Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Czytając historie o psach, wzięło mnie na wspominki. Miałam kiedyś psa rasy…

Czytając historie o psach, wzięło mnie na wspominki.

Miałam kiedyś psa rasy American Staffordshire Terier, potocznie zwanego amstaffem :-) Na potrzeby historii niech będzie Brutus. Do stereotypowej agresywności było mu bardzo daleko. W stosunku do osób, które znał, miał charakter wiecznie wesołego i przyjacielskiego labradora, jednak cechował go brak wyczucia własnej siły (z radości skakał na ludzi z takim impetem, że ich przewracał). Do obcych miał neutralny stosunek przez pierwsze 10 minut, potem traktował ich tak samo jak członków rodziny.

Kiedy był szczeniakiem, chętnie bawił się z innymi zwierzętami, jednak z czasem z tego wyrósł i akceptował jedynie nasz folwark. Jedyne przejawy agresji okazywał w stosunku do osób pijanych (ale tylko obcych) i w późniejszym czasie również do psów, w tym również suk. ZAWSZE wychodząc z nim na spacer zakładałam mu kaganiec. Ze smyczy spuszczałam go jedynie nad jeziorem, żeby popływał. Miałam świadomość, że może i jest przyjacielski, ale to jednak pies. Nigdy nie wiadomo, co zwierzakowi do łba strzeli, nieważne, czy to amstaff czy spaniel.

Sytuacja 1:
Działo się to, kiedy Brutus miał 2-3 miesiące. Poszłam z nim na spacer do parku. Małe to było i pocieszne, skakało dookoła moich nóg, przeganiało gołębie potykając się o własne łapy. W pewnym momencie dostrzegłam zbliżającą się kobietę z dorosłym owczarkiem niemieckim na smyczy. Wzięłam moją kulkę na ręce z obawy, że podbiegnie do psa, a ten zrobi mu krzywdę (w końcu był 4 razy większy od niego). Kobieta z uśmiechem powiedziała, że mogą się pobawić, bo jej Fafik lubi szczeniaki. Puściłam więc małego. Pozaczepiał nowego kolegę, pobiegał za jego ogonem. Był to całkiem wesoły obrazek. :-) Między mną [J] a kobietą [K] wywiązał się dialog:

[K] Jaki słodki piesek! Jak ma na imię?
[J] Brutus.
[K] A ile ma lat?
[J] To dopiero szczeniak, ma niecałe 3 miesiące.
[K] Kundelek czy rasowy?
[J] Rasowy. Amstaff.

Kobieta wstała z ławki niczym porażona piorunem, podbiegła do swojego owczarka, w sekundę podpięła smycz do jego obroży i uciekła rzucając mi jeszcze przez ramię przerażone spojrzenie. Ach, te stereotypy...

Sytuacja 2:
Zdarzyło mi się mieszkać w większym mieście. Jak zawsze po pracy wyszłam z Brutusem na spacer po osiedlu. Było już ciemno, więc liczyłam na spokojną przechadzkę. Pies miał oczywiście kaganiec. Szliśmy sobie spokojnie między blokami, kiedy w oddali ujrzałam dwóch rozmawiających ze sobą panów. Przy nodze jednego z nich siedział collie (taki Lessie). Skróciłam Brutusowi smycz, bo widziałam, że mu się przełączyły trybiki w mózgu i szykuje się do ataku. No i oczywiście w tył zwrot, coby nie kusić losu. W momencie jak się odwróciłam ciągnąc Brutusa w stronę domu, collie podbiegł do nas i zaatakował. Okazało się, że nawet nie był na smyczy. Wszystko działo się bardzo szybko. Obcy pies atakuje mojego, w całej tej szamotaninie ściąga mu kaganiec, a ten chwyta go zębami za futro. Właściciel przybiegł i kopnął Brutusa wrzeszcząc, że takie agresywne psy powinno się usypiać. Próbowałam mu na spokojnie wytłumaczyć, że jego pupil rzucił się na mojego, poza tym powinien być w kagańcu i na smyczy, a nie latać luzem. Nie dotarło. Absolutnie nie widział w tej całej sytuacji swojej winy. Kiedy przy okazji zaczął mnie wyzywać od gówniar i nie wiadomo kogo, stwierdziłam, że dalsza dyskusja nie ma sensu i po prostu sobie poszłam.

