Historia Darknesss z piekielną załogą karetki przypomniała mi moją moją własną.
Jak wiecie z poprzedniej historii, mam ciotkę i wujka w podeszłym wieku, a wuj w czerwcu miał wypadek.
Pewnego czerwcowego dnia, mama odbiera telefon od ciotki (aktualnie przebywającej w szpitalu na rehabilitacji) że wujek nie odpowiada na próby kontaktu od dwóch dni i prosi o sprawdzenie, czy coś mu się nie stało. Czym prędzej wyruszyliśmy więc do mieszkania wujka. Na miejscu staliśmy ok. 15 minut pod klatką - światła pogaszone, a domofonu nikt nie odbiera, z telefonem analogiczna sytuacja. Dostaliśmy się do klatki dzięki uprzejmości sąsiadów, jednak drzwi do mieszkania były zamknięte, bo kluczy nikt nam nie dał. Szybka decyzja - jedziemy do ciotki do szpitala. Po odebraniu kluczy znów udajemy się do mieszkania wujka i zastajemy tam widok, którego nikomu nigdy nie życzę ujrzeć.
Wujek leżał na podłodze praktycznie w całości, tylko nogi na łóżku. Oczy wywrócone, majaki (dość często wypowiadał też zdanie "do żadnego szpitala nie jadę"), a w całym domu unosił się zapach moczu. Okazało się, że wujek złamał obojczyk na schodach na łączniku pomiędzy pierwszą a drugą linią metra a leży w ten sposób od wspomnianych dwóch dni.
Nie czekając na nic, mama podniosła telefon i zadzwoniła po karetkę.
Ratownicy w trzyosobowej grupie przyjechali dość szybko i zaczynają badać, wypisywać papiery, itp. Diagnoza była jedna - szpital. Wujek oczywiście znów zaczął się zapierać, że do żadnego szpitala nie jedzie, bo do jutra mu przejdzie, i tak dalej. Po krótkiej chwili takiej dyskusji jeden z ratowników zaczął się wręcz wydzierać na wujka, że jak nie pojedzie to będzie masakra, że chyba zwariował i że założy się z nim, że nie podniesie ręki nad głowę. Wtedy stwierdziłem, że takie coś do niczego nie prowadzi i wkroczyłem do akcji, mówiąc ratownikowi żeby zaczekał w drugim pomieszczeniu, bo znam wujka i w tak gwałtowny sposób sprawy nie załatwimy.
Kiedy zostałem sam, zacząłem spokojnie mówić, że w szpitalu nie spędzi dużo czasu, że zrobią mu tylko najpotrzebniejsze badania i że szybko wypiszą go do domu - ogólnie, mówiłem w taki sposób, w jaki należy się zwracać do osiemdziesięciolatka, któremu stała się krzywda, a w dodatku jest kompletnie odwodniony i kolokwialnie mówiąc - bredzi. Kiedy już udało mi się nawiązać nić porozumienia i byłem naprawdę blisko przekonania wujka, by jednak wsiadł do karetki do pokoju wparował ten sam ratownik z krzykiem: "NO I CO? JUŻ PAN ZMĄDRZAŁEŚ? JEDZIEMY CZY NIE?". Rzecz jasna, na takie dictum moje przekonania poszły się kochać, wujek znów powrócił do swojego uporu i do szpitala nie pojechał.
Koniec tej historii jest taki, że spędziłem z wujkiem całą noc, a następnego dnia pojechałem do szpitala po ciotkę, która wypisała się na własne życzenie. Dopiero ona nakłoniła wujka na udanie się do szpitala. Przyjechała prywatna karetka, zabrała wujka, w szpitalu założyli mu gips i po paru badaniach zwolnili go do domu, do którego także przywiozła go karetka.
Drodzy ratownicy, prośba - nawet jeżeli jesteście wykończeni i miewacie czasami momenty, gdy macie dość swojej pracy, czasami posłuchajcie członków rodziny chorego. Obie strony mają w ten sposób szansę na oszczędzenie sobie dodatkowych nerwów.
słuzba_zdrowia
Brutalna prawda jest taka, że ratownicy są od ratowania tych, co chcą żyć, a faceta należało przekonać przed wezwaniem karetki, nie po. Karetek jest mało, mają lepsze rzeczy do roboty niż stać i czekać aż się pacjent z rodziną dogada. A jak starszy człowiek sam o sobie decydować nie może to się pokazuje ratownikom papier o ubezwłasnowolnieniu i problem z głowy, najwyżej pacjent dostanie zastrzyk uspokajający żeby się nie stawiał.
Odpowiedz@bloodcarver: Dokładnie tak. Zamiast ratować komuś życie przekonują staruszka do jazdy do szpitala. A jeśli w tym czasie karetka była potrzebna w innym miejscu? Tracili tylko czas. Ot co.
