Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mieszkam z mężem na wsi. Prowadzimy przeciętne gospodarstwo rolne - kilka świnek,…

Mieszkam z mężem na wsi. Prowadzimy przeciętne gospodarstwo rolne - kilka świnek, trochę kur, gęsi, kaczek, indyków, jedna krowa i duża hodowla owiec (na owcach głównie się opieramy, reszta to "rekreacyjnie" i żeby swoje mięso, mleko i jaja mieć).

Warto zaznaczyć, że wegetarianką nie jestem, ale np. wołowiny i baraniny nie jem, z prostego powodu. Na słowo "baranina" mam przed oczami nasze stadko, które mi wyjada marchewki z ręki, jak słyszę "jagnięcina" to z kolei mam przed oczami te maluszki, które niejednokrotnie trzeba było dokarmiać butelką ze smoczkiem - dla wrażliwców to bardzo rozczulający widok ;)

Ale! To, że sama mam takie a nie inne skojarzenia i przez gardło mi baranina nie przejdzie, to nie znaczy, że idąc ze znajomymi na kebaba (sama zawsze jem coś z kurczakiem, bo z drobiem więzi emocjonalnej nigdy nie nawiązałam), to nie zaczynam nagle opowiadać "Ej, nie jedz tego! Wiesz, jakie owieczki są przyjacielskie? Jak jedzą człowiekowi z ręki i jak się cieszą na widok człowieka?". Nie, nie mówię tak, bo każdy ma wybór. Zresztą byłabym hipokrytką, bo większość naszych zwierzaków idzie właśnie na mięso. Gdyby ludzie nie jedli baraniny, to my byśmy nie prowadzili tej hodowli.

Ale do rzeczy.
Jakieś 3 lata temu odwiedziła nas rodzina męża. Mąż słabo ich kojarzył, latami nie dawali znaku życia, aż sobie przypomnieli, że tacy kuzyni istnieją i pora ich odwiedzić.

Trzypokoleniowa rodzina - seniorka rodu (94 lata), jej wnuczka (obie wegetarianki) i nastoletnia prawnuczka - weganka. Na pierwszy rzut oka można było śmiało stwierdzić, że śpią na kasie. Szczególnie patrząc na seniorkę, która wyglądała na 40-latkę (botoksy itp.). Panie przyjechały na dwa tygodnie.

Atrakcje zaczęły się po kilku minutach. Ugościliśmy ich jak na polską wieś przystało - schabowy, młode ziemniaki i surówka z kapusty. Ale schabowego przecież panie nie tkną. Najstarsza więc zażyczyła sobie zawiezienia jej do sklepu. Nie obyło się bez narzekania, że wiejskie sklepy są tak beznadziejnie zaopatrzone. To skandal, żeby nie było nawet owoców morza. Ale coś tam nakupiła (kupiła nawet mleko i jaja, bo nasze są przecież niebadane). Ugotowała jakiejś wegańskiej zupy, którą jadły przez tydzień. Ale póki ja nie musiałam stawać na głowie i przyrządzać wegetariańskich i wegańskich dań, to nie narzekałam, ich wybór.

Pierwszego dnia panie chciały, aby je oprowadzić po gospodarstwie. Mąż się wykręcił, mówiąc, że ma mnóstwo pracy w owczarni, więc musiałam iść sama, no trudno, przecież mnie nie zagryzą, bo nie jedzą mięsa.

