Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Możecie mnie zminusować za wynurzenia, ale jest mi trochę źle. Jak wiecie,…

Możecie mnie zminusować za wynurzenia, ale jest mi trochę źle.

Jak wiecie, mam dwie siostry, a matka jest fanką trunków wysokoprocentowych oraz lubi duże emocje które uzyskuje poprzez awanturowanie się. Pisałam, że jedna z sióstr, zawinęła manatki i rozpoczęła edukację w stolicy. Druga, długo siedziała z matką. Na początku było wszystko ok, wzorowe relacje. Jednak kiedy zabrakło kozła ofiarnego, agresję na kogoś trzeba było przekierowywać. No i coraz częściej obrywało się drugiej siostrze. Szkoda mi jej było. Odnowiłyśmy kontakt, zaprosiłam ją na święta Bożego Narodzenia, a krótko po Nowym Roku podjęła decyzję, że dłużej z matką nie wytrzyma i, poprosiła mnie o możliwość zainstalowania się u mnie. Cóż, miękkie serce mam, warunki mieszkaniowe są, stwierdziliśmy że finansowo damy radę, bo bez różnicy czy ugotuje się dla jednej osoby więcej.
Siostra, nazwijmy ją Ada, zabrała część swoich rzeczy i zaczęła mieszkać u mnie. Oczywiście, zostały postawione pewne warunki, mianowicie: nie opuszczanie lekcji, co zdarzało jej się nagminnie, poprawa ocen, oraz wracanie na określoną godzinę do domu. W tygodniu miała być na godzinę 20, w weekend miała czas do 22, z wyjątkiem niedzieli, wiadomo, w poniedziałek do szkoły. Z ojcem Ady uradziliśmy, że będzie trzeba logicznie się z matką dogadać i prawnie załatwić, żebym funkcjonowała jako prawny opiekun siostry. Pojechałam do szkoły Ady, wyłuszczyć sprawę wychowawczyni. Ta, wyraziła głęboką nadzieję, że przy mnie dziewczyna wejdzie na prostą, nadmieniła też że podejrzewała iż matka ma problem z alkoholem. Od tego czasu byłam z wychowawczynią w stałym kontakcie.
Niedługo po przeprowadzce Ada trafiła do szpitala, jak się okazało miała nadżerki. O ile lekarz wyraził zgodę abym ja podpisała się w dokumentach (wyjaśniłam jaka jest sytuacja), o tyle do wykonania gastroskopii wymagali podpisu matki. Druga siostra, która przyjechała na ferie, wymusiła na matce przyjazd do szpitala i podpisanie zgody. Matka nie odwiedziła jej ani razu w szpitalu. Ada ze szpitala wyszła, tydzień ją leczyłam w domu i zastały nas ferie. I przyszła pierwsza draka. Po wyjściu ze szpitala, pozwoliłam Adzie spotkać się z chłopakiem. Na 20 minut przed planowanym powrotem do domu, napisała że ona będzie godzinę później. Rzekomo pociąg jej uciekł. Jasne. Cóż, kara musi być, więc zostało postanowione że weekend Ada spędza w domu. W sobotę musiałam jechać do miasta, kiedy siedziałam w pociągu powrotnym, zadzwonił mąż z pytaniem czy Ada może wyjść z domu. Odpowiedziałam że nie, bo ma karę za nie wrócenie do domu. Po zakończonej rozmowie dostałam sms że Ada się pakuje i wyprowadza. Ok, jej wybór, na siłę trzymać nie mogę. Napisałam tylko sms, bo telefonu nie raczyła odebrać, że chciałam dać jej normalny dom, spokojny, gdzie nie będzie musiała się bać itp. W odpowiedzi dostałam wiadomość, która wycisnęła mi łzy z oczu:
"Ty to nazywasz NORMALNYM domem?! Ja mam 17, prawie 18 lat, a wy mnie traktujecie jak dziecko 10-letnie, dajecie mi jakieś kary, co to w ogóle ma być. Ja jestem dorosła i mogę robić co chcę".
Odpisałam, że ma co najwyżej prawie 17 lat (była na krótko przed 17-stymi urodzinami), a nawet jak będzie miała te 18, to dotąd, dokąd będzie na czyimś utrzymaniu, będzie musiała stosować się do określonych reguł. Zabolało, naprawdę. Zawsze myślałam że normalny dom, to takie miejsce bez awantur, pijaństwa, gdzie czeka ciepły obiad i ktoś, z kim można szczerze porozmawiać. Jednak czego było się spodziewać po dziewczynie, która od dłuższego czasu żyła w systemie "jak będę miała ochotę to wyjdę, jak będę chciała to wrócę na noc, jak nie to nie", matka czasami znikała na 3 dni, więc kontroli zero. Zrobiła dziką awanturę, podrapała mi ręce do krwi, rzucała się z pięściami na wszystkich. Kiedy emocje opadły, odbyłyśmy długą i poważną rozmowę, że tak być nie może. Niby zrozumiała, niby przeprosiła, sprawa zapomniana. Dostała szlaban na całe ferie. Pewnego dnia, powiedziała że idzie na spacer po lesie, bo musi przemyśleć siebie. Po 3 godzinach stwierdziliśmy z mężem, że coś długi ten spacer. Kiedy zadzwoniliśmy, zapytać gdzie jest, okazało się że pojechała do chłopaka. Myślałam że mnie szlag jasny trafi. Powiedziała to tak lekko, kiedy zapytałam czemu kłamie że idzie tylko na spacer, dostałam odpowiedź "bo tak". Chłopak dostał opiernicz, w sumie niesłusznie bo był przekonany że Ada ma pozwolenie na wizytę u niego. Okłamywała wszystkich, równo jak leci. Pojechała do matki, bo ta chciała jej wręczyć prezent z okazji zbliżających się urodzin, po powrocie kolejna długa rozmowa. Obietnica, że nie będzie kłamać. W drugim tygodniu ferii Ada pojechała do Warszawy, ojciec zabrał ją na zakupy, bo chodziła jak lump spod osiedlowego. Wrócili w poniedziałek i, Ada miała iść do szkoły. Wyszła rano z ojcem, on do lekarza, ona rzekomo do szkoły. Ale misiu Ady leżał w szpitalu po operacji wyrostka, więc musiała wykombinować możliwość odwiedzin. I tak, w ten dzień ich klasa miała wyjście na jakiś koncert. Ada ojcu powiedziała że ma na 2 godzinę lekcyjną, właśnie ze względu na ten koncert, a ona nie ma galowego stroju (chodzi do klasy policyjnej, ma białą koszulę z pagonami i logiem szkoły i do tego spódnicę), bo został u matki, a na to wyjście jest wymagany. Cóż, ojciec zabrał ją ze sobą załatwiać swoje sprawy. Około godziny 9 Ada powiedziała że jedzie do szkoły. Oczywiście w szkole nikt jej nie widział, za to po rozmowie z misiem, okazało się że była u niego w szpitalu od 10 do 14. Wychowawczyni powiedziała że mieli na ten koncert iść dopiero po 4 godzinie lekcyjnej, ale dyrektor zaproponował wyjście na jakiś film więc wyszli wcześniej, co nie zmienia faktu że teoretycznie pierwsze 4 godziny miały być. Ada oczywiście wiedziała o wszystkim. Mnie przyznała się do tego że jej nie było w szkole tylko dlatego, że trafiła w szpitalu na wychowawczynię, której notabene powiedziała że ja wiem, że jej nie było w szkole. Kolejne kłamstwo, które musiałam weryfikować przez 3 różne osoby. Już nie miałam siły na rozmowy. Ostrzegłam, że jeszcze jeden numer i wylatuje, bo ja nie będę dawać ostatnich szans w nieskończoność.
