Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Wracam sobie z pracy, ludzi w bimbabusie niewielu, siedzę na fotelu zwróconym…

Wracam sobie z pracy, ludzi w bimbabusie niewielu, siedzę na fotelu zwróconym w stronę "przegubu" autobusu. Na jednym z przystanków wsiada dwójka dzieci i ojciec, zajmują potrójne miejsce po drugiej stronie tegoż przegubu, takie ustawione bokiem do kierunku jazdy. Starszy chłopiec ma jakieś 10 lat, dziewczynka na oko może 5.

Po chwili dzieci zaczynają dokazywać i piszczeć, zwłaszcza młodsze. Nie zwracam specjalnej uwagi, zaczytałam się, ale w pewnym momencie oboje zaczęli biegać między swoim siedzeniem a moim, po całym ruchomym "rondzie" w przegubie autobusu. Jadącego, podkreślam. I jakkolwiek chłopak się trzymał rurek, to dziewczynka chyba nie miała dość świadomości, że hamowanie=wyrżnięcie na podłogę. Ojciec - patrzy, ale nie interweniuje, czasem łapie dziecko gdy wejdzie mu w zasięg ręki i sadza na chwilę na kolanach. Wyglądał, jakby bardziej interesował się widokiem za oknem.

Autobus dość szybko skręcił, mała ruchem posuwisto-zwrotnym poleciała między fotele, ale zdążyłam ją złapać jedną ręką. "Idź usiądź obok taty, bo się przewrócisz" - mówię. Przestraszyła się, poszła, tata poklepał ją po łebku. Ale po chwili znowu zaczyna się bieganie i sytuacja się powtarza - tym razem nie zdążyłam złapać dzieciaka dość szybko, więc upadła na kolana. Podniosłam, poleciała do taty z płaczem, rzuciłam więc do faceta, żeby może lepiej trzymał córkę. Zbył mnie milczeniem. Dziecko po chwili zaczęło znowu szaleć, ale tym razem na siedzeniu.

Dwa przystanki dalej wysiedli. I tu niespodzianka - okazuje się, że jechała z nimi matka. Kobieta od początku siedziała na fotelach gdzieś obok, ale nie zwracając uwagi ani na dzieci, ani na męża, zachowywała się jak obca osoba do momentu wysiadania. Wzięła córkę za rękę, z wielkim uśmiechem stwierdziła "Wysiadamy, kochanie".

I tu wisienka: drzwi nie zdążyły się nawet zamknąć, kiedy słychać z zewnątrz kobiecy wrzask (naprawdę wrzask, nie tylko podniesiony głos): "Jak ty się zachowujesz przy ludziach, tylko wstyd mi przynosisz! Po cholerę biegałaś, było siedzieć na dupie!" - przez okno zdążyłam jeszcze zauważyć, jak matka szarpie dziewczynkę, a dziecko zaczyna płakać. Aż mnie zamurowało.

Kobieto z autobusu 162, jeśli to teraz czytasz, wiedz, że z ciebie taka matka, jak ze mnie zakonnica, a ojciec twoich dzieci też powinien dostać po łbie. Nie pozdrawiam.

by Skarpetka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
15 15

Nie wiem, może to jakaś "metoda wychowawcza"? Kilka razy spotkałam się z sytuacją, kiedy matka nie zwraca uwagi na zachowanie dziecka, z uśmiechem mówi do niego "kochanie", a ledwo zamkną się za nimi drzwi od mieszkania, to drze ryja, aż echo niesie... Nie, nie podsłuchuję u nikogo pod drzwiami, te "metody wychowawcze" po prostu słychać na kilka pięter.

Odpowiedz
avatar Locust
13 15

@Igielka: To jest metoda wychowawcza pod tytułem "Wcale nie poszczają mi nerwy, patrzcie, jestem oazą spokoju która świetnie sobie radzi z wychowaniem dziecka". Czyli wszystko na pokaz, przy ludziach, bo opinia ludzi z autobusu jest ważniejsza, niż własne dzieci.

Odpowiedz
avatar Skarpetka
9 11

@Locust: Raczej metoda "co ludzie powiedzą". No i o tyle dziwnie wykonana, że naprawdę istnienia tej babki ani tym bardziej jej pokrewieństwa z dzieciakami nie zauważyłam do momentu ich wybycia z autobusu. Totalna olewka, "nie znam tych ludzi" itp. A mogła zwrócić dziewczynce uwagę, wziąć ją na kolana czy obok siebie, cokolwiek.