- O Boże! A czemu ta krówka biedna tak tu stoi?
- Yyy... To jest łąka... Krowy pasą się na łące, jedzą trawę...
- Ale przecież jest upał!! Jej jest gorąco!!! Nie możecie jej zabrać gdzieś do yyyy...
- Zapewniam, że w żadnej oborze krowa nie będzie szczęśliwsza niż na zielonej łączce.
- No, ale w oborze miałaby chłodniej... Nie można jej tak wieczorem tu na godzinkę przyprowadzić?
- Ale tam są drzewa, pod drzewami jest cień. Jak będzie jej gorąco, to schowa się w cień. Ma tam też całą wannę wody, gdyby zachciało jej się pić - absurd dyskusji mnie przerażał, ale chciałam za wszelką cenę przekonać, że tej krowie się krzywda nie dzieje, bo panie byłyby gotowe wezwać całą ekipę Uwagi.
- No niby tak, ale... Ja nie wiem... Przecież te muchy ją tu żywcem zagryzą... Musicie ją stąd zabrać! Nie mogę na to patrzeć!
- Matka natura też o tym pomyślała i wyposażyła krowę w długi ogon, żeby się od tych much opędzać.

Już byłam pewna, że dyskusja zakończona, ale nic bardziej mylnego.

- A mleko od niej często bierzecie?
- Dwa razy dziennie.
- Cooo?! Przecież wy ją męczycie!! To trzeba gdzieś zgłosić!
- To proponuję zgłosić wszystkich hodowców krów, bo prawie każda krowa musi być dojona dwa razy dziennie.
- No ale wy nie trzymacie tej krowy zarobkowo, tylko dla siebie. Nie wystarczyłoby wam mleka, gdybyście raz w tygodniu je zabierali?
- Gdybyśmy jeden dzień nie zdoili mleka, to następnego dnia krowa dostałaby zapalenia i dopiero wtedy by się męczyła.

Chyba je przekonałam.

Cały pobyt generalnie wyglądał podobnie. To były najdłuższe dwa tygodnie w naszym życiu. Aż nie mogliśmy uwierzyć, że po ich wyjeździe nie odwiedziła nas żadna kontrola weterynaryjna, bo byliśmy wręcz przekonani, że panie wyślą na nas cały stos skarg i zażaleń. Może nawet wysłały, tylko nikt tego nie wziął na poważnie.

Naprawdę nie rozumiem, jak można się wypowiadać, a co gorsza krytykować coś, o czym nie ma się zielonego pojęcia?

Chociaż ludzie na wysokich stołkach też to robią. Dla przykładu:
Rolnik w gospodarstwie powinien mieć budynek przeznaczony do trzymania nawozów - nawozy oczywiście dodatkowo powinny być w sejfach pod kluczem, osobny budynek na każdą maszynę rolniczą i moje ulubione - osobny budynek (tu góra idzie na rękę, bo wystarczy osobne pomieszczenie) na centrum dowodzenia. Czyli cała dokumentacja - odpowiednio opisane teczki i segregatory, najlepiej w narzuconej kolejności i komputer z odpowiednimi folderami i dokumentami. A dokumentować trzeba nawet to w jakim dniu, na jakim polu, w jakiej ilości był używany jaki oprysk, w jakim stężeniu, jaka była tego dnia pogoda i z jaką prędkością jechał ciągnik - nie, to nie żart. To są realne wytyczne. A co ciekawsze, oprysku nie można stosować kiedy się chce. Można pryskać pole tylko gdy wiatr wynosi od 1,5 do 2 m/s. Prędkość ciągnika też jest narzucona przepisami. Podczas kursu na wyrobienie uprawnień na opryski cała sala wybuchła śmiechem, ktoś nawet skomentował, że mając pół hektara może i da się się to wszystko zastosować, ale na pewno nie mając kilkadziesiąt hektarów. Ale przepisy ustala ktoś, kto nigdy w życiu nie był na polu, więc tak to wygląda.

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Rak77
38 40

Żyjesz na wsi i nie wiesz że to nie krowy dają mleko? Mleko jest z Biedronki albo Żabki.

Odpowiedz
avatar misiafaraona
22 24

Kiedy byłam dzieckiem ojciec wmówił mi, że krów dają wódkę.