Długo nie pochodziła do szkoły, bo dopadła ją kolka nerwowa i trafiła na kolejny tydzień do szpitala. Przyjeżdżałam codziennie. Woziłam bułeczki, rogaliczki, soczki, latałam do lekarza dopytywać co i jak. Dzwoniłam kilka razy dziennie, czy dobrze się czuje, czy coś o wypisie wiadomo itd. Martwiłam się jak o swoje dziecko.
Z wypisem Ada dostała receptę na antybiotyk, bo przy okazji wyszło że wyhodowała jakąś bakterię w gardle, oraz zwolnienie z zajęć lekcyjnych na tydzień. Jednak zgodnie stwierdziłyśmy że czuje się dobrze, więc pójdzie do szkoły, bo i tak miała ogromne zaległości.
Wstawałam rano, budziłam ją, bo przecież 17 -letnia dziewczyna nie potrafi nastawić budzika w telefonie, robiłam śniadanie, a jak nie miałam pieczywa dostawała pieniądze na śniadania żeby głodna nie chodziła.
Z mężem zaczęliśmy rozglądać się za meblami, żeby jej pokój urządzić, chcieliśmy jakiś komputer kupić, bo wiadomo zawsze lepiej mieć swój niż prosić się o cudzy albo działać tylko na telefonie. Mąż planował zafundować jej kurs stylizacji paznokci, bo widać że miała do tego dryg, a może by sobie coś zarobiła. Generalnie, chcieliśmy żeby czuła się jak najlepiej.
W piątek skończyło się wszystko, łącznie z naszymi nadziejami że z Ady będą ludzie.
W czwartek miała dni otwarte. Całą klasą zerwali się ze szkoły, bo nie było lekcji. Mieli łazić po mieście. Kiedy Ada wróciła do domu, była dziwna. Mąż od razu wyczuł że coś chlapnęła. Zarzekała się że "tylko pół szklaneczki winka". W piątek poszła do szkoły, po szkole poszła na 18tkę koleżanki, o czym powiedziała mi dopiero jak ja do niej zadzwoniłam. Umówiłyśmy się, że wsiada w pociąg o 22.47 i wraca do domu. Ok, nie ma sprawy. Ale w trakcie imprezy musiała coś chlapnąć, i to na pewno nie było "pół szklaneczki wina". Ok 21ej zadzwoniłam, a Ada poinformowała mnie że impreza będzie trwać do 3ej. Od razu powiedziałam że nie ma opcji żeby została, tylko ma wracać tak, jak się umawiałyśmy. To oznajmiła mi że jedzie na weekend do mamy, bo ponoć tamta do niej dzwoniła, argumentując że ma do Ady większe prawa, a mnie wcale tłumaczyć się nie musi itp. Zweryfikować nie miałam jak, bo z matką nie utrzymuję kontaktu, założyłam że jest tak jak mówi Ada. Zaznaczyłam Adzie, że ma do nadrobienia prawie miesiąc szkoły, i lepiej by było jakby w weekend siadła nad książkami, ale skoro bardzo chce jechać na weekend, niech przyjedzie do domu, weźmie sobie ubrania na zmianę i proszę bardzo, przecież nie mogę zabronić jej spotkania z mamą. Jednak na noc ma wrócić do domu. Rzuciła słuchawką, a chwilę później dostałam wiadomość że ona zostaje u koleżanki. Nie wytrzymałam, zadzwoniłam raz, drugi, bez powodzenia. Dodzwoniłam się do jej koleżanki, poprosiłam Adę do telefonu i powiedziałam, że jeśli nie wróci na noc, może przyjechać po swoje rzeczy. Bo była umowa, bo obiecywała. Ta zaczęła płakać, że przecież to jej matka, że ma prawo się z nią widzieć, że na weekend. Moje tłumaczenia że nie o ten weekend mi chodzi nie trafiały. Na koniec powiedziała że wróci. Nie wróciła. Nie spałam pół nocy. Telefon wyłączony, a droga z peronu do mnie, wiedzie przez las. W głowie miałam same czarne scenariusze. A może w mieście ktoś ją napadł, a może leży gdzieś w krzakach. Koszmar. Dopiero rano dowiedziałam się od koleżanki Ady, że ta pojechała spać do matki. Wściekłam się. Dużo nie myśląc złapałam dwie reklamówki i spakowałam wszystkie rzeczy Ady. Nie próbowałam dzwonić, bo wiedziałam że i tak nie odbierze, więc napisałam sms że jest spakowana, proszę tylko o zwrot telefonu i mojej karty z abonamentem. W międzyczasie pisałam na fb z drugą siostrą, ta wysłała mi zdjęcie Ady z czwartku, w towarzystwie chłopaków i całej baterii butelek po piwie. Świetnie. Zdjęcie poszło do wychowawczyni, niech wie, jak się bawią jej uczniowie, może rodzice zareagują. Ada zjawiła się dopiero dzisiaj wieczorem. Praktycznie bez słowa zabrała swoje rzeczy, oddała mi telefon, i bez "przepraszam, dziękuje, pocałuj mnie w rzyć" wyszła. W oczach drugiej siostry zrobiła ze mnie i z męża potwory, które bronią jej spotkań z koleżankami, matką i nie wiadomo kim. Generalnie tak nas obsmarowała, że jak czytałam screeny rozmów, łzy cisnęły mi się do oczu. Na całe szczęście, ani druga bliźniaczka, ani ojczym nie wierzą w to, co ona mówi.
A teraz przybliżę postawę matki przez czas, który Ada spędziła u mnie. Matka, prócz zdawkowych sms o treści "czy wszystko ok?", nie interesowała się Adą w ogóle. Kiedy Ada była w szpitalu, nie odwiedziła jej ani razu, wizyta w celu podpisania zgody się nie liczy. Kiedy Ada mówiła że wyszła ze szpitala, matka stwierdziła że powinna iść do psychologa. Pokażcie mi psychologa który wyleczy kolkę nerkową i nadżerki na żołądku. Nie zadzwoniła ani razu do wychowawczyni, żeby zapytać czy Ada chodzi do szkoły. Tego, że ze mną w żaden sposób nie próbowała się kontaktować chyba nie muszę wspominać.
I tak, przez te przeszło 2 miesiące byłam dla Ady jak matka. Dbałam, troszczyłam się, interesowałam co u niej, co w szkole. Dawałam na składki w szkole i na bilety miesięczne. Gotowałam obiady i goniłam ją za jedzenie śmieciowych zupek chińskich. Ale to było mało. Bo powinnam pozwolić jej pić, nie wracać na noc, nie informować nikogo o swoim położeniu, generalnie powinnam jej pozwolić robić to, na co ma ochotę.
Od razu zaznaczę, że wcale nie broniłam Adzie jechać do matki na weekend. Gdyby wróciła po imprezie tak jak mi obiecała, rano by wzięła sobie rzeczy na przebranie, mogłaby jechać, wieczorem w niedzielę by wróciła. Dla mnie nie ma z tym problemu, w końcu sama spotykałam się ze swoim ojcem i nikt mi tego nie bronił.
Nigdy, ale to nigdy nie spotkałam na swojej drodze osoby tak bardzo odpornej na pomoc. Mam tylko resztki nadziei że się ogarnie.
Przepraszam za dłużyznę, i że tak tutaj wylewam żale, ale po prostu jak przechodzę koło pustego pokoju w którym mieszkała, jakoś tak ciężej mi się na sercu robi.

