmi patologicznych rodziców. Na przykład: http://www.eioba.pl/a/2voj/my-dzieci-tamtych-rodzicow Dzisiaj to przybiera inną formę....
Odpowiedz@Szpadelek: Ci "patologiczni" rodzice, stwarzali dzieciom milion razy szczęśliwsze dzieciństwo i lepsze przygotowanie do dorosłego życia. Teraz chowa się niestety jednostki nieprzystosowane, przez klosz wytwarzany we współpracy rodziców ze specjalistami.
OdpowiedzIdeą promowania karmienia piersią w miejscach publicznych nie jest chęć bombardowania procesem karmienia wszystkich postronnych ludzi, ale promowania karmienia piersią jako najkorzystniejsza forma żywienia niemowląt. To jest walka ze stereotypami, które niestety w kwestii karmienia piersią przemawiają przez Twój tekst. Bo tak, każda matka karmiąca piersią ma prawo robić to kiedy i gdzie chce i kiedy i gdzie zechce zjeść mały człowiek. Sama karmię piersią (olaboga dla niektórych, prawie 2,5 latka), zawsze staram się wybierać ustronne miejsca, dla własnego komfortu, ale zdarzyło mi się również karmić na ławeczce w alejce z butami w hipermarkecie. Matki karmiące (z niewielkimi wyjątkami, które potwierdzają regułę) nie karmią swoich dzieci na podwyższeniu, obklejone transparentami "PATRZCIE DEBILE, KARMIĘ PIERSIĄ I HUK WAM DO TEGO!!". Poza tym nie rozumiem nagonki na karmienie (dyskretne bardziej lub mniej) naturalne, podczas gdy zewsząd zalewa nas fala gołych cycków patrzących na nas z bilbordów, gołych dup świecących w telewizji, czy par w niejednoznacznych pozach na plakatach reklamowych. To wszystko dzieje się w (tu cytat) "miejscach pełnych starszych dzieci, czy nawet dorosłych- nie każdemu może się to podobać" i to jest społecznie okay, ale tak naturalna rzecz jak karmienie piersią (bo piersi zostały stworzone do karmienia, a nie jako obiekt seksualności i pożadania). Bardzo brakuje tu zwykłej konsekwencji. Wspomniane powielanie stereotypów tyczy się również niestety polskich lekarzy pediatrów - piję tu do rozszerzania diety przed 6 miesiącem. Wiem, że ani Ty, anie żadny normalny rodzic, nie chce źle dla swojego dziecka i wszelkie decyzje podejmuje świadomie. Ból jest natomiast tego rodzaju, że często te decyzje oparte są na radach i zaleceniach lekarzy, którzy są na bakier z nowymi wytycznymi (nie trendami, wytycznymi - zarówno krajowymi jak i zagranicznymi) - szczególnie właśnie jeśli chodzi o żywienie niemowląt i dzieci. M.in. rozdzodzi się o wspomniane wczesne rozszerzenie diety może dać skutek nie od razu, za miesiąc, za rok, ale nawet za kilka lat. Ale to już niestety dyskusja nt. działania naszej służby zdrowia i piekielnych jej pracowników, których jest na pęczki wśród pediatrów i położnych.
Odpowiedz@zuzulka: Ja swoje dziecko karmiłam piersią zawsze w miejscach, gdzie nie byłoby postronnych świadków. Dla siebie, oraz dla otoczenia, bo staram się funkcjonować w myśl zasady "żyj i daj żyć innym". Nigdy nie zrozumiem kobiet, które na placu zabaw dla dzieci, wyciągają cyca. Można to zrobić w bardziej ustronnym miejscu. A jeśli kobieta, mając wybór, wybiera miejsce, gdzie będzie w centrum uwagi, jest zwyczajnie nietaktowna. Co do rozszerzania diety- wychowywałam już dwójkę chłopców, w czasach, kiedy wytyczną było rozszerzanie diety w 4tym miesiącu życia. Dzieci wyrosły i stały się sporymi chłopakami, na dodatek okazami zdrowia i dobrego rozwoju. Z tego względu postanowiłam kontynuować na swoim dziecku właśni ten, sprawdzony model wychowywania. Nie widzę potrzeby zmieniania czegoś, co do tej pory mnie nie zawiodło.
OdpowiedzDlatego ja, kiedy zostałam mamą, omijałam szerokim łukiem wszytskie te "kluby mam", fora internetowe dla mam i ludzi, którzy więcej wiedzieli o wychowaniu mojego dziecka, niż ja sama. Ja również miałam doświadczenie z dziećmi wcześniejsze i opieka nad dzieckiem nie była dla mnie czymś nie do ogarnięcia. A jednak, zwłąszcza babkom 60+ właczało się automatycznie oprogramowanie, każące im traktować mnie jak debila.
Odpowiedz