Odpowiedz
avatar krystalweedon
1 13

Takie małe sprostowanie. Weganie nie spozywaja mleka, jajek, ryb a nawet miodu. Kilka lat temu kupilam ule. Pasieki nie bedzie, bo mam sasiada co pomylil wies z przedmiesciami. Przeszkadza mu rechot zab, a co byłoby z latajacymi przczolami...

Odpowiedz
avatar Rak77
13 15

@krystalweedon: Z tymi pszczołami to ze względu na dobrosąsiedzkie stosunki? Bo prawnie to chyba nie ma uzasadnienia?

Odpowiedz
avatar Meliana
14 16

@Rak77: Ma - nie wolno trzymać pszczół bezpośrednio między zabudowaniami mieszkalnymi. Ule muszą być ustawione co najmniej 10 m od drogi publicznej, budynków mieszkalnych i innych, 50 m od autostrad i 200 m od obiektów użyteczności publicznej. Ponadto ule ustawione w odpowiedniej odległości powinny być odgrodzone od w/w stałą przeszkodą (parkan, mur, krzewy) o wysokości co najmniej 3 m. Pszczoły, jakby nie było, są dość groźne - dla alergików, zwłaszcza nie wiedzących o uczuleniu, mogą być nawet zabójcze.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 2 kwietnia 2016 o 13:17

avatar Nulini
-1 9

@Meliana: gucio prawda, tak w skrócie. Mam pasiekę, ojca pszczelarza i żyję w centrum miasta ;)

Odpowiedz
avatar krystalweedon
4 4

@Rak77: @Meliana: mam spora działke, gdzie stoi dom i działka spelnia wymagania. Chodzi o to, ze moze mi wybic, a tyle w mediach się mowi o braku pszczoł. Ciezko też znalesc w marketach miod w 100% prdukcji PL. W duzym tesco znalazłam Jeden produkcji krajowej i jest w takiej samej cenie co produkcja 50%w UE i 50% w Azji.

Odpowiedz
avatar Meliana
7 7

@Nulini: Są to stare przepisy, nie ujęte obecnie w żadnym kodeksie, niemniej nie stosowanie się do nich, w przypadku pozwu użądlonego, w dużej mierze przyczynia się do przegrania sprawy przez pszczelarza, niezależnie czy został pozwany z kodeksu karnego, czy cywilnego. Jeśli Wasze pszczoły nie są pozbawione żądeł, to życzę, by szczęście nadal Wam i Waszej pasiece sprzyjało. @krystalweedon: W takim przypadku to faktycznie, mija się to z celem - szkoda wysiłku i pieniędzy, a udowodnić, że ktoś specjalnie truje pszczoły jest bardzo trudno (no chyba, że truciciel jest wybitnie głupi).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 10

@krystalweedon: ale wegetarianie jaja i mleko spożywają ;) A weganką była tylko najmłodsza.

Odpowiedz
avatar krystalweedon
-3 7

@omon: myslalam, że: ,,Wegetarianizm – świadome i celowe wyłączanie z diety mięsa (w tym ryb i owoców morza); może również wiązać się z unikaniem innych produktów pochodzenia zwierzęcego,"ale ja sie nie znam ;)

Odpowiedz
avatar anekk
9 9

@krystalweedon: Wegetarianizm - może się wiązać, ale nie musi. Weganizm wiąże się na pewno :)

Odpowiedz
avatar FlyingLotus
5 5

@krystalweedon: jeżeli się wiąże to wtedy jest to już weganizm :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 8

@krystalweedon: nie wiem jak owoce morza, ale byłam pewna, że wegetarianie jedzą ryby. Widocznie takich znam wegetarianów - sama nią nie jestem więc mam prawo nie wiedzieć :) A co do obiadu to podejrzewam, że gdybym wcześniej wiedziała, że obie panie nie jedzą mięsa a trzecia nie je niczego odzwierzęcego to wcześniej bym się przygotowała i ugościła je tym co jedzą, ale nie poinformowały i miały pretensje, że dałam im kotleta - trochę bez sensu :)