siostra pomoc

by mlodaMama23
Dodaj nowy komentarz
avatar PaniWrzos
21 27

Cóż nie Twoja wina, że potoczyło się jak potoczyło. Sprawa od początku była przegrana, za dużo takich historii widziałam na własne oczy by wierzyć, że ta zakończy się inaczej. Teraz dotarcie do Twojej siostry graniczy wręcz z cudem, a wszelkie próby obrócą się przeciwko Wam. Będzie kłamać i oszukiwać gdzie tylko się da, nauczy (nauczyła?) się lawirować tak byście słyszeli to co chcecie usłyszeć i dali jej możliwość kolejnych konfabulacji.Tak się dzieje, gdy człowiek dorasta w poczuciu, że pozostawiony jest sam sobie, a wszyscy są jego wrogami. Ten chorobliwy egoizm to taka postawa obronna, na pewno sama dobrze to rozumiesz. Tylko ona sama może się z tego wyleczyć, a na to jeszcze za wcześnie jak sądzę. Ale i tak dobrze, że spróbowałaś jej pomóc- dla własnego spokoju sumienia, wiesz, że zachowałaś się jak trzeba.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
8 14

Wszyscy wokół widzą, że ona ma manię kłamania. Nawet jak się pomyli nie powie prawdy tylko inne kłamstwo. Niby wiem, że zrobiłam wszystko co mogłam żeby jej pomóc. Ale ona i tak uważa że to my doprowadziliśmy do tego, że wyszło jak wyszło. Cieszę się tylko że nie zdążyłam pójść do sądu po te prawa do opieki.

