Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Depresja to choroba podstępna i podła. Powoli, acz nieubłaganie zmienia postrzeganie świata…

Depresja to choroba podstępna i podła. Powoli, acz nieubłaganie zmienia postrzeganie świata i odbiera wszystko, co dawniej przynosiło radość. A co najgorsze: wielu lekarzy nadal nie wierzy, że depresja to prawdziwa choroba...

Od trzech lat leczę się na depresję u doskonałego psychiatry. Zanim jednak do niego trafiłam, miałam okazję poznać ludzką mentalność, utożsamiającą depresję z humorami rozkapryszonego dziecka. Ta historia to podsumowanie moich starć z ludźmi, którzy powinni byli, w założeniu, próbować mi pomóc. Ostrzegam: będzie długo.

1. Lekarz rodzinny

Zaczęło się od długotrwałej bezsenności, zaburzeń koncentracji oraz niepohamowanych wybuchów płaczu spowodowanych drobnostkami, jak rozlana herbata czy to, że kot nie chce usiedzieć na kolanach. Świadoma historii chorób tarczycy w rodzinie oraz tego, że moje problemy mogą być efektem niedoczynności tarczycy, wzięłam jeden dzień wolny w pracy i wybrałam się do lekarza rodzinnego w celu zdobycia skierowania do endokrynologa.
Opisałam objawy, wspomniałam o tarczycy, spojrzałam z nadzieją na tęgawego pana doktora. Ten pogłaskał się po brodzie, postukał palcami o biurko, chrząknął, mruknął i zadowolony rzecze tak:
- Ależ pani Russandol, co też mi tu pani o tarczycy! Pani ma na pewno depresję, wszyscy młodzi teraz z depresjami chodzą. Ja pani witaminę D przepiszę, ale wie pani, to się trzeba CIESZYĆ ŻYCIEM!
Skierowania pan doktor nie wypisał.

2. Internista - prywatnie

Zadziwiające, ale witamina D oraz szczera rada od serca pana doktora nie pomogły. Do wcześniejszych objawów dołączyło nocne kołatanie serca, niezidentyfikowane bóle głowy. Mama, poinformowana telefonicznie o problemie, doradziła prywatną wizytę lekarską argumentując to tym, że jak zapłacę, to potraktują mnie poważniej. Poszłam więc za jej radą i zapisałam się do młodej, sympatycznej (wg opinii na pewnym portalu internetowym) pani doktor.
Odczekałam swoje, stojąc w poczekalni zapełnionej plotkującymi babciami - jak się okazało później, pani doktor przyjmowała pacjentów prywatnych oraz tych na NFZ bez ustalonego porządku, więc mimo wyznaczonej godziny wizyty miałam wejść "gdy przyjdzie moja kolej". Zapisana na 13:30 - weszłam po 17, dzierżąc w dłoni potwierdzenie wniesienia opłaty za konsultację.
Pani doktor spojrzała na mnie i zapytała szorstko:
- Na ile zwolnienie?
- Ależ nie, pani doktor - pospieszyłam wyjaśniać. Opisałam objawy, na co pani doktor, zniecierpliwiona jakby, rzekła:
- Pani Russandol, wszyscy mają gorsze dni, jakbym ja miała badać tarczycę zawsze jak mi się płakać chce, to bym od endokrynologa nie wychodziła! Zwolnienie chce?
Nie chciała.

3. Internista - podejście 2, na NFZ

Z okazji wypadających niedługo później odwiedzin w rodzinnym mieście, udało mi się dostać do pani doktor 2, lekarki, która swego czasu dzięki szybkiej interwencji przyczyniła się do rozpoznania u mojej mamy choroby Hashimoto. U pani doktor 2 nie doświadczyłam piekielności - bez zbędnego marudzenia, przemiła kobieta skierowała mnie do endokrynologa, na badania hormonalne i na obecność przeciwciał w celu wykluczenia Hashimoto. Ogółem - na plus.

