O tym, jak byłam osobą bezrobotną.
O Powiatowych Urzędach Pracy krążą legendy chyba wszędzie, to i ja opowiem swoją historię.
Po maturze zarejestrowałam się w PUP, później zaczęłam zaoczne studia i jak wiadomo, w urzędach pracy trzeba w wyznaczonych terminach wykazać swoją gotowość do pracy, czy jak potocznie się mówi "podpisać listę". Tak więc w wyznaczonym dniu poszłam do owego urzędu. Ale w przeciwieństwie do większości zarejestrowanych - poszłam wyrazić swoją gotowość do pracy, a nie tylko podpisać listę.
No więc siedzę w poczekalni i czekam na wywołanie mojego numerka. Podeszłam do okienka, podpisałam tę legendarną już listę i pani mi już zaczęła na kartce kreślić datę kolejnego "podpisania listy". Zdziwiona, że tak to wygląda - tak, byłam młoda, głupia i ambitna, zaczęłam rozmowę. [J] - ja, [U] - urzędniczka.
[J] - To wszystko? Nie zaproponuje mi pani żadnej oferty? Stażu? Jakiegoś kursu?
[U] - Przecież studiuje, to po co jej?
[J] - Bo za studia trzeba zapłacić?
[U] - To do opieki społecznej, my zasiłków nie wypłacamy.
[J] - Ale ja nie chcę zasiłku, wydawało mi się, że urząd pracy ma pomagać w znalezieniu tejże pracy (tu czułam się jak kompletny debil, który w kwiaciarni chce kupić ser żółty i masło).
[U] - Nic dla pani nie mamy.
[J] - Naprawdę? Żadnych ofert pracy? W takim dużym powiecie nikt nie szuka pracownika?
[U] - Ale to przecież nie działa tak, że pani sobie tu przyjdzie i już znajdzie pracę.
[J] - Więc po co w ogóle działa ten urząd? Aby przyjść się podpisać i mieć ubezpieczenie?
[U] - Jeśli zależy pani na pracy, to proszę przejść się po zakładach i popytać, czy gdzieś nie potrzebują. Wtedy zgłosić się do nas.
Zonk. Nadal nie rozumiem, jaką rolę ma pełnić urząd pracy, skoro mam jej szukać sama.
[J] - No dobrze, załóżmy, że znalazłam pracodawcę, który szuka pracownika. Ale po co mam się jeszcze tu zgłaszać, skoro będę miała pracę?
[U] - Nie, to tak nie działa. Pani zgłasza u nas pracodawcę, który szuka pracownika, a my wysyłamy wtedy kilka osób na rozmowę.
Kilka osób? To ja znajduję pracodawcę, a oni sobie kogoś tam wyślą i nie jest powiedziane, że będę to ja? A nawet jeśli, to nie jest powiedziane, że pracodawca wybierze akurat mnie? To co w tym urzędzie robi tylu pracowników?
Tu przypomniało mi się, że moja znajoma jakoś niedawno skończyła staż w miejskiej bibliotece.
[J] - A do biblioteki nie szukają stażystów?
[U] - Może i szukają, ale nie pani.
[J] - Co to znaczy?
[U] - To co słyszy. Żeby w bibliotece staż mieć, to trzeba kierunkowe studia robić.
Wszystko byłoby w porządku, bo studiowałam na polibudzie, więc rzeczywiście to logiczne, że humanistom taki staż bardziej się przyda, ale owa znajoma nie zdała nawet matury i nie mogła studiować (wiem o tym na 100%, bo spotkałam ją przy odbiorze matur).
[J] - To dlaczego osoba, która była ostatnio na tym stażu nie miała nawet matury?
[U] - To niemożliwe.
[J] - Ale wiem na 100%, że tak było.
[U] - To widocznie się zmieniło. Nic dla pani nie mamy, do widzenia.
Wiem, że urzędy bywają różne, ale pierwszy raz słyszę żeby się w PUPie podchodziło do jakiegoś okienka się podpisać. "Legendarnej listy" też na oczy nie widziałam. Cóż, widocznie co PUP, to obyczaj ;)
Odpowiedz@BlueBellee: serio? A byłam pewna, że to jest stosowane w całej Polsce. U nas jest tak, że jak w danym dniu nie przyjdziesz się podpisać to w ciągu iluś tam dni zostajesz wyrejestrowany. Te kilka dni masz na doniesienie ewentualnego zwolnienia lekarskiego. Bo niestawienie się w celu podpisania tej listy oznacza, że nie jesteś gotowy do pracy - więc jej nie potrzebujesz - więc wylatujesz z bazy i nie masz ubezpieczenia przez 3 miesiące - bo po takim czasie możesz się ponownie zarejestrować.
