Zaczęły się matury i przypomniała mi się historia sprzed kilku lat.
Pierwszy dzień matur. Godzina 8.50, wszyscy obecni, poza jedną dziewczyną. Rzecz dziwna, bo to jedna z najlepszych uczennic w szkole i bardzo jej na maturze zależało.
Idę po arkusze do dyrektora, a on akurat z moją nieobecną rozmawia przez telefon - od pół godziny stoją z ojcem w korku, bo zdarzył się na drodze wypadek. Stoją na moście, więc nawet z naruszeniem przepisów drogowych nic kompletnie zrobić się nie da. Dziewczyna zrozpaczona, bo koniecznie musi przystąpić do egzaminu właśnie dziś, przesunięcie terminu z różnych powodów nie będzie w jej przypadku możliwe. Krótka narada i decyzja - niech wysiada z samochodu i biegnie, most blisko, a komisja na nią jakoś zaczeka.
Zasada jest taka, że zdający ma prawo wejść na egzamin, jeśli nie zakończyły się jeszcze czynności organizacyjne. No więc przedłużamy wszystko, co tylko można przedłużyć, po trzy razy przedstawiamy zasady, sprawdzamy po cyferce kodowanie arkuszy, dzieciaki zaczynają już dziwnie patrzeć - i jest, dobiegła! Ale w jakim stanie... zadyszana, zapłakana, roztrzęsiona, makijaż rozmazany, bluzka cała mokra od potu, spodnie z boku rozerwane, a co najgorsze - buty w garści (bo na obcasie, słabe do biegania), skarpetki w strzępach, stopy solidnie poobijane.
Wiadomo, że w takim stanie wpuścić jej na egzamin nie można, bo nic nie napisze, trzeba ją najpierw trochę uspokoić i ogólnie uczłowieczyć. Została wysłana do łazienki, umyła twarz, napiła się wody, panie woźne pomogły jej opatrzyć stopy i przyniosły tenisówki, które jej młodsza siostra (też nasza uczennica) na szczęście miała w szafce. Nauczycielka WF-u pożyczyła jej czyste skarpetki i dres, żeby nie musiała pisać matury w podartych spodniach i przepoconej bluzce. W międzyczasie dziewczyna się uspokoiła, ogarnęła i przyszła na egzamin. I zdała, zresztą bardzo dobrze :)
Historia trochę nie do końca na ten portal, bo nie ma tu nikogo piekielnego - jeśli już, to piekielny był po prostu pech...
Sugestia ode mnie: Skoro to nie jest historia na ten portal, to jej na ten portal nie wrzucaj. A jak chcesz pisać randomowe historyjki nie na temat, to polecam bloga. Proste.
Odpowiedz@Zmora: Jeśli będzie więcej opinii podobnych do Twojej, to historię oczywiście usunę.
Odpowiedz@Golondrina: Opinie nie mają znaczenia. To tak jakbyś wrzuciła przepis na czekoladowe ciasto na stronę o leśnictwie. Sporo osób lubi przepisy na pyszne ciasta, co nie zmienia faktu, że strony o leśnictwie nie są ich miejscem z definicji...
Odpowiedz@Zmora: O ile nie jest to ciasto z użyciem oryginalnie wykorzystanych owoców leśnych ;)
Odpowiedz@Golondrina: Nie usuwaj. Ta historia to taki miły przerywnik :) Naprawdę.
Odpowiedz@jasiobe: Dzięki :)
Odpowiedz@Golondrina: Eeee tam, chętnie poczytam nie o kurierach, nie o debilach w sklepie itd. Jak dla mnie plusik.
Odpowiedz@Golondrina: You are welcome ;)
Odpowiedz@Katka_43: Dzięki :) O kurierach nic nie powiem, nigdy mi się z żadnym nic ciekawego nie przydarzyło, a o debilach (w sklepie i gdziekolwiek indziej) chyba wszystko już zostało powiedziane ;)
Odpowiedz@Zmora: piekielny był PAN Zbieg Okoliczności. niech zostanie, według mnie się klasyfikuje.
Odpowiedz@Golondrina: Ja do kurierów mam szczęście, do mnie przyjeżdża jeden i ten sam. Bardzo miły i bardzo przystojny (jest na czym oko zawiesić) i w ogóle sobie pogawędki pod furtką urządzamy. W sklepach nigdy nic:( Nawet Pocztę Polską mam wysoce kompetentną. W ogóle nie spotykają mnie piekielności, powielane tutaj wielokrotnie. Może czas zacząć zbiorkomem jeździć? Inna sprawa, że jakbym zaczęła piekielnych rowezrystów wróć, rowerzyści są spoko, pedalarzy opisywać, to chyba zdominowałbym portal:))) Reasumując mój przydługi wywód, historia ożywcza...
