Moja mama ma swoją działalność, którą prowadzi zaraz obok naszego domu. Jest to kwiaciarnia. Ja niestety nie odziedziczyłam po niej talentu florystycznego, ale kiedy mama ma więcej pracy lub ma coś innego do załatwienia, to pomagam w interesie. Piekielnych klientów dużo (stałe klientki to w większości starsze panie...), ale postanowiłam opisać sytuację, która zdecydowanie najbardziej mnie wnerwia, a po raz kolejny się zdarzyła mi trzy godziny temu.
Siedzę sobie spokojnie w domu. Chilluje w piękny piątkowy wieczór. Mamy nie ma. Parę minut po 18. Dzwoni telefon. Odbieram przeczuwając, że będzie nieciekawie.
(J): ja
(P): piekielny
(J): Tak, słucham?
(P): Dobry wieczór. Jest mama?
(J): Nie, nie ma.
(P): A gdzie jest?
Przepraszam bardzo, co??? Nie wiem nawet z kim rozmawiam, a gościu mnie wypytuje... Ciśnienie już mi się podnosi.
(J): Czy mam coś przekazać?
(P): Nooooo... tutaj Piekielny, ja chcę jakieś kwiatki. (no co ty?)
(J): Dobrze, mogę przyjąć zamówienie. Na kiedy?
(P): Na dzisiaj!!!
(J): Na dzisiaj?! (godz 18!)
(P): Nooooo tak. 28 kwiatków, bo to na rocznicę. To bym wpadł tak za godzinkę.
Kuźwa, no. Jak już wspomniałam, sytuacja zdarza się nie pierwszy raz. Ludzie myślą, że skoro mieszkamy zaraz koło kwiaciarni, to nie mamy problemu, żeby obsługiwać ich 24/7. OK, rozumiem, jak ktoś zapomni o jakichś urodzinach czy wyskoczy spontaniczny wyjazd i ktoś nie chce jechać z pustymi rękoma, ale kurde bez przesady. Ani żadnego "przepraszam, czy nie byłoby problemu", ani nic. Ja bym chętnie wysłała takich "klientów" daleko, ale mama zawsze mówi, żeby przyjmować, bo każdy grosz się przyda. No OK, lecimy dalej.
(J): No dobrze.... Czyli chciałby pan bukiet, 28 kwiatków. Jakieś konkretne?
(P): Niee, cokolwiek tam macie. Tylko bez zbędnych przystrojeń.
(J): OK, czy nie byłoby problemu, gdyby przyjechał pan ok. godz 20. Myślę, że mama wróci już do domu i coś panu przygotuje.
(P): Ehh.. no dobrze. Tylko muszę coś wymyślić, żeby żona się nie połapała, hehehehee...
(J): OK, to do widzenia.
Telefon do mamy. Nie zdąży wrócić do 20. Kurde. Już żałuję, że przyjęłam to zamówienie. Z dobrego humoru nic nie zostało. Mama zostawia mi instrukcje. Na szczęście dużo towaru, bo Walentynki za dwa dni, więc biorę paczkę świeżych tulipanów, przewiązuję grubą wstążką i jest git. W sumie uważam, że takie skromne, minimalistyczne bukiety są o wiele ładniejsze. A i tak nic innego bym nie wyczarowała z moim talentem... ;)
Godz 20:00.
Przyszedł Piekielny. Podaję mu tulipany. A on się odzywa:
(P): A nie macie nic innego??
Ręce opadają...
kwiaciarnia
Tulpy? Serio?
Odpowiedz@proporczyk: a czemu nie? Pan sobie zażyczył "co kolwiek tam macie".
Odpowiedz@proporczyk: Ja bym z czystej złośliwości zrobił bukiet z żółtych róż, fioletowych irysów, narcyzów lub lawendy. Facet nie zwróci uwagi, a żona prawdopodobnie wpadnie we wściekłość :).
