Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Znów o NFZ. Parę miesięcy temu mi się zachorowało. Trochę kataru, kaszel,…

Znów o NFZ.
Parę miesięcy temu mi się zachorowało. Trochę kataru, kaszel, ogólnie objawy szeroko pojętego przeziębienia. Jako, że sesja nadciągała wielkimi krokami trzeba się było niestety spiąć i na zajęcia chodzić. Po paru dniach pojawiło się parę innych objawów, już nieco groźniejszych, typu powiększone węzły, gorączka. No i w tym momencie zaczyna się jazda:
1. Pojechałam do mojej "rodzinnej" lekarki. Pobadała, osłuchała, popatrzyła - wyrok? Nic mi nie jest, witaminki, coś na gardło, generalnie nic strasznego.

Jako tako wyzdrowiałam, tydzień w łóżku spędzony, myślałam już że kociokwiku dostanę, ale hardo siedziałam pod kołderką byle się zarazów pozbyć, po tym czasie wróciłam do życia.

Nawrót choróbska nastąpił w dość poważny sposób. Po paru dniach gorączka taka, że ledwo widziałam, praktycznie nie mówiłam, ale nadal (o ja głupia) hardo na zajęcia. Efekt taki, że idąc na nie (jakieś 3,5km w jedną stronę, dla mnie nie istnieje komunikacja miejska) robiło mi się ciemno przed oczami, ale żem twarde babsko ze wsi - nie zemdlałam, choć parę razy miałam ochotę.

Wieczorem tego dnia już totalna gorączka, dygocę pod kołdrą i wszystkimi kocami jakimi dysponuję, biorę ibuprom coby trochę ból głowy i gorączkę zniwelować. W dodatku okazało się, że na całym ciele nagle zakwitłam w różowo-czerwone plamki. Normalnie dalmatyńczyk. Współlokatorka trzeźwo - zabiera na nocną pomoc lekarską.
2.Wchodzę do gabinetu, mówię co i jak, pani doktor młoda, prawdopodobnież zaraz po studiach nie bardzo wie, co mi jest. Ogląda z widocznym przestrachem, prawie do mnie nie podchodzi - zrozumiałe, w końcu nie wiadomo czym się mogłam zarazić. Myśli, wymienia różne dziwaczne choroby, przegląda internet na tablecie, myśli, myśli. W końcu stwierdza: ospa! No... tak, fajnie, tylko... Ja już ospę miałam. Podobno może wystąpić dwa razy, nie znam się, w dodatku nie wygląda jak powinno, ale pani twardo, że ospa. No okej.

Stwierdza w końcu, że zawoła do pomocy panią doktor pediatrę.
I tak stoją dwie nad praktycznie rozebraną mną, zimno jak cholera, gorączka oscylująca w okolicach czterdziestki, a one dumają. No i wydumały - nie ospa, a choroba bostońska! Pierwsze słyszę, przerażona jestem, no nic. Masa leków wypisana, L4 jest, niech będzie. Pieniądza poszło masę, bo niestety lekarstwa z wyższej półki cenowej za 100%, studencka kieszeń cierpi, ale no nic, zdrowie najważniejsze.

I co, przeszło? Ano, nie.
Choroba bostońska wyglądała zupełnie inaczej, objawy totalnie insze. No to wio, jedziem dalej. Leki nie pomagają, ba, mam wrażenie że jeszcze gorzej się po nich czuję.

3. Jadę kolejny raz do mojej przychodni. Kolejny koszt, pociąg nietani. Pad doktor patrzy, duma i duma, w końcu diagnoza. Różyczka! Nooo okej, wygląda jak różyczka. Może bingo, może. Woła panią pediatrę, znów dwoje lekarzy duma i duma. No i wydumali. Że jednak mam uczulenie na ibuprofen...
Dwie dawki jakiegoś cholerstwa na alergię (nie pamiętam jak się to nazywa) w zastrzyku - tyłek boli jak jasny gwint, bo źle wkłute (z tego co się orientuję zastrzykiem nie powinno się trafić w żyłę, choć mogę się mylić - oba zastrzyki prosto w jakąś choinkową żyłę, bo krew leci jak z kranu). ALE okej, ibuprofen biorę od zawsze, no ale spoko, mogłam się nabawić awersji do tegoż.
No ale znowu kulą w płot. Zamiast homo sapiens nadal byłam salamandrą plamistą i nadal chorowałam. Dzień następny, wspomniany już pan doktor zwątpił i na "wszelki wypadek" dostałam antybiotyk. No i przeszło.