Sytuacja 3:
O psie, który jeździł koleją :-) Brutus był przyzwyczajony do podróży pociągiem. Zawsze szukałam wolnego przedziału, żebyśmy mieli spokój. Kiedy ktoś chciał się dosiąść, informowałam, że mam psa i w większości przypadków nie stanowiło to problemu ani dla współpasażerów, ani dla psa. Najczęściej wciskał się pod kanapę i przesypiał całą podróż, więc niektórzy go zauważali dopiero jak stamtąd wyłaził. Był oczywiście na smyczy. Kaganiec mu ściągałam dopiero jak współpasażerowie się na to godzili, a zazwyczaj sami wychodzili z taką propozycją, bo widzieli, że zwierzak śpi, nikomu nie wadzi, jest spokojny, to po co ma się męczyć 6 godzin w metalowym kloszu. Potrzeb swoich nigdy w przedziale nie załatwiał. Jak się zdarzały dłuższe postoje, to z nim wychodziłam z pociągu, żeby mógł się wysikać.

Pewnego razu jechałam z nim w dłuższą trasę. W większym mieście do przedziału dosiadło się parę sympatycznych osób. Jedna nawet poczęstowała Brutusa jakimś ciastkiem. Na kolejnej stacji dosiadł się do nas jeszcze jeden mężczyzna [M]. Dopiero jak zajął miejsce obok mnie, wyczułam od niego alkohol. Przeczulona założyłam psu kaganiec i cały czas trzymałam go między kolanami. Siedział spokojnie, ale widać było, że zachowuje czujność.

[M] Jaaakhi ffajnyy piesss - wybełkotał mężczyzna. - A mooszna pogłaskhać?
[J] Nie. Czuć od pana alkohol, a on się robi agresywny przy pijanych ludziach.
[M] Ale ja tyylko pogłaskhać chcem.
[J] Proszę go nie dotykać.

Taka przepychanka słowna trwała dobrych parę minut i nic nie dawała, bo facet w końcu wyciągnął łapy w stronę psa. W naszej obronie stanął mężczyzna [M2] siedzący naprzeciwko mnie.

[M2] Proszę zostawić tego psa w spokoju! Dziewczyna panu powiedziała, że może pana ugryźć, wiec niech się pan odczepi.
[M] A cooo panu dooo teegho? Se mogę pogłaskhać.
[M2] Nie, nie może pan.

Pies już mniej spokojny, atmosfera napięta. Na szczęście w tym momencie do przedziału wszedł konduktor. Okazało się, że pijak ani nie miał biletu, ani pieniędzy, żeby go zakupić, więc został w trybie natychmiastowym wywalony z przedziału, a na najbliższej stacji również z pociągu. Okazało się, że mężczyzna, który stanął w mojej obronie, jest policjantem. Pomarudził przez chwilę, że w pracy musi się co chwilę z takimi egzemplarzami użerać. Dalsza podróż przebiegła bezproblemowo.


Na zakończenie dodam, że Brutus przez cały swój żywot nigdy nikogo nie skrzywdził. Była to pewnie w jakimś stopniu zasługa mojego ograniczonego zaufania do niego. Uważam, że każdego psa można wychować, tylko trzeba mieć cierpliwość i być odpowiedzialnym.

pies

by Nieniecierpliwa
Dodaj nowy komentarz
avatar atopia
10 18

Serce rośnie jak czytam historie pisane przez odpowiedzialnych i świadomych opiekunów psów. Ostrożne buziaczki dla Brutusa xD

Odpowiedz
avatar blaueblume
2 8

@atopia: Zwróć uwagę,że autorka używa czasu przyszłego, więc prawdopodobnie Brutus dokonał już swego poczciwego żywota.

Odpowiedz
avatar 09asia09
3 3

@blaueblume: raczej przeszłego :)

Odpowiedz
avatar blaueblume
10 10

Masz rację,że właściciele puszczający swoje psy luzem to prawdziwa plaga.Ja mimo,że mam psa typu maskotka, spuszczam go z linki tylko w pustych i bezpiecznych miejscach. Nie raz jednak miałam już sytuację,że musiałam brać go na ręce lub odkopywać rzucającego sie na niego latającego luzem agresora.I prawie nigdy nie usłyszałam od właściciela agresywnego psa ( jeżeli ktoś sie do niego w ogóle przyznał, bo bies najczęściej zadbany, w obroży- raczej nie bezpański) zwykłego "przepraszam".