Odpowiedz
avatar PaniWrzos
12 14

@mlodaMama23: W swojej rodzinie miałam sytuację wręcz identyczną- sprawa tyczyła się mojej kuzynki, właściwie równolatki. Nie będę tu przytaczać co wyczyniała, bo to historia objętościowo zbyt obszerna, by warto ja było spisywać. Ważne w tym jest to, że przez swoje patologiczne kłamstwa wylądowała ostatecznie w zakładzie poprawczym. I nawet nie to było dla niej punktem zwrotnym, lecz to, że jej wieloletni chłopak, który dotychczas trzymał jej stronę po prostu nie zdzierżył i ją zostawił wykrzykując jej w twarz co sądzi o niej i o jej konfabulacjach. Dopiero to, po zawalonej szkole, oblanej maturze, przyznanym kuratorze, łzach matki i problemach z policją sprawiło, że zaczęła mieć jakąś autorefleksję. Z zakładu wyszła po zasądzonym czasie, napisała maturę, robi tam sobie jakieś studium policealne i jakoś przędzie. W głowie nadal siano (cóż by inaczej...)ale i tak wygląda to zacznie lepiej niż się zapowiadało. W takich przypadkach po prostu musi coś się stać, coś pęknąć, tak by w końcu porządnie zabolało samą zainteresowaną, a nie jej otoczenie. Jest szansa, ze będzie dobrze.

Odpowiedz
avatar Devotchka
4 26

Jesteś cudowną siostrą i widać, że robisz co możesz żeby pomóc. Niestety nie możesz zmienić czyjegoś podejścia. Nasunęła mi się tylko jedna rzecz. Otóż w dzisiejszych czasach niestety młodzież, która ma 16-17 lat pije alkohol i to wcale nie jest domena patoli. Ja i moja siostra oboje pochodzimy z dobrego domu (nasi rodzice są oboje wykształceni, ciężko pracują), ale jak byłyśmy w tamtym wieku to zdarzało się nam coś wypić. Teraz jesteśmy zupełnie normalne, radzimy sobie w życiu jak każdy inny. Rozumiem twoje zmartwienie siostrą, szczególnie ze względu na alkoholizm mamy, ale może rzeczywiście sprawę dało się załatwić łagodniejszym podejściem. Nie mówię, że powinnaś pochwalać jej picie, ale dać wrócić czasem później i dogadać się względem imprez by nie zaszkodziło. Według mnie sprawa nie jest taka stracona, bo z dziewczyną mogłabyś się dogadać. Tak, wiem, ty robiłaś wszystko co w twojej mocy, ale z drugiej strony nie możesz jej dyktować każdego kroku w życiu. Mam na myśli to, że trochę rozumiem jej podejście. Waha się między domem, w którym są bardzo żelazne zasady, albo domem w którym w ogóle nie ma zasad. I niestety dla niej wybór jest oczywisty bo nie myśli w przedziałach paroletnich, a raczej hedonistycznie. Podsumowując, siedemnastolatki nie uwiążesz i możesz jej tylko pomóc dając odpowiednie środki, jednocześnie trochę się odsuwając. Spójrz tylko na siebie, poradziłaś sobie sama dzięki własnej ambicji i to jest najlepszy sposób na rozpoczęcie życia. Gdybyście naprawdę porozmawiały i ustaliły reguły tak, żeby pasowały wam obu to pewnie dałoby się tę relację jeszcze odbudować. I według mnie powrót ZAWSZE o 22 w weekend (albo kara) to rzeczywiście trochę ostra reguła dla siedemnastolatki. Dla niej to pewnie wręcz tragedia.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 marca 2016 o 1:55

avatar PaniWrzos
11 23

@Devotchka: Więcej luzu zastosować można w przypadkach dzieciaków do których ma się zaufanie, które na to zaufanie zapracowały. Na tym polega wychowanie rozumnych istot- jesteś w porządku to my też jesteśmy. W przypadku jak ten wyżej opisany, gdzie młoda nie miała żadnych zasad, żadnego pionu do którego sama by się mogła sprowadzać, jedynym wyjściem są żelazne ramy i dyscyplina. Tak działają właśnie wszelkie ośrodki poprawcze i terapeutyczne. Tam gdzie zrobisz małą lukę, za chwilę powstanie( bądź pewna!) wielka wyrwa. Daj palec, stracisz rękę. Niestety tak jest. Zasady można luzować wraz z poprawą samodyscypliny, nie odwrotnie. Wolną rękę można dać temu kto potrafi z niej korzystać.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
4 6

@Devotchka: Wiesz, gdyby jeszcze przyszła i jak człowiek powiedziała "siostra, chcę nocować u koleżanki, mogę?", jasne że tak, sama nocowałam po koleżankach. Poza tym, tak jak PaniWrzos napisała, kiedy jej popuściliśmy, nie było umiaru. Poza tym ona miała do nadrobienia szkołę i poprawienie oceny ndst z pierwszego semestru, czego przez kilka tygodni nie potrafiła zrobić, więc o późniejszych powrotach nie było mowy. Ale to też nie tak, że te zasady zostały narzucone i koniec. Zgodziła się na nie, więc myślałam że będzie dobrze.