Odpowiedz@Maszin84: czy te kwiaty mają jakieś szczególne znaczenie, które mi umyka? Bo ja tam z irysów, narcyzów czy lawendy całkiem bym się ucieszyła (za różami nie przepadam w ogóle), więc nie wiem, skąd założenie, że żona na pewno wpadłaby we wściekłość? ;)
Odpowiedz@mitzeh: Wiedząc że istnieje coś takiego jak symbolika kwiatów sprawdziłem: http://dolnoslaskie.naszemiasto.pl/artykul/kwiatowy-savoir-vivre-czyli-o-jakich-zasadach-pamietac,1524495,art,t,id,tm.html Według niektórych źródeł żółte róże oznaczają negatywne emocje. Ogólnie trochę zbiłaś mnie z tropu, bo myślałem że kobiety znają tą symbolikę na pamięć, a kupno kwiatów to pole minowe dla faceta.
Odpowiedz@Maszin84: Łee tam. Ja każdy kwiatek przyjmę bez marudzenia. :D
Odpowiedz@Rammsteinowa: Proszsz: http://www.focus.pl/upload/galleries/10/foto-shutterstock-10270_l.jpg
Odpowiedz@Maszin84: Każde kwiatki fajne (prócz tego ze zdjęcia), symbolikę mam gdzieś (i nie mam o niej zielonego pojęcia). Chce coś powiedzieć to niech to zrobi w konwencjonalny sposób, nie kwiatkami!
Odpowiedz@sla: Ok, ale bez przesady. Jestem tolerancyjna, na tyle młoda, że nawet czerwone goździki mi nie przeszkadzają ale z pogrzebowych lilii lub chryzantemy w doniczce raczej bym się nie ucieszyła ;) Za to tulipany uwielbiam!
Odpowiedz@Maszin84: eee, co. Po co mi w ogóle taka wiedza, nie żyjemy w XIX wieku, żeby różne informacje przekazywać za pomocą skomplikowanych kwiatowych kodów ;)
Odpowiedz@inga: Lilie lubię :(.
Odpowiedz@Maszin84: Na balkonie taki mógłby stać, tam by nie capił.;) A chętnie bym takiego przyjęła, lubię ciekawe okazy przyrody.:D
Odpowiedz@Rammsteinowa: Niestety musisz nacieszyć się zdjęciem, nie mam wtyk u przemytników :(. Zawsze mogę dać stokrotkę, ale to na wiosnę. @sla: Ten kwiatek jest brzydki? Mi się podoba, pachnie zapewne pięknie. A moja kobieta też uwielbia lilie. Chyba zejdę do kwiaciarni :). @mitzeh: Jestem podobnego zdania. Dlatego zawsze proszę o dokładkę czarnej polewki u przyszłych niedoszłych teściów.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 lutego 2016 o 9:53
Ja tam lubię tulipany
Odpowiedz@dodolinka: No, 28 tulipanów to całkiem ładny, okazały bukiet. Facet i tak miał szczęście, że nie dostał goździków. ;)
Odpowiedz@eulaliapstryk: a moja mama uwielbia goździki i woli je o wiele bardziej od uznawanych za najpiękniejsze róż. Kobiecie ciężko jest dogodzić, jeśli nie zna się jej upodobań :)
Odpowiedz@eulaliapstryk: a co z goździkami nie tak? Ja bardzo lubię.
OdpowiedzNie dramatyzujesz trochę aby? Jasne, do ułożenia bukietu na którego widok każdy będzie krzyczeć 'wow!', rzeczywiście potrzeba wyobraźni przestrzennej, wyczucia koloru, generalnie zdolności. Ale złożyć sztampowy, ale nadal zupełnie przyzwoicie wyglądający bukiet, to potrafi chyba każdy kierując się kilkoma podstawowymi regułkami. Które mając uzdolnioną florystkę w domu łapie się wręcz przez osmozę? A Ty od razu dramat, cały wieczór zepsuty, bo trzeba było pomóc mamie w realizacji banalnego zamówienia. Kasa na chilloucik z sufitu nie spada.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 lutego 2016 o 23:52
@Kocilla: Niektórzy cenią sobie wolne bardziej od dodatkowej kasy i nie zamierzają pracować 24/7.
Odpowiedz@Kocilla: Ja zrozumiałam to trochę inaczej - autorka nie ma talentu ani wprawy, więc facet mógł liczyć co najwyżej na tulipany przewiązane wstążką. Też myślałam, że ułożenie bukietu to żaden problem - dopóki nie próbowałam związać kilkunastu róż tak, żeby lekko się rozłożyły. Skończyło się wiązaniem kilkunastu kokardek, bo albo stykały się "łebkami", albo opadały pod kątem prostym do reszty bukietu ;)
Odpowiedz@sla: prowadzenie własnego biznesu to często praca na 24/7. Szczególnie w małych firmach rodzinnych.