Odpowiedz@omon: U nas masz tydzień na zwolnienie lekarskie. Jak nie doniesiesz to wyrejestrowanie; po pierwszym niestawieniu - na 3 miesiące, po drugim na 6, a po trzecim na rok. Masz piątkowe zjazdy na studiach? - nikogo nie obchodzi, że są zajęcia na uczelni - UP kazał, to sobie załatw zwolnienie z ćwiczeń, żeby podpisać listę. Kilka lat temu wywalili mnie z PUPy, bo nie podpisałam listy w czasie sesji i nie miałam znajomego lekarza, który wypisałby L4 zdrowej osobie.
Odpowiedz@omon: Źle to ujęłam ;] Okienka w PUPie rzeczywiście na oczy nie widziałam (nie licząc informacji i lata temu: okienka do wypłat), więc mnie to zdziwiło. A co podpisów, to pewnie, że są. Tyle, że wszyscy opowiadają to w formie "przyszłam, machnęłam się i poszłam". I gdyby nie to, że bywałam w PUPie(ehh jak to brzmi :P), to bym naprawdę wyobrażała to sobie jako listę z datami i miejscem na podpis. Coś jak przy stażu. Ogólnie co do listy, to odnosiłam się raczej ogólnie, a nie do Twojej historii. Tyle, że napisałam co palce na klawiaturę przyniosły i wyszło kompletnie niezrozumiale dla każdego, kto nie siedzi mi głowie ;) I po niestawieniu się wylatuje, ale niektórzy urzędnicy też są ludźmi. Raz mi się daty pomyliły, zadzwoniłam spanikowana do mojej "pani" z urzędu (chyba doradca zawodowy? No nie pamiętam jak się taka osoba nazywa) i dało się odkręcić.
OdpowiedzCzy oprócz uzyskania ubezpieczenia można mieć jakiś pożytek z PUP-u? Pytam, bo nigdy nie miałam z nimi kontaktu jako osoba poszukująca pracy i szczerze nie wiem, czy istnieje jakikolwiek pożytek z tej instytucji.
Odpowiedz@gothicqte: oczywiście, że jest. Tysiące miejsc pracy dla urzędników ;)
Odpowiedz@gothicqte: myślę, że zależy od osoby i od urzędu. Miałam praktyki w archiwum UP i sporo było takich teczek, w których urząd pomógł komuś pracę znaleźć. Ale raz, że to dawno, a dwa, że z tamtej strony to inaczej wyglądało.
Odpowiedz@gothicqte: Zależy od PUPu i od urzędnika. Ja tam 2 razy znalazłam pracę. Fakt, że były to staże na przemian z umowami o pracę, ale akurat wtedy mi to wystarczyło i ogólnie rzecz biorąc, było w porządku.
Odpowiedz@gothicqte: Zależy od urzędu. U mnie w pracy jest paru gości skierowanych z PUP-u, jednemu nawet PUP sponsorował papiery na wózki widłowe. Znajomej jakieś kursy na kasę fiskalną czy coś podobnego. Innemu kumplowi kurs księgowości i staż. Poza tym wiem, że PUP w moim mieście organizował też kursy spawacza i chyba jakieś fryzjerskie.
OdpowiedzNasz Urząd wysyła do obozów pracy, działających już nie na granicy, a poza prawem. Żadnych rzetelnych kontroli, zerowa weryfikacja pracodawców. Wyzysk jak jasna dupa. Czekam, aż zaczną kierować kobiety do burdeli.
Odpowiedz@Candela: mam bardzo ambitną koleżankę, studiuje dość ciężki kierunek (jest teraz na ostatnim roku) upierała się aby dali jej jakąś ofertę pracy (nie tyle dla pieniędzy a bardziej, żeby coś do cv wpisać) więc jej dali. Zaproponowali jej pracę przy sortowaniu śmieci na wysypisku. Oczywiście odrzuciła bo jeśli ktoś potrzebuje pieniędzy to żadna praca nie hańbi, ale sortowanie śmieci raczej do cv jej się nie przyda.
OdpowiedzW Urzędzie liczą się tylko statystyki. Jak sama sobie znajdziesz pracę, idź do urzędu powiedz że znalazłaś pracę a oni sobie wpiszą tę zasługuje,.
