W mojej ostatniej historii wszyscy przejawiali niesamowitą empatię dla policji i od razu przypomniała mi się moja historia z nimi.
Żeby nie było, zaznaczę od razu, że nic nie mam do niebieskich tylko ich skuteczność w wyjaśnianiu spraw i łapaniu sprawców nie drogowych jest z mojego doświadczenia słaba.
Ale do rzeczy.
Lat temu wiele kupiłem furę, pojechałem po nią z kolegami dobry kawał drogi. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to była jedna z głupszych decyzji w moim życiu, bo auto ani ładne ani dobre ani tanie :)
Auto kupiłem od gościa, który miał miał gotową umowę (wypełnione jego dane i podpis) co nie wydawało mi się wtedy niczym dziwnym. Wypełniłem moją część, zapłaciłem i pojechaliśmy z kumplami do domu.
Droga powrotna do domu to materiał na inna historię, wiec powiedzmy w skrócie, że dojechaliśmy cali.
Później w te pędy do skarbówki odprowadzić daninę, bo przecież się wzbogaciłem ;) Tutaj warto zaznaczyć, że całą tą płachtę wypełniła za mnie dziewczyna bo ja mam pismo lekarskie i ciężko cokolwiek odczytać, na końcu podpisałem się oczywiście ja sam.
Jeżdżę tym autkiem parę tygodni i dostaję wezwanie na policję.
Na miejscu okazuje się że Pan od którego kupiłem auto, dopuścił się oszustwa, bo to nie on widniał na umowie tylko poprzedni właściciel, od którego on to auto kupił. Żeby nie płacić podatku sfałszował umowę zawartą ze mną, wpisując dane poprzedniego właściciela i się za niego podpisał.
Po czasie okazało się, że to nie pierwszy taki jego wybryk i pewnie dostanie teraz wyrok.
Teraz najlepsza część - policja zabiera mi dowód rejestracyjny za pokwitowaniem jako dowód w sprawie.
Następnie ja, wszyscy moi kumple, którzy byli ze mną i moja dziewczyna, musimy spisać 20 egzemplarzy umów i innych kwitów do oceny grafologa czy to nie my sfałszowaliśmy tą umowę (warto zaznaczyć że gość się przyznał).
Mija kilka miesięcy, kończy się przegląd i ubezpieczenie. Nie mogę zrobić przeglądu, bo nie mam dowodu, nie mogę ubezpieczyć auta, bo nie jest na mnie itd.
Idę więc na policję dowiedzieć się co i jak z tym moim papierkiem - sprawa w toku. To proszę mi wydać jakiś świstek żebym mógł wyrobić swój dowód - nie da rady bo jestem świadkiem itd.
Auto stało kilka lat nie jeżdżące, bo nie miało papierów, sprzedać oczywiście też nie można było. Poszło na żyletki, bo się po prostu rozpadło.
Najlepsze jest to, że sprawa nadal nie jest zamknięta mimo że minęło już kilkanaście lat :)
Akurat to konkretne auto było warte niewiele, mimo że wtedy dla mnie taka kwota była duża, ale co w przypadku gdy kupujemy furę wartą mnóstwo kasy i często są to nasze oszczędności lub pieniądze ze sprzedaży innego auta?
Ciekaw jestem czy nadal istnieją takie idiotyczne przepisy, które karzą poszkodowanych.
przygody z fiatem
w tej kwestii nic się nie zmieniło
OdpowiedzParę lat temu pracowałam w sądzie. Przedmiotu sprawy nie pamiętam, oskarżonym był chłopak 20-letni, poszkodowaną - kobieta ok. 40-stki. Jej auto spędziło w depozycie 3 (trzy!) lata, a to wcale nie był koniec sprawy. I nic to sądu nie obchodziło, że trzeba płacić podatki, auto niszczeje, jest dowód, to będzie w depozycie i już!
OdpowiedzJa bym się sądził o odszkodowanie, brak należytej staranności w przechowywaniu dowodu w sprawie, utratę wartości itd.
OdpowiedzDlatego ja zawsze kupując pojazd każę sprzedającemu wyciągnąć dowód, pokazuję mu swój i razem wypełniamy umowy k/s.
OdpowiedzTo pseudo państwo, jego służby i sądownictwo to jest jakaś porażka. Przecież to jest sprawa do zamknięcia w 24 godziny. Jedyne co mogę wam doradzić, to kupować auta od zaufanych znajomych jeżeli już bardzo auto musicie mieć. Druga opcja, droższa, to te kilka lat poodkładać to 40 tys i kupić sobie z salonu. Zaraz oczywiście ludzie sobie dopowiedzą nie wiadomo co i mnie zminusują, więc podkreślę, że nie jest to sposób jeżeli jeszcze jesteście niesamodzielni i macie 18-20 lat. Jeżeli już jednak macie partnera lub partnerkę i gdzie mieszkać, to jest dobra okazja żeby na przykład rzucić palenie i przez te 3-5 lat poodkładać pieniądze, bo nie oszukujmy się, nowe auto w polsce to zakup na 10-20 lat. No ale polactwo musi w pierwszej kolejności opłacić wszystkie swoje nałogi, telewizor musi ciągnąć prąd 18 godzin na dobę a potem płacz, że wszystko drogie i oszczędzać nie ma na czym.
Odpowiedz@Herbata: Nie palę ani nawet nie mam telewizora. Z czego mam zrezygnować, żeby odłożyć szybciej na auto z salonu? Zresztą potrzebuję jeździć już teraz a nie za 3-5 lat.
Odpowiedz@Herbata: nie wiem ile zarabiasz ale odlozenie na nowa fure z salonu przy standardowych pensjach w Polsce graniczy z cudem :) Inna sprawa ze auto autu nie rowne, jasne ze mozesz za 30k kupic nowego Sparka czy Peogeota 107 ale te auta to porazka na calej linii i szczerze mowiac nie zamienilbym swojego kilkunastoletniego Lexusa na cos takiego nawet za doplata :)
Odpowiedz@Herbata: A może lepszym rozwiązaniem byłoby po prostu sprawdzenie danych z dowodu z danymi na umowie?? Ot takie proste rozwiązanie.
Odpowiedz@Herbata: Nie dość że prymityw to jeszcze idiota.
OdpowiedzAle co to ma wstępu? To nie wina Policji, tylko bzdurnych przepisów.
OdpowiedzNaprawdę nie wiem jak można nazywać się poszkodowanym jak nawet nie raczyło się sprawdzić torżsamości osoby z którą podpisuje się umowę... Zasada zawsze jest prosta: umowę czytasz i mają na niej znaleźć się obie strony obecne przy jej zawieraniu. W tej sytuacji to ciesz się, że nie dostałeś oskarżenia o współudział wszak poświadczyłeś swoim podpisem nieprawdę...
Odpowiedz