Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pracuję na uczelni. Nie jako wykładowca, pracuję w administracji, jednak ważną informacją…

Pracuję na uczelni. Nie jako wykładowca, pracuję w administracji, jednak ważną informacją jest to, że wcześniej sama na tej uczelni studiowałam, całe 5 lat. Studia skończyłam w zeszłym roku. Co równie ważne, jest to uczelnia prywatna.

Świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że jestem z tak zwanego pokolenia Y, pokolenia Milenium, które na studiach miało i tak dużo łatwiej niż wcześniejsze roczniki. Przeraża mnie natomiast to, że teraz, raptem po pięciu latach, kandydat stał się potencjalnym klientem, który decyduje się płacić za produkt "studia". A jakie ma przy tym udogodnienia!

Studiowałam na kierunku filologia, jestem humanistką z krwi i kości, jednak kiedy zaczynałam nie mieliśmy taryfy ulgowej i wszystkie przedmioty ogólnoakademickie zrealizować było trzeba i już. Łacina, historia filozofii, psychologia... taki był wymóg, wszyscy byliśmy tego świadomi. Egzaminy PNJ*, które odbywają się po każdym roku nauki, były wprawdzie stresujące, ale z racji kierunku były też czymś naturalnym i oczywistym. Jeżeli zdałeś pisemny, podchodziłeś do ustnego, jeżeli nie - poprawka. Jeżeli nie zdałeś któregoś z przedmiotów PNJ, poprawiałeś go we wrześniu i dopiero wtedy podchodziłeś do egzaminu końcowego.

Jak to wygląda teraz? Łacina została zniesiona odgórnie, przez ministerstwo. Historia filozofii, psychologia? Są to przedmioty do wyboru, jeżeli nie zdasz egzaminu i nie dostaniesz zaliczenia - nic nie szkodzi, możesz się wypisać, punkty ECTS nadrobisz czymś innym. Egzaminy PNJ? Jeżeli nie zdałeś pisemnego, to i tak możesz podejść do ustnego, nie będziemy cię tak katować we wrześniu.

Może nie jest to wielka piekielność - jak wspomniałam wyżej, sama tu studiowałam, jest to uczelnia prywatna, co za tym idzie, załatwić dało się wszystko, a kolejki do dziekanatu nie istniały. Irytuje mnie natomiast to trzęsienie się nad każdym studentem, to głaskanie go, nadmierna pomoc. Dlaczego? Bo nie jest studentem, tylko klientem. Klientem, który wybrał dany produkt.

Absolutnie nie krytykuję uczelni, nauczyłam się tu mnóstwo rzeczy, miałam fenomenalnych wykładowców. Nie zapłaciłam za to, żeby dostać papier, o nie. Tylko nade mną się nikt nie trząsł. Byłam studentem-człowiekiem, nie studentem-klientem. Obecni studenci stali się bardzo roszczeniowi, wszystko im się należy, a do tego: dlaczego jest tak trudno?! Bo choć wykładowcy się nie zmienili, zmienił się system. A później wielkie zdziwienie, skąd się tylu magistrów od rzeczy niezbędnych namnożyło w tym kraju.



*(na każdej filologii realizowane są przedmioty Praktycznej Nauki Języka, w skrócie PNJ, odpowiednio: PNJA (angielskiej), PNJN (niemieckiej), itp. Są to przedmioty np. PNJA gramatyka praktyczna, PNJA słuchanie, PNJA fonetyka i tak dalej - z odpowiednich komponentów realizowanych w ciągu roku jest na koniec egzamin ogólny - egzamin PNJ)

