Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

1. Krecik, czyli jak nabawić się traumy UWAGA!: DRASTYK Działo się to…

1. Krecik, czyli jak nabawić się traumy
UWAGA!: DRASTYK

Działo się to wiosną kilkanaście lat temu, w mieście wojewódzkim, na obrzeżach dzielnicy domków jednorodzinnych, przy drodze wylotowej w kierunku Warszawy (może ktoś pozna...). W okolicach 6.30 tuptam sobie z psiakiem (czytaj: stanowię funkcjonalny hamulec dla mojego wariata).

Nagle, mój było nie było myśliwski pies, wypręża się jak struna, nastawia uszy i przestaje się ruszać wpatrzony w ziemię. Ziemia jak ziemia – jeden z wielu łysych placków na średnio zadbanym trawniku. Ale zaraz, coś jakby się rusza… Wow, krecik! Nigdy jeszcze nie widziałam, jak wykopuje się z ziemi. Przykucnęłam i czekam, czekam….

Znudziłam się, coś było nie tak, bo słychać jakieś niekrecikowe dźwięki. Podchodzę, rozgarniam trochę ziemię i krew zastyga mi w żyłach. „Krecikiem” była noga szczeniaka, pod nim był drugi, trzeci, czwarta suczka już nie żyła, dalej nie kopałam. Oblepione błotem, zimne, płaczące 3 nieszczęścia zaniosłam w koszulce do domu.

Wychowałam brytany jak swoje, a tego, który je żywcem zakopał antyterroryści obudzili łomotem do drzwi, wywieźli i słuch o nim zaginął? No niestety nie.

Wytarte szczeniaki zawiozłam w pudełku do weterynarzy z uniwerku. Po zbadaniu dowiedziałam się, że: są zbyt wyziębione (nie przeżyją), są za małe (bez suki nie przeżyją), w schronisku nic nie zdziałam, są kundelkami, więc wszyscy będą mieli je w nosie i jedyne, co można dla nich zrobić, to pomóc im godnie odejść. Może ktoś inny postąpiłby inaczej (zapewne wyrazi to w komentarzach -> vide nick), ale nie miałam czasu, żeby się nimi zajmować tak, jak tego wymagały. Po wszystkim, zaryczana wróciłam do domu, z poczuciem, że stało się coś cholernie złego.

Smaczek na koniec: jakiś czas po tym wydarzeniu, na posesji kilkadziesiąt metrów dalej, widziałam sukę, która się niedawno oszczeniła. Nie, nie wezwałam TOZ-u, chyba nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje; nie nagadałam tej humanoidalnej istocie, bo w końcu za rękę nie złapałam. Gdyby zdarzyło się to dziś, pewnie dla maleństw skutek byłby taki sam, ale za swoją bierność wobec sprawcy płacę poczuciem, że mogłam coś zrobić.

bestie w ludzkiej skórze

by NieCzytamKomentarzy
Dodaj nowy komentarz
avatar blaueblume
3 17

Czytam i ryczę i słów mi brakuje :-(

Odpowiedz
avatar singri
5 5

Niech się sam żywcem zakopie!