Odpowiedz
avatar grupaorkow
27 31

Nawet na piekielnych toczyła się kiedyś dyskusja o tym, że przy hodowli krów mlecznych nieustannie morduje się małe, słodkie cielaczki i generalnie dojenie krów to coś w stylu wołowinowego Auschwitz. Ludzie są bez pojęcia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

@Morog: my naszą krasulę kupiliśmy dwa lata temu od kobiety, która sprzedawała ją tylko dlatego, że za mało mleka jej dawała i się nie opłacało trzymać. U nas daje ok. 10 litrów mleka dziennie (oczywiście zależy od pory roku, pokarmu itd. najwięcej mleka jest jak cały dzień pasie się na łące i wcina zieloną trawę). Na nasze potrzeby to aż nadto (rozdajemy je jeszcze paru osobom we wsi - głównie tam gdzie są dzieci a rodzice pijący). No ale z perspektywy dużej obory i utrzymywania się ze sprzedaży mleka do mleczarni to być może rzeczywiście przynosiła komuś straty.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
10 10

@Morog: w ostatnich latach łatwiej jest polecieć na Marsa niż kupić cielęcinę. Krowy mleczne można (i to jest najlepsza ekonomicznie opcja) zapładniać nasieniem seksowanym, które daje ok. 90% szans na urodzenie samiczki. Mała jałówka to przyszła krowa mleczna, więc nikt zdrowy na umyśle jej nie ubije. Masowe mordowanie małych samców to praktyka z przemysłu drobiarskiego, w przypadku krów średnio ma to sens.

Odpowiedz
avatar joawk
10 16

No akurat siła wiatru ma znaczenie. Pryskasz swoje pole czy wszystko dookoła??

Odpowiedz
avatar konto usunięte
16 16

@joawk: ale jak wiatru nie ma wcale, to też nie wolno pryskać - dlaczego? Poza tym, wiadomo, że jak mocno wieje to nawet szkoda paliwa, oprysku i czasu, ale ustawa mówiąca o tym, że wiatr nie może być silniejszy niż 2m/s to trochę przesada ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
14 18

Jestem weganką, ale wychowałam się na wsi, w gospodarstwie rolnym z krowami. Wiem jak się zająć krową i gdybym musiała do tego wrócić, doiłabym je, bo tak trzeba dla ich zdrowia ;) może nie kładłabym nacisku na wyjątkową mleczność i nie sprzedałabym do rzeźni - każda by dożyła swoich dni u mnie. Panie dość roszczeniowe, mogłyby poprosić po prostu o warzywa, dokupiłyby fasolę lub soczewicę i najadłyby się za wszystkie czasy... aż mi się zachciało prawdziwych wiejskich warzyw

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@gothicqte: By zwierzęta miały dożywocie oprócz empatii i świadomości musi Cię być jeszcze na to stać

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@maat_: jeżeli priorytetem jest zarobek to ładujemy soję przez dziurę w brzuchu i zarzynamy jak nie daje 40l/dzień jeżeli priorytetem jest moje sumienie i przekonania to trzeba stanąć na głowie, by zwierzaki żyły spokojnie

Odpowiedz
avatar plokijuty
5 5

Dodam, że rolnik może zabić kozę wartą 100 złotych na mięso dla siebie ale resztki, łeb, jelita (w których się robi prawdziwe wędliny a nie w folii) muszą zostać zutylizowane przez bakutil - miejsce gdzie przerabia się resztki ze zwierząt np. na mączki - na koszt rolnika w wysokości 300 złotych. O tym można dowiedzieć sie u każdego weterynarza powiatowego lub w ARiMR.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 14