#uczelnia #szkolnictwowyższe

by sinne
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Rak77
18 22

Nie oceniam tylko porównuję! W czasach głębokiego PRLu, moje roczniki na studia dostawały się w kilku!!! procentach. Dużym osiągnięciem było zdanie egzaminu maturalnego a ukończenie technikum nie było czymś wstydliwym. Zupełnie normalne było że duża część kończyła szkołę zawodową. Dla mało lotnych były tzw szkoły przyzakładowe (uczeń już był zatrudniony i miał płacone za praktyki) a dla totalnych tumanów były szkoły organizowane przez OHP. Czyli 2% tumanów, 10% leniwych, 40% robotnik/rzemieślnik, 20% majster/kierownik/technik, 10% urzędnik po liceum i 10% absolwenci uczelni wyższych. Jest to struktura normalna i tak w rzeczywistości wygląda rynek pracy. Nagle ktoś stwierdził że wszyscy muszą mieć średnie a najlepiej jeszcze jak 70% ma skończone studia. A że średni społeczeństwo nie zmądrzało? To się wymagania obniża i obniża. I co z tego że policjant musi mieć średnie z maturą jeśli dalej wypisuje mandat "za niemanie świateł" a absolwent technikum samochodowego nie wie że istnieje dwusuwowy silnik wysokoprężny. Sprzedaż produktu zamiast studiowania to efekt właśnie tego zaniżania wymagań. A uczelnia stała się przedsiębiorstwem nastawionym na zysk.

Odpowiedz
avatar Armagedon
7 11

@Rak77: Zgadzam się. Mam tylko jedno "ale". Tu nie chodzi o to, że 70% populacji "ma mieć" wyższe wykształcenie. Chodzi o to, że ktoś chce zarobić. "Wyższych uczelni" jest w uj, do wyboru i koloru. KAŻDY matoł ma prawo studiować gdzie chce, byle płacił czesne. Matoła nie wyrzuci się z roku, bo ubywa kasy w skarbonce. A do matury chodzi o to, że nikt nie chce tracić. Państwowe wykształcenie kosztuje. Więc matoł przechodzi z klasy do klasy, bo nikt na niego dwa razy kasy nie wyda. Jakoś do matury dociągnie, jakoś ją zda (ściągi, podpowiedzi - nawet samych nauczycieli), a potem dziarsko maszeruje sobie "na studia". Najczęściej na zaoczne. A jak matoł ze szkoły zrezygnuje, to ma jeszcze czas, żeby się zastanowić. Wraca po kilkuletniej przerwie "uzupełniać wykształcenie" wieczorowo, a potem - hyc - i już mamy kolejnego studenta.

Odpowiedz
avatar sinne
10 10

@Rak77: Zgadzam się z Tobą! Moja mama opowiadała mi jak wyglądało kiedyś zdawanie matury oraz przyjęcie na studia. A teraz jest masowa produkcja ludzi wykształconych. Jestem z tego pokolenia, gdzie mogę być odbierana w ten sam sposób, jako kolejny "magyster", jednak ja dobrze wiedziałam na jakie studia chcę pójść, gdzie się sprawdzę i przede wszystkim - gdzie rozwinę swoje zainteresowania, bo języki naprawdę mnie pasjonują. Boli mnie to, że młodzi ludzie wybierają teraz studia na chybił-trafił, bo nie mają co ze sobą zrobić.

Odpowiedz
avatar qulqa
9 9

@Rak77: Jako absolwentka studiów w czasach głębokiego socjalizmu mogę tylko pokiwać głową i powiedzieć 'tak było'. Z mojej klasy (mat-fiz, poziom wyśrubowany) na 33 osoby maturę zdali wszyscy, zaś na studia dostało się ok. 20 osób. Z czego +/- połowa studia skończyła. Współczesna edukacja robi dzieciakom krzywdę. Nie dość, że tłumy na zajęciach i obniżone straszliwie wymagania, to jeszcze każdy z dyplomem magistra uważa, że powinien mieć godziwą pracę, najlepiej etatową, świetnie płatną i zgodną z wykształceniem. Tak się nie da, niestety.

Odpowiedz
avatar Malibu
4 4

@sinne: "Boli mnie to, że młodzi ludzie wybierają teraz studia na chybił-trafił, bo nie mają co ze sobą zrobić." Taka jest niestety mentalność i presja otoczenia. "Jak to nie idziesz na studia?", "kurde, wszyscy mają wyższe to jak to będzie jak ja nie będę mieć." Samo się to nakręca.

