Jako że właśnie sprzedałem starego, firmowego busa i walczyłem z potencjalnymi kupcami, pozwolę sobie na parę kwiatków.
Bus - MB vito, służące do przewozu wszystkiego, co na cmentarzu potrzebne, klamotów takich, siakich i owakich, nie woził chyba tylko pszczół luzem. I jak to na cmentarzu - przez krzaki trzeba się przecisnąć, tu coś się zadrze, tam wgniecie.
Słowem - wygląd niewyjściowy, ale zero rdzy, mechanicznie bez zastrzeżeń.
1. "Ale panie, taki podrapany? No to jak ja będę nim jeździł?" Grrr, do przodu i do tyłu, czerwona słuchawka.
2. "260 000 km? To kręcony na pewno"
3. "Ło paaaaaaanie, pan pogrzeby robisz? To jak można taki samochód sprzedawać?" Na allegro - czerwona słuchawka.
4. "A bo ja muszę polakierować, bo podrapany, to mi pan odejmie 3 tys.". Auto wystawione za 7500 - czerwona słuchawka.
5. "A w środku było palone?" Ja, pani kierowniczko, cały czas palę!
Gdzie piekielność - ano w wydumanych zastrzeżeniach, marnowaniu czyjegoś czasu i idiotycznym droczeniu o pierdoły, typu porysowany zderzak w wole roboczym za całe siedem i pół tysiąca...
Przyjechał hydraulik ledwo żywym t4, wypłacił 7300, wsiadł i pojechał zadowolony - wraz z podpisem na umowie całość zajęła nam mniej czasu niż połowa rozmów telefonicznych...
sprzedaż auta
Jak ktoś naprawdę potrzebuje to nie wybrzydza. A reszta to pewnie za darmo prosto z salonu - bo im się należy
OdpowiedzByło go odesłać do salonu. Nie byłby odrapany, miałby zerowy przebieg no i nikt by po cmentarzu nim nie jeździł. ____ Znaczy klienta, nie samochód.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 kwietnia 2016 o 15:57
I ten hydraulik zostawił ci ledwo żywe t4 :P ?
OdpowiedzRynek używanych samochodów jest u nas straszny - znalezienie porządnego auta, to jak trafienie igły w stogu siana, jednak druga prawda jest taka, że sporo w tym winy samych klientów. Na prawdę, jak tak czasami niektórych słucham, to nie dziwię się, że stały tekst wszystkich handlarzy to "niemiecki dziadek płakał, jak sprzedawał" - bo ludzie coś takiego właśnie chcą słyszeć. Duży, flotowy samochód ze sporym dieslem, 8 lat, 400 tys. przebiegu, ale wszystko udokumentowane? Panie! Na szrot se go sprzedaj! Ten sam model, sprowadzony z Niemiec, "igła", oficjalny przebieg 120 tys., bo "dziadek tylko do kościoła..." idzie, jak świeża bułeczka. No taka okazja po prostu. A jak się po czasie okazuje, że przebieg to pomnożyć x5 by trzeba, żeby się do stanu faktycznego zbliżyć, buda z 3 części spawana, a szpachli tyle, że miernik trzeba by w centymetrach skalować, żeby blachę złapał, to się go wystawia jako "żona, niepaląca, tylko na zakupy jeździła"... Nikt nic z oszustami nie robi, bo znaczna część kupujacych (śmiem twierdzić, że większość), sama lubi się oszukiwać. To, że reszta ma problem uczciwie kupić i uczciwie sprzedać, to cóż... to już problem tej reszty :]
Odpowiedz@Meliana: Miałam odwrotny problem, ale też wynikający z nieuczciwości sprzedających. Sprzedawaliśmy auto, może nie "Niemiec jeździł tylko do kościoła", ale teść na zakupy i teściowa na uniwersytet trzeciego wieku ;) 7 lat, 100 tys, bezwypadkowy, nie licząc przytarć parkingowych (których nie ukrywaliśmy), garażowany, z polskiego salonu, naprawy dokonywane na bieżąco, więc nie wymaga żadnych wydatków (ba, nawet opony były nowe), wystawiony za cenę "wolimy sprzedać szybko niż drogo". I co? I nikt nie wierzył :(
Odpowiedz@inga: U mnie uwierzyli :-) Auto 9 lat, garażowane, przebieg 60'000, po 2 kolizjach, naprawiany w ASO. Kupił syn kuzynki i zadowolony jeździ Lanosem już 7 rok.
Odpowiedz@inga: Wszystko zależy od samochodu - jeśli to jakiś mały, tani kompakt w stylu Matiza, Punto, Fabii czy 206, to powiedzmy, że jest to prawdopodobne. Ale jak ktoś wciskał by mi taki tekst w odniesieniu do Passata, Mondeo, Octavii czy A6 w kombi z 3-litrowym dieslem, klimą i tempomatem no to wiesz... :) Trochę na logikę się to nie trzyma kupy.
Odpowiedzad1 - jeszcze w prawo i w lewo można skręcać z tego co się orientuję ;) Mocne :)
Odpowiedz1. Ludziom się wydaje że "utrata wartości w czasie" polega na tym, że w środku podwozia jest garniec ze złotymi monetami i te się wysypują na wybojach i tak auto traci wartość. Bo przecież nie dlatego że lakier płowieje, odpryski od kamieni się robią czy też uszczelki sparciały albo fotel się wytarł. Nie, nie to musi być igła a jak nie to opuść pan. 2. Blacha - nieważne że dbałeś, auto zabezpieczone antykorozyjnie, wszędzie bitum itp. a na wierzchu normalny zestarzały lakier. Nie, 10-cio latka będą oglądać pod światło i latać z bekiem że wgniotek na drzwiach a na masce odpryski. Bo prestidżu nie ma. Za to pianka w progach już jest prestidżowa w wuj.
Odpowiedz@tigga: Wszystko się zgadza. W tym przypadku rzecz zasadza sie i na tym, że sprzedawany wóz to typowy wyrobnik, którego łądujesz klamotami niezbędnymi do roboty i wozisz je z punktu a do b, nie bacząc, czy błoto, czy rysa itepe - ma być "na miejsce", bo jeśli trzeba z auta targać w tą i z powrotem pół tony szpeju, wówczas każde pięć metrów ma znaczenie. Ma toto jeździć bezawaryjnie i być praktyczne. Wsio.
OdpowiedzZ ciekawości, która to generacja Vito? Pytam ze względu na wymieniony przez Ciebie brak rdzy, z tego co czytałem (i co widzę na drogach), to pierwsza generacja chyba nie występuje bez "rudej", w drugiej już lepiej, choć bez rewelacji :)
Odpowiedz@KompocikJablkowy: w638, czyli pierwszy model. Z korozją nie miałem kłopotów, poza bąblami na początkach progów, które zrobiłem. Podwozie dobrze smarowane bitumikiem trzymało się dzielnie
OdpowiedzAkurat piąte pytanie jest bardzo sensowne.
Odpowiedz