4. Psychiatra na NFZ

Wizyta u endokrynologa (prywatnie, a jakże) i badania wykluczyły problemy z tarczycą. Wróciłam więc do punktu wyjścia... i zaczęłam rozważać tę mityczną depresję, co to zdiagnozował u mnie pan doktor rodzinny. Jednocześnie narastało we mnie przekonanie, że swoje problemy zwyczajnie zmyślam, nic mi nie jest, robię z igły widły i zapewne chcę zwrócić na siebie uwagę, jaka to jestem biedna i smutna, pogłaskajcie mnie po główce. Zainteresowałam się jednak, pokręciłam się i udało mi się zapisać na konsultację psychiatryczną w ramach NFZ. Był maj 2011.
Wizyta, którą z pewnym trudem umówiłam, była... na styczeń. 2013.
Tu piekielność wykazuje system opieki zdrowotnej w Polsce. Według plotek, pierwszeństwo w konsultacjach psychiatrycznych na Fundusz mają alkoholicy podejmujący przymusowe leczenie, narkomani oraz, w tym przypadku zasadnie, pacjenci po próbach samobójczych. Dla reszty pozostaje bardzo mała pula wizyt do rozdysponowania.

5. Zakończenie

Na parę miesięcy zaprzestałam prób wykrycia przyczyny mojego wciąż pogarszającego się stanu. Funkcjonowałam jak robot, praca-dom-praca. Zaniedbałam się - wygląd przestał mieć dla mnie znaczenie, chodziłam w porozciąganych, starych ubraniach (w mojej pracy mogę wyglądać, jak mam ochotę, więc nikt nie zwracał na to uwagi), roztyłam się też straszliwie, ponieważ zajadałam smutki czekoladą. Tak właściwie przez okres mniej więcej czterech miesięcy, do października, żywiłam się jedynie słodyczami i preparatem witaminowym, wciśniętym mi przez nadopiekuńczą babcię. Przestałam spotykać się ze znajomymi, porzuciłam wcześniejsze zainteresowania i hobby. W pracy przeżywałam kryzys za kryzysem, wielokrotnie uciekałam do łazienki, aby nikt nie widział, jak płaczę po kłótni z współpracownikiem. Jeśli spałam dwie godziny na dobę, był to sukces.
A przy tym wszystkim, wierzyłam święcie, że mój stan jest moją winą, że mi się należy, że jestem idiotką, która nie potrafi sobie poradzić z najdrobniejszymi zadaniami. Że jestem bezwartościowa, bo nie umiem "cieszyć się życiem".

Nie wiem, jak by się to wszystko skończyło. Doszło do tego, że zaczęłam rozważać samobójstwo - wydawało się ono lepszym wyjściem, niż "bycie mną". Pewnego dnia na początku października ruszyłam z nożem w ręku do łazienki. Nie dotarłam do celu - potknęłam się o kota, przewróciłam się, nóż poleciał pod szafę, a ja usiadłam na podłodze i zaczęłam beczeć. Znalazła mnie przyjaciółka/współlokatorka jakiś czas później. To dzięki niej poszłam w końcu prywatnie do psychiatry, od czego zaczęła się moja ścieżka ku normalności.

Na koniec - bonus. Jaka była reakcja znajomych z pracy, gdy z powodu choroby dostałam "przymusowe" zwolnienie lekarskie na sześć miesięcy?
- Ej, też bym tak chciała, pół roku wakacji sobie zrobiła i jeszcze jej za to płacą!

słuzba_zdrowia

by Russandol
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar piekarskam
22 24

To ja nie z depresją, ale pewnego dnia po prostu nie mogłam oddychać. Całe dnie spędzałam próbując normalnie oddychać. Pogrzebałam w necie, popytałam ludzi, którzy zajmują się tym co ja, w końcu jedna ze znajomych zapytała : ile dzieci Ci umarło w ostatnim roku? Zaczęłam liczyć i wyszło mi, że 11. Znajoma podpowiedziała, ze niestety ale w tym "fachu" czyli pomocy dzieciom chorym, często śmiertelnie, nerwica jest na porządku dziennym. Udałam się do lekarza rodzinnego, opowiedzialam czym się zajmuje i ze nie ma opcji w sumie żeby to na mnie nie wplywalo. Pani doktor orzekla, ze to nie nerwica. To na 100 % niedobór magnezu. I w nosie miała moje tłumaczenia, ze jestem niedługo po ciąży i biorę wszelkie witaminy żeby wrócić do normy. Skierowania N podstawowa morfologie też nie dostałam. "Przecież mówię że to brak magnezu, 20 lat jestem lekarzem i wiem co mówię! ".