Odpowiedz
avatar anonimek94
6 6

@Igielka: Matka to oczywiście,że metoda wychowawcza z tych gorszych, jak już to wyjaśniono (w końcu krzyczała zamiast próbowac wytlumaczyc), ale ja się na ojcem trochę zastanowiłam... Może to on miał jakąś zaplanowaną metodę nauczenia dziecka na jego własnych błędach?W końcu kiedy dziewczynka się wystraszyła - poszła usiąść. Mogło też chodzić o to,że sprawdzał matkę. Nie wiem, ale mam mieszane uczucia i nie chciałabym go tak od razu pochopnie oceniać skoro nie wiemy co dokładnie miał na myśli i dlaczego.

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
5 5

@anonimek94: brzmi jak "sprawa rozwodowa w toku, chcę, żeby dzieci powiedziały w sądzie, że wolą do mnie, bo mama krzyczy".

Odpowiedz
avatar Skarpetka
3 3

@anonimek94: Nie jestem pewna, czy taka metoda nauczania dziecka jest dobra do stosowania w jadącym autobusie - gdybym dzieciaka nie złapała, wyrżnęłaby pięknie buzią w podłogę albo w któryś fotel, bo jednak jakaś prędkość tam była. A jakby hamowanie było gwałtowne, to i skutki byłyby opłakane.

Odpowiedz
avatar anonimek94
2 2

@Skarpetka: To znaczy, wiesz. Ja nie mówię że jest dobra. Zdecydowanie kontrowersyjna. Może to być coś na zasadzie przeciwności modelu wychowania w Polsce mylnie nazywanego bezstresowym? Dosyć skrajna metoda i zdecydowanie kontrowersyjna, ale mieć sens może. A może i sensu nie ma a mężczyzna kompletnie nieodpowiedzialny. A może po prostu musiał taką metodę wprowadzić ze względu na matkę czy to jak się dziecko ogólnie zachowuje w domu? Ja nie wiem jaka jest odpowiedź po prostu jestem w stanie uwierzyć, że jest szansa że ojciec chciał dobrze. I nawet jestem w stanie uwierzyć, że jest szansa że było to dobre w tym przypadku. Ale oczywiście tego czy była to odpowiednia metoda nauczania i czy w ogóle jakąkolwiek przemyślaną metodą wychowania było pewnie nigdy się nie dowiemy. Zwyczajnie chciałam tutaj pokazać jak to mogło wyglądać z innej strony. W końcu w głpowie rodziców nie siedzimy, nie wiemy co się dzieje za kulisami.A ostatnio pilnuję 3 letniego dziecka i sposób w jaki to robię także może się różnym ludziom podobać bardziej a innym mniej ;) A może KoparkaApokalipsy ma rację i tutaj chodzi o zemstę na matce? Nie wiem, to właściwie wczesniej nawet do głowy mi nie przyszło, ale pewnie jest i taka możliwość :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 maja 2016 o 16:13

avatar Shadowka
4 4

Mnie to wygląda na jeden z dwóch scenariuszy: 1. Dzieci są nie do opanowania, szczególnie w pomieszczeniach zamkniętych i żadne metody tłumaczące nie wchodzą w grę. Rodzina musiała skorzystać z autobusu, wiedząc z czym się wiąże owa okoliczność i dla świętego spokoju matka uciekła w inne miejsce, a ojciec trzymał nerwy na wodzy, "modląc" się, żeby autobus szybciej jechał a pasażerowie byli głusi i ślepi. 2. J.w. dzieci są nie do opanowania, ale na co dzień jeździ z nimi matka. Ojciec natomiast nie miał przyjemności i to był jego pierwszy raz. Usłyszał od matki: "Zobacz, jak to jest" i przyjął wyzwanie. Zobaczył, nie chciał przegrać, więc dzieci nie widział. Ponieważ dla matki to chleb powszedni, mimo że obserwowała z boku, wszystko się w niej gotowało. Na dodatek mąż był niewzruszony (pewnie w domu usłyszy: "O co Ci chodzi, w porządku jest"). Kiedy wysiedli, nie wytrzymała i wybuchła. Dostało się dziewczynce, bo zwróciłaś na nią uwagę. Tu i tu zachowanie dzieci jest konsekwencją czegoś: wychowania, charakteru ..... Dzieci są nieobliczalne i potrafią odpalić tam, gdzie najbardziej tego nie chcemy.

Odpowiedz
Udostępnij