Odpowiedz
avatar SzatanWeMnieMocny
1 1

@sinne: Zgadzam się w 100%. Ja wybrałam filologię polską, bo bo zawsze interesował mnie język, jego struktura i sposób w jaki się rozwija. Językoznawstwo to mój mały konik, ale wiem, że jeszcze wiele przede mną, więc proszę o litość ;) ale do czego zmierzam? Na mój kierunek nie jest trudno się dostać, z drugiego naboru dostają się wszyscy i tu się zaczyna. Kwiatki w stylu "polonistyka, bo...na studia trzeba iść a matmy to ja nie lubię", "w sumie to kiedyś lubiłam czytać książki" o.O i mój faworyt (autentyk jak pozostałe) "Wybrałem cokolwiek, żeby mi nikt nie powiedział, że nie wiem jak to jest być studentem. Fakt, nie przeczytałem żadnej lektury w liceum, ale polonistka mnie lubiła."

Odpowiedz
avatar kijek
7 19

W moim środowisku jest tak, jesteś zdolny idziesz na uniwerek państwowy ( najlepiej jeden z lepszych) jesteś głupi ( bez obrazy) idziesz na prywatne uczelnie i płacisz za dyplom. Z przykrością obserwuję, że to się sprawdza ( nie piję do Ciebie)

Odpowiedz
avatar sinne
3 5

@kijek: Doskonale o tym wiem, wiem, że są uczelnie, gdzie możesz zapłacić za dyplom. U mnie tak nie było, ani ja, ani nikt z moich znajomych tak do tego nie podchodził i wciąż utrzymywane jest to, że aby dostać dyplom, należy się o niego "postarać". Chodzi mi jednak o ułatwienie drogi do jego zdobycia.

Odpowiedz
avatar Habiel
6 10

@kijek: Studiuję prywatnie i akurat na mojej uczelni jest chyba ciężej niż na pewnej śląskiej państwówce. U mnie wywalonym jest się raz i jak chcesz to zaczynaj od nowa w przyszłym roku. Na państwówce wywalono moją koleżankę, a miesiąc później zaoferowano jej powrót. Gdzie tu sens i logika?

Odpowiedz
avatar imhotep
1 3

Czyli, które rzeczy zostały zniesione "odgórnie", a które przez samą uczelnię?

Odpowiedz
avatar sinne
0 2

@imhotep: odgórnie została zniesiona łacina, uczelnia zniosła obowiązek realizowania przedmiotów dodatkowych/ogólnych (historia filozofii jest takim przedmiotem ogólnym, tak zwaną zapchajdziurą) - chociaż w ciągu każdego semestru trzeba uzyskać min. 30 punktów ECTS, więc i tak studenci muszą sobie dobrać takie przedmioty do wyboru, żeby te punkty uzyskać. Jeżeli jednak nie chcą realizować przedmiotów ogólnych, mogą sobie wybrać przedmioty z innej specjalizacji, żeby punkty wyrównać.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

Ale szkoły prywatne są właśnie firmami. Oferują edukację w "elitarnych warunkach" cokolwiek mamy namtśli. Np.wykładowy język obcy lub płacę i wymagam. Rynek zweryfikuje kto się nadaje do danej pracy a kto nie.

Odpowiedz
avatar mru
5 5

Przyjdzie walec i wyrówna. Po prostu część dziatwy z "mgr" obudzi się z ręką w nocniku.Do wymarzonej pracy nikt ich nie weźmie a solidnego fachu brak.

Odpowiedz
avatar sinne
7 7

@mru: A ja niekiedy żałuję, że zamiast pchać się na studia trzeba było zostać hydraulikiem. I fach w ręce i praca pewna, szkoda, że tak wiele osób traktuje teraz zawodówkę jako zło ostateczne i nie przykładają się do nauki zawodu.