Odpowiedz
avatar Russandol
22 30

@paninene: Szczerze? Tak, szczególnie, że znają powód wolnego. Spędziłam sześć miesięcy w domu, z czego około czterech - na przemian śpiąc (po 17, 18 godzin na dobę, co było wynikiem reakcji organizmu na leki) i płacząc. Bałam się wyjść do sklepu. Bałam się odbierać telefony czy otwierać drzwi. Kiedy już musiałam wyjść z domu (do apteki, do psychiatry), przemykałam bocznymi uliczkami, żeby nie spotykać nikogo. Dopiero pod koniec zaczęłam funkcjonować w miarę normalnie, ale wakacje to nie były. Ogólnie oceniam te sześć miesięcy jako jedne z gorszych w moim życiu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
20 30

@paninene: A tobie braku mózgu nie zazdroszczą?

Odpowiedz
avatar Selenhe
7 9

@paninene: Jakby na to dawali rentę, to połowa rządu siedziałaby na tej rencie. Rozważ proszę, czy nie załapiesz się do nich na posadę. Możliwości zdaje się masz olbrzymie.

Odpowiedz
avatar Selenhe
8 8

@Russandol: Olej ludzi, którzy cię dołują. Te L-4 na pół roku możesz spokojnie przedłużyć w ramach rehabilitacji - podjęcie terapii. Psychiatra powie ci co i jak, wypisze dokumenty, tylko mu powiedz, że chcesz z tego skorzystać po L-4. Dojdziesz powoli do siebie, wzmocnisz się. Leczenie trwa długo i wymaga wiele samozaparcia, chęci do zmian, zawalczenia o siebie. Pół roku to mało, by z tego wyjść. A ludzie - zawsze gadali i gadać będą. Kiedy nauczysz się mieć ich gadanie w d..., zobaczysz jaki świat jest piękny :) Dużo zdrówka życzę :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
13 17

Zdrowia życzę, matołami się nie przejmuj, walcz o siebie! Trzymam kciuki!

Odpowiedz
avatar Russandol
11 13

@maat_: Dziękuję bardzo! Na szczęście to, co najgorsze już za mną i oby nigdy nie wróciło :)

Odpowiedz
avatar LeaveMeAlone
19 23

Najgorsze jest właśnie bagatelizowanie sprawy przez ludzi z naszego otoczenia, nabijanie się, wyśmiewanie. Ciekawe, czy gdyby wiedzieli jak wygląda depresja z perspektywy osoby chorej, nadal by Ci zazdrościli półrocznego "urlopu".

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 17

@LeaveMeAlone: bo ludzie cały czas mylą depresję z gorszym samopoczuciem/zwykłym smutkiem. Depresja przez większość nie jest traktowana jako depresja. Poczytaj sobie co ludzie piszą na ten temat w internetach.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
9 9

@Day_Becomes_Night: nikt kto nie miał depresji albo chociaż epizodu depresyjnego nie jest w stanie wczuć się chorego. Po prostu nie. To jest uczucie zbyt odległe od tego czego ludzie normalnie w życiu doświadczają. Nie można za to nikogo winić. Nawet osoby bardzo empatyczne i współczujące nie są w stanie zrozumieć tej choroby.

Odpowiedz
avatar lady0morphine
2 2

@grupaorkow: Nie muszą się wczuwać, ale myślę, że MOGĄ zrozumieć. Oczywiście nie poczują jak to jest "w środku", ale samo zrozumienie działania tej choroby i jej wpływu na chorego (na jego psychikę, ale też na to co się dzieje w mózgu, jak zaburzona jest chemia w mózgu u osoby chorej i dlaczego często nie da się obyć bez leków) pomoże. Wtedy ludziom łatwiej byłoby to zaakceptować. Ale ludzie to ignoranci. Pół biedy jak tylko mają to w nosie. Nikt nie oczekuje, że będą głaskać chorych po główkach. Ale wiele osób otwarcie wyśmiewa chorych na depresję i ma ich za oszustów (albo za cipy które próbują zwrócić na siebie uwagę). Depresja jest traktowana jak fanaberia, a to jest naprawdę bardzo poważne schorzenie. Podobnie nerwica. Obie te choroby to dla społeczeństwa "pierdoły" i ludzie nie zdają sobie sprawy z tego ile strasznych następstw mogą mieć nieleczone- i nie mówię tu tylko o pogorszeniu stanu psychicznego, daleko posunięta depresja czy nerwica może prowadzić do normalnych fizycznych chorób.