Odpowiedz@Katka_43: Dzięki jeszcze raz :) Bardzo mi się podoba określenie "pedalarze" w odróżnieniu od normalnych rowerzystów. Niedaleko domu mam idealne miejsce do obserwowania piekielnych historii z nimi w roli głównej, jeszcze trochę, a nie wytrzymam i zacznę wreszcie to opisywać... Tylko obawiam się, że zacznę używać słownictwa wulgarnego i mnie zbanują ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 maja 2016 o 0:08
@PiekielnyDiablik: PAN, powiadasz? Może i racja, taki zbieg okoliczności to nie byle co :)
Odpowiedz@Golondrina: Nawet ciasto z owocami leśnymi nie jest jest na stronę o leśnictwie. Z reguły ZMORA zawsze się czepia. taka natura i chyba nick zobowiązujący ale tym razem ma rację. To historia raczej na Wspaniali.pl. Jak już jest to zostaw bo jak już ktoś napisał "miły przerywnik" ale na przyszłość pamiętaj że to... piekielni! ;)
Odpowiedz@Iceman1973: Postaram się :)
Odpowiedz@jasiobe: A ten portal się nazywa mileprzerywniki.pl, czy jednak pielielni.pl? Skąd w niektórych takie parcie na szkło, że muszą się uzewnętrzniać nawet, gdy nie maja nic do napisania na temat?
OdpowiedzKurde, ta młodzież teraz to jednak głupia jest :/ Zamiast wysiąść z auta i spokojnie w te 30 minut dojść, to siedziała na tyłku. A później gonila na złamanie karku... Oo
Odpowiedz@hitman57: to samo sobie pomyślałam...
Odpowiedz@aaggnness: Podejrzewam, że po fakcie ona też sobie pomyślała to samo...
Odpowiedz@hitman57: Nigdy nie wiadomo ile się będzie stać. Gdyby wyszła i zaraz potem ruch się ruszył, to też mówilibyście, że jest głupia ;)
Odpowiedz"No więc przedłużamy wszystko, co tylko można przedłużyć, po trzy razy przedstawiamy zasady, sprawdzamy po cyferce kodowanie arkuszy, dzieciaki zaczynają już dziwnie patrzeć" a potem jest jeszcze czas aby szacowna najlepsza uczennica się myła, przebierala, opatrywała stopy itd. A świstak siedział i zawijał w sreberka.
OdpowiedzNie wiem, jakie były okoliczności, gdzie dziewczyna mieszkała - ale ja, mając parę form dojazdu do liceum, byłam w dniach matur o 7:20 na miejscu. Bo a nuż się coś stanie.
Odpowiedz@Monomotapa: Większość ludzi tak przyjeżdża, jest to bardzo rozsądne postępowanie. Ona mieszkała poza Warszawą, normalnie dojeżdżała pociągiem i potem autobusem, a w dniu matur ojciec miał ją przywieźć samochodem - właśnie po to, żeby uniknąć niespodzianek. No i wyszło, jak wyszło. Gdyby akurat tego dnia jechała normalnie pociągiem, pewnie byłaby na czas.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 maja 2016 o 17:46
@Golondrina: Już daj spokój.... nie tłumacz. Było... minęło. Równie dobrze mogła przylecieć na białym pershingu ;) ( niektórym nie dogodzisz )
Odpowiedz@jasiobe: Fakt :) Chociaż gdyby przyleciała na białym pershingu, to dopiero byłoby coś ;)
Odpowiedz@Golondrina: Kurna.... ty wiesz o co chodzi :)
OdpowiedzA ja się jednak piekielności dopatrzyłam... piekielne było to, że przez jedną dziewczynę cała reszta musiała czekać i się dodatkowo stresować... oczywiście nie winię dziewczyny, ale jakbym siedziała w tej sali i 5 razy musiała wysłuchać dodatkowego gadania to mój stres i dekoncentracja pewnie sięgnęłyby zenitu... poza tym czy czas na pisanie egzeminu został przedłuzony o to co przeciągnięto na początku?
OdpowiedzDlaczego miałby być przedłużony? Czas chyba przecież był liczony dopiero od momentu rozpoczęcia pisania - niezależnie od tego ile czasu zajeły przeciągane formalności.
Odpowiedz@pasia251: z tego co pamiętam czas egzaminu zaczyna się liczyć dopiero od momentu skończenia czynności organizacyjnych :)
Odpowiedz@pasia251: Całkowicie się zgadzam. Jedna z osób siedzących od początku w sali mogła by z całą pewnością opisać dokładnie tę samą historię, ale jako w 100% piekielną.
Odpowiedz@qazy: @pandora: maturę zdawałam dawno temu, nie wiem jakie zasady obowiązują teraz... wtedy egzamin rozpoczynał się o 9 i o przedłużeniu nie było mowy...
Odpowiedz@pasia251: Czas pisania egzaminu zaczyna być liczony od momentu zakończenia czynności organizacyjnych, dlatego potem zdający nie może już wejść na salę. Normalnie czynności organizacyjne trwają ok. 5 minut, wtedy trwały prawie pół godziny i dokładnie o tyle później zakończył się egzamin - trwał tyle, ile powinien trwać. Uczniowie wiedzieli, dlaczego tak się dzieje, i nikt nie protestował. Wręcz przeciwnie - ponieważ dziewczyna była lubiana, jeszcze pomagali, zadając pytania, na które z całą starannością odpowiadałam;)
Odpowiedz