Historia opowiedziana przez moich rodziców.
Mieli oni znajomego. Znajomy nosił dumną ksywkę "Morda". Każdy, kto go znał, powtarzał "Morda, ty nie umrzesz śmiercią naturalną". Specyficzny gość, przyciągający kłopoty, a i do kieliszka lubił zajrzeć.
Morda pewnego dnia dostał pracę, przy budowie drogi. A jak budowa drogi, wiadomo, jest walec. Morda nie omieszkał przyjąć kilku głębszych przed dniówką, przecież na trzeźwo się nie godzi. W wirze pracy gość się zaplątał i wylądował pod walcem. Został z niego naleśnik. Firma, która go zatrudniała, zachowała się bardzo w porządku, bo zaproponowała rodzinie odszkodowanie w wysokości 100 tys. zł oraz pokrycie kosztów pogrzebu (wcale nie musieli, bo podpisali umowę o pracę, a pracownik był pod wpływem alkoholu).
Rodzina się nie zgodziła. Poszli do sądu hatrać się o więcej. Tak się żarli, że firma nie wypłaciła ani 100 tysięcy, ani nie zapłaciła za pogrzeb, jedynie podstawili autokar pod kościół, żeby rodzina mogła jechać na cmentarz.
Jak to było? Chytry dwa razy traci?
ludzie
Pazerność, ot co.
OdpowiedzNo dokładnie. W tym przypadku traci kilka razy ;)
OdpowiedzPewnie myśleli, że z milion dostaną i dożywotnią rentę.
OdpowiedzZaraz zaraz. Słyszałam już tę historię. A być może nawet czytałam na piekielnych. Tylko wtedy nie był to morda który wlazł pod walec, tylko jakiś Mietek, który spadł z rusztowania na budowie.
Odpowiedz@rahell: Takich ludzi, którym przydarzają się wypadki na budowach, są miliony. Nie trudno o przypadek ze spadkiem z rusztowania, ucięciem sobie nogi itp.
OdpowiedzZabrzmiało to tak:Ta sama historia, tylko inna osoba, inne warunki, inny sposób... Rozumiesz, do czego zmierzam?
Odpowiedz@Tapionvirgo: Czy to prawda, że na Placu Czerwonym rozdają samochody? Tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na Placu Czerwonym, tylko w okolicach dworca warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną ;)
Odpowiedz@rahell: Też to kojarzyłem i znalazłem: mlodaMama23 PW 30 czerwca 2015 o 9:51 @LittleBlueButterfly: Moja mama miała znajomego, który w pierwszy dzień pracy na budowie przyszedł pijany. Niestety, skończyło się to tragicznie, gdyż przejechał go walec. Wtedy były inne czasy, i to pracownik był karany za przyjście pod wpływem, nie pracodawca. Firma chciała rodzinie zapłacić 100 tys zł i wyprawić pogrzeb na swój koszt. Ale rodzinka tak się chatrała w sądzie bo im mało było, że przegrali a firma jako akt dobrej woli podstawiła autokar pod kościół. było kiedyś w komentarzu.
OdpowiedzOgólna zasada jest taka że jak proponują ci sami pieniądze to znaczy że są winni.
Odpowiedz@Morog: Niby tak, ale tutaj bardziej chodziło o to, że firma chciała być ludzka. Ok, gość popełnił błąd, zginął śmiercią bardzo tragiczną, bo jednak rozjechanie przez walec nie może być fajne, rodzina pewnie zrozpaczona. Ale skoro rodzina na udry, no to oni okoniem.
OdpowiedzO dziwo u mnie też, zeszłej jesieni, podczas robót drogowych robotnik został rozjechany przez walec :/
Odpowiedz