Odpowiedz
avatar Iras
14 14

Co do kwestii przeżycia - zależałoby to od wielu czynników, wśród których brak matki byłby najmniej istotny (szczenięta da się bezproblemowo odchować bez matki - pod warunkiem, że wie się jak i jest się gotowym na poświęcenie im sporej ilości czasu), zaś samo wyziębienie byłoby najłatwiejsze do "zwalczenia" - skoro były jeszcze przytomne to dopiero po unormowaniu ich temperatury (czyt>odpowiednim ogrzaniu) możnaby coś więcej powiedzieć na temat szans na przeżycie. Mimo, że "argumenty" podane przez konowała tak naprawdę były G. warte, to jednak prawdopodobieństwo przeżycia drastycznie spada biorąc pod uwagę kilka szczegółów, które można wywnioskować z ogólnej sytuacji - bez znajomości właściwego stanu szczeniaków: 1. Skoro konował podał jako "argument" brak matki i wychłodzenie, to szczeniaki prawdopodobnie miały maks kilka dni - szczeniaki do około 2 tygodnia życia nie posiadają możliwości termoregulacji - łatwo jest je przegrzać i równie łatwo się wychładzają. 2. w pierwszych dniach życia szczeniak musi często jeść - co maks. co godzinę, po 5 dniach można przedłużyć ten czas do dwóch godzin - po kilku godzinach bez jedzenia (licząc,że dopiero się urodził) szczeniak będzie już odwodniony i mocno wychłodzony , dodatkowo może dochodzi ogólne osłabienie (w skrajnych przypadkach nie będzie miał siły by sam zacząć jeść) i spadek poziomu glukozy - wręcz do poziomu śmiertelnego (szczególnie narażone są małe psy) Bez pomocy - jest to równoznaczne ze śmiercią. Pomoc z kolei jest banalnie prosta bo polega na dogrzaniu, jeśli szczenię jest przytomne - nakarmieniu ręcznym i podaniu glukozy jeśli szczeniak jest przytomny to można podskórnie, jeśli nie - dożylnie (jeśli wet będzie umiał założyć takiemu wenflon) albo dootrzewnowo. Istniała tylko kwestia, żeby to zrobić, a nie stwierdzić "i tak nie przeżyją"... (gdyby to były tylko te kwestie prawdopodobieństwo przeżycia byłoby duże) 3. ALE dochodza tu trzy kwestie, które w tej sytuacji miały priorytetowe znaczenie. Konkretnie - konsekwencje zakopania. podduszenie, ryzyko, że do płuc dostała się ziemia - w połączeniu z wychłodzeniem - bardzo duże prawdopodobieństwo skomplikowanego, zachłystowego zapalenia płuc, jeśli to były noworodki dochodzi tu też ryzyko zakażenia i zapalenia otrzewnej (jakby na to nie patrzeć - pępek tuz po porodzie jest niczym innym jak otwartą raną) No i na koniec - ziemia swoje waży - bo chociaż szkielet psiego noworodka (ludzkiego w sumie też) jest stosunkowo elastyczny, to jednak istniało duże prawdopodobieństwo obrażeń wewnętrznych. Co do samej decyzji o eutanazji - jest tu jedna bardzo prosta kwestia - uśpienie ślepego miotu czesto jest mniejszym złem, biorac pod uwagę ilość bezdomnych zwierząt. dodatkowo próba odchowania takich maluchów wiąże się z paroma tygodniami totalnie nieprzespanych nocy (karmieni co 1 - 2h, masowanie brzuszków, mierzenie temperatury coby nie były zbyt wychłodzone - ani przegrzane), nerwów itp.

Odpowiedz
avatar xyRon
-1 9

Może matka sama je zakopała? Jak miałem chomiki to ich matka nie dość, że zjadła 4 z 7 małych, które się urodziły (nie widziałem samego procesu, ale gdzieś zniknęły) to jeszcze jednego usilnie zakopywała pod trocinami, a ja za każdym razem go odkopywałem. Przeżył, ale był najmniejszy i najsłabszy z całego miotu. Podejrzewam, że chomicza matka uznała, że ma za mało miejsca i jedzenia, by wszystkie odchować.

Odpowiedz
avatar lezard
4 6

@xyRon: to raczej źle podejrzewasz. nie jestem specem od gryzoni, ale nie dziw się, że zjadła, skoro grzebałeś jej w gnieździe. świeżo upieczonej matki chomiczej się nie dotyka. nie grzebie się w klatce, jak najmniej ingerencji.

Odpowiedz
avatar xyRon
2 2

@lezard: To było już kilka tygodni po porodzie, a nie dopiero co. Nadprogramowe młode zniknęły w kilka dni, gdzie w żaden sposób nie ingerowałem.

Odpowiedz
avatar PanienkaUtena
0 4

Tyle, że pies to nie chomik.

Odpowiedz
avatar Sloxy
1 1

Niestety ale mogło się tak zdarzyć, że suka sama zakopała szczeniaki. Pies mojej cioci, swoją drogą najłagodniejszy jakiego spotkałem w życiu, zagryzła 2 szczeniaki a 3 zakopała, najdziwniejsze w tym wszystkim że był to labrador.

Odpowiedz
avatar KoJotP
2 2

@SzatanWeMnieMocny: martwa była suczka-szczeniak

Odpowiedz
avatar Kokapofy
-1 1

Niestety pozbywanie się niechcianego miotu szczeniaków czy kociaków to dość częsty proceder :( Chociaż raczej zdarza się to częściej na wsi. Wiem że robił to mój dziadek, ale wydaje mi się, że zapewniał im szybka i bezbolesną śmierć, bo zakopywanie żywych istot to już znęcanie się nad zwierzętami.

Odpowiedz
Udostępnij