Odpowiedz@sla: Ale to apparently mała, rodzinna działalność, a rodzina najwyraźniej POTRZEBUJE pieniędzy. Inaczej mama nie wydawałby dyspozycji, żeby takie zamówienia przyjmować, tylko sama olała natrętów. Więc najwyraźniej z punktu widzenia autorki póki mama pracuje po nocy, jest ok, ale jak przypadkiem tak wyszło że ona sama musiała ruszyć rączką (bo matka zwyczajnie nie zdążyła do domu, bywa), to dąs. Serio, dorosła albo dorastająca dziewczyna powinna po prostu rozumieć pewne konieczności życiowe.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 lutego 2016 o 10:25
@Kocilla: Śmieszą mnie ludzie, którzy nie mając o czymś pojęcia, wiedzą wszystko najlepiej. Składałeś kiedyś tak ogromny bukiet? Ja nie. Zresztą, "dąs", jak to nazwałeś, nie wynikł, według mnie, z konieczności "ruszenia rączką", tylko z roszczeniowej postawy klienta. Parę godzin po zamknięciu? No i co, walnij mi 28-kwiatowy bukiet Ale... tylko to macie?". Tobie by się włos na głowie nie zjeżył? Mnie zdenerwowało samo przeczytanie tego. No i przypomniały mi się moje konkursy tańca... Trenowałam też wtedy gimnastykę sportową i niektórzy oczekiwali, że będę skakać tempówki i śruby w układach, najlepiej z miejsca, żeby reszta nie musiała mi drogi torować :)
Odpowiedz@Kocilla Chciałam zwrócić uwagę na postawę pana Piekielnego. Tylko tyle. Ja bym nie mogła dzwonić w godzinach wieczornych i żądać wykonania jakiejś usługi bo tak chcę. Gdyby zadzwonił troche wcześniej w godzinach otwarcia i życzył sobie odebrania w pózniejszym czasie - no problemo. Niektórzy 'zapomnalscy' klienci są bardzo mili, przepraszają, ze przychodzą po godzinach itp. Można? Można! I to już zupełnie inna sytuacja. + Nie mam problemu z "ruszeniem rączką"...
Odpowiedz@Kocilla: Jeśli matka autorki chce pracować nawet po godzinach, by zadowolić klientów - jej wybór, jej sprawa. Jednak autorka wcale nie musi się z tym godzić, wcale nie musi mieć na to ochoty. Nie oznacza to także, że pieniędzy potrzebują - często ludzie godzą się na takie zachowanie klientów po prostu z dobroci (przecież ktoś kwiatków bardzo potrzebuje) lub braku asertywności. Konieczności życiowe? Praca 24/7 nawet przy małej firmie to nie jest konieczność a wybór. Zgodzę się także z przedmówcami - zrobienie bukietu z tylu kwiatków to nie jest takie proste jak się wydaje. Zresztą, sensem historii nie jest już sama praca po godzinach ale niewdzięczność klienta i traktowanie jej jako coś normalnego, coś, co mu się należy. Historii nie byłoby, jakby po prostu podziękował.
Odpowiedz@Kocilla: @dylala: dokładnie. Poza tym ktoś, kto w rodzinnym interesie może ruszyć rączką i się nie znać na temacie (nie musi, każdy ma inne zdolności i zainteresowania), nie dość, że nie pomoże, to może zaszkodzić, bo z braku umiejętności może odwalic taką maniane, że klient więcej nie wróci
Odpowiedz@Kocilla: to "apparently" to dla szpanu, że posługujesz się tak egzotycznym językiem, którego nikt nie zna? LITOŚCI!
OdpowiedzSkoro mama, ma takie podejście że, każdy grosz się przyda, a sytuacja powtarza się nagminnie, proponuję reklamować się jako pogotowie kwiaciarskie. W godzinach pracy ceny normalne, a po godzinach wyższe o kilka złotych. Do tego można kilka gotowych bukietów trzymać kiedy w okolicy jest ślub, bo wiadomo, że na taką okazję to czasami się przyda....... Moja ciotka tak działa (też mieszk prawie w kwiaciarni) i wychodzi na duży plus.
Odpowiedz@Polacca: dobry pomysł! :)
Odpowiedz