OdpowiedzJakich kontroli? Oni wogole nie przeprowadzają kontroli. Mało tego, nawet doskonale się orientują które firmy łamią przepisy. I nic. Ja nie rozumiem, jak taka sytuacja może mieć wogole miejsce?
Odpowiedz@Candela: niestety, ale przez PUP dobrej pracy nie dostaniesz. Czasami zdażają się perełki, ale trzeba mić duże szczęście. Do PUP zgłaszanją się zazwyczaj pracodawcy, którzy w inny sposób nie potrafią znaleść pracownika, głównie ze względu na warunki, jakie proponują. O dobrą pracę, jak i o dobrego pracownika należy zatroszczyć się samemu.
Odpowiedz@rodzynek2: z PUP można się załapać na fajny staż, bo większość urzędów państwowych zatrudnia stażystów właśnie przez PUP, ale do tego trzeba mieć znajomości. Wiele razy widziałam półmózgów na sekretariatach. Były przypadki gdzie znałam te osoby bardzo dobrze i wiedziałam, że np. ledwo gimnazjum skończyły, nie mówiąc o szkole średniej i pewne jest, że w ich przypadku i tak nikt ich nie zatrudni na stałe do odpowiedzialnej pracy, ale po znajomościach wciskają ich na staże, które student marzy aby wpisać w cv. Ale dziwnym trafem jeszcze nigdy nie widziałam w PUP na tablicy ogłoszeń "Urząd miejski szuka stażysty" - zawsze takie fuchy są obstawiane po cichu.
Odpowiedz@Candela: Kilka lat temu była już afera. Firma zgłosiła się do PUP, urząd wysłał kobiety spełniające wymagania, a na miejscu okazało się, że chodziło o taniec erotyczny w klubie go-go, czy coś takiego. W każdym razie niedoszłe pracownice zrobiły raban w mediach, że UP do burdelu wysyła. Ale szczegółów już nie pamiętam.
Odpowiedz@didja: u nas swego czasu głośno się mówiło, że urząd pracy wysyła ludzi do zakładów, którzy nikogo nie szukają, więc ludzie wychodzili na głupków, ale jak byłam zarejestrowana to się z tym już nie spotkałam.
OdpowiedzZ góry uprzedzam: mówię tylko o sytuacjach jakie znam. @KrowaNiebianska: Przeprowadzają kontrole, sama byłam przy kilku w miejscu mojego stażu. @rodzynek2: Może jakiś procent owszem, ale nie. Do PUPu w większości składają podanie o pracownika, ci którzy chcą przyoszczędzić na stażyście lub dostać dofinansowanie na niepełnosprawnego pracownika. @omon: Fakt, w zyciu nie widziałam ogłoszenia, aby państwówka szukała stażysty. Szczerze mówiąc, to nawet myślałam, że oni sami sobie to jakoś załatwiają, a nie przez PUP ;)
OdpowiedzZnam to skądś. Po maturze zarejestrowałam się w PUPie i jakoś po dwóch miesiącach udało mi się znaleźć pracę - na umowę zlecenie, fakt ale od czegoś trzeba zacząć. Gdy zgłaszałam znalezienie pracy pani urzędnicze, to ona była wielce zawiedziona i oburzona, że jej nie poinformowałam, że X szuka pracowników. Taak, nie wysłała dodatkowych kandydatów od siebie i jej wskaźnik efektywności zmalał przez to - i na to wyznanie u mnie karpik.
OdpowiedzCiesz się że tylko wyrzut. Mojej osobie pup (celowo mała litera) wysłał wezwanie, że mam się stawić osobiście w celu podpisu papieru o wyrejestrowaniu. Najlepsze jest to, że dostałem pismo na 15 jubileusz lat pracy. Pracę miałem zagwarantowane umową ze szkołą (szkoła przyzakładowa
OdpowiedzPUP,w którym byłam kiedyś zarejestrowana, publikował oferty pracy na swojej stronie internetowej. Podejrzewam, że w dobie internetu jest tak teraz w każdym urzędzie pracy, więc przejrzeć oferty można w każdej chwili. Gdyby mieli dla Ciebie jakiś staż to sami by zadzwonili,żeby poprawić statystyki. Tam naprawdę chodzi się tylko po to, by dostać wpis na karcie (ja miałam kartę gdzie były daty wizyt) i ubezpieczenie. Szkoda tylko, że ta urzędnicza zabawa w szukanie komuś pracy tak dużo kosztuje.