@plokijuty: potwierdzam. U nas jagnięta kosztują 150-200 zł i nie znam żadnego hodowcy, który by utylizował resztki - z przyczyn podanych wyżej. Na szczęście nie spotkałam się też z tym, żeby to było w jakiś sposób ścigane. W ramach ciekawostki opowiem, że jak sprzedajemy jagnięcinę do restauracji (najczęściej) lub dla osób fizycznych to klient bierze już zabite, oskórowane i pozbawione wnętrzności jagnięta. Z kolei raz zgłosiła się rodzina Czeczeńców i oni zażyczyli sobie uboju rytualnego - a my z niewiedzy się zgodziliśmy, bo klient nasz pan i ważne aby zapłacił i odjechał zadowolony. A ubój rytualny w ich wykonaniu wyglądał tak, że Czeczen brał długi i tępy nóż, którym jednym ruchem podcinał gardło - jak nie przeciął wystarczająco głęboko to nie mógł już poprawić, bo cała idea polegała na tym, że przeciąć można tylko raz. I tak owca powoli wykrwawiała się przez kilkadziesiąt minut. To był pierwszy i ostatni raz jak cokolwiek u nas kupili.

Odpowiedz
avatar zyxxx
3 11

@omon: nadal nie rozumiem dlaczego "ubój rytualny" nie jest jeszcze zakazany

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 9

@zyxxx: bo tacy Czeczeni płacą więcej niż przeciętny klient. Porównam tak: normalnie sprzedajemy jagnięta za 150-200 zł (w zależności od tego ile ma na sobie mięsa, a odmiana którą hodujemy ma generalnie tego mięsa niedużo, z czego niewielu klientów zdaje sobie sprawę i różne cyrki potrafią wyjść) i klient zawsze wymaga, aby jagnięcina po którą przyjedzie była już oskórowana, pozbawiona głowy, kopyt i wnętrzności (niektórzy proszą o podroby - żołądek i wątrobę). Czeczeńcy poprosili o najstarsze owce (które już ani jagniąt nam nie przyniosą ani zbyt długo nie pożyją w stadzie) i płacą 300 zł od sztuki, przy czym zabijają je sami - my niczego nie dotykamy. Zabierają też wszystko (skóry, głowy, wnętrzności). Więc z punktu widzenia interesów to bardziej się opłaca sprzedać pod ubój rytualny. Ale jest jeszcze kwestia sumienia, która w naszym przypadku jest silniejsza od tej stówki więcej.

Odpowiedz
avatar khartvin
1 1

@zyxxx: nie jest zakazany, bo kiedy robiony jest umiejętnie (ostrym nożem i przez wprawionego rzeźnika) - to zwierzę nie cierpi. Umiera w ciągu kilku sekund od podcięcia gardła, a jeśli wierzyć weterynarzowi - przy przecięciu tętnic przecinane są też nerwy, co powoduje, że zwierzę nie czuje bólu. Na własne oczy widziałem krowę koszernie zabijaną przez rabina i kilka takich mordowanych klasycznie, strzałem z gwoździa w głowę. Efekt jest taki sam - zwierzę ginie, ale jakoś w tej pierwszej sytuacji było cały czas spokojne, a w drugiej... Nie każdą krowę udało się skutecznie ogłuszyć - widać podali jej za mało prądu, więc cały czas wierzgała i ryczała. Co najmniej jedna nie dostała też z gwoździa centralnie, tylko ześlizgnął się on po czaszce powodując rozległe rany. Dobili zwierzaka "ręcznie". Mam takie wrażenie, że ubój klasyczny, w rzeźniach jest "przemysłowy", nastawiony wyłącznie na przerób jak największej liczby(w sumie powinienem tu chyba napisać "ilości") zwierząt na mięso, przez co zupełnie zdehumanizowany. Przy rytualnym - mimo wszystko zachodzi jakaś więź z człowiekiem, który go dokonuje. Jednak zachodzi to wolniej i dla mnie wyglądało to tak, jakby rzeźnik miał dla zabijanego zwierzęcia szacunek.