Odpowiedz
avatar nattkaa16
-1 11

Ja pochodzę z dobrego domu, gdzie alkoholu nie było. Nie tak dawno temu kończyłam te 16/17 lat, ale miałam obowiązek przychodzić do domu o 20/21. Mając jeszcze 19 lat musiałam był w domu przed 24! I nie uważałam tego za jakiś rygor. Owszem, zdarzało się coś wypić i były później kłótnie, ale wiem, że to z troski i miłości. Teraz mając 26 lat i nie mieszkając już u rodziców dalej muszę informować jak wyjeżdżam na dłużej. Po przebytej drodze daję znać, że żyję. Nie ważne czy jadę 40 km czy 400/500. Więc nie wiem czego czepiacie się autorki, bo ja ją rozumiem. To nie rygor tylko troska i miłość chce by była siostra b

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
2 6

Byłam z chłopakiem który miał 18 lat Mieszkał z rodzicami, i nie było nowy, że on nie poinformuje rodziców o późniejszym powrocie do domu. Żeby wyjść na noc z domu musiał mieć pozwolenie. Jego ojciec wyznała zasadę "mieszkasz pod moim dachem, ja daje ci jeść, ja cię utrzymuje, więc masz stosować się do moich zasad". Facet z którym byłam miał 28 lat, pracował ale mieszkał z rodzicami, bo nosił się z zamiarem budowy domu. Kiedy miał nie wrócić na noc, zawsze pisał SMS do siostry czy rodziców gdzie jest, nawet jeśli spędzaliśmy nic na działce która była położona tuż przy bloku w którym mieszkał. Właśnie z troski, żeby matka nie rwała włosów z głowy czy wszystko w porządku. Ale to kwestia wychowania, i szacunku do drugiej osoby.

Odpowiedz
avatar Devotchka
5 5

@mlodaMama23: Tak, rozumiem. To miałam na myśli wspominając o problemie mamy z alkoholem. Rozumiem dlaczego nie chciałaś żeby piła i wychodziła zbyt często. Chciałam tylko zaznaczyć, że dziewczyna może nie jest w aż tak złej sytuacji, może to jej z czasem przejdzie. Niestety w końcowej rozgrywce nie posłucha Cię, bo taka jest młodzież- nie myśli o konsekwencjach. @nattkaa16: Nie powiedziałam, że picie alkoholu przed osiemnastką to jakaś norma, ani nic dobrego. U mnie zasady w domu były takie same wobec mojej siostry oraz mnie. Kiedy wychodziłam ze znajomymi to miałam być w domu do 22, czasami dzwoniłam do mamy i wtedy pozwalała mi wracać ostatnim autobusem. Troska o powrót była sensowna, nocne autobusy nie są zbyt bezpieczne, ale były też inne opcje. Jeśli chciałam zostać na imprezie do późna to umawiałam się z rodzicami, że mnie odbiorą samochodem. Ja szanowałam ich decyzję, a oni rozumieli że czasami chcę się wybawić. Co do twojej sytuacji, każdy reaguje na zasady rodziców inaczej. Musisz jednak wiedzieć, że jesteś rzadkością. Większość nastolatków się buntuje i nie zgadza się z rodzicami. To że akurat ty taka nie byłaś jeszcze o niczym nie świadczy. Napisałam to wszystko ze względu na wcześniejszą z historii o wyjściu. Otóż siostra autorki zadzwoniła, żeby powiedzieć że wróci godzinę później, a mimo to dostała karę. Dla mnie jest to dosyć rygorystyczne podejście, nawet jeśli skłamała (i powód opóźnienia był inny) to i tak zgłosiła chęć informowania.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
3 3

@mlodaMama23: widzisz, problem leży w tym, że twoja siostra jednocześnie chce mieć ciasto i zjeść ciastko. Mieć normalną opiekę, ale nie mieć żadnych ograniczeń. Skończyć szkołę, ale do niej nie chodzić. Mieszkać z tobą, ale nie podlegać twoim zasadom. Tak się nie da, ale ona nie potrafi dokonać wyboru jednej z opcji. A dodatkowo patologiczne wychowanie sprawiło, że wytworzyła wiele mechanizmów obronnych, które w patologicznym domu sprawdzają się dobrze, ale w tym normalnym już nieszczególnie. Bardzo możliwe, że twoja siostra wykazuje objawy typowe dla DDA (dorosłe dzieci alkoholików - dorosła niby nie jest, ale już całkiem duża). Chyba jedyne co mogłoby w tym momencie pomóc to psycholog i to przede wszystkich dla Ciebie, żebyś mogła dobrze zrozumieć jej motywy i dowiedzieć się jak powinnaś się zachowywać, żeby ją skłonić do normalnego zachowania.

Odpowiedz
avatar blaueblume
5 9

Zrobiłaś,co mogłaś-wielki szacunek dla Ciebie, bo i tak wykazałaś pokłady cierpliwości. Twoja siostra chciałaby mieć wszelkie prawa osoby dorosłej i samodzielnej (którą nie jest), bez wypełniania żadnego z należnych obowiązków.Widać, że opanowała sztukę manipulacji i kłamstwa do perfekcji, jak na tak stosunkowo młody wiek. Nie da się pomóc takiej osobie, jak długo nie przyzna,że sama jest źródłem swoich problemów ( a nie wszyscy dookoła) i nie zechce tego zmienić. Współczuję, bo to rodzina, w przeciwnym razie radziłabym: odetnij się od niej dla własnego dobra.Cóż, rodziny się nie wybiera...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
13 15