OdpowiedzRozumiem Twoje żale, ale rozumiem też ratowników. Tak jak napisałaś, na pewno są wykończeni, a do tego pewnie mają świadomość ile aktywnych karetek jest w rejonie. Wydaje mi się, że zamiast tracić czas na przekonywanie starszego pana, żeby wsiadł do karetki, mogliby zdążyć uratować kogoś innego. Poza tym nie wiem jak z tym jest, ale skoro pacjent nie zgadzał się na zabranie do szpitala, to chyba nie musieli go zabierać.
Odpowiedz@Bryanka: Ba, bez zgody (lub papierów o ubezwłasnowolnieniu) NIE MIELI PRAWA go zabrać. Tylko nieprzytomnych można bez zgody. Ew takich z ewidentnym urazem głowy, co nawet jeśli coś tam gadają, to można ich uznać za w sumie nieprzytomnych.
OdpowiedzTak jak poprzednicy napisali, karetek jest mało, a z pacjentem, wiedząc że jest uparty trzeba było się dogadać wcześniej, a nie po przyjeździe Zespołu Ratownictwa Medycznego. Zwłaszcza że wiecie że jest uparty. Jeżeli pacjent jest dorosły i jest w logicznym kontakcie ma prawo nie wyrazić zgody na badanie, przewóz do szpitala itp. Naprawdę Ratownicy nie są od długich negocjacji z upartymi pacjentami, jeśli nie chce to nic na siłę. Co do słuchania rodziny działa to też w drugą stronę. Droga rodzino chorego słuchajcie co do Was mówią członkowie ZRM, a obie strony wyjdą na tym in plus. Z ratowniczym pozdrowieniem Mateusz
OdpowiedzRozumiem, ciężka praca, niemałe poświęcenie, ale znając paru ratowników, darcie japy na pacjenta dopuszczalne nie jest. Piekielnosc po obydwu stronach, wiedzieli na jaki zawód sie piszą, w ryzach emocje powinni trzymac nie ze względu na pacjentów ale na siebie. Jak ktos daje upust swoim emocjom, to może popełnić błąd.
OdpowiedzSzpital, straszna choroba.
OdpowiedzTak jak napisali poprzednicy : ktoś w tym momencie mógł mieć zawał, mógł być jakiś wypadek samochodowy, a ratownicy siedzą w pokoju i czekaja na rozwój wydarzeń. I tak trafiliście na łagodnych, inni pewnie na samo hasło "nie jadę !" by się odwrócili i wyszli. Trzeba było jeszcze im po kawce zrobić...
OdpowiedzPiekielny to jest tutaj twoj wujek, a nie ratownicy. Nikt sie z doroslym chlopem cackal nie bedzie, nie to nie. Sa inne zycia do uratowania.
OdpowiedzZłą techniką jest wzywanie karetki na zasadzie "Jak już przyjadą to go/ją jakoś przekonam". Większość starszych osób właśnie na widok ratowników będących niejako unaocznieniem słowa "szpital" zaczyna protestować ze zdwojoną energią i nici z wyjazdu. Przekonywać należy przed wezwaniem, opisać sytuację, która będzie miała miejsce ("Pojedziesz na Izbę Przyjęć, tam zrobią ci badania i może nie będzie konieczności, żebyś zostawał w szpitalu") podkreślając fakt, że chory na każdym etapie leczenia będzie mógł się rozmyślić. Wiele starszych osób nadal widzi szpital jako swoistego rodzaju więzienie, z którego jak się już tam znajdzie to się już nie wychodzi. I jeszcze co do "krzyku" ratownika. Oczywiście krzyczeć na pacjenta nie powinien, ale spora ilość starszych ludzi jest jak dzieci. Łagodne przekonywanie i namowy traktuje jako niezobowiązujące (można się zastosować, ale można i nie i "skoro tak spokojnie przekonuje to pewnie nic wielkiego się nie stanie jeśli nie pojadę..."). Dopiero konkretne przedstawienie sprawy (przez wielu członków rodziny odbierane jako "krzyk na pacjenta") skutkuje decyzją.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2016 o 6:53
Jak wuj od 2 dni " tylko nogi na łóżku. Oczy wywrócone, majaki", to naturalnie konieczne bylo uznanie go jako niezdolnego do podjecia sensownej decyzji o rodzaju terapii i uskutecznic, co dla niego bylo subjektywnie przypuszczalnie najlepsze. Biedni ratujacy, ktorzy musza jeszcze zmagac sie z ludzmi niespelna rozumu, broniacymi sie z calej sily przed pomoca, jakby nie mieli juz dosyc ciezkiej i odpowiedzialnej pracy.
Odpowiedz