Odpowiedz
avatar anekk
11 11

Jedna kwestia... Historia oczwiście mocna. Ale kiedy panie odwiedzające zagroziły Ci zgłoszeniem faktu, że ośmialasz się doić biedną krówkę, to dlaczego gościłaś je jeszcze przez 2 tygodnie? Po takim tekście - pakujcie się i żegnam! Zwłaszcza, że wiesz, iż działasz na korzyść zwierząt, a nie dla ich krzywdy.

Odpowiedz
avatar Rak77
10 12

@cathyalto: Współczesna krowa mleczna daje mleko nie tylko w czasie po ocieleniu ale cały czas.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@cathyalto: Krowę się zaciela i nie przestaje doić po odstawieniu cielaka, gdy jakość ,mleka spada po pewnym czasie krowę się zasusza, zaciela i koło się powtarza, cykle są o wiele rzadsze niż w naturze.; A cielaki to w zależności od płci jeśli jest jałówka po dobrym byku można ją sprzedać na krowę mleczną jak byczek i średnia krówka to na rzeź

Odpowiedz
avatar pinoaisai
-1 1

@maat_: cudownie.

Odpowiedz
avatar hola
0 0

Oczywiście, że oprysków nie wolno stosować kiedy się chce i to wcale nie jest głupi nakaz. I stężenie też jest ważne. Poza tym są kraje, gdzie bez pozwolenia nikt nie sprzeda takich środków i na włąsną rękę opryskiwać nie można.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

@hola: u nas też nie każdy może kupić oprysk. Sama byłam na kursie i posiadam certyfikat uprawniający mnie to tego zakupu. Ale w praktyce wiem, że nikt tego nie sprawdza, ale to inna bajka. W teorii trzeba pozwolenie mieć. I wielu niewtajemniczonych myli oprysk chwastobójczy (dzięki którym uratujemy plony przed zniszczeniem je przez chwasty) ze sztucznymi nawozami, które mają na celu aby plony były jak najbardziej okazałe, kosztem ich wartości odżywczych. Te pierwsze są niezbędne, te drugie są stosowane w masowych produkcjach. 90% naszych upraw to pokarm dla naszych zwierząt, więc oczywiste jest, że idziemy w jakość a nie ilość.

Odpowiedz
avatar upziom
-2 6

@omon: głupszej wypowiedzi dawno nie czytałam! nawozy sztuczne w większości są nawozami azotowymi plus mikro i makro-elementy. Rośliny nie potrafią czerpać azotu z powietrza, a w glebie jest go za mało, zwłaszcza jak się ciągle coś uprawia. Opryski/pestycydy to jest w 100% trucizna. Truje chwasty, zwierzęta i przez wnikanie w rośliny truje ludzi.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@upziom: dlatego pryskać i nawozić nie wolno kiedy się chce a na odpowiednich etapach wzrostu aby pozbyć się szkodnika i nie zaszkodzić uprawie. Poza tym, agencje rolne regularnie kontrolują pola - czy ktoś aby czasem na dotacje wniosku nie złożył a nie posiał tego co zadeklarował, czy na ekologicznych uprawach nie użyto nawozu, czy łąki są w porę koszone, ale też czy coś nie leży ugorem albo czy nie jest zaniedbane (zachwaszczone). Jak zobaczą, że coś jest nie tak to automatycznie ucinają część dopłat.