Odpowiedz
avatar esthle
11 13

@blaueblume: Plagą są też nieodpowiedzialne matki z małymi dziećmi, przynajmniej w mojej okolicy. Wystaw sobie: wypełzłam kiedyś z futrem na spacer. Pogoda ładna, wiosenna, zwierz na smyczy, wąchał sobie radośnie trawę, na spokojnie łaził po skwerku. Zauważyłam zbliżającą się młodą matkę z trójką dzieciaków - wśród nich był Bartuś, mały bohater tej opowieści. Bartuś zauważył futrzaka i zaczął tuptać szybko w stronę psa, z wyciągniętymi rączkami i szerokim uśmiechem na twarzy. Coś tam gaworzył przy tym, że ,,piesiek.'' Zauważyłam, że pies zrobił mi się spięty i niepewny, skróciłam mu smycz, stanęłam zaraz obok niego, gotowa wziąć go na ręce, na wypadek, gdyby dzieciak zbliżył się bardziej, choć przyznam, że liczyłam na to, że matka go odwoła z trasy i przypomni, że piesków - nawet małych, ślicznych i pozornie kochanych - nie wolno głaskać bez pozwolenia. A co zrobiła matka Bartusia? - No tak, Bartuś - krzyknęła z oddali - idź pogłaskać piesiećka! Co było mi zrobić, podniosłam zwierzaka i uciekłam od nich zwyczajnie, bo nie miałam zamiaru się z kobietą użerać, że mój pies może i jest kochany, ale dzieci nie lubił już jako szczenię i na starość lubić ich nagle nie zacznie...

Odpowiedz
avatar blaueblume
0 4

@esthle: Rozumiem Cię. Ja mam o tyle "lepiej",że mój ( nie wiedzieć czemu ) uwielbia dzieciaki- aż się trzęsie z radości jak takiego małego człowieka widzi i entuzjastycznie odwzajemnia czułości. Niestety niektóre dzieci to bachory, które uważają ,że pies to zabawka i nieraz musiałam zatrzymywać palucha ładującego się do psiego oka lub zwracać uwagę,że psa nie wolno szarpać za ogon i uszy ani bić go czy kopać,ponieważ też odczuwa ból ( najwyraźniej rodzice tego nie nauczyli) bo już moja maskotka zaczynała warczeć i pokazywać perłowe ząbki.

Odpowiedz
avatar Morog
3 5

@esthle: Bartuś powinien zostać ugryziony, może razem z mamusią by się czegoś nauczył

Odpowiedz
avatar elefun
5 5

@esthle, to się widzi na każdym kroku i nie tylko od rodziców tych latorośli. Niestety, moja córka też potrafi zrobić teatr jak się jej czegoś zabroni (na szczęście już coraz to rzadziej, ale ile się nerwów nażrę to moje...), ale no, niestety, jak się odpuści to dziecko to wykorzysta. W imieniu matek które chcą nauczyć czegokolwiek swoje dzieci, bardzo Ci dziękuję że sama zareagowałaś i odeszłaś. Może się popłakał ale to mniejsze zło, może też matce ulżyło (nie umniejszam piekielności, powinna go zabrać i kropka, bez dyskusji), że to Ty odeszłaś. Wiesz, najgorsze jest to że czasem i rodzic zareaguje, a ktoś z otoczenia swoim zachowaniem zaprzeczy. Ja notorycznie tu piszę komentarze o tym bo teraz córka ma 1,5 roku i tu się już zaczyna to właściwe wychowanie, bo dziecko rozumie i próbuje. I ile razy muszę tlumaczyć babciom sklepowym, że jak mama powiedziała, że najpierw pani w kasie zrobi 'pik' a dopiero później można otworzyć tę czekoladkę,to tak ma być? Nie, bo dziecko płacze i się męczy. No owszem. Płacze. Tylko nie zawsze dlatego, że jej przykro, czasem właśnie płacze i sprawdza reakcję innych, bo magicznie jak ona zaczyna płakać to taka babcia wciskająca czekoladkę się zawsze znajdzie... a potem będzie, że dzieci niewychowane, tylko że niestety jak tak się pokazuje że słowo mamy można mieć w nosie bo nieznana babcia poratuje no to kurcze... Odeszłam od tematu, ale myślę że zobaczycie podobieństwo tych sytuacji. Z właścicielami psów też mam czasem jazdy, opisywałam nawet historię kiedy pan koniecznie chciał, żeby moje dziecko (wtedy roczne, które dopiero co zaczęło chodzić) potrzymało pieska na smyczy. Znam ją i na pewne rzeczy pozwalam, ale to naprawdę mogło się źle skończyć, co tłumaczyłam naprawdę uprzejmie. I do niektorych nie dotrze choćby, przepraszam, skały srały.

