Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jakiś czas temu przyszło mi zamienić uroki patrolowania ulicy na papierki. Mimo…

Jakiś czas temu przyszło mi zamienić uroki patrolowania ulicy na papierki. Mimo to zdarza mi się jeszcze jechać na interwencję czy kolizję.

Dziś historia o pewnym małżeństwie, z którym przeprawy mieliśmy w rożnych konfiguracjach.
Żona to atrakcyjna kobieta koło 40., pracująca jako kelnerka (podobno), często na noce, albo po kilka dni.
Mąż to alkoholik, dostał gospodarkę z hektarami i trzodą po rodzicach, otrzymywał dopłaty z Unii, z których połowa szła na przelew. Facet wykształcony i inteligentny, po trzeźwemu można było z nim pogadać, ale po wódce...

Kłopoty w rodzinie były od zawsze. On pił, awanturował się, potrafił ją i szarpnąć, chociaż najczęściej to po wypiciu spał. Ona korzystając z jego niedyspozycji zostawała po godzinach w pracy, w celach towarzyskich z gośćmi, za co miała napiwki, które pozwalały jej przetrwać miesiąc, w razie gdyby mąż przepił więcej niż zwykle.

Mąż jak się o tym dowiadywał, to znów zapijał smutek i wszczynał awanturę, bo żona mu się puszcza. Interwencje policji kończyły się albo rozmową z mężem na miejscu po której on dopijał w samotności resztkę butelki i zasypiał, albo zabraniem na wytrzeźwiałkę, gdy był bardziej pobudzony. Żona była informowana, że ma się zgłosić na policję aby złożyć zawiadomienie o znęcaniu się. Nie korzystała z tej opcji. Po wizycie policji było kilka dni spokoju. Później od nowa, picie i awantura. Sytuacja jakich wiele w naszym kraju, więc czemu o tym piszę?
By uzmysłowić czytelnikom, że policja czasem w takich przypadkach jest bezradna.

Pani Żona jak pijactwo trwało już kilka dni, szła do GOPSu i żaliła się na swoją sytuację. Panie z GOPSu wysłuchiwały tych historii, użalały się nad nią, sporządzały tzw. Niebieską Kartę dotycząca przemocy w rodzinie oraz pisały zawiadomienie do prokuratury. Prokuratura po rozpatrzeniu zawiadomienia, wysyłała je do nas. My po jego otrzymaniu w ciągu kilku dni kontaktowaliśmy się z Żoną, aby ta stawiła się do nas na przesłuchanie.

I tu zaczynały się schody, bo od jej wizyty w GOPSie do naszego kontaktu z nią mijał około tydzień (droga urzędowa pisma). Po tygodniu małżeństwo już było pogodzone, bo Mąż się przestraszył, odstawił butelkę, zaczął się interesować gospodarstwem i dawać pieniądze na życie. A to jeszcze w ramach bonusu kupił jej jakiś samochód po okazyjnej cenie, a to kuchnie odmalował, teściowi drzewo porąbał, no inny człowiek normalnie. Ona odmawia zeznań, czego my się czepiamy. No to my swoje czynności i tak prowadzimy, chociaż rodzina nie chce się wtrącać, sąsiedzi jak zwykle nic nie widzą, nic nie słyszą.

Po 2-3 tygodniach Żona dostaje od nas decyzję o odmowie wszczęcia dochodzenia albo o jego umorzeniu. I co? I źle! Bo on się wczoraj znowu upił i znowu była awantura i dlaczego my tu nie chcemy jej pomóc... Takich sytuacji było ze trzy. W końcu po poważniejszej awanturze i szarpaninie, Żona zgłosiła w nadrzędnej jednostce znęcanie się, mąż dostał trzy miesiące tymczasowego aresztu. Jednak na pytanie, czy zgłaszała wcześniej znęcanie na policję odparła że tak, wielokrotnie, policjanci z posterunku wszystko wiedzą co się u nich dzieje, ale nic z tym nie robią i nie chcą jej pomóc...

Uprzedzę pytania - Żona dałaby radę się wyprowadzić, sama się utrzymać, co też kilkukrotnie czyniła w przeszłości. Wynajmowała mieszkanie na 2-3 miesiące po czym wracała do męża, bo on złote góry obiecywał, poza tym to mąż, któremu ślubowała na dobre i złe, w zdrowiu i w chorobie...
A tak naprawdę, to po rozwodzie nie miałaby nic. A jak mąż się zapije, to cały majątek będzie dla niej.

Tak więc jak się dzieje jakaś tragedia rodzinna, sąsiedzi nagle chętnie opowiadają co się działo, choć wcześniej "nic nie widzieli", to pytanie "to gdzie była policja? Gdzie były inne organy zobowiązane do pomocy rodzinie?" Wydaje mi się nie na miejscu. Bo byli - bezradni. Ja nic na siłę zrobić nie mogę. Bo czasami się po prostu nie da pomóc.

policja

by vigilum
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Katka_43
20 20

Pracowałam w prokuraturze, dobrze wiem o czym mówisz. Taki przykład:Przychodzi poobijana kobieta, mówi, że mąż znowu ją sprał, od 25 lat ją leje. Kieruję ją do policjanta, wskazuję gdzie może obdukcję zrobić, aż przykro na to nieszczęście patrzeć. Dzwonię do tego policjanta, jest na komendzie, jasne, zaraz przyjmie zawiadomienie. Komenda dwie ulice dalej. I co? I psińco, w ogóle się nie pokazała:( Takich przypadków miałam naprawdę sporo.

Odpowiedz
avatar Meliana
15 15

@Katka_43: Niestety, wiele z takich osób nie chce (lub boi się) niczego w swojej sytuacji zmieniać - chcą tylko się wygadać, zostać poklepane po pleckach i wyjść z poczuciem "dobrze" spełnionego obowiązku. Jest też sporo takich, które pomocy chcą już, teraz i natentychmiast - wycofują się, jak tylko okazuje się, że prócz płaczliwych, tudzież gniewnych wyznań muszą same COŚ zrobić. Wypełnić papierek, przejść się do pokoju obok, pogadać z kimś, zrobić obdukcję, złożyć wniosek o eksmisję... Rezygnują, a później wielki żal, bo nikt im nie chce pomóc. Niestety, to brutalne, ale na takich działa tylko dobór naturalny.

Odpowiedz
avatar le_szek
16 18

Od dawna uważam, ze w takiej sytuacji powinna być używana prosta procedura - po drugim wycofaniu doniesienia (bo raz każdy może uwierzyć w obietnice poprawy) przez "ofiarę", wszelkie kolejne telenowelowe historie mogą być wnoszone tylko jako prywatny akt oskarżenia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 10

Podobna sutuacja w daalszej rodzinie. Tylko ona się wyprowadziła i zostawiła agresywnego,wiecznie pijanego męża u syna. O rozwodzie nie ma mowy. Pijak ma zaawansowanego raka,jego dni są praktycznie policzone. A po śmierci,rodzina podzieli między siebie ładny majątek.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 9

@Day_Becomes_Night: Kochająca, troskliwa mama :)

Odpowiedz
avatar elefun
6 6

ech, bo to nie ten szczebel, tu najpierw trzeba było by rozwiązać problem toksycznych związków (czy to w rodzinie czy w partnerstwie), a to nie sprawa jedynie dla służb, wiadomo. Choć przykre że macie związane ręce, po prostu więzi to więzi. Prędzej psycholog może coś by wskórał, ale wiadomo jak to wygląda w praktyce. Przerąbane tak krótko mówiąc.

Odpowiedz
Udostępnij