Nie masz szans zwyczajnym życiem i miłością zapewnić zmianę, to trudny wiek, traumatyczne doświadczenia, w szkole ma zabagnione i zaległości, zapewne kiepski odbiór w klasie. Doradzam pomoc psychologa, ale nie tak na dziko tylko najpierw Ty się pofatyguj, nakreśl sytuację, opisz co i jak, i najważniejsze opisz w jakich sprawach młoda kłamie. Dopiero potem idź z nią, a potem jak uzna psycholog. Stanowczo odradzam pedagoga szkolnego, cała Wasza sytuacja rodzinna będzie szeroko omawiana w pokoju nauczycielskim i poza nim, do tego przyczepisz dziecku jeszcze większa łatę, a jak raz wejdziesz w te biurokratyczne papierzydła to tam do końca życia będzie. Nie oczekuj zmian w ciągu tygonii czy miesięcy tu mówimy o terapii w latach. PS Ty naprawdę oczekiwałaś zmiany tak po prostu? Mój pies ze schroniska adaptował się do nowych warunków prawie 2 lata, a Ty myślałam, ze ona się zmieni od tak? Jak miałaby to zrobić skoro nawet nie m bazy normalności do której mogła by powrócić? Nigdy nie żyła normalnie, więc skąd ma wiedzieć sama z siebie jak to jest normalnie? Jak możesz oczekiwać, że w krótkim czasie dokonana gigantycznej pracy nad sobą tak po prostu? Ludzie nie umieją zmotywować by się odchudzić czy rzucić palenie a Ty chciałąś by zmieniła całą siebie?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 marca 2016 o 8:00

avatar rahell
13 17

@maat_: zgadzam się. Dziewczyna ma 16 lat, ja sama byłam okropna i uparta w tym wieku. Moim zdaniem jak całe życie żyła na zasadzie "YOLO matka mnie nie pilnuje, nic jej nie obchodzę, więc będę robić co chcę", to zmiana życia z dnia na dzień i postawienie całego szeregu nakazów i zakazów było dla niej zbyt wielkim szokiem. Idę się założyć, że ona autentycznie nie rozumiała, co jest nie tak w sytuacji, gdy ma być w domu o 22 a pisze, że będzie później. W końcu dała znać, że wszystko z nią ok, a Ty autorko się jeszcze czepiasz. Podobnie to obsmarowanie Ciebie do innych osób, ona tego nie zrobiła ze złośliwości, ale ze szczerego przekonania, że tak właśnie było. Absolutnie nie czepiam się Ciebie, ale Twoje działania były skazane na porażkę, być może zaczęłaś za ostro, albo nie z tej strony? Tak jak pisze maat_, warto by było zwrócić się w pierwszej kolejności do psychologa. Ona ma zakrzywiony pogląd na rzeczywistość, więc w was widziała tylko osoby, które jej nie rozumieją a na dodatek chcą jej czegoś zabronić (czego ona nie rozumie, bo matka jej raczej nigdy nie zabraniała wychodzić kiedy się jej podoba). Nie powinnaś jej skreślać jeszcze tak całkiem. Może kiedyś trochę zmądrzeje i wtedy będzie potrzebować pomocy?

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
-5 15

@rahell: Wiesz, to co opisałam tutaj to w sumie tylko część wszystkiego. Na zasady się zgodziła, zaakceptowała je, twierdząc że nie będzie z tym problemu. Dostała telefon, którego nawet nie odbierała. Doskonale sobie zdawała sprawę, że coś przeskrobie i wylatuje. Nie byłoby sprawy, gdyby wróciła po tej imprezie do domu, tak jak prosiłam. Po prostu ona ma swoje chore towarzystwo, i jest święcie przekonana że oni ją uratują. Poza tym, ja mam 13 miesięczne dziecko, przede mną jeszcze co najmniej 21 lat wychowywania go. Ja muszę mieć siłę, a Ada przez te 2 miesiące zafundowała mi taki rollercoaster emocjonalny, że po 2 latach nie wiem czy miałabym siłę na bunty młodzieńcze mojego dziecka.

Odpowiedz
avatar rahell
7 7

@mlodaMama23: co innego gadanie o akceptacji zasad, co innego w praktyce. Okazało się, że nagle chcesz wprowadzić w jej życie coś czego nigdy nie było, czyli zasady i to żelazne. Z tym towarzystwem, które w razie w ją uratuje, to powinno się zmienić, jak towarzystwo trochę podrosnie i się okaże, że część jednak chce zdać maturę, iść do pracy, nie będą już ciągle imprezować, tylko siedzieć i się uczyć. Może wtedy można by wyciągnąć do siostry pomocną dłoń? Albo chociaż nawiązać kontakt? Teraz wydaje jej się, że jej zrobiłaś krzywdę i ją chciałaś ograniczyć, bo jak to tak? Przecież wszyscy poszli na wagary, to czemu ona nie? Wszyscy poszli na osiemnastkę, a ona nie może? Jej nastoletni, zbuntowany i źle wychowany mózg przedkłada te argumenty nad to, że miała z Tobą umowę. Mam nadzieję, że jej się kiedyś odmieni, wydaje mi się to całkiem możliwe, bo poznałam w swoim życiu trochę osób, które miały nawet gorszą mentalność niż ona, a udało im się (w części lub całości) wyjść na prostą.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
0 4

A tutaj nie poszło o te wagary. W drugiej klasie gimnazjum wychowawczyni nie chciała nas zabrać do kina na mikołajki, mimo że obiecała. Więc całą klasą się zerwaliśmy z lekcji żeby pójść do kina. Więc tego się nie czepiam, obecność za ten dzień i tak miała więc żaden problem. Tu mi poszło o picie. Ostro w głowie, mleko pod nosem a bierze się za alkohol. Tym bardziej strach mnie ogarnął że zaczyna mieć ciągoty do alkoholu, ze względu na matkę. Na imprezę też jej wstępnie pozwoliłam iść, ale nie dostałam informacji kiedy i gdzie się ona odbędzie. Po prostu prosto po szkole pojechała do solenizantki, nie racząc nawet mnie poinformować. A ja głupia powiedziałam jej przez telefon że mogła przyjechać to bym jej na prezent dała żeby z pustymi rękami nie szła. Przegięła w momencie, kiedy mimo mojego stanowczego sprzeciwu, zdecydowała nie wracać do domu.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
1 3