Odpowiedz
avatar upziom
-4 4

@omon: wiem, że "sprawdzają". Chodziło mi tylko o to, że stwierdzenie, że opryskiwać trzeba i opryskiwanie jest dobre, a nawozić nie trzeba, bo nawozy są sztuczne jest całkowicie błędne. Tym bardziej razi to gdy pisze to osoba podobno po kursie. Apropos ekologicznych upraw, też przecież używają nawozów. Naturalnych, ale bez nich nic nie wyrośnie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@upziom: Źle zrozumiałeś. Nie napisałam, że wszystkie nawozy są złe, tylko, że ludzie często mylą opryski z tymi złymi nawozami, które sztucznie zawyżają plony. Jest to często stosowane np. na plantacjach truskawek. Jeździłam kiedyś na zbiory i właściciel mówił "tego rządku nie zbieramy, bo to na nasz użytek a resztę zbieramy". Przy czym "jego" rządek to truskawki średniej wielkości ale z daleka czuć ich zapach i słodycz, z kolei te zbierane na sprzedaż były wielkie, miały piękny kolor ale ani zapachu ani smaku nie posiadały. Nawozy, które mają na celu użyźnić glebę i stworzyć najlepsze warunki dla rośliny są nawet wskazane (na polach ekologicznych jednak nie wolno nawet takich użyć, tylko obornik) ale bardzo chemicznym nawozom, które mają za zadanie sztucznie zawyżyć plony kosztem wartości odżywczych - mówimy stanowcze nie.

Odpowiedz
avatar n0rek
0 0

@omon: 1. Tak na srodki musi byc osobny "kantorek" co jest zrozumiale bo spora czesc z nich jest toksyczna, szczegolnie te ktore sa sprzedawane tylko za okazaniem odbytego kursu 2. Nie wiem gdzie kupujecie srodki ale dla tych toksycznych zaswiadczenie o kursie jest wymagane zawsze a sprzedawca jest co najmniej raz w roku kontrolowany co do buteleczki plus spisywana jest cala sprzedaz tych specyfikow 3. Jezeli wiatr jest duzy to po prostu sie nie da pryskac, robi sie chmura ktora lata sama jak chce i w najlepszym przypadku zle opryskasz sobie pole, w gorszym zniszczysz uprawe czy ogrod sasiada. Nie mowie tutaj o pryskaniu recznym opryskiwaczem na 10l tylko o profesjonalnym urzadzeniu na setki czy tysiace litrow z traktorem 4. Last but not least, kazdy wiekszy rolnik prowadzi taki zeszyt wykonanych opryskow z jak najwieksza dokladnoscia nie dla urzedasow tylko dla siebie. Po pierwsze po to by porownac koszty i zyski a po drugie dlatego ze niektore srodki maja okreslone nastepstwo roslin po nich, przykladowo po jednym ze srodkow nie posiejesz pszenicy na tym polu przez rok itp. Co do predkosci i cisnienia to chodzi oczywiscie o dawke, mimo tego ze spoleczenstwo rolnicze sie edukuje to jednak nadal ci mniejsi wola dac wiecej bo moze lepiej zadziala a pozniej ze rolnik truje. Wiekszosc lepszych opryskiwaczy ma sterowanie komputerem wiec ustalasz dawke a on zajmuje sie reszta. Uff rozpisalem sie ale nie lubie jak ktos wypisuje glupoty udajac znawce.

Odpowiedz
avatar Erica_Cartmanez
2 4

Pocieszę Cię - w kebabie z baraniną nie ma baraniny :D

Odpowiedz
avatar zyxxx
2 4

@Erica_Cartmanez: zależy od dostawcy mięsa, czasem jest 10% ;)

Odpowiedz
avatar sutsirhc
4 6

Do zakładu produkującego pasztety wpada kontrola, wszystko wychodzi zgodne z wytycznymi i nagle kontroler się pyta wlaściciela: Panie ten pasztet zajęczy to z czego jest produkowany? No jak to z czego? Z zająca. Kontroler naciska: panie dokumenty wypisane, może pan powiedzieć. Właściciel mięknie : no dodajemy jeszcze koniny. Kontroler dalej naciska: ale ile tej koniny dodajecie? Właściciel już jak na spowiedzi: no tak pół na pół. Kontroler drąży temat: a dokładniej? Własciciel kapituluje: no a jak JEDEN ZAJĄC I JEDEN KOŃ.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@zyxxx: mimo wszystko, wolę 10% drobiu :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

I takich idiotów produkuje nasz system edukacji: 1. Uważają, że cielaki głodują. bo krowom zabiera się mleko 2. że sarna i jeleń to jeden gatunek 3. Myślą, że jajko z fermy to zarodek kury. nie rozumie jeden z drugim, że kury tam nie mają kontaktu z kogutem i że takie jajko to jedynie komórka jajowa

Odpowiedz
avatar matys2894
2 2

Jak ktoś całe życie mieszka w mieście to niczego nie wie. Według niego karton daje mleko.