A wiecie, co jest najlepsze? Po wszystkim okazało się że miałam anginę. I co jeszcze lepsze? Przed trzecią wizytą u lekarza powiedział mi to nieznajomy chłopak w pociągu, zupełnie niezwiązany z medycyną. Ot tak, widział że nienajlepiej ze mną, posprawdzał mi boki szyi i zawyrokował ale stwierdziłam że może się nie zna albo co.

Podsumowując:
- stracona kupa hajsu na niepotrzebne leki
- stracona kupa czasu
- stracony miesiąc na uczelni
- stracona masa nerwów, głównie ze strony mojej dramatyzującej Mamy
- badało mnie łącznie 5 osób i żadna nie odpowiedziała poprawnie.

Nosz dunder świśnie, ja rozumiem, chcieli pomóc, coś dzwoniło ale nie do końca wiadomo gdzie, ale... bez jaj.

słuzba_zdrowia

by ~choruska
Dodaj nowy komentarz
avatar LittleSpitfire
30 32

Ok, lekarki na zbyt kompetentne nie wypadły, co też jest piekielne.. Ale co dla mnie dużo gorsze - dlaczego, do jasnej, mając "gorączkę taką, że ledwo widziałam", czyli niesamowicie osłabiona, z powiększonymi węzłami etc. IDZIESZ PIESZO, jak mniemam ZIMĄ ("parę miesięcy temu" + "sesja się zbliżała" - tu zgaduję, ale obstawiam sesję zimową) 7 KILOMETRÓW??? Naprawdę? Chcesz się zajechać, czy w jakim celu usilnie dążysz do tego, żeby dorobić się dużo ciekawszych kwiatków, niż angina? Pomijam już to, co uważam na temat osób w stanie nadającym się tylko i wyłącznie do łóżka, łażących w bardzo zaludnione miejsca i - niekoniecznie, ale bardzo prawdopodobnie - zarażających wszystkich wokół.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 9

@LittleSpitfire: Tu mógł pomóc jedynie Harry z Tybetu!

Odpowiedz
avatar Hotamari
9 9

Mnie najbardziej boli właśnie podejście "jestem chora, ale co mi tam, pójdę na zajęcia/na zakupy/do kina/do opery (itd.)". Co z tego, że osoba z gorączką "wytrzyma" skoro zarazi kolejne osoby. Ja w tej chwili jestem w trakcie długotrwałej terapii, a złapanie chociażby zwykłej grypy spowoduje jej dodatkowe przedłużenie (a moje cudowne leki obniżają odporność niemal do zera). Podobnie jak autorka studiuję i chciałabym normalnie chodzić na zajęcia, a tymczasem nawet na nieobowiązkowych wykładach zawsze znajdzie się minimum 5 osób z ciężkim chorobowym kaszlem, kichających nawet nie liczę. Więc prośba z mojej strony - jeśli jesteś chory - najpierw się wykuruj, a potem wracaj do życia.

Odpowiedz
avatar LittleSpitfire
1 3

@thebill łap plusika za poprawę humoru :D @Hotamari: Ech, jak ja Cię rozumiem! Ja od dziecka byłam i nadal jestem dość chorowita (wcześniak, niejadek, straszny zmarźlak i te sprawy), i jak słyszę w bardzo zaludnionych miejscach ten kaszel à la gruźlik albo pociąganie nosem brzmiące, jakby ktoś miał w nosie co najmniej galaretę, to mnie szlag trafia. Jasne, są sytuacje, gdzie nie da rady, trzeba gdzieś iść/jechać mimo okropnego stanu (chociażby do lekarza, jeśli autem nie da rady), ale to jest mniejszość. Masakra, ci ludzie mają gdzieś i innych, i swoje zdrowie (kurde, powodzenia, jak złapią zapalenie płuc albo opon mózgowych swoim zlewaniem kompletnie wyczerpanego organizmu). Dobra, wyżyłam się, więc teraz pozostaje mi tylko zdrówka Ci życzyć i żeby odporność mogła szybko się odbudować!