Nawet jak ojciec powiedział że po wakacjach zabierze ją do Warszawy, powiedziała że nie chcę, bo przy nas się czegoś nauczy. Matce powiedziała to samo. Nawet nam powiedziała że jej dobrze, bo w końcu ktoś się nią zainteresował, a nawet jak dostanie opiernicz, to wie że to dla jej dobra. Na prawdę, po takich słowach byłam przekonana że dotarło, że chcę lepszego życia, że się zmieni. Ale ja nie będę tolerować tego, że ona mi narzuci swoje zasady a ja mam się do nich stosować. Za każdym razem kiedy wychodziła z domu, zastanawiałam się czy odwali jakiś numer. Niemal za każdym razem coś. Telefon niemal zawsze wyłączony, albo nie odbierała i nie była to wina rozładowanej baterii, bo nosiła ze sobą powerbank którym można naładować do pełna 3 telefony.

Odpowiedz
avatar Devotchka
3 3

@rahell: W swoim komentarzu miałam dokładnie to samo na myśli. Naprawdę nie sądzę, że siostra autorki chciała celowo zrobić jej na złość. Wiele z tych problemów wynika z braku zrozumienia. Niestety taka nastolatka nie jest w stanie nakreślić czego dokładnie chce od życia więc raczej ciężko jest omówić z taką zasady. Układy z nastolatką powinny działać na zasadzie "marchewka i kijek"- masz takie i takie obowiązki, ale takie i takie prawa.

Odpowiedz
avatar neowiesniaczka
8 14

Ja uważam że przesadzałaś. Moja matka też próbowała mnie trzymać na smyczy, ale byłam twarda, i po prostu jej nie słuchałam. Jak miałam 17 lat to popijałam na imprezach, jak miałam już 18 to wracałam i nie wracałam jak chciałam. Wysyłałam co prawda smsa, żeby sie nie martwiła, ale robiłam co chciałam. Efekt? Mam lat 30, męża od roku, pracę na kierowniczym stanowisku, nie mam niechcianych dzieci, chorób wenerycznych a z nałogów - owszem - palę papierosy. Tragedia, nie? Ależ się stoczyłam!

Odpowiedz
avatar elefun
-1 3

No ale co z tego? Ty to Ty, a nie siostra autorki.

Odpowiedz
avatar Devotchka
2 6

@neowiesniaczka: Niestety powszechnie naucza się ludzi, że jakakolwiek dobra zabawa musi mieć daleko idące konsekwencje. Takich ludzi jak ty jest o wiele więcej. Wystarczy mieć trochę oleju w głowie żeby wyjść z wieku buntu.

Odpowiedz
avatar neowiesniaczka
1 3

@Devotchka: też było "kulfon, co z ciebie wyrośnie!" a to już nie był okres buntu. po prostu robiłam co chciałam, nie wracałam na noce bo imprezowałam, ale to wina jedynie mojej matki, że nie wierzyła, że na tyle mnie wychowała, że wiem co robię i krzywdy sobie nie zrobię. że młoda jestem i wyszumieć się trzeba. kaca zaliczyć, porzygać z nadmiaru alkoholu i dowiedzieć się, ze to wcale nie fajne.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
0 4

Według mnie, funkcjonowanie w społeczeństwie czy w podstawowej komórce społecznej takiej jak rodzina, polega na stosowaniu się do określonych normy zasad. Tak jak jest niepisana zasada że kobiety należy przepuścić w drzwiach, starszym osobom należy ustąpić miejsca w autobusie, tak dla mnie jasne jest, że osobą nieletnim, mająca jeszcze obowiązek szkolny, winna stosować się do zasad. Co do alkoholu już się wypowiedzialam. Dziewczyna żyła z matką, która pierwsze kroki po otrzymaniu wypłaty kierowała do żabki po zapas chwilowego napoju. Z matką, której wizyty u ciotki kończyły się stanem upojenia alkoholowego. Może chciałam ją uchronić. Dla mnie picie, rzyganie z przepicia, imprezowanie nie jest niczym ekstra, czego nie powinno się zabraniać.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@neowiesniaczka: A ja znam dokładnie inne historie z mojego najbliższego otoczenia ze szkoły średniej, 2 osoby nie żyją, 4 się stoczyły straszliwie, dziewczyna mieszkała 2 lata na skłocie ma HIV dwoje zarażonych dzieci, większość towarzystwa nie poukładała sobie życia, żyje na garnuszku naiwnych rodziców, ćpa i pije. Jedna osoba ma ostrą lekooporną postać schizofrenii odnarkotycznej. Nieliczni wyszli na prostą, a jakim kosztem się to działo to aż szkoda mówić.

Odpowiedz
avatar gzygza
0 4

@neowiesniaczka: Ja miałam rygor, bo się sprzeciwiałam. Kiedy rodzice zobaczyli, że zachowuję się odpowiedzialnie, zaczęli stopniowo opóźniać mi godzinę, o której miałam być w domu i pozwalali na więcej. Wszystko przez to, że odwaliłam numer i za gówniarza wróciłam narąbana jak szewc do domu. Oczywiście kara, a po karze powrót do domu w tygodniu o 18, na weekend o 19. Ale żeby wyjść musiałam najpierw posprzątać i odrobić lekcje, które rodzice sprawdzali. Czyli jak wyszłam o 17, to było dobrze. Później zobaczyli, że przez ich postępowanie coś do mnie dotarło. Szczerze mówiąc, na początku się sprzeciwiałam i kłóciłam, ale później zrozumiałam, że nie jest normalne, żeby dziewczyna w wieku 16 lat szlajała się sama o 12 czy 1 w nocy, bo tak się jej podoba. Przecież gdyby coś mi się stało, to rodzice też mieliby przerąbane przeze mnie. Wg polskiego prawa osoba poniżej 18 roku życia może być sama poza domem tylko do godziny 22. I jestem za ten rygor rodzicom wdzięczna. W wieku 18 lat mogłam już wracać sobie nawet o 3, ale pod warunkiem, że będę dzwoniła, gdy będziemy iść do innej koleżanki, czy do miasta i że przed wyjściem powiem, o której wrócę. Zrozumiałam, że rodzice po prostu się martwią. Nigdy nie kłamałam, bo nie było sensu.