Odpowiedz
avatar kociamber
-5 9

Ja miałam szczęście, że w depresje nie uwierzyłam, bo i nie mam do tego jako takich powodów - za to ile nabiegałam się z niedoczynnością tarczycy, to już moje. Ciekawe, że przy odpowiednich lekach wszystko przeszło, a doktor która mnie olała zrobiła wielkie oczy. Niestety, z tarczycy mam też inne kobiece problemy, czego nie umiem wybaczyć lekarzom.

Odpowiedz
avatar mimbla
5 7

Życzę Ci wytrwałości. Dla wielu ludzi niepojętym jest istnienie anhedonii (niezdolność odczuwania radości, przyjemności) i stąd umyka im sedno depresji.

Odpowiedz
avatar Russandol
3 3

@pinoaisai: Jest coś w tym, co mówisz, ale u mnie akurat dieta nie przyczyniła się do stanów depresyjnych. Niedoborów witamin nie miałam i nadal nie mam, odżywiam się zdrowo i bezlaktozowo (rzeczona nietolerancja). Witamina D... cóż, odkąd pamiętam zażywam tran w kapsułkach codziennie :) Zdaję sobie sprawę, że lekarz pewnie chciał dobrze, ale niestety nie trafił.

Odpowiedz
avatar annababy97
2 2

Jak bym czytala o sobie...tyle, ze w Norwegi gdzie przebywam...paracetamol pomoze pani...wiec juz nie licze na pomoc..

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@annababy97: szpitale,opieka czy inne zagadnienia związane ze zdrowiem psychicznym,to problem międzynarodowy. W UK,można napisać,że też jest tragedia. Jest za mało specjalistów,są słabo wykształceni. Osoby po próbie samobójczej czekają parę godzin na 15nasto minutową rozmowę z psychiatrą a potem są odsyłane do domu. Ludzi z ciężką,wymagającą hospitalizacji depresją czy innymi zaburzeniami,zachęca się do chodzenia na grupy wsparcia w swoich okolicach. Bo w szpitalach nie ma miejsca i bardzo ciężko się tam dostać. Samych szpitali też jest mało. Ostatnio była wrzawa,bo chorzy muszą przebywać w ośrodkach bardzo odległych od domu. Dziewczyna z anoreksją z Notthingam leczy się w Marchesterze,rodzina i przyjaciele odwiedzają ją raz w tygodniu lub rzadziej,co źle na nią wpływa. BBC trąbi o tym prawie cały czas

Odpowiedz
avatar hanika
0 0

hmmm a jednak tępawy pan doktor miał rację..... :D...czyli jednak nie tępawy :D

Odpowiedz
avatar Russandol
5 5

@hanika: Ale ja nie nazwalam go tępawym, a tęgawym, czyli slusznej postury ;)

Odpowiedz
avatar Doombringerpl
0 0

Mam matkę, która praktycznie od mojego urodzenia walczy z depresją. Niestety w tamtych czasach nie było zbyt wielkiego wyboru leków, tak więc matka jest uzależniona od jednego leku uspokajającego. Próba ograniczenia dawki ostatni się zemściła. Nikt kto nie przeżył depresji nie jest w stanie sobie wyobrazić jak to wygląda. Nawet ten, która żyje kilkanaście lat z osoba chorą. Mała uwaga co do teksu. Zakładam, że leczenie na tyle pomogło, że jesteś w stanie przyjąć krytykę, bo upublicznianie takich historii w internecie jest ryzykiem przy takiej chorobie. Skoro płakać kiedy kot nie chciał siedzieć na kolanach to co będzie kiedy ludzie z czystej złośliwości zaczną pisać, ze to co piszesz to jedna wielka bzdura albo po prostu nabijać się z Ciebie.

Odpowiedz
avatar Russandol
0 0

@Doombringerpl: jestem juz za stara, by przejmowac sie czepliwoscia internetowych trolli, ale dziekuje bardzo za troske :) krytyke ogolnie moge juz przyjmowac na klate, w czym pomoglo leczenie i otoczenie.

Odpowiedz
Udostępnij