Odpowiedz
avatar Allice
16 18

Ok, sama nie mam zmienionego lekarza rodzinnego mimo pomieszkiwania w innym mieście ale mam 40km i w razie dużej draki mogę po rodziców przedzwonić. Ale u Ciebie jak mniemam jest trochę dalej ("pociąg nietani") i tłuczenie się nie wiadomo ile kilometrów z dziwnym choróbskiem? Serio? Już nie lepiej było poszukać jakiegoś lekarza który na miejscu przyjmie?

Odpowiedz
avatar Armagedon
3 13

@Allice: Nieuważnie czytasz. Wszak autorka wyraźnie pisze, że z niej "twarde babsko", w dodatku ze wsi. Byle co jej nie złamie, a już na pewno nie zwykła angina. Widocznie wolała przejechać się "nietanim pociągiem", niż tracić nerwy zmieniając rodzinnego. Albo przeznaczyć kasę za bilety na wizytę prywatną.

Odpowiedz
avatar Czarnechmury
7 9

Studenci zazwyczaj mają jakąś przychodnie i wcale nie trzeba się wypisywać ze swojej. Przynajmniej tak usłyszałam na recepcji sieciówki (a oni chyba wiedzą)

Odpowiedz
avatar Grejfrutowa
2 2

@Czarnechmury: tak mają, ale czasami dostanie się tam graniczy z cudem. Ja też ponad 10 lat trzymałam się lekarza ze swojego rodzinnego miasta i z chorobami do niego jechałam. Powiedział, ze jak człowiek jest chory w obcym mieście, to każda przychodnia ma obowiązek chorego przyjąć. Nie może być tak ze np. wyjechałas na urlop, coś Cię dopadło (coś co nie wymaga wzywania karetki czy sprintu na izbę przyjec) i zostajesz bez pomocy lekarza.

Odpowiedz
avatar RudaPaskuda
2 2

@Grejfrutowa: dokładnie, poza tym wiele przychodni ma coś takiego jak opieką całodobowa, gdzie można się zgłosić między 18 a 7 i lekarz przyjmuje niezależnie od tego, gdzie się ma złożoną deklarację.

Odpowiedz
avatar enttauscht
1 1

@Czarnechmury: Też tak myślałam. Dopóki nie miałam potrzeby dostać się do lekarza pierwszego kontaktu za czasów studiów. Poszłam do tzw. uniwersyteckiej i klops. Pani powiedziała, że muszę zmienić przychodnię i kazała przyjść dnia następnego, mimo że nie mogłam normalnie chodzić (jakieś zapalenie w stopie).

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
0 2

podobnie każdy powinien potrafić ocenić czy piekarz piecze dobre bułki, jak nie smakują albo za twarde, to są złe. Nie trzeba znać się na całym procesie pieczenia. Tak samo z informatykiem, jeśli pisze wieszające się programy. Tak samo z prawnikiem, jak przegrywa sprawy czy przegapia terminy. Czym niby taki specjalista jak lekarz rożni się od powyższych profesji. Tez można oceniać go po skutkach, czy konfrontując wyniki z innymi świadczącymi takie usługi. Super wiedzy wcale nie potrzeba. Każdy w swoim osobistym zakresie też jest dla siebie dostarczycielem żywności, kierowcą, operatorem komputera, czy prawnikiem. To czemu nie lekarzem? Bez lekarza, to niby nie potrafimy rutinoscorbinu połknąć czy co?