Odpowiedz
avatar Morog
0 10

ktoś dał rade całe przeczytać?

Odpowiedz
avatar maseciuset
3 3

Niestety nie każdy, kto wychował się w takim domu potrafi wyjść na ludzi.Twoja siostra albo się ogarnie, albo skończy jak mamusia. Moja matka też zatruwała mi życie, była (jest) nierobem na utrzymaniu każdego. Skończyło się jak zaczęłam pracę. Nigdy złamanego grosza na dom nie dała i powiedziałam, że ja zdrowej osoby utrzymywać nie będę, więc niech spieprza do swojego fagasa. I stało się. Oczywiście nie tak łatwo, awantura za awanturą. Pare miesięcy to trwało i wkońcu odpuściła. I jej fagas ją wziął do siebie, bo jak raz próbował nocować, wypieprzyliśmy go z domu z wujaszkiem po którego zadzwoniłam. Koleś spieprzał na boso, a buty leciały za nim:) i to by było na tyle. Parę lat minęło, czasem ją widzę na ulicy, ale się mijamy jakbyśmy się nie znały.I dobrze! Nie jest mi przykro ani żal. Takie osoby potrafią zniszczyć życie i psychikę człowieka. Ja z nerwicy nigdy się już chyba nie wyleczę. Parę skrzywień jeszcze mam, ale z jednego jestem dumna- z awersji do alkoholu. Wszystko jest dla ludzi, ale nie toleruje alkoholu w swojej rodzinie jako rozrywki. Szkoda, że ja nie miałam kogoś takiego jak ty. Dziś byłabym lepszą osobą.

Odpowiedz
avatar egow
2 6

Wg mnie nakładanie kary na dziewczynę, bo wróciła do domu przed 21, to przegięcie pały.

Odpowiedz
avatar egow
5 5

@mlodaMama23: śledziłaś ją GPSem? OMG...

Odpowiedz
avatar asmok
0 0

@mlodaMama23: Wiesz co? Przeczytałem historię, przeczytałem twoje odpowiedzi na komentarze i moim zdaniem jesteś jakąś psychopatką. Szkoda mi tej Ady, ona nie tylko przez matkę ma problemy. Przez Ciebie ma może nawet większe.

Odpowiedz
avatar Raspwberry
-1 1

Przykro czytać. Poszła w ślady Mamy. Niestety. Czy możesz jej pomóc? Nie wiem. Może rozmowa z jej chłopakiem? Może on bardziej ogarnięty życiowo jest?

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
-2 4

Niestety, chłopak puścił ją kantem. Miał dość jej ciągłego kłamania. Ile można wytrzymać z osobą do której się nie ma zaufania? Z osobą która ciągle coś wywija? Ja też nie chciałabym być z kimś, i ciągle się zastanawiać czy mówi prawdę czy nie. Kiedy za pierwszym razem stwierdziła że się wyprowadza, 3 godziny zajęło mu przekonywanie ją żeby wróciła do domu.

Odpowiedz
avatar MyCha
3 3

@mlodaMama23: Ten twój komentarz sugeruje, że chłopak był normalny i ogarnięty. Dlaczego więc zabraniałaś siostrze spotykać się z nim przez dłuższe okresy czasu? Dodatkowo w historii piszesz, że siostra tak na prawdę musiała uciec z lekcji aby móc odwiedzić go w szpitalu. Może warto było z nim porozmawiać aby również on spróbował dotrzeć do swojej dziewczyny.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
-4 4

Ale próbowałam, rozmawialiśmy z nimi na raz. Jak dostała szlaban, ale przyszła i poprosiła o możliwość spotkania z nim, nie zabroniliśmy. No musiała uciekać czy coś. Ona nie potrafiła po ludzku przyjść jak człowiek i pogadać tylko kombinowała stale.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
-4 4

Agnieszka Dekowska: myślałam o psychologu. Ostatecznie do spotkania nie doszło. Miałam te 17 lat, też przechodziłem okres buntu. Ale miałam jakieś priorytety. Tutaj nic takiego nie było. Nie było we mnie chęci wytresowania jej. Pochodzę z tego samego domu, od tej samej matki, druga siostra też, obie potrafiliśmy się ogarnąć. Ale jej to imponuje. Wdzięczność? Może trochę oczekiwałam, ale nie na zasadzie że miała mi padać do stóp. I to nie była żadna smycz!

Odpowiedz
avatar vandellopa
1 1

Znam to bardzo dobrze, u mnie w domu też miodu nie było..wszystkie się z SIS wyprowadziłyśmy została najmłodsza. Siora ja zabrała do siebie i było to samo. Do szkoły się ją zawozilo, pod klasa trzeba było czekać zeby na pewno na lekcje dotarła, ucieczki do chłopaka itp. Siostra dała radę 5 miesięcy ( była w ciąży) i wykonczyla się psychicznie. Od tego czasu minęły 4 lata. Ucieła kontakt ze wszystkimi.przykre. Trzymaj się!

Odpowiedz
Udostępnij