Odpowiedz
avatar Habiel
12 12

Nie wiem czemu, ale mam wrażeniem, że wszystkie rasy agresywne, które spotkałam są przytulankami, pluszakami, co obcemu raczej nic nie zrobią, jeśli nie zostaną sprowokowane. Za to większość małych psów typu yorki zaraz rzuca się do kostek. Czy ich właściciele myślą, że jak ich kundel jest mały to nie trzeba go wychowywać?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@Habiel: Mam dokładnie to samo zdanie. W życiu pogryzło mnie wiele psów, rzucały się na mnie nawet na ulicy, gdy byłem jedynie jednym z setek przechodniów. Zawsze były to albo duże mieszańce, albo jakieś miniaturowe pieski. Za to "groźne" rasy - wielka miłość, głaskanie bez końca (zwłaszcza rottweilery, nie mam pojęcia kto przypiął łatkę niebezpiecznego psa tak przytulnym psinom).

Odpowiedz
avatar rodzynek2
6 6

Znam ten ból. Też mam amstaffa o podobnym usposobieniu do Twojego. Też mnie wkurza zachowanie niektórych ludzi. Szczególnie wpadanie w skrajności, najpierw potrafią głaskać i tulić, a jak dowiedzą się jaka to rasa to uciekają jakby się paliło.

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 12

"...ściąga mu kaganiec, a ten chwyta go zębami za futro." Psa może i miałaś łagodnego. Ale po co zakładałaś mu agresywny kaganiec, na dodatek zębaty?

Odpowiedz
avatar Suctoria
5 5

@krystalweedon: chodzi o składnię zdania :P

Odpowiedz
avatar krystalweedon
-4 4

@Suctoria: a faktycznie, ale mozna sie domyslec, ze chodzi o psa ;)

Odpowiedz
avatar Iceman1973
3 3

@Suctoria: W przypadku @Armagedon, chodzi o najzwyklejsze przypierdzielanie się.

Odpowiedz
avatar Morog
3 5

O ile jeszcze sprzątasz po swoim psie to jesteś bardzo rzadkim w Polsce przypadkiem normalnego psiarza.

Odpowiedz
avatar Zmora
4 6

Jakoś tak mi się skojarzyło z reakcją ludzi na moje zwierzaki: Pan/i: A co tam jest w pudełku? Królik/chomik/świnka/cokolwiek? Ja: Nie, szczury. Pan/i: *reakcja, jakbym dżumę roznosiła* xD

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

@Zmora: No, a oprócz dżumy jeszcze może być: Gorączka krwotoczna z zespołem nerkowym; Gorączka Lassa; Gorączka od ugryzienia szczura; Hantawirusowy zespół płucny; Histoplazmoza; Hymenolepioza; Leptospirozy; Tyfus plamisty; Wirus zapalenia wątroby typu E; Włośnica; Wścieklizna. To powinno taką panią uspokoić ;)

Odpowiedz
avatar letmefly
3 3

Zgadzam się. Psy są jak dzieci. Trzeba je wychować odpowiedzialnie, bo inaczej nie wiadomo jakie diabelstwo wyrośnie.

Odpowiedz
avatar GythaOgg
0 0

No i pięknie. Jestem psiarą ale za amstaffami nie przepadam, boję się ich. Życzyłabym sobie spotykać w życiu tylko takich właścicieli amstaffów jak autorka - wie, że rasa niebezpieczna, że nie każdy pieski lubi, swojego psa zna i kontroluje. Oby tacy wszyscy byli.

Odpowiedz
Udostępnij