Odpowiedz
avatar qulqa
4 4

@sinne: A nie można zrobić teraz uprawnień? Kiedyś nie trzeba było kończyć zawodówki, dla osoby z wykształceniem min. średnim wystarczyło zrobienie uprawnień czeladniczych -> mistrzowskich w Cechu Rzemiosł Różnych. Oczywiście trzeba było znaleźć sobie nauczyciela zawodu, który wprowadzi w arkana, ale to chyba nie problem.

Odpowiedz
avatar inga
4 8

Jestem wykładowcą, prowadzę zajęcia zarówno na uczelni państwowej jak i na prywatnej. I mam wrażenie, że to po prostu wynik zmiany pokoleniowej, widocznej na uczelniach każdego typu, bo podobne zachowania widywałam u wszystkich swoich studentów. Moje pokolenie wstydziło się przyznać do niewiedzy, każdy wolał zajrzeć do książki niż skompromitować się w oczach wykładowcy zadaniem banalnego pytania. To pokolenie nie ma takich oporów. Niby dobrze, ale... potrafią zapytać nie tylko o to, co będzie na egzaminie, ale też jakim tramwajem na niego dojechać i na jakim przystanku wysiąść. Co robią studenci, którzy widzą, że innej grupie idzie lepiej? Idą na skargę, bo widać, że zostali gorzej nauczeni! Jeśli czegoś nie rozumieją - to zawsze wina wykładowcy, który źle. Nie twierdzę, że wszyscy wykładowcy mają talent pedagogiczny, ale takie głosy pojawiają się często w ankietach na temat zajęć świetnych, charyzmatycznych wykładowców. Mam tez wrażenie, że studenci są coraz mniej samodzielni w zdobywaniu wiedzy i oczekują od uczelni, że będzie szkółką. Jeśli nie zmusi się ich do obowiązkowego skonsultowania pracy licencjackiej x razy w semestrze, nie zrobią tego z własnej woli i we własnym interesie. Do tego dochodzi brak elementarnego respektu przed wykładowcami wynikający po prostu z niewychowania. Nie oczekujemy pokłonów, ale naskakiwanie na wykładowcę, który miał czelność skrytykować pracę zaliczeniową było kiedyś nie do pomyślenia. A przecież ci ludzie lada chwila zdobędą dyplom, pójdą do pracy i pewnie tak samo będą się odnosić do pracodawców i zwierzchników. Ech, długo by można było pisać... ;)

Odpowiedz
avatar sinne
0 4

@inga: Tendencyjne pytania studentów/kandydatów na studia są teraz chlebem powszednim, a potrafią zadzwonić z tak błahym pytaniem, że ręce opadają, więc doskonale rozumiem co masz na myśli. Do tego, jak równie trafnie zauważyłaś - brak samodzielności. We wszystkim. Najlepiej pokazać palcem, a i tak nie wiadomo czy zrozumie. Zdarzają się też studenci, przysięgam, którzy proszą, żeby ich odprowadzić na pierwsze zajęcia...bo się boją. Wydaje mi się, że takie osoby zdobywają dyplomy studiów wyższych, bo muszą, bo to po prostu kolejny etap edukacji i do końca nawet nie wiedzą, co z tym dyplomem zrobić, a wymagania mają przy tym ogromne.

Odpowiedz
avatar ninquelote
3 3

Aż mnie skręca jak takie głupoty czytam. Sama studiuję filologię. Łacinę i historię filozofii miałam na pierwszym roku, psychologię i socjologię na drugim. Jako przedmioty obowiązkowe. Co roku mam 3 częściowy egzamin PNJ. Razem ze mną studia na tym samym kierunku zaczęło ponad 60 osób, rok później liczba ta zmniejszyła się do 20. I wiecie co? To jest uczelnia prywatna! I nie wystarczy zapłacić za tytuł, żeby go zdobyć potrzebna jest wiedza i ciężka praca! Bardzo mi przykro droga Autorko że sprawy na twojej uczelni wygladają tak jak je opisalaś. Dziwię się jednak, że nikt jeszcze nie zgłosił do Ministerstwa Oświaty faktu że dana placówka nadaje tytuły osobom, które zupełnie na to nie zasługują (bo tak wnioskuję z historii). Bardzo więc proszę o nie generalizowanie, to że Twoja uczelnia nie funkcjonuje jak powinna nie znaczy że w innych szkołach jest podobnie.