Odpowiedz
avatar jedendwatrzy
1 1

@PiekielnyDiablik: przecież próbowała wyleczyć przeziębienie na własną rękę i dopiero potem poszła do lekarza. ocenianie, czy bułki są dobre, czy złe, to mniej więcej tyle, co wiedza, jak się czuję. nikt nie powinien sam się diagnozować, tak samo, jak nie będzie badał całego procesu pieczenia bułki.

Odpowiedz
avatar pierdut
14 18

Co to za farmazony? Przeciez tu nie ma nic o NFZ, nie wprowadzaj w błąd

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 19

Kilku lekarzy nie poznało choroby, a chłopak z odrazu wiedział co jest! Następnym razem idź do "zielnej baby" z wioski obok. Skoro studiujesz, za chwile zasilisz rynek pracy, pewnie twoje doświadczenie i kompetencje - w jakiej by to nie było dziedzinie - będą "ogromne"! Jakiś pracodawca każe ci wykonywać czynności zgodne z twoim wykształceniem, ale to ty będziesz sama podejmować decyzje czy zawsze słuszna? pewna jesteś? Zwłaszcza gdy sprawa/objawy/decyzje są nie jednoznaczne. Może wtedy też pomoże chłopak z pociągu? Np. kucharz poda ci jaki akt prawny powinien zostać zastosowany?

Odpowiedz
avatar MyCha
7 7

@thebill: Co innego pomylić się przewalając papiery w kąta w kąt albo przygotowując komuś obiad niż decydować kto jakie leki ma przyjmować. Lekarze nie bez powodu dłużej studiują i mają dłuższe praktyki. Jeśli zaś ktoś na podstawie objawów o których mówi pacjent, które się widzi albo można wymacać rękoma nie jest wstanie określić co się dzieje z pacjentem to powinien zlecić jakieś badania może? Zamiast zgadywać. Może warto aby każdy nowy lekarz przez pierwsze lata swojej kariery działał pod kontrolą kogoś z większym doświadczeniem?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@MyCha: To prawda tu odpowiedzialność jest ogromna, jednak prawnika, który decyduje o sprawach, które rzutują na całe twoje życie też nie mała. Wtym przypadku obstawiał bym tyfus plamisty nie angine. A dodatkowe badania - jak najbardziej ale nie koniecznie na SORze! Ponadto - finał też nie wskazuje na anginę, antybiotyki działają szerokozakresowo, więc mogły "przez przypadek" zwalczyć zupełnie inną infekcje

Odpowiedz
avatar enttauscht
1 1

@thebill: Serio? A co jeśli chodzi o rozpoznanie poważniejszych chorób? Też metoda prób i błędów? Dajmy sobie czas? Proszę... W każdy zawód jest wpisany margines błędu, ale akurat w przypadku lekarzy powinien on być minimalny.

Odpowiedz
avatar Zlodziej_Fistaszka
3 15

"Parę miesięcy temu mi się zachorowało." - po tym wstępie wiedziałam, że nie będzie dobrze. Nie można napisać "zachorowałam"? Za niedługo niektórzy ludzie będą mówić "poszło mi się" zamiast "poszłam". Autorko, ogarnij się, proszę.

Odpowiedz
avatar z_lasu
4 4

@Zlodziej_Fistaszka: "za niedługo"? Nie wystarczy niedługo lub wkrótce? Przyganiał kocią garnkowi...

Odpowiedz
avatar duzajedza
6 6

@z_lasu: "Kocią" powiadasz... Oj, przyganiał, przyganiał! :)

Odpowiedz
avatar enttauscht
0 0

@Zlodziej_Fistaszka: Nie ma takiego wyrażenia jak "za niedługo"...

Odpowiedz
avatar z_lasu
1 1

@duzajedza: biję się w pierś :) aż dudni. Nawet nie wiem jak mi się udało zrobić taki błąd. Jedyne wytłumaczenie, to pomroczność jasna lub jakaś automatyczna korekta.