Odpowiedz
avatar kropla
-1 3

Cóż, ja jestem taki przebrzydły wybredny miastowy, ale zwykle po prostu uprzedzam, że "dziękuję, ale nie gotujcie dla mnie":) Nie jadam wieprzowiny (nie z żadnych przyczyn religijnych czy zdrowotnych, po prostu nie przepadam za tym mięsem) a i tak dalsza rodzina usiłuje mnie nakarmić kotletem i kiełbasą, bo jak to tak dobry gospodarz po polsku nie ugości. Możę zmienię nazwisko na "Stolzman" albo imię na "Mohammad", to komunikat jakoś przejdzie. Jak przyjeżdża do mnie rodzina, to nie usiłuję im wcisnąć na siłę grillowanej ośmiornicy albo krwistej wołowiny. Swoją podejmowanie schabowym gości, jak ma się świeżą jagnięcinę na miejscu to tak jakbym zaprosił rodzinę na wielkanoc i postanowił ich nakarmić pasztetem z puszki.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@kropla: nie zabijamy jagnięciny na własny użytek :) Ale często dajemy ją "na drogę". Jak jedziemy do kogoś w gości to też zwykle nie jedziemy z pustymi rękami tylko pakujemy trochę jajek, mleka i jagnię albo gęś - no chyba, że wiemy, że dana osoba nie lubi. Nie wiem czy wyglądałoby dobrze, gdybyśmy zrobili na obiad jagnięcinę, dali ją gościom a sami jedli coś innego.

Odpowiedz
avatar kropla
0 0

@omon: A to też prawda:) Jakbyście byli z kieleckiego to bym chętnie został stałym klientem, krucho u mnie z tym, czasem tylko stare barany się trafią. Już nie pamiętam nawet, kiedy jest sezon (chyba teraz, na wiosnę?). Za to cielęciny u mnie pod dostatkiem;)

Odpowiedz
avatar qulqa
0 0

Ale o szkodliwości oprysków to ty najwyraźniej pojęcia nie masz, skoro tak krytykujesz przepisy ..... Nie życzę ci zatrucia jakimś świństwem (co było udziałem mojej kuzynki - sąsiadowi zachciało się opryskiwać w czasie silnego wiatru). Tak samo nie masz za bardzo pojęcia o prowadzeniu dokumentacji firmy. Gospodarstwo - jakby nie patrzeć - jest firmą, dokładnie taką samą jak każda inna. Jeżeli nie korzystalibyście z dotacji unijnych lub innych form pomocy, pies z kulawą nogą nie interesowałby się, jak prowadzicie swoje księgi i rachunki. Popytaj znajomych z miasta, prowadzących ifirmy - też muszą mieć odpowiednie kwity, foldery w komputerze, taż podlegają pewnym rygorom. Rolnicy i tak są chyba najbardziej uprzywilejowani - KRUS, relatywnie mała biurokracja.

Odpowiedz
avatar Psychodelia
0 0

Mam pytanie: czy przed przyjazdem tych pań wiedziałaś, że są wegetariankami i wegankami?

Odpowiedz
avatar obserwator
-1 1

Niestety, te durnowate przepisy to jest często-gęsto wytwór polskich urzędasów, zasłaniających się wytycznymi wynalazku zwanym Unią Europejską. Zobaczcie, jak wygląda rolnictwo za granicą. Nie ma takich absurdalnych reguł.

Odpowiedz
Udostępnij