Odpowiedz
avatar Rollem
1 1

@ninquelote: 40 odpadło ze względów finansowych, czy dlatego, że uznali, że wolą mieć wiedzę niż tytuł?

Odpowiedz
avatar sinne
1 1

@ninquelote: Uczelnia funkcjonuje dobrze, poprawnie, mamy świetną kadrę i naprawdę świetną renomę, jak również wspomniałam wyżej - tutaj za dyplom nie zapłacisz. Chodzi mi tylko o to upraszczanie wszystkiego, ułatwianie studiowania, jakby każdy w tym kraju musiał mieć wyższe wykształcenie. I o to, że w prywatnych uczelniach ważna jest rekrutacja, a jak wiadomo kandydat = pieniądze. Pieniądze, pieniądze, pieniądze. Poziom uczelni jest wysoki w kwestii nauki i wiedzy, chociaż ja jako absolwentka zauważam te drobnostki, jak np. podejście do ustnego PNJ nawet jeżeli się nie zdało pisemnego.

Odpowiedz
avatar ninquelote
2 2

@Rollem 40 odpadło ponieważ zależało im ma tytule a nie ma wiedzy a uczelnia mimo wszystko papierków nie sprzedaje. @Sienne wyrażam szczery żal nad twoją uczelnią i jej absolwentami, którym w prawdziwym życiu nikt nic nie będzie ułatwiał tylko brutalnie zweryfikuje ich umiejętności. U nas takie rzeczy jak ustny bez zaliczonego pisemnego również się nie zdarzają wiec ponawiam apel o nie generalizowanie.

Odpowiedz
avatar zlomierz
0 2

Kandydat jako klient jak najbardziej - do tej pory to dobry wykładowca/nauczyciel to kwestia przypadku - i niestety dalej tak jest bo sprzedają dokument, rzekomo, potwierdzający jakąś wiedzę, zamiast usługi przekazania tej wiedzy.

Odpowiedz
avatar Hachimaro
2 2

Historia filozofii, psychologia, socjologia - trzy najbardziej gówniane przedmioty na moich studiach, słabo prowadzone i bezużyteczne. Gdybym mógł z nich zrezygnować, chętnie bym to zrobił. Może u Ciebie wygląda to inaczej, ale u mnie nikt o zdrowych zmysłach by ich nie bronił.

Odpowiedz
avatar SzatanWeMnieMocny
1 1

@Hachimaro: Psychologia i socjologia obowiązkowe? U nas tylko na specjalności nauczycielskiej o.O

Odpowiedz
avatar sinne
0 0

@Hachimaro: ja też musiałam odbębnić psychologię i historię filozofii, nie wszyscy byli zadowoleni, ale mus to mus, studia. Nie wszystkie przedmioty są zadowalające, ale w jakiś sposób poszerzają wiedzę humanistyczną, taka specyfika kierunku.

Odpowiedz
avatar Hachimaro
1 1

Na socjologii uczyłem się m.in., w jaki sposób przekazać pacjentowi, że umiera - prowadzącej nie chciało się dostosowywać programu do farmacji, uczyła nas tego samego, co studentów lekarskiego - oraz dlaczego prywatyzacja szpitali i niepubliczna służba zdrowia w ogóle to ZŁO. Psychologia i historia filozofii wyglądały lepiej, ale większość przyszłych farmaceutów słabo ogarniała humanistyczny bełkot wciśnięty na siłę między dwie czterogodzinne laborki.

Odpowiedz
Udostępnij