Odpowiedz
avatar Czarnechmury
13 13

Też tak miałam, tylko mi nic nie było ani kaszel ani gardło. Tylko wysypka. To doktor (bardzo młody) "a sprawdzimy gardło" i po sprawdzeniu "o matko jaka paskudna angina". Zamiast tłuc się pociagiem jak debil (sorry dla mnie autorka jest głupia) to skoczyć do przychodni z którą uczelnia ma podpisany kontrakt. I wyleczyliby i zapisali do paru innych lekarzy na kompleksowe badania ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 7

Ojej, wielkie mi co. Ja takie objawy mam za każdym razem jak się mocniej przeziębię. Nie latam wtedy niepotrzebnie po stu lekarzach i uczelniach narażając swoje serce i innych ludzi na zarażenie, tylko biorę tydzień zwolnienia i nie ruszam się spod kołdry. Plamy i dreszcze po ibuprofenie też u mnie występowały. Chyba lubisz zawracać ludziom głowę.

Odpowiedz
avatar kojot_pedziwiatr
-1 5

Uwielbiam gdy lekarz mówi mi "to chyba jest COŚ"...

Odpowiedz
avatar lazy_lizard
5 5

@kojot_pedziwiatr: To zazwyczaj jest "chyba coś", bo bez badań potwierdzających (np. posiew) czy objawu patognomicznego ciężko mówić "to na pewno coś".

Odpowiedz
avatar freezerx
4 4

Gorączka powyżej 38' trwająca dłużej niż 3 dni jest wskazaniem do antybiotykoterapii, nie wiem, czemu tak długo to trwało.

Odpowiedz
avatar choboo
2 2

Mnie też dwa tygodnie leczyli na anginę, do czasu kiedy trafiłam do pani doktor, która przyznała, że na studiach pisała jakąś pracę o mononukleozie. Dopiero ona skierowała mnie na badania i do szpitala.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 10

O kurde, angina którą zamiast czwórki lekarzy diagnozuje random z pociągu, tak jajcarskiej historii dawno nie czytałam, masz autorko talent do bajkopisarstwa.

Odpowiedz
avatar Rehen
2 6

Może się nie znam, ale mi to wygląda bardziej na szkarlatynę. Chociaż jeśli nie łuszczyła ci się potem skóra to znaczy, że to jednak nie było to. W sumie objawy obu chorób są podobne. Lekarze często mylą szkarlatynę z różyczką lub ospą. Na szczęście zarówno anginę jak i szkarlatynę leczy się antybiotykami.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
3 3

@Rehen: mi też to wygląda na szkarlatynę, zwłaszcza, że autorce pomogły antybiotyki. Jeżeli to była szkarlatyna, to nie dziwne, że był problem z diagnozą, teraz to jest mało popularna choroba.

Odpowiedz
avatar inga
3 3

@grupaorkow: Ej, nie znacie się, to była angina, zdiagnozowana na 200% przez anonima z pociągu po pomacaniu węzłów chłonnych.

Odpowiedz
avatar grubazolza
1 1

@Rehen: szkarlatyna to również angina, wywołana przez paciorkowca B-hemolizującego z grupy A. Choroba występuje u osób będących nadwrażliwymi na toksynę wytwarzaną przez bakterię. Ma charakterystyczne objawy takie jak zlewna wysypka, rumień twarzy nie występujący wokół ust (trójkąt Fiłatowa), powiększenie migdałków z ropnymi zmianami, wybroczyny w zagięciach skóry (z powodu nadmiernej kruchości naczyń) Leczy się antybiotykami z grupy penicylin. Generalnie jest to choroba wieku dziecięcego, więc ktoś mało obeznany z wysypkami może mieć problem z rozpoznaniem, aczkolwiek każde ropne zmiany w gardle połączone z wysypką powinny nasunąć myśl o płonicy.

Odpowiedz
avatar grubazolza
0 0

@inga: jeśli występowała wysypka, angina i masywne powiększenie węzłów chłonnych szyjnych to trzeba pomyśleć o mononukleozie zakaźnej, której w żadnym razie antybiotykami się nie leczy! Jest to choroba wywoływana przez wirus Epstein-Barr i dopóki nie ma powikłań - leczy się wyłącznie objawowo.

Odpowiedz
Udostępnij