Odpowiedz@green_tea: nie wszystkie oferty są jawne. Sprawdzałam na bieżąco i nigdy nie trafiłam na ofertę "Urząd miejski szuka stażysty do sekretariatu" albo "Poszukiwany stażysta do biblioteki miejskiej" a wiem, że te instytucje co chwilę przyjmują stażystów przez pup. U nas oferty na stronie się praktycznie nie zmieniają. Od dwóch lat szukają osoby niepełnosprawnej, z biegłą obsługa pakietu biurowego, znajomością rosyjskiego i niemieckiego a do tego młodej ale z doświadczeniem, pół etatu za 800 zł. A oprócz tego to oferty takie jak szukamy ślusarza, spawacza, tokarza - z doświadczeniem i własnym sprzętem. Nie ma ofert normalnej pracy.
Odpowiedz@omon: Staże rządzą się swoimi prawami (a najczęściej po znajomości). Wiesz jak to działa u nas (i pewnie w wielu innych miejscach też)? Dogadujesz się z potencjalnym pracodawcą, który zgłasza w PUP, że potrzebuje stażysty, a potem bierze Ciebie. I wszyscy zadowoleni- pracodawca (bo ma pracownika za darmo), stażysta, a i paniom w PUPie statystyki od razy lepiej wyglądają. W każdym razie normalną pracę i tak trzeba sobie znaleźć samemu. Dlatego jestem za tym, żeby skończyć z tę kosztowną fikcją.
Odpowiedz@omon: I czasem widnieją jeszcze na stronie, ale są już zajęte. Ale akurat do biblioteki widziałam (w moim poprzednim komentarzu nie pomyślałam o bibliotekach, a jedynie o urzędach). Pamiętam, bo bardzo bym chciała, ale poza moim zasięgiem "wykształceniowym", niestety. Pamiętam też, że koleżanka miała staż w policji, ale szczerze mówiąc to było kilka lat temu i głowy nie dam, że nie po znajomości, chociaż wydaje mi się, że nie.
Odpowiedz@BlueBellee: też kiedyś szukając pracy zarejestrowałem się w PUP i też nigdy nie widziałem ofert stażu w urzędach (jakichkolwiek). Po ukończeniu studiów dziennych inż informatyki z ciekawości poszedłem zapytać o możliwość odbycia stażu w wydziale informatyki u celników, o dziwo wyrazili zainteresowanie i bez absolutnie żadnych znajomości bezproblemowo zostałem przyjęty. Może wystarczy pochodzić i popytać oraz mieć trochę szczęścia? (choć jasne jest, że część stażów pewnie jest po znajomości)
OdpowiedzWieki temu przerabiałem kwestie stażów przez PUP na własnej skórze. W moim wtedy macierzystym PUPie sprawa wyglądała dokładnie tak jak opisała to autorka. 100 km dalej w tym samym czasie rodzice na jakiejś imprezie zapoznali się z kierowniczką lokalnego PUPu, która powiedziała im, że jak ktoś sobie znajdzie sam staż, to od ręki dają dofinansowanie do stażu i jak będzie potrzeba to jeszcze opłacą któryś ze standardowych kursów zawodowych. Tak że niestety PUPy od lat są instytucją bez jednolitych procedur. Rozrzut od jako tako funkcjonujących urzędów pomagających w miarę możliwości ludziom po udzielne księstwa zatrudniające rodziny.
OdpowiedzCóż ja tam muszę przyznać, że mnie Gdański PUP pozytywnie rozczarował. Moja pierwsza praca została zaproponowana mi właśnie przez PUP. Mało tego! Zgodnie z moimi kwalifikacjami. Robiłem wtedy uprawnienia kierowcy C+E + inne tam bzdety typu wózek widłowy etc. O dziwo naprawdę podczas wizyt kontrolnych dostawałem gotowe oferty pracy wraz z numerami telefonów do tychże pracodawców. No, ale to był Gdańsk, nie wiem jak jest w reszcie świata :) Ze stażami natomiast jest tak, że PUP pełni rolę pewnego rodzaju pośrednika. Staż najczęściej trzeba sobie znaleźć samemu. Wygląda to tak, że szukasz pracodawcy, który niespecjalnie chce Cię zatrudnić na umowę, bo to są koszta. Ale... wyraża chęć na formę zatrudnienia w postaci stażu. Jeśli już znajdziesz takiego - idziesz do PUP, zgłaszasz, że masz chętnego pracodawcę, urzędnik daje stosowne kwity do wypełnienia przez Ciebie i pracodawcę i whola!
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 marca 2016 o 0:00